Nie lubię, kiedy robi się mnie w balona. Rok wilkołaka to zrobił. Właściwie to nie on, ani nawet Stepehen King, tylko żądne kasy wydawnictwa, ponieważ w cenie normalnej książki dostajemy powyrywane kartki z kalendarza (dosłownie). Recenzja ta będzie krótka i rzeczowa, bowiem nie za bardzo jest o czym pisać – tak więc nie przedłużając zapraszam do recenzji.
Jestem czytelnikiem, który uważa, że wszystkie dobre książki już zostały napisane. Słusznie lub nie – takie jest moje zdanie i go nie zmienię. Przy wyborze nowości nie spodziewam się, że odkryję nowego Tołstoja, ale też uważam, że książka powinna dawać mi frajdę. Nie jestem w stanie śledzić każdej książki, która jest wydawana na nowo ze względu na inne zajęcia, więc gdy otrzymałem propozycję zrecenzowania Roku wilkołaka, który pierwotnie został wydany w 1983, ucieszyłem się i… skonfundowałem. Bardzo lubię Kinga, lecz o tej książce nigdy nie słyszałem. Musiała mi gdzieś umknąć – pomyślałem i oczekiwałem na przesyłkę. Gdy dotarła, moje zdziwienie przerodziło się w podejrzliwość – co to, kurde jest? Cieniutka, licząca zaledwie 125 stron książka, z czego jedna trzecia to puste strony i obrazki?
Usiadłem i przeczytałem to ,,dzieło” w godzinę w pociągu. Rzecz dzieje się w małym miasteczku Tarker`s Mills, które nawiedza wilkołak. Schemat może i oklepany, ale znając Kinga, miałem nadzieję, że będzie to skondensowana piącha literatury, która sprzeda mi fangę w nos, oszołomi i jeszcze bardziej utwierdzi w przekonaniu, że profesjonalne pisarstwo nie jest dla mnie. Książka jest podzielona aż na dwanaście rozdziałów, które dzieją się w kolejnych miesiącach roku. Przez pierwsze pół roku nie dzieje się nic – czytelnik otrzymuje opis mordu mieszkańca miasteczka i właściwie to tyle. Potem, jak to u Kinga, pojawia się chłopiec z niepełnosprawnościami, w tym wypadu jeżdżący na wózku Marty`ego, który przeżywa spotkanie z upiornym wilkołakiem i koniec końców, udaje mu się pokonać bestię z koszmarów.
Największą zagadką było dla mnie to, dlaczego ta książka jest tak krótka i taka… bezbarwna? Nie czułem nic do żadnej postaci, kibicowałem bardziej wilkołakowi, żeby wszystkich pożarł. Rozwiązanie zagadki przyszło nieco później, kiedy poszperałem trochę na temat Roku wilkołaka. Otóż pierwotnie Stephen King wpadł na pomysł… kalendarza, gdzie za kartą każdego miesiąca czekałaby na nas krótka opowiastka, łącząca się w całość po roku. Jakimś cudem (naprawdę) pomysł okazał się klapą i ten eksperyment, bo inaczej nie mogę go nazwać, pojawił się w postaci książki. Książki cienkiej, nudnej nie wartej czasu czytelnika, która powinna zostać zapomniana.
Przede wszystkim jednak nie powinna udawać pełnoprawnej książki, gdyż bardziej przypomina zlepek niepołączonych scenek podczas treningu warsztatowego pisarza ze średnim talentem. Na pierwszej stronie oraz z tyłu okładki powinna znajdować się adnotacja, że tekst ten jest jedynie eksperymentem–niewypałem i powinien być traktowany w ramach ciekawostki dla fanów Stephena Kinga, lecz takiej informacji nigdzie nie uświadczymy. Rok wilkołaka jawi mi się jako pułapka na nieświadomych klientów, którzy kupią tę pozycję, ponieważ będzie tam nazwisko najsłynniejszego pisarza grozy.
Gdybym był złośliwy, wystawiłbym jedynkę i zamknął temat i więcej nie wracał. nie zrobię tego jedynie, ponieważ znalazło się tam kilka ciekawych metafor, akcja jest szybka i w sumie godzina na przeczytanie Roku wilkołaka śmignęła mi jak strzała, więc nie musiałem się z nią długo męczyć. To, co świadczy o tej książce najbardziej, niech będzie fakt, że za największy plus uważam ilustracje Bernie`go Wrightsona.
Książka tylko dla najwierniejszych fanów Kinga, aby uzupełnić swoją kolekcję.
Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.