Rzeki, których nie ma

Historie zgubionych rzek – Maciej Robert – Rzeki, których nie ma

Rzeka, jaka jest każdy widzi. Pozornie. Dzięki lekturze książki Rzeki, których nie ma dowiadujemy się, jak niewiele o nich wiemy i jak przedmiotowo traktujemy. Autor skupia bowiem swoją i naszą uwagę na rzekach, których chętnie odwracamy wzrok, bo nie są ani piękne, ani potężne, za to często cuchną, są wtłoczone w beton lub nie myślimy o nich wcale, bo nawet nie wiemy, że kiedyś płynęły przez nasze miasto. Rzeki, których nie ma to książka pod wieloma względami wyjątkowa na polskim rynku wydawniczym. Jej autor, Maciej Robert jest człowiekiem o wielu talentach. Pisarz, reporter i poeta, w swoim najnowszym reportażu pochylił się i wziął w obronę rzeki – dewastowane, okiełznane, wykorzystywane, trute, już nieistniejące. Przy czym nie skupia się na głośnych w ostatnim czasie, medialnych sprawach, lecz zwraca naszą uwagę na rzeki niewielkie, zapomniane, zabudowane, wyschnięte, zdegradowane. Rzeki, które nie są atrakcyjne turystycznie, które nie trafią do przewodników, nad którymi nie sposób się zrelaksować. Autor wybiera te rzeki, od których najchętniej odwrócilibyśmy wzrok, które są dla nas jak wyrzut sumienia, o których chętnie zapominamy. A Maciej Robert z poetycką wrażliwością i reporterską dociekliwością opisuje nam historie ich degradacji i upodlenia, wyjaśnia jak to się stało, że bezpowrotnie znikły z naszego krajobrazu i naszej pamięci. I ile wraz z nimi utraciliśmy, jako jednostki i jako społeczności.

Autor jest pochodzącym z Łodzi dziennikarzem kulturalnym i krytykiem literackim oraz poetą. Oraz – jak się okazuje – człowiekiem znakomicie rozeznanym hydrologicznie. Jest pasjonatem polskich rzek, znakomicie zorientowanym w ogromie dziedzictwa, zarówno przyrodniczego, jak i kulturowego, jakie tworzą rzeczne ekosystemy i twórcą wrażliwym na ich przyszłość, splecioną nierozerwalnie z naszą egzystencją.

Fakt, że Maciej Robert pochodzi właśnie z Łodzi – miasta, przez które nie płynie przecież żadna rzeka, ma, według mnie, znaczenie wręcz konstytucyjne dla jego książkowej historii. Fakt, że z taką wrażliwością pochyla się nad kondycją polskich rzek. zwłaszcza tych maleńkich i pozornie nieistotnych, może wynikać właśnie z faktu pochodzenie z miasta, w którym rzeki zostały przez człowieka i jego działalność zamordowane. Okazuje się bowiem, że nasza wiedza o Łodzi jako mieście bezrzecznym jest co najmniej dyskusyjna. Z lektury dowiemy się, że pisarz pamięta płynącą jeszcze w jego dzieciństwie rzekę Łódkę, nazywaną przez mieszkańców – jak pewnie wiele innych małych rzeczek czy strumieni w kraju nad dumną Wisłą – Smródką. Strumyk nazywany Smródką płynął i w moim mieście, a dzięki położonym w jego sąsiedztwie zakładam drobiarskim regularnie zyskiwała ów specyficzny aromat, któremu zawdzięczał swoją nazwę. Później strumyk został zabetonowany i podobno płynie teraz pod ziemią, ukryty przed ludzkim wzrokiem.

Równie smutny los spotkał łódzką Smródkę, która podobnie jak pozostałych około dwudziestu cieków wodnych płynących przez Łódź, zostało ukrytych głęboko pod ziemią. Niestety – jak dowiadujemy się z książki – łódzkie rzeki w zdecydowanej większości zostały potraktowane przez człowieka i rewolucję przemysłową bezlitośnie. Zdewastował je zwłaszcza przemysł tekstylny, któremu wszak Łódź swego czasu zawdzięczała imponujący rozwój i bogactwo.

Maciej Robert pisze o rzekach z czułością. Antropomorfizuje je. Szuka dla nich ratunku. Dowodzi, że nadanie im statusu osobowości prawnej mogłoby znacznie polepszyć ich los. Podobne rozwiązania wprowadzono już chociażby w Australii, Kanadzie, kilku krajach Ameryki Południowej.Przekonuje, jak ważnym elementem krajobrazu są, zarówno tego przyrodniczego, jak i kulturowego. Przytacza lektury i twórców, dla których były równie ważne – twórczość Olgi Tokarczuk, Półbaśnie Tadeusza Nowaka, Grzegorza Strumyka i jego powieść Łzy, Adama Robińskiego i tekst Pamiętaj o rzekach. Przywołuje też zakochanego w Narwii Wiktora Gomulickiego, czy wreszcie Tomasza Różyckiego i w tomie esejów Próba ognia. Błędna kartografia Europy, poetę Stanisława Czycza, Czesława Miłosza. Fundamentalną lekturą jest tu książka Nad rzeką niemieckiej pisarki Esther Kinsky. Postuluje nadanie rzekom osobowości prawnej.

Przedstawia czytelnikom aktywistów, obrońców przyrody, działaczy, opowiada o akcjach artystów, happeningach i innej aktywności artystycznej, której celem jest wzbudzenie zainteresowania polskimi rzekami szerszej publiczności.

Pisząc o tym wszystkim autor posługuje się przejrzystym, przystępnym stylem, które nie zaciemnia i nie komplikuje niepotrzebnie wywodu. Nie dostajemy więc do rąk kolejnej pseudonaukowej wariacji, lecz głęboko humanistyczny esej rozbudowany do książkowych rozmiarów, przejmująco opowiadający o naszym dziedzictwie, które już niebawem może być obecne jedynie w miejskich legendach i akademickich podręcznikach.

Fot. Wydawnictwo Czarne


Przeczytaj także:

Recenzja książki Wymyślone miasto Lwów

Rzeki, których nie ma

Overview

Ocena
7 / 10
7

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *