S.P.Q.R. – Autokrator – „Autokrator” [recenzja]

Francuzi z Autokrator postanowili w warstwie lirycznej opisać dosadnie czasy starożytnego Cesarstwa Rzymskiego w apogeum jego rozwoju. W dodatku zaproponowali muzykę, która chyba najlepiej pasuje do mrocznych, brutalnych, pełnych rozlewu krwi i przemocy czasów.

Autokrator wszedł z przytupem w świat muzyki ekstremalnej, od razu usadawiając się w skrajnych czeluściach gatunku. Trzydzieści trzy minuty dźwięków zaproponowanych przez zespół to mieszanka death, drone i industrial metalu. Mieszanka to brutalna, nieokiełznana i ciężkostrawna bowiem brzmienie zdaje się, że jest celowo niechlujne, nieczytelne, z nakładkami rozmazującymi dźwięki poszczególnych instrumentów. Bębny tłuką się gdzieś w tle, mają mocno industrialne brzmienie, gitary natomiast rzężą, a bas jest niesamowicie przesterowany. Grobowy growl pobrzmiewa tu i ówdzie.

Niełatwy to do przyswojenia zbiór kompozycji i potrzeba wiele czasu, aby jakkolwiek docenić tę muzykę. Chociaż przyznam szczerze, że gdy widzę oczyma wyobraźni sceny z niektórych momentów historii starożytnego Rzymu, to stylistyka Autokratora jest jak najbardziej uzasadniona i pasująca. Należy tę muzykę przyjmować do świadomości całościowo, koniecznie z tekstami przed oczyma, i wtedy Autokrator odkrywa drugie dno, jeszcze bardziej ekstremalne.

Szczerze mówiąc, brzmienie spowodowało, że kompozycje, szczególnie te będące tradycjnym death metalowym łojeniem, są bardzo podobne. Tyczy się to takich utworów jak, z początku powolny, a potem atakujący słuchacza zabójczymi przyspieszeniami, The Tenth Persecution czy dosłownie bliźniacze The Filth Pig of Rome Qualis Artifex Pereo. Jednak Autokrator kombinuje z klimatem w innych kompozycjach takich jak Exsuperator, który pod koniec, potężnymi dźwiękami, wprowadza iście apokaliptyczny klimat. Oddechem od przytłaczających brzmień jest również utwór tytułowy, w którym słyszymy czyjeś przemówienie do wojennych rytmów i plam syntezatora. Tak samo jest w przypadku kończącego, czysto drone metalowego z brudną elektroniką Optimus Princeps; wyróżnia się ten utwór właśnie odmiennym od większości kompozycji brzmieniem.

Mnie, jako historyka z zawodu, szczerze zainteresowały teksty, które pomimo bezkompromisowej formy są kapitalne. Mamy  między innymi wspomniane czasy Dioklecjana: Ruling with the four edicts/A bloody ruthless tetrarchy/Prohibiting Christians to worship/Liturgical books were destructed – tak przecież było. Ogólnie rzecz biorąc, każdy utwór ma swojego lirycznego bohatera i przeważnie nie są to miłe postacie, ponieważ cesarze jak Kaligula, Kommodus, Neron czy Karakalla byli znani z sadyzmu, brutalności w rozprawianiu się z jakimikolwiek wrogami, szczególnie chrześcijanami. Każdego też charakteryzowała prawdopodobna choroba psychiczna, która była powodem ich szaleństw. Dostało się też Messalinie (trzecia żona cesarza Klaudiusza): In the house of ill repute/Messalina/In the house of voyeuristic pleasure/Candaulism/Decadence and perversion/Depravatio/A mistress drowned by the excess/Nymphomaniac/Imperial Whore – no cóż… kolejny raz powiem, że tak właśnie było.

Gdyby nie to męczące, dudniące brzmienie to byłaby to doskonała lekcja historii starożytnego Rzymu, być może, podkreślam – być może, z niebanalną, wciągającą muzyką. Mimo, że te chore, duszne dźwięki pasują doskonale do opisywanych wydarzeń i osób, debiut Autokratora na dłuższą metę niestety męczy. A szkoda, bo potencjał jest, i to duży, i mam nadzieje, że zostanie on wykorzystany w pełni na kolejnej płycie.

Fot.: Godz ov War/Third Eye Temple.

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *