Sheri S. Tepper

Człowiek jak źdźbło trawy – Sheri S. Tepper – „Trawa” [recenzja]

Człowiek to przedziwna istota. Stawia się na piedestale, dumnie stoi na szczycie piramidy gatunkowej i uważa się za najinteligentniejszą istotę stworzoną na podobieństwo Boga. Historia ludzkości ukazuje jednak prawdę zgoła odmienną. Człowiek to podły gatunek, nastawiony na samozagładę oraz niszczenie wszystkiego wokół siebie. A kimże jesteśmy według Sheri Stewart Tepper? Zaledwie źdźbłem trawy, niewiele znaczącym w porządku wszechświata. Brutalne? Prawdopodobnie. Jednak z nieskrywaną radością przyznaję, że poglądy, jakie zawarła w Trawie amerykańska autorka są mi niezwykle bliskie, a lektura książki, która jest dopiero pierwszym tomem trylogii Arbaiów sprawiła mi przyjemność oraz intelektualną ucztę.

W wyniku przeludnienia planety Terra ludzkość zmuszona jest poszukać innych – możliwych do zamieszkania. Ekspansja objęła wiele z nich i dość szybko okazało się, że człowiek wcale nie jest szczytowym gatunkiem w historii wszechświata. Jednym z globów posiadających warunki sprzyjające człowiekowi okazała się Trawa, nazwana tak z prozaicznej przyczyny, bowiem praktycznie na całej swojej powierzchni pokryta jest rozmaitymi gatunkami traw – od niskich, zielonych i przypominających ziemskie, po wielobarwne, tęczowe wręcz, bujne trawostany, po wysokie, grube niczym gałęzie trawiaste skupiska. To tutaj, wiele pokoleń temu osiedlili się ludzie, którzy podzielili się na szlacheckie rodziny i zajęli przynajmniej połowę planety na własny użytek. Poza kilkunastoma rodami Bonów (jak każą się tytułować) Trawę zamieszkują mieszkańcy Wspólnoty – miasta portowego, będącego swoistym centrum, oraz Zieloni Bracia – zakonnicy będący przedstawicielami Świętości, zajmujący się badaniem fauny i flory na Trawie oraz odkrywający ruiny miast Arbaiów.

To właśnie Świętość – religijny odłam nowego, międzyplanetarnego świata – sprawująca kontrolę nad większością populacji usilnie szuka rozwiązania kolejnego problemu trapiącego ludzkość. Otóż od jakiegoś czasu po całym wszechświecie rozprzestrzenia się zaraza dzięsiątkująca rasę ludzką, a Trawa jest ponoć jedyną planetą odporną na działanie śmiercionośnego wirusa. W związku z tym największy Hierarcha (będący kimś pomiędzy papieżem a prezydentem) wysyła na ściśle tajną misję małżeństwo Marjorie Westriding Yrarier oraz Rigo Yrariera wraz z dziećmi, by zbadali tajemnicę tej niezwykłej planety. Sprawa jest jednak delikatna, ponieważ nowa religia ma potężnych wrogów, a Bonowie nie pałają sympatią do jakichkolwiek przedstawicieli Świętości. W związku z tym, Marjorie oraz jej rodzina muszą wkupić się w łaski Bonów, którzy zgodnie ze starymi tradycjami, w głównej mierze spędzają czas na Polowaniu. Polowanie to jeden z istotniejszych elementów życia Trawiańczyków – dzieci od maleńkości są uczone na specjalnych symulatorach, by już jako nastolatkowie uczestniczyć w Polowaniu. Owa forma rozrywki polega na dosiadaniu Hippae (sporych rozmiarów koniopodobnych stworzeniach) i wraz ze wspomagającymi jeźdźców Ogarami (podobnymi do psów, jednak znacznie większych istot) tropić i zabijać Lisy (również wyglądające inaczej niż te ziemskie).  Im bardziej Marjorie poznaje zwyczaje tutejszych ludzi oraz im więcej tajemnic odkrywa, tym bardziej przerażająca prawda wyłania się spomiędzy źdźbeł traw…

Sheri S. Tepper udało się osiągnąć kilka istotnych dla pisarza rzeczy. Wymieńmy je zatem po kolei: Stworzyła wiarygodny świat, w którym najdrobniejsze, nawet te banalne czynniki, zostały w odpowiednich miejscach zaakcentowane, dzięki czemu czytelnik nie ma problemu z uwierzeniem w to, co czyta. Wykreowała dość pokaźną ilość postaci, sprawiając przy tym, że praktycznie każda, nawet ta lekko zarysowana, ma jakąś cechę charakterystyczną tylko dla niej, i co ważniejsze – w Trawie każde indywiduum ma jakiś – mniejszy lub większy – cel, który prędzej czy później autorka ujawni. To duży plus, bo sporo jest powieści, w których bohaterowie dalszego planu spychani są do roli przysłowiowych statystów, a u Sheri S. Tepper nawet postać, która pojawia się na dwudziestu stronach powieści potrafi czytelnika porządnie zirytować i zostawić swój ślad w pamięci. Zaczarowała swoim barwnym i przyjemnym w odbiorze stylem, który – choć początkowo jest niełatwy dla czytelnika – sprawia, że przez Trawę przepływa się niczym wiatr po bujnej trawie latem. Co prawda tej niemal pięćset stronicowej książki nie czyta się w zastraszającym tempie, ale po każdej, nawet kilkunastominutowej podróży do powieści, czytelnik wychodzi z uśmiechem na twarzy. Oraz, rzecz jasna, autorce udało się osiągnąć najważniejsze, ale na to potrzeba mi osobnego akapitu (lub dwóch).

Problematyka Trawy Sheri S. Tepper dosłownie powala. Niby jest to banał, poruszany w mniejszym lub większym stopniu przez średnio co czwartą książkę, jednak tak mądrze przemyconych przemyśleń na temat kondycji ludzkości nie miałem okazji czytać dawno. Pod jakimś względem powieść amerykańskiej autorki kojarzy mi się z Nakręcaną dziewczyną Paolo Bacigalupiego. Przejdę jednak do sedna. Zagadnienia dotyczące wiary, ludzkiej głupoty, arogancji, ignorancji, butności, pychy, pokuty, lojalności, przyjaźni i oddaniu to główne elementy Trawy i autorka w przepyszny sposób wszystko ze sobą łączy, tworząc coś, co tylko nielicznym pisarzom dane jest osiągnąć. Czytelnik ani nie zostaje zarzucony morałami rodem z godziny wychowawczej, ani nie odczuwa tak częstego wrażenia desperacji pisarza, który za wszelką cenę chce wepchnąć nam do głów swoje mądrości. Sheri S. Tepper jest w swoich sądach niezwykle brutalna i bezlitosna, ale przy tym subtelna i wysmakowana, pozostawia bowiem miejsce na własną interpretację i podejście do poruszanych tematów.

Głównym problemem poruszanym w Trawie jest wiara i związane z nią sprawy – takie jak grzech, odkupienie, pokuta, pielgrzymka, fanatyzm. Autorka wielokrotnie ukazuje błędy w ludzkim pojmowaniu wiary oraz zaślepieniu na ten element naszego życia, jednak konstruuje swoją powieść tak, że zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy jakiejkolwiek religii nie będą w stanie jej niczego zarzucić, bowiem pisarka staje raz z jednej strony i sygnalizuje pewne przemyślenia, by kilkadziesiąt stron później stanąć po stronie przeciwnej i pokazać odmienny punkt widzenia. Jedynym faktycznie potępionym elementem jest człowieczeństwo. Obraz wyłaniający się z powieści Tepper jest depresyjny, acz boleśnie prawdziwy. Mimo iż planeta, na której dzieje się akcja, jest wielobarwna i pełna życia, to kiedy przychodzi do opisania kondycji ludzkości, dominują ponure barwy. Mnie takie spojrzenie na ludzkość bardzo odpowiada. Oczywiście autorce można zarzucić cynizm, ale z drugiej strony – po takiej ilości ludzkiej brutalności, bezwzględności i głupoty nie sposób odmówić jej chociaż części racji. Żeby nie było tak skrajnie mrocznie, pojawiają się w pierwszej części trylogii Arbaiów jasne punkty dotyczące człowieka i to one, nadając kontrast, zauważalne są najmocniej. Mnie osobiście ujął fragment, który pozwolę sobie zacytować. Od razu powiem, że nie jest to jakikolwiek spoiler!

„Warto wiedzieć, że jest ktoś skłonny zaryzykować życie dla innych. Warto wiedzieć, że ludzie są lojalni. Warto wiedzieć, że przyjaźń może przekraczać granice ras.”[1]

Powyższe zdanie może nie ma tak wielkiej siły dla tych, którzy nie mieli okazji zetknąć się jeszcze z Trawą. Gwarantuję jednak, że ten prosty cytat będzie jednym z tych, który wyryje Wam się w umysłach zaraz po przeczytaniu książki Sheri S. Tepper.

Niezwykle się cieszę, że wydawnictwo MAG podjęło ryzyko i wydało jako jedną z otwierających swój nowy cykl Artefakty właśnie Trawę Sheri S. Tepper. Mam oczywiście ogromną nadzieję, że pozostałe dwa tomy również ukażą się nakładem tej serii.  Bo chociaż nie jest to powieść science fiction w pojmowanym przez ogół znaczeniu, to jej siła tkwi właśnie w problematyce i przekazanych wartościach, niekoniecznie zaś w czasie czy miejscu akcji. Nie wspomniałem o okładce, która zasługuje na wyróżnienie. Świetnie oddaje ducha książki i po prostu – przyjemnie się ją ogląda. Na szczęście w tym wypadku nie tylko okładka i wydanie są porządne, bo wydana po par pierwszy 25 lat temu powieść jest lekturą wymagającą, miejscami strasznie smutną i przerażającą, miejscami pozytywną i dającą nadzieję, ale niezmiennie zajmującą. Przyznam szczerze, że pierwszy raz od kilku lat mam tak, że po przeczytaniu powieści mam ochotę otworzyć ją od pierwszej strony i zacząć czytać znaną mi historię raz jeszcze.

[1]  Sheri S. Tepper „Trawa” [str. 462]

Fot: Wydawnictwo MAG

Sheri S. Tepper

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *