shuggie bain

Przypadkowy klaun – Douglas Stuart – „Shuggie Bain” [recenzja]

Na pierwszej stronie, zaraz po otwarciu okładki, moim oczom ukazuje się klaun. Jest kolorowy i błyszczący, choć reszta książki niczym nie różni się od typowych publikacji dla dorosłych czytelników. Ot, zwykle białe strony z czarnym drukiem. Klaun tu nie pasuje, wyraźnie odznacza się na tle białej strony. Nijak ma się również do poważnej, dramatycznej fabuły. Tego klauna przykleiła, nie wiem kiedy, moja córka, ale to, jak się tam znalazł, nie jest w ogóle ważne. Ważne jest natomiast to, jak bardzo, w całym swoim kontraście i niedopasowaniu i przypadkowości pojawienia się, po głębszym zastanowieniu, oddaje on ducha książki Douglasa Stuarta. Ducha Agnes Bain. Ducha jej syna, pod którego imieniem i nazwiskiem, które jest tytułem powieści, szyderczo, a może po prostu smutno, uśmiecha się kolorowy, błyszczący klaun.

Najpierw poznajemy szesnastoletniego Shuggiego Baina, ale to tylko z pozoru niewinny wybieg autora, bo już za chwilę porzucamy mieszkającego samotnie nastolatka, by spotkać się z jego kilkuletnią wersją, a potem poznać jego rodzeństwo, ojca i matkę – Agnes Bain. Matkę, której na zmianę będziemy współczuć i nienawidzić. Matkę, która w roli tej, roli matki, zawiodła na całej lini. Nie potrafiąc zadbać o siebie, zaniedbała także swoje dzieci, które po kolei odchodziły od niej, wyrzucane z domu przez pragnienie wyrwania się z beznadziei lub bezpośrednio przez nią – zamroczoną alkoholem, przyciśniętą do muru przez pragnienie i amok. Wybieg, bo przez niemal całą lekturę wydaje nam się, że to nie tytułowy Shuggie jest głównym bohaterem opowieści, ale właśnie Agnes. Zresztą okazuje się to po części prawdą. Powieść Stuarta jest opowieścią o Agnes Bain. Ale także o Shuggiem Bainie. A ponieważ z czasem wszystkie błędy kobiety wpływają już tylko na życie jej syna – to on staje się mimowolnie centralną postacią opowieści snutej przez zapijaczone usta. Opowieści o beznadziei, głodzie, wstydzie, poczuciu dumy hodowanej mimo wszystko i na przekór wszystkiemu, smrodzie, ubóstwie, zdradzie, porzuceniu, inności, która odbiera radość z życia, i ludziach, którzy się nie zmieniają, choć bardzo byśmy tego chcieli.

Agnes Bain wyróżnia się spośród innych kobiet w okolicy lub gdziekolwiek się pojawi. Wyróżnia się nie tylko urodą, ale także zachowaniem, dumą, jaka od niej bije. Agnes wie, że jest lepsza od innych, i nie kryje się z tą wiedzą. Na kobiety zazwyczaj działa ona drażniąco, na mężczyzn rzecz jasna jak magnes. Kobieta mogła mieć spokojne, stabilne życie u boku może mało atrakcyjnego męża, ale za to przykładnego katolika i dbającego o dom i porządne zarobki. Jednak dla Agnes zawsze czegoś jest za mało, czy wręcz – wszystkiego jest za mało. Nie dla niej nudny mąż i nudne życie. Przecież jest piękna, młoda i atrakcyjna. Należy jej się docenienie jej wartości. Jej ciało i dusza nie mogą się marnować. Mimo więc, że Agnes ma dwójkę małych dzieci, Catherine i Leeka, pewnego dnia pakuje walizkę, potomstwo i odjeżdża w siną dal wraz ze swoim nowym ukochanym, który powiedzie ją ku lepszemu życiu – przynajmniej w jej mniemaniu. Odjeżdża z Shuggiem. Ze Starym Shuggiem, który już niedługo zostaje ojcem malutkiego Shuggiego Baina. Smutnego chłopca, który do końca życia swej matki będzie wyciągał ją ze skraju przepaści, podświadomie wiedząc, że droga do niej jest jedyną, jaką kobieta zna. Jedyną, do jakiej nie potrzebuje eskorty, choć i tak ją otrzymuje.

Shuggie Bain to powieść, która zaskakuje na wielu poziomach – zarówno poziomem beznadziei, który wyziera z każdej strony, każdego rozdziału, jak i językiem, jakiego ryzykownie używa autor, kiedy oddaje głos swoim bohaterom. Jest to język prosty, pospolity, użytkowy, taki, który kojarzy nam się z ludźmi nie tyle niewykształconymi, bo wykształcenie lub jego brak nie mają tu nic do rzeczy, ile na tyle zmęczonymi życiem, że po prostu zdają się dopasowywać styl wysławiania się do warunków, w jakich żyją, i do stanu, w jakim się znajdują. Nie chce im się starać, bo w świecie, w jakim żyją, starania nic nie dają. Shuggie Bain to powieść o ludziach, którzy nie pamiętają już, jak to jest mieć nadzieję. Stanem całkowicie normalnym jest dla nich bezrobocie, stanie w kolejce po zasiłek, wydanie tegoż na alkohol; normalne są dla nich głodne dzieci, zdradzający mężowie, zmęczone twarze. Dla większości z nich jedynie syk towarzyszący otwieraniu puszki z piwem jest czymś, co pobudza ich do życia. Otrzeźwia umysł i ciało, choć tylko złudnie i tylko na chwilę. Jednak na ich tle Agnes Bain czymś się wyróżnia, mimo że jej beznadzieja i stopień rozkładu są w zasadzie identyczne, co reszty mieszkańców górniczego osiedla, na które przeniosła się za namową męża, który chwilę potem ulotnił się, zostawiając ją zapadającą się coraz bardziej w tej szarej dziurze. Agnes się wyróżnia, bo Agnes stwarza pozory. Wydaje się wręcz, że osiągnęła mistrzostwo w tej dziedzinie. Gdy inne kobiety wychodzą po zasiłek nieuczesane i obdarte, nie kryjąc się specjalnie z tym, co zamierzają kupić za śmieszne kwoty, Agnes wystrojona w najlepsze ciuchy i z ułożonymi perfekcyjnie włosami odbiera z godnością należne jej pieniądze, udając, że ugotuje za nie najlepszy obiad dla siebie i dzieci. W sklepie niby w ostatniej chwili przypomina sobie, że może sprzedawca dorzuciłby jeszcze kilka puszek piwa, bo czemu miałaby się nie napić odrobinkę. Pozory utrzymują Agnes przy życiu, pozwalają utrzymać się jej na powierzchni. To one też czynią z Agnes swoistego klauna, który tak przypadkowo i tak ostatecznie trafnie znalazł się na moim egzemplarzu książki. Makijażem, strojem i misterną fryzurą stara się ukryć to, kim tak naprawdę jest, kim się stała. Ale wraz z postępującym w niej rozkładem i chorobą alkoholową początkowo ładna wierzchnia warstwa staje się ostatecznie karykaturalna, zwłaszcza kiedy przestaje spełniać swoją funkcję i nie przykrywa już nic z tego, co Agnes chciałaby ukryć. Sprawia to, że Agnes w rzeczywistości jest bardziej żałosna i godna politowania niż jej sąsiadki, bo one przynajmniej pogodziły się z tym, kim się stały.

Shuggie także udaje, w tym również przed samym sobą. Udaje, że jego matka ma tylko chwilowy problem i że da się ją jeszcze uratować. Najbardziej rozdzierające w lekturze jest to, że po każdym kolejnym upadku matki Shuggie obwinia siebie, uznając, że za mało się starał. Shuggie to postać na wskroś tragiczna, bo choć jest ostatnią deską ratunku dla Agnes, cały świat zdaje się rozumieć, że kobieta i tę odrzuci, pogrążając się we własnej rozpaczy i niewykorzystanych szansach (z których sama, czego jednak zdawała się nie rozumieć, nie czerpała). Co jeszcze smutniejsze, Shuggie nie jest wyśmiewany ani gnębiony przez zachowanie swojej matki, choć wszyscy mają ją za pijaczkę i klauna, bo w świecie, w którym żyją, nie jest to przypadek odosobniony, na nikim nie robi więc wrażenia. Shuggie staje się obiektem drwin i fizycznych katuszy, ponieważ jest inny. Ponieważ wysławia się w nietypowy sposób, inaczej ubiera, tańczy nie tak, jak tańczyć „powinien” chłopak i nie interesują go takie zabawy, jakie zwykło się przypisywać właśnie chłopcom. Shuggie i Agnes, matka i syn – zdają się oboje skazani na porażkę. Ale czytelnik i tak łudzi się, że chociaż jednemu z nich uda się wyrwać z beznadziei. I chyba każdy ma nadzieję, że będzie to niewinne dziecko. Dziecko, które tak mocno brodzi w ślepej miłości do swojej matki, że tonie w niej, nie czując, że brakuje mu tlenu.

Shuggie Bain to historia, którą czyta się topornie, wlokąc się przez każdy kolejny rozdział jak przez śmierdzące bagno. Z trudem przerzucamy strony i z odrazą spoglądamy na staczającą się kobietę, matkę trójki dzieci, obiekt westchnień mężczyzn, której piękno znika szybciej niż bąbelki w kolejnej otwartej, wypitej duszkiem, puszce. Jednak te pozorne wady, to tak naprawdę zalety książki, bo przecież Douglas Stuart w bezlitosny sposób opisuje nam życie, w dodatku, to które w pewnym stopniu było jego udziałem, autor czerpał bowiem z własnych doświadczeń. Nie umiałam czytać debiutanckiej powieści Douglasa jednym tchem, bo lektura była zbyt wyczerpująca psychicznie. Przyczynił się do tego również prosty język, jakim posługują się bohaterowie, bo dzięki niemu wykreowany świat stawał mi przed oczami jak żywy, był niezwykle łatwy do wyobrażenia. Pisarz sprawił, że świat przedstawiony był na wyciągnięcie ręki, a to bolało jeszcze bardziej – bliskość i prawdziwość opisywanych wydarzeń.

W jakimś stopniu w którymś momencie swego życia wielu z nas odgrywa rolę klauna. Czasami się na nią godzimy, czasami wydaje nam się, że nie mamy innego wyjścia. Jednak w powieści Shuggie Bain udawanie tak bardzo weszło w krew głównym bohaterom, tak mocno skryli się za swoimi maskami, za sztucznymi, namalowanymi uśmiechami, że stopili się z nimi w jedno. Rozmazana szminka zastąpiła szczery uśmiech, a gruba warstwa pudru mimikę. Czytelnika namacalnie boli zarówno to, jak i fakt, że nic im z tego udawania nie przychodzi, a wręcz przeciwnie. Bo Agnes i tak nikogo nie nabiera, przez co w oczach sąsiadów i sprzedawców jest jeszcze bardziej żałosna. Shuggie Bain z jednej strony jest powieścią prostą, z drugiej szalenie skomplikowaną, bo nawet najprostsze z pozoru życie i najbardziej błahe problemy są złożone i można je rozpatrywać (a nawet powinno się) na wielu płaszczyznach. Proces pisania książki na pewno musiał być niezwykle bolesny dla autora, ale mam nadzieję, że choć po części również oczyszczający, przynoszący choć minimalną ulgę.

Debiut Douglasa Stuarta to książka dla czytelników o mocnych nerwach, mimo że nie jest to horror czy mrożący krew w żyłach thriller. Jednak beznadzieja, jaka się z niej wylewa, i skazanie na okropny los, z którym zdaje się, że nie da się wygrać, przytłaczają i siadają na piersi, dusząc, nie pozwalając na głębszy, pełen życia oddech. To nie jest powieść, którą przeczytamy sobie do poduszki, licząc, że zrelaksujemy się przed snem dzięki lekturze. Shuggie Bain porównać można raczej do wydania wiadomości, które włączamy, by dowiedzieć się czegoś ciekawego o świecie, a potem wrócić do rozmowy ze znajomymi lub codziennych obowiązków, ale zamiast obojętnych emocjonalnie informacji, przygnieceni zostajemy nawałnicą klęsk, tragicznych wypadków, niespotykanych chorób, cierpiących dzieci i nieszczęśliwych zrządzeń losu, a my po wyłączeniu telewizora nie jesteśmy w stanie ani niczym się zająć, ani tym bardziej zasnąć. I choć przeklinamy się w duchu, że włączyliśmy program informacyjny, to wiemy, że następnego dnia zrobimy to ponownie. Tak jak przekładamy kolejne strony powieści Shuggie Bain, zatapiając się w kolejnym rozdziale, który nie ma ani nam, ani tym bardziej swoim bohaterom nic szczęśliwego do zaoferowania.

Należy także zwrócić uwagę na niełatwe zadanie, jakie zostało postawione przed Krzysztofem Cieślikiem, który stanął przed wyzwaniem przetłumaczenia książki. I myślę, że nietrudno było tu o przesadę i komiczny efekt, którego udało się uniknąć, oddając ostatecznie w ręce czytelnika powieść na wskroś prawdziwą, ludzką, dziejącą się tuż obok, w każdej możliwej chwili. Opowieść o bezgranicznej miłości, która najbardziej cierpi na tym, że zrodziła się jako bezwarunkowa. Opowieść o uzależnieniu, które przejmuje władzę nad człowiekiem i jego najbliższymi. Opowieść o chorobie trawiącej i ciało, i umysł, na którą jedynym lekarstwem jest jakaś tajemna siła, której bohaterowie nie posiadają. Opowieść o bólu, stracie, niedowierzaniu we własny, beznadziejny los. Opowieść o tym, jak pragnąc jedynie miłości i akceptacji, stajemy się pośmiewiskiem. Opowieść, od której pęka serce i której nie chce się czytać tak bardzo, jak jednocześnie się chce.

Fot.: Wydawnictwo Poznańskie


Przeczytaj także:

Recenzja książki Ostatni trop. Tajemnica zaginięcia sióstr Lyon

shuggie bain

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *