Nie posiadamy się ze szczęścia

Skrzywiony portret rodzinny – Karen Joy Fowler – „Nie posiadamy się ze szczęścia” [recenzja]

Rodzina to jeden z fundamentów w życiu każdego człowieka i można udawać, że jest inaczej, ale i tak nikt nam w to nie uwierzy. Tak po prostu jest i czasem może nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak istotną kwestią jest to dla każdego z nas. Doskonale wie o tym  amerykańska pisarka Karen Joy Fowler, której najnowsza książka Nie posiadamy się ze szczęścia ukazała się na polskim rynku wydawniczym późną wiosną tego roku i jest to jedna z tych pozycji, które może nie urzekają czytelnika ani niezrównanym piórem autorki, ani opowiadaną historią, ale autorka porusza w swoim dziele na tyle istotne kwestie, że powinien wziąć pod uwagę zapoznanie się z nią każdy szanujący się czytelnik. Nie bez powodu zresztą Nie posiadamy się ze szczęścia wygrało prestiżową w Stanach Zjednoczonych nagrodę Faulknera w 2014 roku oraz znalazło się w finałowej piątce Nagrody Bookera.

Rosemary Cooke to młoda dziewczyna, która zaczyna opowiadać nam swoją historię zupełnie tak, jakbyśmy właśnie spotkali ją w zatłoczonej kawiarni i z braku miejsca przysiedli się do jej stolika. To porównanie nie jest bynajmniej na wyrost, ponieważ narratorka powieści Nie posiadamy się ze szczęścia nierzadko zwraca się do czytelnika bezpośrednio, przerywa swoją wypowiedź tylko po to, by podjąć nowy wątek lub „popłynąć” myślami w nieco innym kierunku, niż z początku zamierzała. Gdzieniegdzie Rosemary pokusi się o autoironię, by w innym momencie zaszydzić z ludzkiej głupoty, bądź wytknąć podłość człowieka. Zresztą dzięki stylowi Karen Joy Fowler dość szybko widzimy w Rosemary kobietę z krwi i kości, a nie postać literacką. Bohaterka opowiada nam o swojej rodzinie, a ta – jak się okazuje – jest zdecydowanie inna od wzorca, który wtłacza się nam do głów od dzieciństwa. Kilkanaście lat temu, gdy jeszcze wszystko było normalne, a dni były szczęśliwe, rodzina Cooke mieszkała w domu pod miastem i każdy z członków rodziny wiedział, że jest istotnym elementem układanki, bez którego reszta nie mogłaby funkcjonować. Niestety, gdy Rosemary miała pięć lat, jej ukochana siostra Fern zniknęła i to wydarzenie rzuciło cień na resztę życia bohaterów. Odnoszący dotąd sukcesy w dziedzinie naukowej ojciec popadł w rosnący alkoholizm, matka popadła w depresję, a starszy brat Lowell w końcu nie wytrzymał i uciekł z domu, by nigdy do niego nie wrócić.

Tajemnica rodziny zostaje odkryta przez autorkę stosunkowo szybko i gdy karty zostają odsłonięte – na początku trudno nam przyjąć fakt do wiadomości. Miałem nawet moment, gdy chciałem odłożyć książkę na bok i nie wracać do niej jakiś czas, bo zwyczajnie nie rozumiałem zabiegu amerykańskiej pisarki. Górę wzięło jednak moje zaciekawienie i czym prędzej czytałem kolejne strony, aby odkryć kolejne szokujące fakty z życia rodziny Cooke. Okazuje się bowiem, że rodzina ta diametralnie odbiega od tego, co jest nam znane, jednak gdzieś w tym wszystkim, co nietypowe, ich problemy są niezwykle uniwersalne, ponieważ każda rodzina zmaga się prędzej czy później z cierpieniem, które wpływa na wszystkich.

Nie posiadamy się ze szczęścia to powieść nietypowa także pod względem konstrukcji. Od początku przypatrujemy się relacji Rosemary, która jest poszatkowanym, chaotycznym strumieniem myśli. I chociaż może to wprowadzać lekki zamęt w głowie czytelnika – zdecydowanie nie jest to wada, bo opowieść młodej kobiety nabiera dzięki takiemu sposobowi narracji wiarygodności oraz – co może lekko dziwić – gdy znamy już całą treść, spójności.  Nie uświadczymy tutaj również zbyt wielu dialogów, przez co momentami może się wydawać, że fabuła troszkę się wlecze, to jednak tylko wrażenie. Wielkie pochwały należą się także tłumaczowi – pani Kamili Sławińskiej – która zadała sobie sporo trudu, przybliżając nieznane bądź niezbyt znane gry słów, pojęcia, nazwiska oraz nazwy własne polskiemu odbiory, dzięki czemu nam znacznie łatwiej czerpać przyjemność z lektury, bo nie musimy marnować czasu na wertowanie internetu, żeby na własną rękę poznać znaczenie niektórych z nich.

Nie posiadamy się ze szczęścia to powieść niezwykle ważna, choć stosunkowo trudna w odbiorze poprzez poruszaną tematykę, jednak przeciwwagą dla problematyki jest przyjemny i lekki styl Karen Joy Fowler. Historia Rosemary i Fern może wyciskać łzy z oczu i na pewno porusza. To opowieść o relacjach, o próbie poradzenia sobie ze stratą oraz o bezbrzeżnej tęsknocie za najbliższymi. To również poważny manifest w kwestii obrony zwierząt oraz ich wszelkich praw, co przez większość z nas jest sukcesywnie ignorowane i dobrze, że autorka podjęła się tego trudnego i traktowanego po macoszemu tematu. Warto przebrnąć przez odrobinę toporny początek, który chwilami rozczarowuje i zniechęca do dalszej lektury, ponieważ finał tej liczącej sobie niespełna trzysta pięćdziesiąt stron powieści jest piękny i pozostaje w czytelniku bardzo długo, wracając niczym echo w naszych myślach.

Fot.: Poradnia K

Nie posiadamy się ze szczęścia

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *