Ślepa sprawiedliwość – Jeph Loeb, Tim Sale – „Daredevil: Żółty” [recenzja]

Powstrzymuje złoczyńców, ale sam powstrzymuje się przed zabiciem ich. Jest w zasadzie ślepy, ale widzi więcej niż inni. Ukończył prawo, ale szybko zorientował się, że jego znajomość nie pozwoli mu skończyć z bezprawiem. Szumowiny odebrały mu ojca, ale nie odebrały wiary w ludzi. Kolor krwi i miłości stał się kolorem jego kostiumu, a symbol zdrady i zła – jego symbolem. Najpierw jednak towarzyszył mu inny kolor, który przypominał mu o kimś ważnym w jego życiu i o zasadach, jakich się nauczył – pośrednio lub bezpośrednio – dzięki tej osobie. Trochę mniej niż superbohater, jakich znamy, i o wiele więcej niż człowiek, z jakim się utożsamiamy. Oczywiście, Daredevil. A dokładniej żółty.

Dlaczego trochę mniej niż superbohater do jakich przywykliśmy? Ponieważ jego zdolności nie są tak oczywiste, jak na przykład latanie, nieprzeciętna siła, skóra niczym najlepszy pancerz czy inne, często widoczne na pierwszy rzut oka talenty. Daredevil, czyli Matt Murdock, w wyniku wypadku, któremu kiedyś uległ, ma niezwykle wyostrzone zmysły i chociaż pomagają mu w czynieniu dobra, często są jedynie pośrednią tego przyczyną. Wielu rzeczy Matt musiał zresztą nauczyć się sam – jak choćby sztuki walki. Poza tym, jak już wspominałam, jego moralny kodeks nie pozwala mu zabijać, nawet tych najgorszych z najgorszych. Pragnie w miarę możliwości działać zgodnie z prawem – a więc wytropić złoczyńcę, unieszkodliwić i doprowadzić na policję. Stara się łączyć świat ludzi i nadludzi, oddając ostatnie słowo i sprawiedliwość tym pierwszym. Nie ukrywam, że do sięgnięcia po komiks zachęcił mnie serial wyprodukowany przez stację Netflix. I nie jestem pewna, czy będąc pod wpływem dopiero co obejrzanego odcinka, oceniam komiks tak wysoko, czy seans nie miał nic do rzeczy. Faktem jest jednak, że historię czytało mi się świetnie – jest wciągająca i wywołująca wiele emocji – od śmiechu po wzruszenie. Spora w tym z pewnością zasługa formy, w jakiej prowadzona jest narracja. Główny bohater zwraca się bowiem do swojej ukochanej, Karen, której już nie ma, po to, by za radą przyjaciela pogodzić się ze stratą. Matt pisze więc do kobiety listy, w których powraca do początku swojej superbohaterskiej kariery i pierwszych dni, kiedy dopiero zakochiwał się w pięknej sekretarce ich świeżo otwartej kancelarii Nelson and Murdock.

Dowiadujemy się z tych wspomnień, jak uczucie do Karen wystawiło na próbę przyjaźń z Foggym, który również obdarzył kobietę gorącą miłością; poznajemy historię tragedii, wielkiego smutku i chęci zemsty, która doprowadziła Daredevila do tego miejsca, z którego opowiada nam (a w zasadzie ukochanej) swoje dzieje. Ta opowieść nieco różni się od serialowej, bo produkcja Netflixa uczyniła Matta sierotą, kiedy chłopak był jeszcze dzieckiem, natomiast komiks uśmierca boksera, kiedy jego syn jest już prawie dorosły i studiuje prawo, ostatecznie kończąc kierunek z najwyższym wynikiem na roku. Murdock jest bohaterem, który od razu wzbudza zarówno naszą sympatię, jak i podziw – straciwszy wzrok, chłopak nie poddał się ani nie popadł w depresję, nie postrzegał też nigdy siebie w roli ofiary czy kaleki. Ze swojego nieszczęścia wyciągnął tyle, ile zdołał, by nie tylko żyć godnie i szczęśliwie, ale także by pomagać innym. Chęć do tego, by z bezprawiem walczyć nie tylko za pomocą apelacji, sprzeciwów i oskarżeń, wybuchła z całą mocą właśnie wtedy, kiedy mordercy jego ojca wywinęli się z rąk sprawiedliwości. No cóż, opaska na oczach Temidy okazała się mieć więcej wspólnego ze ślepotą niż z bezstronnością, podczas gdy faktyczna ślepota Matta wpłynęła na jego zawsze trzeźwy i moralny osąd.

Matt Murdock po wielu treningach i wykorzystaniu faktu, że wyostrzyły mu się daleko ponad przeciętną pozostałe zmysły, postanowił zawalczyć o sprawiedliwość jako Daredevil. Jako tajemniczy superbohater, który pomści nie tylko Walecznego Jacka Murdocka, ale także jego syna, któremu wraz ze śmiercią ojca zostało odebrane przynajmniej pół życia i związana z tą połową radość. To właśnie z bokserskiego szlafroka podarowanego przez ojca po jego ostatniej, zwycięskiej walce (za który to triumf przyszło mu słono zapłacić) Matt własnoręcznie uszył swój pierwszy kostium superbohatera – żółty. To właśnie w tym kostiumie ścigał oprawców ojca i to w tym kostiumie po raz pierwszy uratował Karen z opresji. Karen, jego wielką miłość, o której już od pierwszej strony komiksu wiemy, że nie żyje. Jednak z historii opisanej przez Jepha Loeba i narysowanej przez Tima Sale’a nie dowiadujemy się nic na temat jej śmierci – nie znamy ani przyczyny, ani czasu. Nie tego bowiem dotyczy historia. Daredevil Żółty to – jeśli można tak powiedzieć – komiks epistolarny, którego nadawcą jest roztrzaskany, załamany i rozgoryczony człowiek. Ton jego listów wiele mówi o uczuciu, jakim darzył kobietę i o bólu, jaki musi mu towarzyszyć, kiedy odeszła.

A jednak w komiksie nie brakuje humoru, bo w czasie, do którego cofa się wspomnieniami Matt, wiele było momentów zabawnych, przyjemnych i takich, na które nie padał żaden cień – przyjaźń z Foggym, z którym udało mu się otworzyć kancelarię, i poznanie ślicznej Karen, w której zakochał się od pierwszej chwili, a także doprowadzone do końca sprawy, których wspólnie się podjęli. Daredevil Żółty aż kipi od emocji, a fakt, że radosne momenty przeplatają się z melancholią i smutkiem teraźniejszości, które bez trudu wyczuwamy w tonie Matta piszącego listy, tylko pogłębia kotłujące się w czytelniku uczucia. Ogromny w tym swój udział mają obok scenariusza Loeba także rysunki Sale’a. Każdorazowo genialnie oddana mimika i ruchy bohaterów sprawiają, że nie raz zaśmiejemy się w głos na ich widok, jak na przykład wtedy, kiedy Karen demonstruje Mattowi, jak to Daredevil uwolnił ją z opresji. W ogóle rysunki i kolory to ogromny plus komiksu – fantastyczne wyczucie artysty pozwala nam bez trudu odczytać każdą, najmniejszą emocję, która akurat towarzyszy danej postaci. Nie są to bynajmniej emocje ani ich oznaki subtelne – wręcz przeciwnie. Rozbawienie, przerażenie, duma, zamyślenie, smutek, pobłażliwość – to wszystko zostało zaakcentowane przez Tima Sale’a bardzo wyraźnie  i dzięki temu ta historia jest tak bujna i żywa. To, wraz z dynamicznym i pełnym wzruszeń scenariuszem Loeba sprawia, że tego komiksu nie są się przeczytać na raty. Kiedy już otworzymy i przeczytamy pierwsze strony, historia wciąga nas tak, że musimy ją skończyć, co też zresztą dzieje się bardzo szybko, bo nie wiedzieć kiedy docieramy do końca opowieści. Świetnie prezentują się również zajmujące dwie strony kadry, na których widzimy, krok po kroku, Daredevila pokonującego drogę nie do przejścia dla normalnego człowieka – od wysokich pięter budynku, przez rusztowania i wystające części, od których można się odbić, aż na samą ulicę. Wrażenie autentycznego ruchu zostało bardzo dobrze oddane przez rysownika.

Daredevil Żółty to świetny komiks zarówno pod względem fabularnym, jak i graficznym. Wciąga od pierwszej strony, bawi, intryguje i wzrusza. Historia może, gdyby się uprzeć, stanowić zamkniętą całość dla kogoś, kto wcześniej się z Daredevilem nigdy nie zetknął, ale jednocześnie nie wierzę, że ktokolwiek będzie potrafił się oprzeć pokusie zapoznania się z losami Matta Murdocka uzupełniającymi tę konkretną, pełną jednak niedomówień i tajemnic historię. Historię, która jest właściwie spowiedzią głównego bohatera, który nie oczekuje rozgrzeszenia od żadnego z bogów, lecz od kobiety, którą kochał i którą, jak mu się chyba wydaje, najbardziej zawiódł. A ponieważ Karen już nie ma, Matt musi dać sobie to rozgrzeszenie sam, ufając, że właśnie tak postąpiłaby z nim Karen. Bo tak to już jest, że czasami najważniejszą Temidą są dla nas najbliższe osoby i to od nich najbardziej pragniemy otrzymać zrozumienie, uniewinnienie lub, ewentualnie, karę. Reszta świata nie zawsze nas już obchodzi – i nic dziwnego, skoro tak wielu jest na nim prawdziwie ślepych, choć widzących ludzi.

Fot.: Mucha Comics

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *