So Slow

So Slow to niewiadoma, medium, które zaskakuje nas samych – rozmowa z Arkiem Lerchem

So Slow powrócili w połowie maja z płytą 3T i zrobili to w najlepszym z możliwych stylu. O krążku aż huczy w całym muzycznym, alternatywnym podziemiu, a zespół zbiera zasłużone, wyłącznie pozytywne recenzje swojego najnowszego muzycznego dziecka. Nie dziwi mnie to ani trochę, ponieważ i mną ta muzyka zawładnęła na wiele dni i podejrzewam, że jeszcze wiele takich dni przede mną. Z okazji premiery 3T porozmawiałem trochę z perkusistą zespołu, Arkiem Lerchem, który wyczerpująco i niezwykle ciekawie odpowiedział na moje pytania. Zapraszam do lektury.

Podejrzewam, że tytuł albumu nie jest przypadkowy. Po wszechstronnym, bogatym, momentami ani trochę niedającym się zaszufladkować Nomads postawiliście na transowy, ale mam wrażenie trudniejszy, bardziej wymagający w odbiorze 3T. Skąd taka właśnie stylistyczna zmiana u Was?

Tytuł jest przede wszystkim praktyczny. Na nowym materiale głos sprowadzony został do kolejnego instrumentu, werbalny przekaz także stał się bardziej umowny, zatem trudno było używać jakichś konkretnych, słownych konfiguracji. W dodatku cały materiał spaja idea transowego, na wpół improwizowanego lotu, zatem w opisie najlepiej sprawdzały się dwa słowa: „trzy transy”. Stąd 3T. Odnosząc się do drugiej części pytania – absolutnie nie zgodzę się z tym, że nowy materiał jest trudniejszy! Z dzisiejszego punktu widzenia to właśnie Nomads, ze swoim neurotycznym zróżnicowaniem, zimną atmosferą i zgrzytliwością jawi mi się jako oporny i mniej przystępny. 3T to rzecz bardziej – w naszym odczuciu – miękka, cieplejsza i za sprawą pewnej hipnotycznej aury łatwiejsza do przyswojenia. O ile Nomads mógł wywoływać ból głowy, o tyle 3T pozwala odpłynąć. Może jedynym elementem „trudniejszym” jest fakt, że nowej płycie trzeba poświęcić więcej czasu, słuchając jej jako całości, zresztą nieprzypadkowo wszystkie numery są ze sobą połączone. To po prostu podróż, na którą wszystkich zapraszamy. Tym razem bólu głowy nie będzie (śmiech). Co do stylistycznej zmiany – nadal słychać, że to my, natomiast jedyną stałą rzeczą w przypadku So Slow jest ciągła niewiadoma. Niepewność kierunku, chęć próbowania nowych rzeczy, a przede wszystkim chęć odejścia od hałaśliwych, napakowanych ciężkimi gitarami kompozycji. Być może dlatego ostatnimi czasy drażnią nas usilne próby wrzucania So Slow do szufladek z napisami „noise” czy nawet, o zgrozo, „metal”. Hałasu u nas już nie ma…

Przeczytałem Waszą wypowiedź, że płyta 3T oddaje Wasz stan ducha. Możecie rozwinąć tę myśl?

Wydaje nam się, że po prostu nowa płyta stała się dla tego zespołu czymś w rodzaju złapania równowagi. O ile podczas prac nad Nomads targały nami wątpliwości, było dużo kłótni, walki o każdy dźwięk, przekładania aranżacyjnych klocków, o tyle 3T powstawał niemal bez jakichkolwiek kontrowersji. W pewnym momencie trans, improwizacja i budowanie klimatu stały się dla wszystkich najważniejsze, także sposób nagrania był inny niż miało to miejsce w przypadku Nomads. Zamiast cięcia i gięcia, po prostu weszliśmy do studia i na setkę nagraliśmy podczas trzech sesji trzy numery, przynosząc ze sobą tematy i ogólną ideę, w zasadzie nawet część aranżacji powstawała na żywo, podczas nagrań, co jeszcze bardziej wiąże nas z tymi numerami, pokazuje, jacy jesteśmy i co w nas siedzi. Bez jakiejkolwiek premedytacji.

Mam wrażenie, że nową płytą, tak samo jak albumem Nomads, skutecznie umykacie próbom szufladkowania Waszej twórczości. Czujecie w kościach, że tworzycie nową jakość na krajowej scenie? Czy po prostu uważacie, że 3T to najczystsze muzyczne uderzenie wypływające prosto z serca i nie myślicie o swojej muzyce w takich kategoriach?

To duży komplement, chyba każdy wykonawca chciałby stworzyć własny styl. Byłbym zarozumiały, mówiąc, że tworzymy coś nowego, nową jakość. Na pewno podoba nam się to, że cały czas mamy mnóstwo pomysłów, dzięki którym wcale się nam nie nudzi, a przede wszystkim, że wzajemnie się inspirujemy. W zasadzie mogę też potwierdzić to, co już powiedziałem – nowa muzyka to 100% So Slow, przyznam, że dawno się tak z własną twórczością nie identyfikowaliśmy. Wierzymy w ten materiał, świetnie się go gra, pewnie po części dlatego, że jest bardzo otwarty i granie tych numerów ciągle nas samych zaskakuje. Pojawiło się sporo ambientowo-dronowych przestrzeni, które podczas grania pęcznieją, zmieniają swój klimat, a my bawimy się dźwiękami, kształtując za każdym razem nieco inną formę. Nigdy nie wiadomo, gdzie pociągnie nas wspólne granie… Zapraszamy na koncerty, bo tam będzie jeszcze ciekawiej.

Jaka kompozycja, motyw czy też partia instrumentu była punktem wyjścia do tworzenia 3T? Kiedy poczuliście, że pójdziecie, tworząc nowy album, w zupełnie innym kierunku?

W zasadzie podstawą każdego numeru był jakiś temat gitarowy, zagrywka czy melodia, wokół której rozwijana była kompozycja. Wszystkie numery powstały na bazie zespołowych improwizacji czy też budowania wokół podstawowego tematu całej bazy kolorów; te obrazy były malowane dość spontaniczne, staraliśmy się zachować jak najwięcej naturalnego feelingu, bo cały czas mieliśmy w pamięci dość skomplikowany proces tworzenia poprzedniej płyty, do którego najlepiej pasował wspomniany już zwrot „cięcie i gięcie” (śmiech). Co do kierunku… cóż, to było także naturalne. Z biegiem czasu coraz lepiej i pewniej czuliśmy się w takim na wpół improwizowanym, transowym sposobie grania. Znudziły nas zamknięte formy, może przestało się nam chcieć liczyć takty i pilnować aranżacji? Do tego doszedł aspekt logistyczny. Z Łukaszem Jędrzejczakiem, naszym poprzednim wokalistą/elektronikiem działaliśmy niejako korespondencyjnie, z racji tego, że mieszka w Bydgoszczy, nie było możliwości „rozegrania się”. W przypadku Michała mamy komfort, możemy regularnie grać próby, bawić się muzyką i tworzyć ją w realu, do tego doszedł dużo większy nacisk na partie samplerów i efekty specjalne i tak z miesiąca na miesiąc coraz bardziej wsiąkaliśmy w taki styl grania. Naturalna ewolucja, z której jesteśmy bardzo zadowoleni…

Mam wrażenie, że Tranz I JJ jest jakby pomostem pomiędzy debiutem, Nomads a Waszą dzisiejszą twórczością. Macie podobną opinię? Czy jednak po prostu gitary pojawiły się w tym kawałku w sposób naturalny, niewymuszony, bez żadnej kalkulacji?

Trudne pytanie. Nie traktujemy tego numeru jako pomostu, rozumiem, że pijesz do tych ciężkich riffów, które się tam pojawiają. Dość długo bawiliśmy się tym numerem i w pewnym momencie takie małe, ostrzejsze wstawki dodały tej długiej i mocno zapętlonej kompozycji pieprzu. Przy całokształcie materiału i naszego aktualnego brzmienia, taki traszowy (a mnie kojarzący się trochę z Falarek Band…) wjazd gitary jest śmieszny i łamie trochę równy charakter aranżacji. Ogólnie wszystko na tej płycie wychodziło w sposób bardzo naturalny, nawet same nagrania były realizowane metodą „na setkę” i finalne aranżacje powstawały dość spontanicznie w studio. To było dla nas świetne doświadczenie. W pewnym sensie podobny sposób nagrań miał miejsce podczas prac nad debiutem i teraz, z nową formułą i bardziej otwartymi głowami z jeszcze większą przyjemnością ruszyliśmy w nieznane. I muszę przyznać, że jesteśmy z tego kierunku i miejsca, w którym znajduje się nasz zespół, BARDZO zadowoleni.

Do tej kompozycji powstał fantastyczny, eksperymentalny, pełen niepokojących obrazów oraz odniesień do rzeczywistości teledysk. Dlaczego postanowiliście właśnie Tranz I obdarzyć teledyskiem i skąd pomysł na taką formę obrazu?

Z teledyskiem była istna odyseja. Przy poprzednich płytach nie udało się – z różnych przyczyn – zrobić obrazka i mieliśmy dość duże ciśnienie. Wiesz, teraz każdy zespół musi mieć obrazek, czy ma on sens, czy nie ma go wcale. Czasami zdarza się, że wykonawca przeciętny ma szansę pokazać się tu i ówdzie, bo ma ten klip, można go puścić, niezależnie od samej muzyki, takie mam obserwacje. Dlatego, podchodząc do kwestii promocji 3T z dużym „ciśnieniem” chcieliśmy wreszcie coś z tym zrobić. Problem w tym, że teledysk do blisko dwunastominutowego utworu to samobójstwo. Kto się tego podejmie? Baliśmy się, że będzie to odebrane jako nudny, męczący film, chcieliśmy wyciąć wręcz kawałek utworu i do tego coś zrobić, w końcu jednak arogancja wzięła górę – robimy do całego numeru albo wcale! Marzyłem o tym, żeby mieć obraz wciągający, może troszkę kontrowersyjny, taki, co przetrwa dłużej niż standardowe dwa dni. Większość współczesnych teledysków – przepraszam za słowo – jest w zasadzie chujowa. Dwie minuty nudy, przebitki grającego zespołu, jakieś bzdurne aranże i zdjęcia. Pomijam jakość techniczną, bo ta zazwyczaj jest bardzo dobra. Podobały mi się zawsze klipy Behemoth – długie, pełne mistycyzmu, drażniące i zostawiające ślad. No, ale jak to zrobić, kiedy każdy boi się takiego monstrum? Traf chciał, że Michał miał znajomego, Pawła Czarneckiego, artystę, filmowca, człowieka wielu talentów. I ów człowiek, kiedy usłyszał Tranz I, totalnie się zajarał i sam zaproponował zrobienie klipu. Miał wolną rękę, nie dostał żadnych wytycznych, sugestii itp. Zrobił to, co uznał za najlepsze wyjście, dał się ponieść muzyce, i oto jest: dobry obraz, filmowa impresja, która, mam nadzieję, nie podzieli losów milionów bezimiennych, nudnych do wyrzygania klipów. Chcemy, żeby pożył nieco dłużej i żeby stał się czymś więcej niż tzw. „zajawką” płyty. Taka prawda…

SO SLOW - Tranz I: JJ [OFFICIAL VIDEO]

Podczas pierwszego odsłuchu 3T szczerze byłem zaskoczony kawałkiem Tranz II. Czego tutaj nie ma: elektronicznych beatów, plemiennych rytmów, wszelakich perkusjonaliów, post-rockowego frazowania gitar. Powiem szczerze, że ten kawałek dosłownie zbił mnie z tropu, szczerze zaskoczył. I podejrzewam właśnie, że o to chodziło. Powiedzcie proszę, jaka jest geneza powstania tego kawałka?

Geneza była taka, że mieliśmy ten „post-rockowy” temat gitarowy. I za cholerę nie wiedzieliśmy, co z nim zrobić. Żadne pomysły nie były satysfakcjonujące. Ciągle było coś nie tak, do momentu, kiedy Michał na jednej z prób podłożył pod niego taki zwykły techno bit z maszyny. Wtedy nas oświeciło – najbardziej absurdalne w kontekście naszej muzyki rozwiązanie okazało się być najlepszym. Dalej poszło już tradycyjnie – zabawa, improwizacja, szukanie rozwiązań i wreszcie nagranie – oczywiście, na setkę, w pierwszym podejściu. Najbardziej spontaniczny kawałek i jak się okazuje numer, który bardzo dobrze się gra, i mamy nadzieję, że w wersji koncertowej stanie się dużym zaskoczeniem i pretekstem do zabawy. Co do ewentualnych narzekań, że to już nie So Slow – zapytać się należy, czym jest ten zespół? My sami tego nie wiemy. Jest niewiadomą, medium, które zaskakuje nas samych. I to jest najfajniejsze w tej zabawie (śmiech).

Tranz III natomiast zachwycił mnie swoistym improwizacyjnym nieładem, który jest pozorny, bo chyba moim zdaniem jest on najbardziej „transową” kompozycją całości. Mnie ten kawałek osobiście trzyma za każdym razem w napięciu do samego końca, nie odpuszczając ani na chwilę. Całość nagrania jest improwizacją? Jak doszło do stworzenia tej kompozycji?

Tak… to nasza odpowiedź na całe to alternatywne, improwizowane szaleństwo. Pamiętam, że kiedy robiliśmy ten numer, byliśmy mocno pod wpływem takiej improwizowanej szkoły, chcieliśmy zrobić numer całkowicie wolny od premedytacji, będący swobodnym lotem. Bardzo mnie cieszy, że trzyma w napięciu. O to chodzi. Pozornie mało się w nim dzieje, ale jeśli zaczniemy się wsłuchiwać, można wyłapać dużo fajnych brzmień, płaszczyzn elektronicznych  i rozwiązań bardzo dla nas nietypowych. No i niesamowite, przestrzenne brzmienie wykreowane przez realizatora, Marcina Klimczaka (Mustache). Osobiście jestem z niego bardzo zadowolony. Jeśli chodzi o nagranie to był w dużej mierze eksperyment. Mieliśmy gotową aranżację na zasadzie pewnych zwrotów harmonicznych, ogólny schemat, ale kawałek powstawał w zasadzie podczas nagrania, trochę na zasadzie jazzowego „na żywo, ale  w studio”. Rafał Wawszkiewicz swoją partię saksofonu nagrał także za pierwszym podejściem. Czysta, nieskrępowana forma. Esencja muzyki. Brawura i radocha. Tak chyba powinno się grać, prawda?

Czytałem recenzję, w której autor postawił Was w jednym rzędzie z Lotto, Lonker See oraz ARRM. Jak czujecie się w takim towarzystwie? Czy jednak będziecie się starać unikać jakichkolwiek porównań i prób szufladkowania?

Z jednej strony to powód do dumy; wymienione zespoły to dzisiaj czołówka tzw. nowej alternatywy, zatem cieszymy się, choć oczywiście zawsze takie porównania są krępujące. Z nikogo nie zżynamy, nikim się nie inspirujemy, mamy w zasadzie gdzieś szukanie kontekstu. Dla nas liczy się to, co jest między nami, to, jaka jest chemia i co z niej wynika. Szufladki są oczywiście potrzebne, żeby w jakiś sposób określić twórczość zespołu, ale my się tym nie przejmujemy. No, może nie do końca – wkurwia nas totalnie, jak wrzuca się So Slow do szufladki z napisem „metal”, sam nie wiem czemu. Nie zakładam, że to ignorancja, ale czasami warto bardziej pomyśleć.

Planujecie koncerty z 3T w najbliższym czasie? Planujecie zagrać cały album na żywo?

Bardzo planujemy, szczególnie że po Nomads było tych gigów mało. Teraz jesteśmy maszyną gotową do podboju świata (śmiech). W czerwcu będzie można nas zobaczyć w Hydrozagadce (06.06), w Toruniu z Blindead i Rosk (11.06), potem na festiwalu Fląder Fest (17.06). W wakacje pojawimy się na RóbSzum Festival, potem na początku września na Soundrive Fest, zaś jesień (wrzesień i październik) to klubowe koncerty, mała trasa. Zamierzamy się pojawić w wielu miejscach i już na te sztuki zapraszamy, śledźcie nasz profil Facebooku. Nie będziecie żałować.

Dziękuję za rozmowę!

Fot.: Jan Fronczak

So Slow

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *