pogavranjen

Soundtrack szaleństwa – Pogavranjen – „Sebi Jesi Meni Nisi” [recenzja]

Arachnophobia Records nie tylko wypuszcza na rynek płyty roku. Niewątpliwie trzecia płyta chorwackiej ekipy Pogavranjen Jedva Čekam Da Nikad Ne Umrem, wydana na początku 2016 roku, odbiła się szerokim echem w światku ekstremalnego metalu. Tak więc nie dziwi fakt, że Arachnophobia kilka miesięcy później udostępniła po raz pierwszy na srebrnej płytce drugie dzieło Mateja Pećara i spółki. Sebi Jesi Meni Nisi to niewątpliwie album gorszy od swojego następcy – z pewnością jest bardziej szalony, nieobliczalny, chaotyczny, z kilkoma świetnymi momentami, ale też z i fragmentami, które raczej nie zostaną na dłużej w pamięci. Nie zmienia to jednak faktu, że Sebi Jesi Meni Nisi to materiał godny uwagi i polecenia, szczególnie jak ktoś lubi black metal w awangardowej formie.

Niewątpliwie początek płyty, czyli Tkivo Svemira, potrafi zwieść słuchacza, ponieważ do naszych uszu dochodzą jedynie niepokojące dźwięki fortepianu, wprowadzając na płytę nieco… barokowego nastroju. Niestety, ta pozornie sielska atmosfera zostaje zburzona momentalnie, gdy pojawia się kolejny utwór – Barutana „Pogavranjen”/Orsang ­– są tu ciężkie, rozmyte gitary z wręcz z karmazynowym posmakiem i z grobowym growlem Ivana Erora, który na Sebi Jesi Mini Nisi pokazuje klasę jako wszechstronny metalowy krzykacz. Jego wachlarz ekspresji jest niezwykle szeroki, od blackowego skrzeku, po deathowy growl, a pomiędzy umieszczone są krzyki, jęki, odgłosy, pomruki i inne trudne do opisania dźwięki wydobywane z gardła. Eror idealnie oddaje chory, szaleńczy charakter muzyki Pogavranjen – muzyka idealnie współgra z ekspresją wokalu.

Mam wrażenie, że Pogavranjen na Sebi Jesi Meni Nisi sprawdza granicę szaleństwa i ekstremy – dowodem takich eksperymentów jest niewątpliwie Jeziva suša. To dziesięć minut grania na najwyższych obrotach. Zespół nie daje nawet chwili czasu na oddech, nieustannie atakując galopadą perkusji i ścianą gitar, przez którą próbuje się, skutecznie, przedrzeć furiacki głos Erora. Chaos, szaleństwo, czysta dekadencja podszyta zimnymi klawiszami w tle wręcz wyziewa z tego kawałka. Idealna kompozycja do tego, aby spędzić cały dzień w pokoju bez klamek. A jeśli ktoś chce się położyć na cały dzień do trumny czy grobu i z nich nie wychodzić? Polecam Strigoi. Trzynaście minut kroczącego walca, hipnotyzującego, wciągającego; z tego letargu potrafi obudzić nas jedynie krzyk rozpaczy Ivana Errora. Ciekawym, intrygującym postscriptum do tej kompozycji jest remix stworzony przez niejakiego The Karmakumulatora. Wywrócił on ten track o 180 stopni, dodał nieco klawiszy i innych industrialnych, chłodnych elementów i zrobił z tego tak naprawdę nową kompozycję, która jest dopełnieniem, uzupełnieniem swego pierwowzoru.

Sebi Jesi Meni Nisi to rzecz dla tych, którzy wrażliwość muzyczną mają głęboko schowaną w sobie, a swoje uszy lubią cieszyć dźwiękami, które jedynie potrafią zmasakrować słuchowe bębenki. Nie jest to płyta dla osób, które w muzyce lubią mieć wszystko uporządkowane i na swoim miejscu, wręcz przeciwnie – ci którzy lubią pławić się w szaleństwie, na pewno znajdą należne miejsce dla tej płyty w swojej duszy.

Pogavranjen - Jeziva Suša

Fot.: Arachnophobia Records

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *