Spin-off Thin Lizzy – Black Star Riders – „The Killer Instinct” [recenzja]

Dziwna sprawa jest z Black Star Riders. Ten band to nic innego jak spin-off Thin Lizzy. Czwórka muzyków ze współczesnej odsłony legendarnego zespołu podpisuje się pod tym projektem. Brzmią bardzo podobnie, stylistycznie zresztą też nie odbiegają daleko. Zasadniczo mogliby się nazwać Thin Lizzy. Jednak postanowiwszy nie oprzeć  się na nazwie i legendzie, podejmują drugą już próbę zawojowania hard rockowego świata swoją muzyką. Krążek The Killer Instinct może nie spowoduje, że zespół zostanie uznany za nowych mesjaszy hard rocka, ale sądzę, że fani klasycznych brzmień będą całkiem zadowoleni.

Porównania z Thin Lizzy nasuwają się same, już po wysłuchaniu otwierającego płytę utworu tytułowego. Ten charakterystyczny feeling, luz w graniu i melodie mają jednoznaczne skojarzenia. No ale nie ma co się dziwić, skoro na gitarze w Black Star Riders gra, nie kto inny, jak oryginalny muzyk Thin Lizzy czyli Scott Gorham. Trzeba przyznać, że jest on w dobrej formie, serwuje nam do spółki z drugim wioślarzem – Damonem Johnsonem – niezłej jakości riffy, zagrywki i solówki. Panowie są w formie. Słychać też, że zespół pomimo oczywistych inklinacji próbuje wykrystalizować własny styl.

Ten styl czuć chociażby w Bullets Blues, który jest dynamicznym, ostrym, hard rockowym wymiataczem z solidnym riffowaniem. Niestety już Soldierstown bardziej przypomina dokonania Slade aniżeli próbę tworzenia własnego stylu. Lekki, radiowy Finest Hour z momentami słodkimi zaśpiewami, może i doskonale nadaje się do promocji płyty, jednak na płycie ginie wśród lepszych kompozycji. Sytuację na szczęście ratuje Charlie I Gotta Go z fajnym, rwanym riffem i ze świetnym, zespołowo zaśpiewanym refrenem w końcu pokazuje, że Black Star Riders potrafią nagrać kawałek, który wejdzie na dłużej do świadomości słuchacza. No i te klasyczne, wysmakowane solo Scotta Grahama – miodzio.

Ktoś może powiedzieć, że marudzę, ale dla mnie wada The Killer Instinct jest taka, że sam zespół za bardzo nie wie, co ma ze sobą począć. Muzycy nie potrafią uciec od swojego podstawowego projektu, czyli Thin Lizzy i szczerze mówiąc, zabrakło im większej ilości dobrych kompozycji jak wspomniane powyżej utwory: The Killer Instinct czy Charlie I Gotta Go. Chociażby próba stworzenia ballady zakończona została fiaskiem. Blindsded jest nijaka, sztampowa, do natychmiastowego zapomnienia.

BLACK STAR RIDERS - The Killer Instinct (OFFICIAL VIDEO)

Na szczęście końcówka płyty zaciera kiepskie wrażenie z jej środkowej części. Mocny, z wyrazistym i lekko ejsidisowym riffem Through The Motions pokazuje, że Black Star Riders jednak potrafią zagrać na poziomie, nawet korzystając z klisz. Sex, Guns & Gasoline wzięty jest żywcem z hair metalu z lat osiemdziesiątych, ale i ten kawałek wyszedł muzykom wybornie. You Little Liar jest najbardziej rozbudowaną kompozycją z ciekawymi, uzupełniającymi się riffami i z przebojowym zwolnieniem w refrenie. Jednak siłą tego kawałka są szaleńcze popisy na gitarach elektrycznych. No i ta partia organów Hammonda pojawiająca się w okolicach czwartej minuty będąca zwiastunem wielkiego finału…

No cóż… Wątpliwa sprawa, czy będę wracał regularnie w przyszłości do The Killer Instinct, ale na pewno jak będę miał ochotę posłuchać 45 minut niezobowiązującego hard rocka, to jest duża szansa, że wybiorę drugi album Black Star Riders. To solidne, momentami sztampowe granie z bardzo dobrą, czytelną, zachowującą dynamikę i przejrzystość brzmienia produkcją Nicka Raskulenicza. Nic ponad to, a trochę szkoda, bo zabrakło momentami pomysłów na kompozycje, ale jak ktoś lubi na co dzień taką muzykę, to nie powinien być rozczarowany.

Fot.: mystic.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *