spinning out

Spektakularny upadek – Samantha Stratton – „Spinning Out” [recenzja]

Serialowy początek roku 2020 roku zapowiada się naprawdę dobrze. Dostaliśmy kolejne sezony lubianych produkcji, z których mnie osobiście najbardziej cieszą powroty rewelacyjnej Ani, nie Anny oraz Grace i Frankie, a i nowości ukazało się całkiem sporo, jak na jeden miesiąc. I tak od początku nowego roku możemy oglądać m.in. Mesjasza, DrakulęSpinning Out. Ja, jako serial otwierający 2020 rok, wybrałam ten ostatni. Złożyło się na to kilka powodów. Po pierwsze – lubię dramaty psychologiczne, po drugie – sport jest jeszcze, mimo wszystko, terytorium, na które twórcy seriali nie zapuszczają się zbyt często, a po trzecie – byłam bardzo ciekawa, co pokaże Kaya Scodelario. Suma tych składników spowodowała, że całość wydała mi się interesująca, więc drugiego dnia 2020 roku włączyłam pierwszy odcinek. Nauczona wcześniejszymi serialowymi doświadczeniami, postanowiłam nie mieć wobec Spinning Out absolutnie żadnych nadziei. I stwierdzam, że było to bardzo słuszne podejście, bo gdyby było inaczej, to upadek z poziomu oczekiwań do poziomu rzeczywistości byłby dla mnie dużo bardziej bolesny niż dla Kat Baker wyrżnięcie głową o taflę lodu.

Zacznijmy jednak od początku. Główną bohaterką Spinning Out jest Kat Baker (w tej roli znana przede wszystkim z serialu Skins Kaya Scodelario). Kat jest nadzwyczaj utalentowaną łyżwiarką figurową, która w każdych zawodach staje na podium i ma ogromne szanse na zdobycie medalu olimpijskiego. Życie naszej gwiazdy zdominowane jest przez dwie rzeczy – łyżwiarstwo właśnie i chorobę afektywną dwubiegunową, na którą cierpi zarówno ona, jak i jej matka, przez co życie dziewczyny nie zawsze jest, delikatnie mówiąc, usłane różami. Sprawy jeszcze mocniej się komplikują, gdy dziewczyna podczas zawodów upada, doznając traumy bardzo utrudniającej jej dalsze doskonalenie łyżwiarskich umiejętności.

spinning out

Czyli od początku mamy mniej więcej zarysowane, czego moglibyśmy się po serialu spodziewać – dramatu psychologicznego o próbie poradzenia sobie z traumą, własnymi demonami i przy okazji konieczności ogarniania zwykłego codziennego życia. Tak wygląda teoria. A co z praktyką? W praktyce jest to kolejna wariacja na temat gatunku young adult, tym razem ze sportem w tle, gdzie w pewnym momencie natłok dramatów, a zwłaszcza ich przebieg i zakończenie, przyprawiają o kolejne facepalmy. No bo jak inaczej zareagować na sytuację, w której dramaty bohaterów rozwiązują się praktycznie same z siebie, bez większej ingerencji głównych sprawców zamieszania? A sama mnogość wątków, o której wcześniej wspomniałam, jest tylko próbą ubogacenia fabuły i to w dodatku średnio udaną – z różnych powodów.

spinning out

Powód numer jeden – bohaterowie. Nie wiem, czy to kwestia tego, jak zostali napisani, czy tego, że aktorzy po prostu nie dali rady. Kat Baker jest świetną łyżwiarką i fantastyczną osobą. Tylko że w żaden sposób nie udowadnia tego na ekranie. Wszystko, co wiemy o Kat Baker, zostało powiedziane przez innych bohaterów i nią, a sama rzeczywistość i sposób jej zachowania w żaden sposób tych słów nie potwierdzają. Dlaczego mówi się o niej, że jest świetną siostrą, skoro w wielu przypadkach udowadniała, że jest zupełnie inaczej? Dlaczego Mandy Davis mówi o niej do jej matki, że nie wie, jakim cudem tak okropna osoba wychowała tak wspaniałą dziewczynę, kiedy w Kat nie ma praktycznie nic, za co można by ją polubić? Paskudne zachowanie wobec swojego chłopaka, z którym zrywa bez powodu, nie lepsze zachowanie wobec Marcusa i traktowanie po macoszemu swojej najlepszej, podobno, przyjaciółki całkowicie przeczy temu wszystkiemu. Można by jej zachowanie zrzucić na karb traumy, tylko że wątek radzenia sobie z nią jest całkowicie na dalszym planie i w żaden sposób nie tłumaczy zachowań Kat Baker.

spinning out

Nie lepiej sprawy mają się w przypadku pozostałych postaci. Marcus (Mittchell Edwards), jak sam wielokrotnie podkreśla, rzucił świetną uczelnię na rzecz zajęcia się narciarstwem. No i dobrze, tylko że w serialu jakieś dwa razy widzimy, jak Marcus jeździ na nartach, bo przez większość swojego czasu pracuje w hotelu. Kiedy dostaje propozycję dołączenia do profesjonalnej drużyny narciarskiej, początkowo ją odrzuca, żeby w końcu, dołączyć do zespołu. I co się okazuje? Okazuje się, że Marcus jest najlepszy z najlepszych (oczywiiiście!) i ma szansę wystartować w Olimpiadzie. Podkreślam, że Marcus dopiero niedawno dołączył do profesjonalnej drużyny. No ale cóż, w tym świecie jest to jak najbardziej możliwe. Bo Pinecrest to istne zagłębie talentów sportowych. Każdy, kto jeździ tam na nartach lub łyżwach, ma szansę na, co najmniej, zawody krajowe. Generalnie większość postaci zarysowana jest w podobny sposób. Jedynym odstępstwem od tej niechlubnej reguły są bliźniacy i Serena, siostra Kat Baker. Ich postaci można nawet polubić.

spinning out

Kolejnym problemem tego serialu jest aktorstwo. Kaya Scodelario ma dobre momenty, zwłaszcza kiedy gra epizod maniakalny, ale przez większość serialowego czasu nie udaje jej się zachwycić lub chociaż utrzymać równego poziomu. Tak samo jest z resztą obsady – w większości ich postaci są płaskie, a sposób pokazania emocji, jakie przeżywają, nadaje się bardziej do przedstawienia szkolnego (Mitchell Edwards, Evan Roderick, Amanda Zhou – to głównie do was) niż do produkcji takiego giganta, jakim jest Netflix. Jest kilka jaśniejszych punktów, ale to zaledwie kropla w morzu.

Tak jak pisałam wcześniej, poza fatalnie napisanymi postaciami i mocno średnim aktorstwem, dużym problemem tego serialu jest konstrukcja rzeczywistości i sposób prowadzenia fabuły. Brak pomysłu na sensowne poprowadzenie wątku głównej bohaterki twórcy starają się przykryć sporą, jak na dziesięcioodcinkowy sezon, ilością wątków. Wymieniając po kolei (wybaczcie, jeśli o czymś zapomnę) – trauma głównej bohaterki, skomplikowana (z pozoru) sytuacja czarnoskórego narciarza, rasizm, złe relacje z ojcem, choroba dwubiegunowa (i to nie jednej, nie dwóch, a trzech postaci), nieszczęśliwe zakochania, rywalizacja, dawna miłość, która nie daje o sobie zapomnieć, porzucenie dziecka, podejrzenia o molestowanie seksualne, narażanie życia dla spełniania marzeń i wiele, wiele innych. Twórcy Mody na sukces byliby dumni.

Nie wspomnę już o tym, że w tym serialu nikt z nikim nie rozmawia. Każdy ma jakiś sekret, który w końcu wychodzi na jaw, rodząc kolejne dramy. Rozumiem, gdyby chodziło o nastolatków, ale tutaj praktycznie wszyscy (poza Sereną Baker) są dorosłymi osobami, które chyba powinny rozumieć, że ludzie, gdy się z czymś borykają, mogą, a nawet powinni, zwrócić się do bliskich. W przeciwnym razie, w jaki sposób to świadczy o nich i ich relacjach?

Czy jednak Spinning Out ma jakieś dobre strony? Jedną na pewno – pokazy na lodzie. Bardzo przyjemnie się patrzyło nawet na dzieciaki, które jeszcze nie potrafią tyle, co ich starsi koledzy z lodowiska. Mimo tego, że łyżwiarstwo figurowe nigdy mnie jakoś szczególnie nie interesowało, to tutaj z zaciekawieniem obserwowałam wyczyny łyżwiarzy. Szkoda tylko, że dobre wrażenie nie jest zasługą bohaterów serialu, a dublerów, którzy rewelacyjnie wykonali swoje zadanie.

Słowem podsumowania mogę powiedzieć, że pierwszy nowy tytuł, jaki miałam okazję obejrzeć w tym roku, był jedną z najbardziej przeciętnych produkcji, jakie widziałam od dłuższego czasu. Ani bohaterowie, ani ich wątki, ani gra aktorska nie stały na chociażby niezłym poziomie, przez co każdy kolejny odcinek dostarczał tylko kolejnych facepalmów i wzruszeń brwi. Ze względu na tę ogromną przeciętność i naprawdę złe momenty niezmiernie dziwią mnie bardzo dobre oceny na większości portali filmowych. Spinning Out mogę polecić tylko osobom, których lista seriali do obejrzenia jest pusta, albo które czekają na powrót swoich ulubionych tytułów. Dla mnie była to strata czasu.

Fot.: Netflix

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *