Sycylijczyk

Śródziemnomorski Robin Hood – Mario Puzo – „Sycylijczyk” [recenzja]

Mario Puzo to twórca, który rozbudza wyobraźnię czytelnika zarówno zmyślnymi kreacjami swoich bohaterów i nietuzinkowymi sytuacjami, w jakich ich stawia, jak również w równym stopniu faktem, że jego dzieła opierają się na prawdziwych zjawiskach lub stanowią fabularyzację osób żyjących naprawdę. Tytułowy Ojciec chrzestny, czyli Don Vito Corleone, wzorowany był przecież na autentycznych mafijnych donach: Josephie Bonannie, Franku Costellu i Carlu Gambinie. Rodzina Borgiów również w dużej mierze opierała się na życiu historycznych postaci, fabularyzując ich losy, decyzje, romanse, intrygi. Także Sycylijczyk nie jest opowieścią całkowicie wymyśloną przez pisarza. Główna jej postać to prawdziwy, choć niemal legendarny człowiek, którego życie wziął na swój warsztat Mario Puzo, wplatając w to kilka znanych nam postaci z Ojca chrzestnego.

Bohaterem  – w znaczeniu powieściowym, ale można pokusić się o stwierdzenie, że również dosłownym – Sycylijczyka jest Salvatore Guiliano, na którego przyjaciele i rodzina mówią Turi. Jest to postać autentyczna (pisarz zmienił jedynie kolejność liter w nazwisku, które naprawdę brzmiało Giuliano), wokół której Puzo zbudował swoją powieść, wplatając wymyślone przez siebie wątki, fabularyzując historię, w której wiele było niedomówień i domysłów, a także wzmacniając dodatkowo legendę, jaka wytworzyła się wokół postaci Turiego. Młody chłopak wychowywał się w sycylijskiej rodzinie należącej do niższe klasy społecznej, a sytuacja materialna i włoskie rządy wkrótce po rozpoczęciu powieści zmusiły go do tego, aby zająć się nielegalnym handlem żywnością. Kiedy pewnego razu przemyca jedzenie na wesele swojej siostry, zostaje zaatakowany przez włoską policję. W wyniku zamieszania i w obawie o własne życie Turi zabija jednego z karabinierów i choć sam zostaje ciężko ranny, udaje mu się, przy pomocy swego najlepszego przyjaciela Aspanu, uciec. To wydarzenie można uznać za przełomowe dla fabuły Sycylijczyka, ponieważ stanowi ono o wszystkich przemianach, jakie zajdą w sycylijskim młodzieńcu. Zmiany te natomiast będą niemałe, ponieważ do tej pory Turi, choć oczywiście zdawał sobie sprawę z wielu niesprawiedliwości i nosił w sobie iskrę buntu, był spokojnym i grzecznym młodzieńcem, uwielbianym przez rodzinę, przyjaciół i znajomych. Kiedy jednak przez zabicie przedstawiciela włoskiej policji znajduje się na celowniku wszystkich karabinierów, owa iskra wybucha olbrzymim płomieniem, który stanowi zarzewie buntu, kształtującego całe przyszłe życie Salvatore, jego rodziny i najbliższych. Turi nie ogranicza się bowiem do ochrony własnej osoby i uciekania przed organami ścigania, ale sam zaczyna ich prześladować, w dodatku gromadzi wokół siebie bandę, wraz z którą napadają i okradają bogatych, a część łupów oddają biednym, choć spracowanym sycilijskim chłopom i ich rodzinom.

Gdzie tu miejsce dla bohaterów Ojca chrzestnego, którzy żyją sobie swoim mafijnym życiem w cudownej Ameryce? Jeśli pamiętacie najbardziej znaną powieść Maria Puzo, to pamiętacie również, że Michael Corleone został zesłany na Sycylię, aby uniknąć kary za zabicie skorumpowanego policjanta, który związany był z zamachem na ojca Michaela, dona Vita Corleone. Teraz syn Ojca chrzestnego może już wrócić na łono rodziny, jednak otrzymuje również zadanie odeskortowania Turiego do Ameryki, gdzie z kolei Sycylijczyk musi się ukryć, po wielu latach zatruwania życia nie tylko włoskiemu rządowi i policjantom, ale także innym mafijnym rodzinom –  wśród których prym wiedzie sławny i siejący postrach, wielki Don Croce Malo. Salvatore bardzo dobrze rokował i na początku don Croce był nim niezmiernie zainteresowany, widząc w nim młodzieńca, który mógłby mu zastąpić syna i którego mógłby przyuczyć do kierowania wielkim mafijnym imperium, jakie udało mu się stworzyć. Jednak Turi to jednostka niezwykle ceniąca sobie swoją autonomię, niepoddająca się rozkazom i niczyim rządom. Wraz z grupą wiernych mu mężczyzn, z którymi ukrywał się w górskich jaskiniach, wypowiedział wojnę nie tylko bezdusznym karabinierom, bogaczom i politykom, ale także mafii i wszystkim tajemniczym przyjaciołom przyjaciół. Nie zamierzał się nikomu kłaniać i przed nikim płaszczyć. Słynął jednak ze swej „dobroci”, która przejawiała się tym, że przed egzekucją, dawał swoim wrogom czas na pogodzenie się z Bogiem. Nie jest bowiem tajemnicą, że Sycylijczycy to ludzie niezwykle religijni i wierni tradycjom.

Powieść – co ważne, i co może rozwiać pewne wątpliwości dotyczące chaosu, jaki wkraść się mógł do niniejszej recenzji – rozgrywa się na różnych płaszczyznach czasowych, z których aktualną jest rok 1950, kiedy Turi ukrywa się przed wrogami, a Michael Corleone ma za zadanie przewieźć go do Stanów. Jednak Mario Puzo często zabiera swojego czytelnika w podróż ku licznym retrospekcjom, dzięki którym poznajemy życie tego sycylijskiego Robin Hooda, obserwujemy jego przemianę i zaczynamy rozumieć, jak wiele można zarówno zyskać, jak i stracić, stając się przywódcą bezwzględnego gangu. Salvatore Giuliano przez lata zyskał nie tylko sławę i poklask u sycylijskiej społeczności (dzieci co noc modliły się za to, aby nie został złapany i zabity), ale także intuicję, wiedzę na temat działania wszelkich intryg i spryt. To właśnie te cechy sprawiły, że w chwili obecnej dla powieści, mafijne rodziny i przedstawiciele włoskiego rządu nie mogą tak po prostu zabić człowieka, który napsuł im tyle krwi. W ciągu kilku lat Turi uzbierał wiele brudów zarówno na dona, jak i na polityków, a nawet osoby duchowne, które zatrudniały go do wielu spraw, a gdyby wyszło to na jaw – mogłoby całkowicie zburzyć dotychczasowy układ sił, a rząd włoski najprawdopodobniej by upadł. Salvatore zabezpieczył się więc tajemniczym testamentem, którego dokładnej treści nie zna nikt, prócz Turiego i jego ojca chrzestnego, niewysokiego Hectora Adonisa. Również ten dokument ma zabezpieczyć Michael Corleone.

W powieści Maria Puzo roi się od wszelakich intryg, które niekiedy są dla czytelnika oczywiste, innym razem potrafią nieźle zaskoczyć. Właściwie do samego końca nie jesteśmy pewni, kto po czyjej stoi stronie i kto kogo może zdradzić. Świat przedstawiony w Sycylijczyku jest równie fascynujący, co niebezpieczny – tutaj trzeba uważać na każde słowo, każdy gest, każdą przyjaźń i każdego puszczonego wolno człowieka. To świat, w którym zemścić się może na nas zarówno okazanie litości, jak i zatracenie się w okrucieństwie. Świat mafii, świat buntowników i świat zwykłych ludzi splata się w powieści w krąg, z którego nikt nie wyjdzie bez przynajmniej porządnego draśnięcia. Puzo kolejny raz udowodnił, że skomplikowane mafijne porachunki i intrygi mające na celu zapewnienie władzy nad danym terytorium potrafią być niezwykle zajmujące, zwłaszcza gdy splecione są z osobistymi tragediami, wielkimi namiętnościami, rodzinnym życiem i zwykłymi ludzkimi emocjami, których każdy z nas doświadcza na co dzień.

Sycylijczyku aż roi się od barwnych, wyrazistych postaci, z czego przynajmniej połowa mogłaby się stać bohaterami osobnych powieści. Może brakuje tu tego klimatu, który towarzyszył lekturze Ojca chrzestnego, w którym, choć rozgrywał się w Ameryce, bardziej czuć było Włochy, jednak tutaj więcej jest bohaterów, którzy mogą być dla nas wiarygodni, bliżej im bowiem do zwykłych ludzi, którym tak jak nam mogło przytrafić się coś, co sprowadziło ich na taką, a nie inną ścieżkę. Turi to bohater niezwykły, którego przemianę obserwujemy najpierw niejako z satysfakcją, później kibicując mu, by na koniec z przestrachem obserwować to, co stało się z jego życiem. Silny nacisk Puzo położył również na rodzinę głównego bohatera, co udało mu się świetnie, pokazał bowiem, jak silne potrafią być rodzinne więzi, to z kolei zawsze pozwala spojrzeć inaczej i łaskawszym okiem nawet na najbardziej zatwardziałego bandytę. Każdy przecież jest lub był czyimś synem, bratem lub ojcem. Najwyraźniejszym jednak elementem tej historii jest przyjaźń – najważniejsza, niezastąpiona, wspaniała, bolesna i niebezpieczna. Obserwujemy wszystkie jej etapy, a pisarz zadbał, by żaden z nich nie był płaski i pozbawiony racji każdej ze stron.

Audiobook, dzięki któremu zapoznałam się po raz trzeci z pisarstwem Maria Puzo, czytany jest przez Roberta Jarocińskiego, który po trylogii o prokuratorze Szackim, autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego, jest chyba moim ulubionym aktorem czytającym powieści. Jego głęboki głos, którego drgania są niemal namacalne, dodaje kolorytu każdej czytanej przez niego powieści, podbija ją i pogłębia. Idealnie sprawdza się w Sycylijczyku – daje dodatkowe wyobrażenie o brutalności mafii, o cieple bijącym od członków kochającej rodziny i niepewności, jaka towarzyszy życiu buntownika. To niesamowite, że ten sam głos może sprawiać wrażenie jednocześnie niebezpiecznego, jak i uspokajającego, pełnego spokoju i znajomych nut. Robert Jarociński – choć byłam pewna, że na zawsze już kojarzyć mi się będzie wyłącznie z siwowłosym prokuratorem – świetnie wprowadza słuchacza w poszczególne emocje, intrygi i wydarzenia. Sycylijczyka słucha się więc z niekłamaną przyjemnością i nawet, jeśli na moment uciekną nam gdzieś myśli, głęboki głos natychmiast sprowadza nas do włoskiej rzeczywistości.

Sycylijczyk to niełatwa powieść, pełna intryg, zdrad i namiętności. Opowiada jednak także o braniu losu w swoje ręce i o tym, że nie zawsze wychodzi nam to na dobre. To historia niezwykle barwna, tętniąca życiem i wybuchająca kolorowymi obrazami, bo silnie działa na naszą wyobraźnię – nieważne czy czytamy książkę, czy słuchamy audiobooka. Mario Puzo kolejny raz udowodnił, że potrafi napisać książkę, która mnie wciągnie, choć porusza temat, koło którego normalnie przeszłabym pewnie niezbyt zainteresowana. Tymczasem fascynująca i – koniec końców – tragiczna historia sycylijskiego Robin Hooda o złotym sercu, do którego zaczęły wkradać się ciemne smugi, potrafi zawładnąć odbiorcą, a fakt, że Turi istniał naprawdę, sprawia, że opowieść ta pozostaje w głowie i sercu na dłużej niż przeciętna lektura.

audioteka claim PL reserved black

Fot.: Audioteka

Sycylijczyk

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • „Sycylijczyka” zaczęłam słuchać niechętnie, trochę na odczepnego. Niesamowicie zaintrygował mnie głos Roberta Jarocińskiego. I dla samego tego głosu zaczęłam słuchać dalej. Później wciągnęła mnie fabuła. Nie wyobrażam sobie teraz, że inne audiobooki może czytać kto inny. Ponieważ słucham tylko jadąc samochodem, nie mogę doczekać się zawsze końca pracy, żeby potem włączyć chociaż na te 15 minut :) Zostały mi jeszcze 4 godziny do końca. Sycylijczyk to majstersztyk dzięki Robertowi Jarocińskiemu.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *