Krocząc w ciemności

Ssij, ssij, ssij – Leonie Swann – „Krocząc w ciemności” [recenzja]

Powieścią Sprawiedliwość owiec, a także jej kontynuacją zatytułowaną Triumf owiec, Leonie Swann udowodniła nie tylko, że potrafi zjednać sobie rzeszę oddanych fanów, ale także, że robi to w sposób nietuzinkowy, swoimi bohaterami czyniąc zwierzęta. Jakiś czas temu Swann powróciła i znów wraz z czytelnikiem prowadzić będzie śledztwo. I choć tym razem to nie zwierzęta bawić się będą w detektywów, nie znaczy to, że w powieści Krocząc w ciemności nie będzie im dane dojść do głosu. Będą miały do powiedzenia całkiem sporo, i tak jak to było w poprzednich powieściach pisarki – będzie się działo dużo, szybko i miejscami naprawdę absurdalnie.

Na szczęście autorka przychodzi zagubionemu czytelnikowi już na samym początku z pomocą, oddając w jego ręce spis występujących w historii postaci. Wśród nich wyróżnić należy przede wszystkim tę dwójkę, która siać będzie największe spustoszenie, i która sprawi, że momentami nic nie będziemy wiedzieli. Na początek przedstawiam Wam Juliusa Birdwella, złotnika i tresera pcheł. Julius ma za sobą dość burzliwą przeszłość, od której uporczywie próbuje się odciąć, co skutecznie uniemożliwia mu zgraja kroczących za nim raz na jakiś czas zbirów. Ów Birdwell, jak już wiemy, jest treserem pcheł, ale nie takim zwyczajnym, nie myślcie sobie. Mężczyzna dowodzi jedynym na świecie pchlim cyrkiem, który nie musi być sterowany drucikiem! Pchły i Julius żyją bowiem ze sobą w niejakiej symbiozie, która polega na tym, że one wykonują niektóre jego rozkazy (jak na przykład niemrawy ukłon), a on pozwala im spijać swoją krew. W tych momentach zresztą, kiedy pchli artyści – pozwólcie, że ich wymienię, żeby w przyszłości nie dopadła mnie pchla zemsta niewymienionych w czołówce: Łazarz Ciemnoskok, Maria Antonina, Zaratustra, Oberon, Tesla, Lear, Faust, Freud, Kleopatra, Madame P., Spartakus – czują głód, zew krwi, świeżość juchy, żądzę (zwał jak zwał), w powieści robi się dość perwersyjnie, bo pasożyty intonują wtedy obleśnie i mlaskająco (a przynajmniej ja sobie to tak wyobrażam):

ssij

ssij

ssij

Oczywiście zaśpiew ten wzbogacony jest o słowa takie jak krew czy wyrażenia ci siłę da, ale chciałam, żeby było bardziej obleśne, perwersyjnie i dramatycznie. À propos, wróćmy do osób dramatu, zostawiwszy ssanie pchłom i innym szachrajkom. Drugim sprawcą rozgardiaszu jest niejaki Frank Green przedstawiający się jako prywatny detektyw. Frank też ma niejasną przeszłość i może się okazać, że jest ona – o zgrozo! – niejasna dla niego samego. Frank ma również interesującego znajomego, który do owej niejasności się bezpośrednio przyczynił, Alisdaira Aulischa, który jest terapeutą… niepamięci. Tak, Alisdair pozwala ludziom zapomnieć to, co jest dla nich niewygodne. Siup!, i zamiata wszystko pod dywan – jak na przyzwoitego terapeutę przystało. Greena i Birdwella połączą wspólne poszukiwania, choć długo nie będą o tej wspólnocie wiedzieli. Ten pierwszy będzie na zlecenie pewnej dziwacznej dwójki osobników szukał niejakiej Rose Dawn, która któregoś dnia zniknęła, kradnąc wielką ciężarówkę należącą do kwiaciarni, ten drugi zaś za namową rogatej (i nie jest to żadna przenośnia) panny Elizabeth Thorn, również podążać będzie śladem kwietnej ciężarówki, swoją dziką podróż motywując odnalezieniem i uratowaniem jednej takiej rusałki, ponieważ obiecał to innej rusałce, będąc w amoku. A my już wiemy dzięki Mickiewiczowi, jakie te rusałki i inne świtezianki potrafią być zwodnicze…

Jak na razie wszystko jest dla Was zrozumiałe? No to jedziemy dalej.

Sytuacja robi się nad wyraz poważna, kiedy Juliusa Birdwella pchla trupa niemal zmieniła się w trupa. A raczej trupy. A dokładnie jedenaście trupów, choć prawie, bo ostatecznie udało się je odratować, nie zamarzły biedaczyska doszczętnie i znów mogą w powieści Krocząc w ciemności:

ssać

ssać

ssać

Do powagi sytuacji przyczynia się także Legulas. A któż to taki, u licha?!, zapytacie najpewniej. Otóż, Moi Drodzy, Legulas to po prostu Legulas, zwierzątko, istota, wymysł niewiadomego pochodzenia, które Frank Green znajduje w mieszkaniu, które akurat przeszukuje, i będąc początkowo pewnym, że tylko on go widzi, postanawia się Legulasem zaopiekować. Ponieważ tak dobrze idzie Wam orientowanie się w sytuacji, pójdę na całość i gwoli ścisłości dodam jeszcze, że łyżką w powieściowej zupie zamiesza także w tę i nazad profesor niejaki Isaac Fawkes, który jawi nam się jako charakter mroczny i niedobry, w którego ciemność wkroczą bohaterowie naszego pchlego i nimfiego dramatu. Jeszcze tu jesteście? No dobrze, ale ja się tak łatwo nie poddam! Powiem Wam na dokładkę i na deser jednocześnie o tej sprawie z pierścionkiem i o nieszczęsnej, rudej Odette Rothfield. Ach, cóż to była za piękna kobieta! Lady z dobrym gustem, ruda pięknotka łasa na biżuteryjne śliczności. Oj tak, ona również dołoży swoje trzy grosze do fabuły i ogólnego pomieszania z poplątaniem. Podobnie jak Pięciopalczasty Fred i na przykład Ślimacza Lady. Oni wszyscy są nie bez winy, jeśli chodzi o chaos i akcję, o poszukiwania i zagubienie, o świat ludzki, pchli i niestworzony.

Pomówmy jednak na poważnie, jak człowiek z człowiekiem. Każcie, proszę, swoim pchłom wyjść do drugiego pokoju, a rusałkom napuśćcie wody do wanny. Legulasa – wiem, że macie gdzieś jakiegoś Legulasa – zawińcie w kokon i dajcie mu odpocząć. Wreszcie możemy po ludzku przejść do rzeczy. Krocząc w ciemności to świetny tytuł dla tej powieści, bo przez smoczą część książki (nie mówi się przypadkiem: lwią część? … nie, na pewno nie) czytelnik kroczy w owej ciemności, po omacku drążąc temat i na chybił trafił obmacując poszczególne postaci. Jak trafi na śliczną rusałkę, to pół biedy, a wręcz chwalmy Pana, ale jak na takiego Pięciopalczastego Freda?! Tego dziwoląga i bandytę? Kto to widział pięć palców mieć u jednej ręki, no proszę państwa… Ale sęk w tym, że krocząc w tych ciemnościach, czasami można stracić cierpliwość albo na przykład, zupełnie przez przypadek, zasnąć na minutkę i nie pamiętać później, kto jest kim i dlaczego pchły zamarzły. Być może Leonie Swann w pewnym momencie poszła o krok za daleko, być może ja niepotrzebnie zrobiłam krok do tyłu. Prawda jest jednak taka, że choć powieść jest jazdą bez trzymanki, roi się w niej od fantastycznych i przedziwnych stworzeń, a nasz świat nie wygląda w niej tak szaro-buro i byle jak, jak ma w zwyczaju niekiedy wyglądać, kiedy spoglądamy przez okno lub kiedy oglądamy wiadomości… nie czuję się po lekturze tak spełniona i nasycona, jak pchły na kilka minut po rytualnym:

ssij

ssij

ssij

Krocząc w ciemności to z pewnością powieść nietypowa, absurdalna i chaotyczna, da się w tych ciemnościach odnaleźć jej osobliwy urok, ale czy wystarcza on, aby z historią tą się zaprzyjaźnić? Mnie nie do końca się to udało. Trochę sobie poplotkowałyśmy, wypiłyśmy razem kilka kaw, sprawiłyśmy kilka wzajemnych komplementów… ale wiem, że przyjdzie również czas, kiedy ja w sposób mało złośliwy, ale jednak, obgadam ją, a i ona również nie pozostanie mi dłużna, wytykając być może niezrozumienie lub brak wyobraźni. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem (a mleko, wiedzcie na koniec, to napój nie byle jaki, jeśli więc u kogoś zobaczycie pełno miseczek z tym białym płynem, nie dajcie się zwieść, bo nie o towarzystwo kotów tu chodzi, lecz o zwabianie istot niewiarygodnych), tym bardziej, że Krocząc w ciemności nie jest powieścią złą i na pewno niejeden czytelnik pokocha ją za ten kolorowy natłok wszystkiego. Ja momentami bawiłam się dobrze, innym razem udawałam, że wcale nie ziewam i że nie muszę wracać kilka stron dalej, żeby zorientować się w tym miszmaszu. Krocząc w ciemności, można zajść daleko lub blisko, można również iść niebotycznie daleko, by w efekcie zajść niewiarygodnie blisko, jakby cały czas stało się w miejscu. Wkraczając w ciemność najnowszej powieści Leonie Swann, raz potykałam się o fascynujące stwory i wydarzenia, innym razem błądziłam po pustych zaułkach zapomnienia i poplątania. Wyszłam cała, choć połowicznie zadowolona. Krocząc w ciemności, nie zmarnowałam czasu, ale też nie napiłam się do syta tym, co czytelnikowi do życia potrzebne. Jeśli jednak Tobie, Drogi Czytelniku, do życia potrzebne są przede wszystkim powieści szalone, chaotyczne, zwariowane i takie, w których można się pogubić, jeśli z takich lektury soki lubisz spijać, powtórzę za pchłami:

ssij

ssij

ssij

Fot.: Prószyński i S-ka

Krocząc w ciemności

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *