Bridget Jones 3

Stara miłość nie rdzewieje – Sharon Maguire – „Bridget Jones 3” [recenzja]

Bridget Jones długo kazała na siebie czekać. 12 lat musiało minąć, zanim widzowie znów mogli pośmiać się z przygód szalonej blondynki, która im bardziej się starała, tym mniej jej wychodziło. 2016 rok przyniósł jednak długo wyczekiwaną, trzecią część przygód panny Jones i choć po tylu latach zachodziła obawa, że film nie ma już szans wzbudzić takiego entuzjazmu, jak dwie poprzednie części, choć najnowszy film o Bridget nie ma nic wspólnego z powieścią Helen Fielding Szalejąc za facetem, choć twarz Renée Zellweger z początku przeraża, a na widok postarzałej twarzy Colina Firtha smutek chwyta nas za serce… film Bridget Jones 3 nie zawodzi. Jest w nim wszystko, co powinno znaleźć się w dobrej komedii i wszystko, czego oczekiwalibyśmy po Jones.

Jak zapewne wiecie, pisarka Helen Fielding wywołała niemałe poruszenie, kiedy w swojej ostatniej książce o Bridget, już na samym jej początku (a raczej gdzieś w odmętach świata przedstawionego, pomiędzy drugą a trzecią częścią), uśmierciła Marka Darcy’ego. I co tu dużo mówić – był to chyba jej największy błąd i największy minus powieści. Szalejąc za facetem było zdecydowanie najsłabszą częścią trylogii i ja sama miałam ochotę rzucić nią w kąt za każdym razem, kiedy nowy rozdział nie przynosił cudownego zmartwychwstania Marka. Na szczęście twórcy filmu wiedzieli, że pan Darcy był w dużej mierze odpowiedzialny za sukces tak książek, jak i filmów, w związku z czym dzieło w reżyserii Sharon Maguire nie ma na szczęście nic wspólnego z książkowym “pierwowzorem”. W zasadzie Bridget Jones Baby (bo tak brzmi oryginalny tytuł filmu) opiera się na dwóch poprzednich częściach – to z nich czerpie inspirację, wspomnienia i sentymenty. Cieszy również fakt, że autorka nie oponowała i zgodziła się współtworzyć scenariusz do obrazu, który nie ma nic wspólnego z jej książką, co w zasadzie powinno być dla niej wyraźnym sygnałem, że ta historia lepiej zabrzmi, kiedy zostanie opowiedziana i zakończona zupełnie inaczej.

bj-2

Inaczej, ale wciąż z tym samym niezawodnym humorem i z postaciami, które tak bardzo zdążyliśmy polubić. Choć kiedy zobaczyłam zwiastun, przeraziłam się i miałam spore obawy co do seansu. Twarz głównej aktorki bardzo słabo przypominała uroczą, zaróżowioną Bridget, natomiast wychudzony i posiwiały Colin Firth zdawał się być żywym przypomnieniem tego, że nawet ci najprzystojniejsi kiedyś się starzeją. Jednak już po kilku minutach filmu, z pozytywnym zaskoczeniem odkryłam, że kiedy nie skupiamy się na dziwnej plastyce twarzy i zmarszczkach, to wszystko odchodzi w zapomnienie, a my odnajdujemy ten sam błysk w oku, to samo filuterne spojrzenie, zalotny uśmiech i naburmuszony podbródek. Oddychamy więc z ulgą, bo dociera do nas, że mimo upływu lat są to wciąż te same postaci, tylko po prostu zadziałał na nie nieco upływ czasu – jak na nas wszystkich. Urocza niezdarność głównej bohaterki i talent do robienia z siebie kretynki wtedy, kiedy patrzą na nią dziesiątki oczu pozostał jednak na swoim miejscu, podobnie jak czerwone spodnie od piżamy, w których Bridget ponownie samotnie obchodzi swoje urodziny. Niektóre rzeczy nigdy się przecież nie zmieniają – i bardzo dobrze.

bj-14

Ponieważ nie tylko w świecie rzeczywistym, ale również przedstawionym minęło trochę lat, widz szybko i sprawnie zostaje wprowadzony we wszelkie niuanse życia Jones i jej najbliższych. Bridget pracuje jako producentka telewizyjna (i – o dziwo – całkiem nieźle sobie radzi, między innymi stroniąc od zjeżdżania po rurze strażackiej w kusej spódniczce), a w miejscu jej pracy spotykamy również jej dawnego szefa, Richarda. Dwóm najlepszym przyjaciółkom Bridget, Shazzer i Jude, choć wciąż mają w swoim sercu tyle samo miejsca dla niej, niestety skurczył się czas, który mogą jej poświęcić, ponieważ obie kobiety zostały matkami. Tom nadal jest gejem, a rodzice kobiety wciąż wywołują, kolejno: matka – irytację podszytą sympatią, ojciec – po prostu sympatię. Najważniejsze pytanie brzmi jednak: co z Markiem? I dlaczego w scenie otwierającej film, widzimy Bridget samotnie świętującą swoje 43 urodziny, zdołowaną wizją śmierci jako stara panna (choć tym razem nie wspomina już o zjedzeniu przez owczarki alzackie)? Odpowiedź, choć smutna, pojawia się prędko. Mark Darcy i Bridget Jones rozstali się jakieś 10 lat temu, a teraz wzięty prawnik ma żonę i zupełnie własne życie, bez choćby odrobiny Bridget. Na szczęście dla widzów, dawni kochankowie mają wspólnych znajomych, więc Colina Firtha nie zabraknie na ekranie (tak – również bez koszuli, choć tym razem, nie będzie ona oblepiona wodą, a pan Darcy nie będzie dumnie wychodził z bajorka). A okoliczności, w wyniku których będą mieli okazję się spotkać, nie zabraknie, bo w Bridget Jones 3 będziemy świadkami pogrzebu, chrzcin, ślubu i narodzin. Zwiastun pokazuje tyle, że nie muszę obawiać się zlinczowania za drobne spoilery, aby nakreślić pokrótce fabułę filmu. Otóż, Bridget Jones zachodzi w ciążę, ale niestety nie wie, kto jest ojcem jej dziecka. Mark Darcy? Czy może przystojny nieznajomy poznany na festiwalu muzycznym? Problem w tym, że szanse obydwu panów na ojcostwo są takie same, a w dodatku stosunki Bridget z żadnym z nich nie są na tyle zadowalające, aby w spokoju ducha i radości uwijać gniazdko dla mającego niedługo wykluć się maleństwa.

bj-8

Głównym wątkiem jest więc to, jak ciężarna i samotna Bridget poradzi sobie z tym problemem, jak wyjaśni go rodzicom i potencjalnym ojcom. A dobrze wiemy z poprzednich części, że w świecie starej panny Jones nic nie jest proste i przewidywalne, że jeśli jest choćby cień szansy, aby coś spartolić i zrobić z siebie kretynkę – Jones, chcąc nie chcąc, ów cień wykorzysta i to dokumentnie. Na szczęście dla widzów rozrywka wynika z tego przednia i nawet kiedy widzowie na sali nie wybuchają akurat szczerym śmiechem, czujemy na plecach ich uśmiech. Nie zdarza się to w kinie często, bo niestety nagminnie zalewani jesteśmy głupkowatymi komediami, ale Bridget Jones 3 udowadnia, że coś, co pokochały miliony, naprawdę może być świetne – może bawić, wzruszać i sprawiać, że na sercu robi się cieplej, a uczucie to utrzymuje się jeszcze długo po seansie. Film Maguire nie zawodzi więc na żadnym poziomie – fabularnie był to chyba strzał w dziesiątkę, muzycznie – jest chyba najbardziej porywającą i kolorową ze wszystkich trzech części, aktorsko – niczego nie można zarzucić. Renée Zellweger kolejny raz musiała uczyć się angielskiego akcentu, aby wcielić się w rolę, która (pomimo otrzymanego wcześniej Oscara) zapewniła jej największą sławę i sukces, ale także musiała na nowo nauczyć się ogólnego sposobu mówienia, jaki wykreowała dla Bridget w poprzednich filmach. I możemy tylko domyślać się, że po tylu latach nie było to łatwym zadaniem. Udało się jednak i Bridget powraca do nas tak samo rozkoszna, ofermowata i “przypałowa” jak wcześniej – czyli wracają właśnie te cechy, które w niej pokochaliśmy. Wraca również Mark Darcy, czyli Colin Firth, który kiedy się uśmiecha od ucha do ucha, młodnieje nagle o 10 lat. Ale nawet bez tego uśmiechu widzimy w nim to, co najważniejsze, to, co damskiej części widowni roztapiało serca nie tylko w pierwszej i drugiej części, ale również w Dumie i uprzedzeniu… spojrzenie pana Darcy’ego. Ono się nie zmienia – jest w nim wciąż ta sama miłość do Bridget i ta sama siła, którą wyzwalał na planie ekranizacji powieści Jane Austen, patrząc na Jennifer Ehle, czyli serialową Elizabeth Bennet. Firth po raz kolejny świetnie odegrał rolę mężczyzny, który choć zakochany jest w kobiecie tak różnej od siebie – czasem nieco infantylnej, zwariowanej i czasem wulgarnej – nie potrafi wyzbyć się zamknięcia w świecie sztywnych ram, konwenansów i elegancji. Ale właśnie to od lat sprawia, że ta filmowa para kipi uczuciem i chemią, jakich nigdy nie zrozumie żaden portal randkowy wyliczający dopasowanie dwójki ludzi.

bj-10

Reszta aktorów również sprostała zadaniu i tutaj przed wszystkim wymienić należy i pochwalić Patricka Dempseya, znanego głównie z roli Dereka w serialu Chirurdzy. Przyznam szczerze, że nieco obawiałam się jego występu w tej produkcji, bo nie wierzyłam, że będzie potrafił wykreować po pierwsze wiarygodną postać, po drugie sympatyczną (w końcu konkurent Darcy’ego odpada w przedbiegach i zyskuje złą sławę już na linii startu), a po trzecie w końcu – wpisującą się i wpasowującą się w niepowtarzalny klimat uniwersum Bridget Jones. A jednak się udało i trzeba przyznać, że postać Jacka Qwanta sporo wniosła do filmu i w dodatku zostawiła po sobie pozytywne wspomnienie. Oprócz znanych z poprzednich części aktorów (poza Hugh Grantem, który odmówił roli w filmie), którzy bardzo dobrze po takiej przerwie odnaleźli się w dawnych rolach, w produkcji zobaczymy także (i posłuchamy) Eda Sheerana, jak również Emmę Thompson (współtwórczyni scenariusza), która wprost brylowała w epizodycznej roli pani doktor Rawlings. Dobrze wypadła także Sarah Solemani, która wcieliła się w rolę Mirandy – rozrywkowej koleżanki Bridget.

bj-5

Ze świetnie wykreowanymi rolami, bezbłędnie dobraną muzyką i rozbrajającą historią film Bridget Jones 3 po prostu nie mógł się nie udać. Ze względu na ogromny sentyment do poprzednich części nie umiem powiedzieć, czy jest lepszy od jedynki i dwójki, ale z pewnością nie można o nim powiedzieć, aby był gorszy. Warto także nadmienić, że ponieważ minęło sporo lat od ekranizacji Bridget Jones. W pogoni za rozumem, a na świecie wiele się zmieniło – twórcy filmu nie zapomnieli o tym i dają nam tego namiastkę w filmie. Na szczęście jednak (choć lakoniczny opis filmu sugerował coś wprost przeciwnego) nie jest to główny wątek ani nawet coś nad wyraz istotnego; Bridget po prostu porzuciła tradycyjną formę zapisywania swoich przeżyć i planów i wybrała formę elektroniczną. Poza tym raz na jakiś czas mamy do czynienia ze wzmiankami dotyczącymi właśnie tego, jak zmieniły się: świat, technika i społeczeństwo przez te lata (zazwyczaj porównanie to wychodzi na niekorzyść czasów obecnych – obrywają między innymi hipsterzy pijący ze słoika), ale nie są to wzmianki nachalne, raczej obrazujące teraźniejsze życie niż skupiające się na jego aspektach.

bj-15

Zazwyczaj nie przepadam za komercyjnymi komediami, ale z Bridget Jones sprawa ma się zupełnie inaczej. Od lat jestem fanką zarówno książek, do których regularnie wracam (poza trzecią częścią, którą przeczytałam raz i wystarczy), jak i filmów, których jednokrotne obejrzenie także mi nie wystarcza. Z trzecią filmową częścią przygód panny Jones będzie tak samo. To jeden z tych filmów, podczas których śmiejemy się szczerze, radośnie i bez wstydu. To nie jest komedia, która wywołuje niechciany śmiech; nie rozbawia nas coś tylko dlatego, że jest aż tak głupie, po czym sami siebie ganimy za niekontrolowane zaśmianie się – nic z tych rzeczy. Bridget Jones 3 to bardzo dobre kino rozrywkowe, świetne zakończenie trylogii i wspaniała zabawa. Do tego fani otrzymują powrót ulubionych bohaterów w rewelacyjnej formie, mimo że niektórzy aktorzy widocznie się postarzeli. I chociaż nadal odrobinę żałuję, że ten film nie został zrealizowany nieco wcześniej (zwłaszcza że, jak widać, wcale nie trzeba było czekać aż powstanie literacki pierwowzór), to nawet w tym dostrzegam pewien urok. Świat Bridget Jones zawsze stawiał na naturalność i do kosza wrzucał wszystko co idealne, perfekcyjne i lśniące. Może więc dobrze, że trzeci film pokazał posiwiałych aktorów, zmarszczki czy nawet nieudane eksperymenty z odmładzaniem – takie jest właśnie życie, taki jest człowiek: nie wszystko udaje mu się od razu, niekiedy trzeba poczekać na to nawet kilkanaście lat, aby okazało się, że szczęście i tak znajdziemy w punkcie wyjścia, gdzie historia zatacza koło. Na naszych twarzach widać upływające lata i walkę o to, by zachować młodość jak najdłużej. I choć film nie trzyma się banałów ani frazesów, to jeden z nich bije od niego na kilometry, a mianowicie ten, że stara miłość nie rdzewieje, bo uwierzcie – jeśli pokochaliście Jones i jej świat przy pierwszym filmie, trzeci nie powinien zostawić na tym uczuciu żadnej rdzawej plamki.

PS A gdyby ktoś wciąż był głodny Bridget, zapraszam do zapoznania się z Piątkową ciekawostką dotyczącą pierwszej i drugiej części, którą znajdziecie tutaj.

bj-3

Fot.: United International Pictures

Bridget Jones 3

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *