Odświeżając ciężkie brzmienia – Zeal and Ardor – „Stranger Fruit” [recenzja]

Założony w 2014 roku projekt Zeal and Ardor to prawdziwe kuriozum współczesnego rocka. Szwajcarsko-amerykańska formacja oferuje słuchaczom wyjątkowo przedziwną, eksperymentalną miksturę dwóch gatunków reprezentujących kompletnie różne galaktyki estetyczne – awangardowego metalu oraz muzyki gospel. Na pierwszych albumach grupy, swawolne połączenie destrukcyjnych, gitarowych riffów z widowiskowym spirytualizmem tradycyjnych, chrześcijańskich pieśni, brzmiało jak efektowny, dźwiękowy żart. Natomiast, przy okazji premiery Stranger Fruit, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że Manuel Gagneux z kolegami zaczęli traktować własną twórczość z większą powagą, co zaowocowało dojrzałym materiałem, równocześnie nawiązującym do nieokiełznanej witalności poprzednich płyt, ale także wpisującym kreatywne szaleństwo w ramy nieco bardziej przemyślanego konceptu.

Gdy cztery lata temu Zeal and Ardor wypuścili Devil Is Fine, świat uznał wspomniane LP za doskonały dowcip. No bo jak tu się nie uśmiechnąć, słysząc kompozycje zestawiające baptystyczne zaśpiewy z nasiąkniętymi okultystyczną tematyką melodiami dla fanów ciężkiego grania? Wydawać by się mogło, iż mamy do czynienia z przekornymi prowokatorami, zdolnymi jedynie do funkcjonowania według reguł egzystencji przeciętnego mema. Na szczęście najświeższe dzieło tej wesołej gromadki wyprowadza krytyków z błędu. Kabaretowa przeszłość odeszła w niepamięć i ustąpiła miejsca porządnie napisanym utworom, zachwycającymi zwinnością, z jaką mieszają różnorodne smaki. Do kotła z black metalem i gospel dochodzi jeszcze blues, klasyczny rock’n’roll i szczypta instrumentalnej progresywności. Pozornie niepasujące do siebie elementy budują intrygujący, malowniczy krajobraz dźwięków, eksplodujący od nadmiaru odważnych pomysłów.

Słyszalne w niemal każdym kawałku elementy bluesa i gospel tworzą interesujący, formalny paradoks. Muzycy żonglują skrajnymi estetykami, niczym wytrawni, łamiący wszelkie reguły postmoderniści, ale ich fascynacje zdradzają stosunkowo konserwatywne podejście do gitarowego grania. Pomimo awangardowych ciągot, grupa odwołuje się głównie do gatunków, które można nazwać korzeniami rocka. Afroamerykańska pulsacja stanowi hołd złożony dźwiękowym tradycjom, odgrywającym rolę fundamentów dla karier idoli członków zespołu. Nietypowy rezultat tych zabiegów, czyli nowoczesna werwa połączona z urokiem przeszłości, wyczarowuje wysokiej jakości produkt.

Odpowiednio dawkowany patos to kolejny ważny element krążka. Bijąca od materiału teatralność skutecznie przypomina o widowiskowym potencjale metalowo-gospelowego koktajlu. Dziecko zrodzone z dwójki kochających przesadę rodziców zarazi zapałem nawet najbardziej opornych słuchaczy. Co prawda ta momentami karykaturalna podniosłość nie mieści się w dobrze nam znanych standardach popkulturowej apatii, która kręci miłośników dzisiejszej sceny niezależnej, ale myślę że Stranger Fruit pogodzi hipsterskie namiętności z głównonurtową wrażliwością na sztukę.

Jedyna ułomność albumu kryje się w dość logicznej kwestii. Ponieważ artystyczna droga Zeal and Ardor doprowadziła zespół do ogólnoświatowego sukcesu, ich brzmienie uległo znaczącej zmianie. Najnowsze dzieło jest wyprodukowane przy użyciu bardziej profesjonalnych technik, co z jednej strony przyniosło fachowe aranżacje, lecz także stępiło pazur znany z poprzednich nagrań. Dopieszczone w każdym względzie wydawnictwo sprawia wrażenie aż zanadto poprawnego. Oczywiście doceniam kunszt wszystkich zaangażowanych w projekt osobowości, jednak trochę tęsknię za kanciastością debiutu.

Niektórzy sceptycy pewnie stwierdzą, że egzotyczne wtręty w podobnej muzyce to nic nowego. Już kilkadziesiąt lat temu David Byrne wraz ze swoim kultowym składem Talking Heads wprowadzał plemienną rytmikę do post-punka, zaś kościelne wokale ożenione z alternatywą to domena posiadającej całkiem długi staż sceniczny formacji Algiers. Ja taką opinię akceptuję tylko i wyłącznie połowicznie. Tak, to prawda, iż wspomniana idea jest już nie pierwszej świeżości. Natomiast sam sposób jej wykorzystania w praktyce można z całą pewnością nazwać wyjątkowym. O ile starsi koledzy bohaterów tego tekstu traktowali melodykę Czarnego Lądu jako błyskotliwy dodatek do głównych wątków, tak autorzy Stranger Fruit w ogóle nie bawią się w jakieś subtelne, intertekstualne gierki. Ich filozofia jest prosta i dobitna, bo polega na bezpardonowym braniu pełnymi garściami z bogactwa innych kultur. Panowie rokendrolowcy wygrywają więc łobuzerską odwagą, pozwalającą im na pójście o kilka kroków dalej niż ich mistrzowie.

Nie jestem pewien, komu ta płyta przypadnie do gustu, ale wiem, komu na sto procent się ona nie spodoba. Mam na myśli zamknięte na artystyczną różnorodność osoby, fanatycznie wyznające ideały jedynego, “prawdziwego”(dla nich) prądu muzycznego i negujące jakiekolwiek próby eksperymentowania. Jeśli powyższy opis do Ciebie NIE pasuje, to istnieje duże prawdopodobieństwo, iż docenisz twórczość Zeal and Ardor.

Fot.: MVKA Music

Ocena : 7+/10

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *