Dziwactwo zwane życiem – John Irving – „Świat według Garpa” [recenzja]

Zaledwie 2:1 – to stosunek, w jakim bukmacherzy przyjmują zakłady na to, że główny bohater okaże się być pisarzem lub zapaśnikiem. Równie prawdopodobne jest to, że choć akcja powieści toczyć się będzie w Stanach Zjednoczonych, na chwilę przeniesie się do Wiednia bądź Amsterdamu. Prawie na pewno pojawi się jeżdżący na monocyklu niedźwiedź, w tle zaś przewinie się któraś z wielkich wojen (I lub II światowa tudzież wojna w Wietnamie). No i kurwy. Pojawienie się kurew, jak określa Irving damy lekkich obyczajów, jest niemal tak pewne jak lipcowy deszcz. Wszystkie wyróżnione elementy to szkielet, wokół którego zbudowana jest każda powieść jednego z najznamienitszych współczesnych pisarzy – Johna Irvinga. Mówią, że jest w nim coś z Czechowa, Steinbecka, Kundery i Palahniuka. Prawda to, choć Irving jest tylko jeden, a jego twórczość za kilkadziesiąt lat stanowić będzie kanon w amerykańskich szkołach. Jedną z pierwszych powieści, jaka trafi do młodzieży, jest Świat według Garpa, uznawany przez wielu za magnum opus pisarza. Czy historia zamkniętego w sobie pisarza to szczyt możliwości uznanego autora? Skąd bierze się fenomen Johna Irvinga? O tym, i nie tylko, w poniższym tekście.

Świat jest komiczny dla tych, którzy myślą, a tragiczny dla tych, co czują

Kiedy Jenny opuszczała rodzinne miasto, jak każdy z Fieldsów, siedziała po lewej stronie pociągu. Wracając, po prawej. Robiła to wyłącznie dlatego, by wielkie logo buta (rodzinnego biznesu obuwniczego) witało ją i żegnało, za każdym razem. Jenny była jedynaczką z dobrze sytuowanej rodziny, która postanowiła zostać pielęgniarką. Rokrocznie rodzice obdarowywali ją parą nowych, wygodnych pantofli oraz irygatorem, który – jak sądziła Jenny – jest termoforem. Myśleli, że jestem kurwą. Chcieli jednak bym była kurwą czystą i dobrze obutą. Jenny choć pragnęła dziecka, stroniła od mężczyzn. Pewnego razu pocięła w kinie wojennego weterana, tylko dlatego, że chwycił ją za kolano. Chwilę później udzieliła mu pierwszej pomocy. Jenny, zapalona książkoholiczka, za lat kilkanaście wyda powieść, która okaże się światowym bestsellerem, a jej samej przysporzy rzeszę fanów i kroci na bankowym koncie, jednak póki co płodzi swego jedynaka. Dosiadła na wpół zidiociałego Strzelca Technicznego Garpa, który jedyne co potrafi, to ślinić się i potakiwać. Potrzebna jest jej jedynie jego sperma. Gdy ją dostanie, urodzi głównego bohatera niniejszej powieści – S.T. Garpa, którego przez całe życie wszyscy będą dopytywać, co oznacza skrót „S.T.”. Po pewnym czasie odechce mu się tłumaczyć.

W co drugiej recenzji Świata według Garpa znajdzie się zdanie pokroju „Trudno opisać, o czym była ta książka” lub „Natłok dziwactw sprawia, że trudno ubrać to w słowa”. Spieszę więc z wyjaśnieniem. Niniejsza książka – jak każda pióra Johna Irvinga – opowiada o życiu. Banalne? Być może, jednak jakże genialne w swej prostocie! W trakcie tej – jak to u Amerykanina bywa – rozciągniętej na przestrzeni kilkudziesięciu lat historii, rzeczywiście przydarzą się bohaterom niecodzienne przygody. Wspomniana już historia z kina, w trakcie której Jenny Fields okalecza żołnierza, sam główny bohater obwąchiwał będzie w parku genitalia obcego mężczyzny, po hotelowym korytarzu przejedzie niedźwiedź na rowerze, a popularność zdobędzie grupa kobiet z odciętymi językami. Te i wiele innych „dziwactw” to stałe punkty twórczości Johna Irvinga, który finalnie znów sprezentuje nam niezwykle ciepłą i życiowo mądrą historię.

Przy jednym z wcześniejszych spotkań z twórczością pisarza z New Hampshire napisałem, że Irving to facet, który urodził się po to, by zostać pisarzem, a niezwykły talent opowiadania wyssał z mlekiem matki. Omawianą tu powieścią po raz kolejny potwierdził te słowa; jest bowiem w jego pisarstwie coś niezwykłego, a zarazem nieuchwytnego; coś nadającego całości magicznego pierwiastka. Teoretycznie można by niniejszą książkę skrócić w następujący sposób: to historia pewnego pisarza, którego matka osiągnęła większy komercyjny sukces niż on sam (spokojnie, to nie spoiler). I tyle. Sześćset stron opowieści o życiu. Skąd więc wszystkie te zachwyty Irvingiem oraz jego powieściami? Ano, ze stylu, w jakim zostały opowiedziane. Wszystkie te „dziwactwa”, jak dla przykładu „gwałt” dokonany przez pielęgniarkę na niezupełnie świadomym pacjencie, są tak wplecione w narrację, że stają się po prostu wiarygodne. Sam język to z kolei, pomimo chociażby „kurew”, rzadko już spotykana, autentycznie piękna fraza.

Zalet można by wyliczyć więcej, a znajdzie się wśród nich oczywiście genialna umiejętność kreowania KAŻDEJ postaci. To właśnie jedna z tych nieuchwytnych rzeczy w twórczości Irvinga. Czytamy dowolną jego książkę jak każdą inną, jednak po czasie dociera do nas, że zapamiętaliśmy nawet pojawiającą się dosłownie w jednej scenie, czwartoplanową prostytutkę z Wiednia. Nie wspominając rzecz jasna o bohaterach pierwszego planu. Co ciekawe, w przypadku Świata według Garpa akurat, dwie główne postaci, czyli Garp oraz jego matka, to nie do końca bohaterowie, z którymi chce się sympatyzować.

Najmocniejsza strona powieści powiązana jest z kolei z jej największą wadą. Styl Irvinga, a raczej sam autor, to doskonały gawędziarz, momentami aż zanadto rozwlekający swoje historie (inna sprawa, że dzięki szczegółowym opisom sytuacji w pamięci czytelnika pozostaje chociażby prostytutka z Wiednia). Mówiąc krótko: zdarzają się dłużyzny i pozorna nuda, zniechęcająca niekiedy do kontynuowania lektury. Finalnie okazuje się jednak, że wszystko zostało tu przemyślane od początku do końca, a najmniejszy nawet detal (jak choćby zaostrzona końcówka gałki zmiany biegów w samochodzie) ma znaczenie. Moment, w którym puzzle zaczynają do siebie pasować jest dla odbiorcy czymś nie do przecenienia. Chwila, kiedy poruszająca ważne społeczne tematy (zmiana płci, nietolerancja czy feminizm), nieco przeciągnięta opowieść zamienia się w otulający nas ciepły kocyk, a zarazem lustro, w którym widzimy odbicie samych siebie oraz otaczającego świata, to chwila, dla której warto sięgać po twórczość kogoś takiego jak John Irving.

Cóż dodać więcej? Chyba nic. Wydany równo czterdzieści lat temu Świat według Garpa to pozycja nadal niezmiernie aktualna. To czy jest ona najwybitniejszym dziełem pisarza, pozostaje kwestią gustu, bez wątpienia jednak mamy tu sto procent Irvinga w Irvingu, prawdziwą kwintesencję tego, co przyczyniło się przez lata do ogromnej popularności Amerykanina. „Dziwactwo zwane życiem” – taki oto tytuł mogłaby nosić każda, w tym i omawiana tutaj, książka leciwego już autora. W sposób nietuzinkowy udaje się pisarzowi oddać rzeczywistość z całym jej blaskiem, jak i cieniami, dzięki czemu można nazwać Irvinga pisarzem przez duże „P”, a po jego dzieła sięgać w ciemno choćby tylko po to, by dowiedzieć się czegoś więcej o samym sobie.


Fot.: Prószyński i S-ka

3 Komentarze

  • Czytałem 40 lat temu, potem chyba 30 lat temu i teraz znów zamierzam wrócić do lektury. Zgadzam się z recenzją. Gratuluję trafnych spostrzeżeń o prozie Irvinga. Teraz niezbyt często powstają takie książki, a i liczebność i jakość czytelników się zdewaluowała.
    Sławomir

    • Uwielbiam książki Johna Irvinga, zwłaszcza Regulamin tłoczni win i Hotel New Hampshire. Garpa też lubię, trzy razy czytałam. Polecam każdemu- wiele wątków, zaskakujące momenty życia bohaterów, świetne charakterystyki postaci, nietuzinkowe opisy, historie wpadające w pamięć – to TRZEBA przeczytać.
      ps.Jenny Fields nie była jedynaczką. Miała dwóch braci. Jeden zginął na wojnie a drugi utopił się podczas żeglowania.

  • Uwielbiam książki Johna Irvinga, zwłaszcza Regulamin tłoczni win i Hotel New Hampshire. Garpa też lubię, trzy razy czytałam. Polecam każdemu- wiele wątków, zaskakujące momenty życia bohaterów, świetne charakterystyki postaci, nietuzinkowe opisy, historie wpadające w pamięć – to TRZEBA przeczytać.
    ps.Jenny Fields nie była jedynaczką. Miała dwóch braci. Jeden zginął na wojnie a drugi utopił się podczas żeglowania.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *