Syberia

Kolejna magiczna podróż – Microids – Syberia: the world before

Umówmy się – przygodówki point&click swój czas już miały i świetność tego gatunku raczej szybko nie powróci. Nie oznacza to wszakże, że takie gry nie powstają – choćby niedawno odkryłem perełkę Brok the investigator. Mimo to, w zalewie średnich lub kiepskich produkcji trudno znaleźć coś wartego uwagi. Myślałem, że Syberia: the world before będzie strzałem w dziesiątkę. Jestem fanem tej serii od dzieciństwa, a pierwsza Syberia oraz jej kontynuacja to według mnie jedna z najlepszych rzeczy, które przytrafiły się elektronicznej rozgrywce. Jak wypadła więc najnowsza część, której produkcję okrył cień śmierci głównego projektanta i zarazem legendy branży – Benoita`a Sokala?

„Każdy ma w sercu swoją małą Syberię” – jest to cytat z recenzji pierwszej części z magazynu Cd–action, której autorem był niezrównany w opowiadaniu o grach Andrzej „El General Magnifico” Sawicki. Szturmem wdarł się do redakcji najpopularniejszego magazynu o grach komputerowych w Polsce, zwłaszcza, że był sporo starszy od swoich kolegów. W dodatku nie recenzował wszystkich gatunków, a skupiał się właśnie na przygodówkach bogatych w zagadki logiczne i głębokie historie. Niestety, tak samo jak Benoit Sokal, EGM także nie doczekał premiery najnowszej części gry Syberia: The world before. Tę recenzję dedykuję tym dwóm panom, którzy ukształtowali mnie jako gracza oraz recenzenta.

Vaghen jest urokliwe, ale to cisza przed burzą

Pierwsze zdanie z górnego akapitu wymaga małego wyjaśnienia. Pierwsza część Syberii, która ukazała w dwutysięcznym drugim roku była zjawiskowa nie tylko przez bardzo ładną grafikę, lecz za sprawą baśniowej, niespotykanej fabuły, która była prawdziwym przedstawicielem realizmu magicznego. To właśnie tam pierwszy raz poznajemy Kate Walker, która przybywa do sennego, nieco już zapuszczonego miasteczka Valadilène znajdującego się w otoczeniu francuskich Alp. Ma przypieczętować umowę sprzedaży fabryki automatonów – niezwykłych mechanicznych robotów stworzonych przez rodzinę Voralberg. Niestety, w momencie przybycia trafia akurat na pogrzeb Anny Volarberg, która miała złożyć podpis na umowie, a jedyny spadkobierca – Hans – zniknął, a my wyruszamy na jego poszukiwania niesamowitym, steampunkowym pociągiem. Towarzyszy nam Oskar – z początku nieco upierdliwy automaton, który wraz z rozwojem fabuły coraz bardziej zaprzyjaźnia się z główną protagonistką, pomagając w poszukiwaniu dziedzica firmy. Kate powoli zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem i pracą dla bezdusznej kancelarii prawniczej. Wraz z przebytymi kilometrami jej bagaż doświadczeń rozrasta się, a młoda, urocza bohaterka coraz bardziej przekonuje się, że istnieje życie poza pracą i obowiązkami dnia codziennego. Jej szlak wiedzie na daleką Syberię… Resztę możecie, drodzy czytelnicy, poznać sami, gdyż do dziś pierwsza Syberia to wspaniała gra, do której warto wrócić dla samej fabuły, nawet jeśli grafika już nieco trąci myszką. Doskonała fabuła, świetnie pomyślane zagadki i bohaterowie, którzy zapadają w pamięć  – czego chcieć więcej? Pierwsze zdanie recenzji traktuje więc o tym, że wielu z nas nosi w sercu głęboko ukryte pragnienia zmiany swego życia, ruszenia w podróż i doświadczania życia pełną parą, gdyż ludzkie los jest wątły i kruchy. Niestety, w wirze pracy i zobowiązań, rachunków i kredytów łatwo o tym zapomnieć – właśnie takie gry jak Syberia przypominają nam o tym. Nie w wulgarny, dyskryminujący sposób – Benoit Sokal nie krzyczy na nas, abyśmy ruszyli tyłki sprzed kanapy, spakowali plecak i pojechali w głąb Rosji (teraz w sumie to może i lepiej), lecz kładzie nam rękę na ramieniu i mówi po prostu „rozumiem, stary, chodź, zabiorę cię w magiczną podróż, dzięki której na kilka godzin zapomnisz o problemach” – i tak się rzeczywiście dzieje.

Rok w rosyjskim pierdlu, ale fryzura musi być jak na imprezkę

Po tym przydługim wstępie, przechodzimy do najnowszej części – Syberia: the world before miała swoją premierę ponad rok temu, w marcu dwutysięcznego drugiego roku. Pojawia się tak późno, gdyż demo zaprezentowane podczas jednego z festiwali steam nie zachwyciło mnie swoim stanem, dlatego wrzuciłem tytuł na listę życzeń i czekałem na dogodną promocję. W końcu się udało i przystąpiłem do ogrywania czwartej części cyklu, mając w pamięci, że niestety główny projektant – Benoit Sokal – premiery już nie doczekał. Po pierwsze: zaskoczenie – grę rozpoczynamy nie jako Kate Walker, lecz Dana Rose. Jest to postać, wokół której będzie kręcić się cała fabuła. Smaczku dodaje fakt, że akcja dzieje się tuż przed wybuchem II wojny światowej, w kraju mocno stylizowanym na Austrię. Dodatkowo okazuje się, że jej rodzina musi stawić czoła prześladowaniom ludzi z czerwonymi opaskami na ramionach, przypominających nazistów. Z Kate zaś spotykamy się w… kopalni znajdującej się gdzieś na Syberii, gdzie jest więziona i zmuszana do niewolniczej pracy wraz z kobietą aresztowaną za przeciwstawianie się rosyjskiej władzy.

Amen.

Tutaj mam pierwszy zarzut wobec gry. O ile poprzednie produkcje były dopracowane i wątkom fabularnym nie da się nic zarzucić, tak w Syberia: the world before miałem z tym ogromny problem, widząc wystylizowane fryzury dziewczyn w celi, zwłaszcza Kate. Szok jednak przeżyłem, kiedy poznałem na czym zawiązać ma się główna os fabularna – otóż w kopalni w wyniku pewnych zdarzeń Kate i jej przyjaciółka znajdują zapomniany pociąg z II wojny światowej. Ok? Ok. Ale w tym pociągu wpada im w ręce stary szkic dziewczynki żyjącej prawie sto lat temu. Dochodzą do wniosku, że jest ona podobna do Kate. Przyjaciółka dość szybko ginie, a Kate przyrzeka jej, że zrobi wszystko, aby wyjaśnić zagadkę dziewczyny z obrazka. Ok? No nie, nie, i jeszcze raz nie. Scenarzyści poszli na łatwiznę, aby popchnąć Kate do odwiedzenia Vaghen, czyli rodzimego miasteczka Dany Rose, ponieważ, to, że to ona jest przedstawiona na kawałku papieru, nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Pomijając jakiekolwiek prawdopodobieństwo takiej sytuacji, widzimy jak Kate bez dokumentów, pieniędzy, na motocyklu mającym więcej lat, niż filmy Hitchcocka przemierza Syberię (!) w zimę (!!!) i bez pieniędzy, paszportu ani czegokolwiek innego poza ciuchami na sobie wydostaje się z Rosji, przemierza pół Europy i trafia do Vaghen, rozpoczynając dochodzenie na temat tajemniczej dziewczyny. No naprawdę, jest to wszystko szyte bardzo grubymi nićmi.

Lokacje wyglądają naprawdę ładnie – szkoda, że tylko z daleka

Na obronę gry powiem, że potem jest już tylko lepiej, ale po prologu miałem chęć wyłączyć grę i nigdy do niej nie wracać. Postanowiłem ją dokończyć dla EGM`a oraz Sokala. Reszta fabuły naprawdę daje radę, poznawałem historię Dany z zaciekawieniem – gdyż połowa gry to tak naprawdę retrospekcja z czasu sprzed wojny, w jej trakcie oraz nieco po niej. Kate z uporem rozmawia z postaciami z historycznego miasteczka, na którym piętno odcisnęły automaty Voralbergów, rozwiązuje zagadki i zwiedza bardzo ładne lokacje w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów. Swoją role dostanie także Oskar, niestety nie dostanie dużo czasu antenowego w Syberia: the world before. Zastąpiła go Dana, której życie było pełne niespodzianek, walki i niepowodzeń. Często podczas zagadek środowiskowych musimy przełączać się między postaciami, aby uporać się z trudniejszą łamigłówką lub wydedukować prawidłowe cyfry lub obrazy, które popchną fabułę do przodu. Pomijając fakt, jak to jest w ogóle możliwe, że kobieta z dwutysięcznego czwartego roku posiada psychiczne połączenie z wydarzeniami sprzed siedemdziesięcioma laty, aby uruchomić jakieś stare ustrojstwo, to zabieg mi się spodobał. Nasza droga wiedzie przez urokliwe miasteczko Vaghen, górskie schronisko, a nawet góry Tybetu czy… cmentarz. Często widzimy te same lokacje w dwóch różnych okresach, oczami Dany oraz Kate.

Wirtuozeria gry na flecie – kliknij mnie!

Jeśli mówimy o lokacjach, warto wspomnieć o grafice. Syberia: the world before jest stworzona na silniku Unity, który niestety nie sprostał wizji twórców. O ile dopóki postacie poruszają się po planszach, wszystko jest ładne i kolorowe, tak przybliżanie obiektów ukazuje pokraczność detali, pikselozę i ogólną brzydotę, która nie powinna mieć miejsca w grze z dwutysięcznego dwudziestego drugiego roku. W dodatku postacie poruszają się dość ociężale, a bieg nie rozwiązuje sprawy, bo nadal reagują wolno i zanim dobiegną na drugą stronę ulicy, można się zestarzeć.

Jest jednak coś w tej grze, czego pojąć nie umiem i za tę jedną, jedyną rzecz jestem zmuszony obniżyć ocenę na koniec o jeden cały punkt. O co chodzi? Ano o to, że programiści nie przewidzieli pomijania lub przyspieszania dialogów oraz animacji! W przygodówce, gdzie pewne elementy jesteśmy zmuszeni oglądać po kilka razy lub przez czysty przypadek klikamy je kilkukrotnie. I za każdym razem musimy wysłuchać, co Kate lub Dana mają do powiedzenia do końca, bez możliwości skipowania. Tak samo jest z animacjami, które i tak są ociężałe, lecz gdy miałem oglądać je po raz drugi, zalewała mnie krew, skutecznie odbierając radość z rozgrywki. Szukałem rozwiązania, grzebałem w opcjach i dopiero po przeszukaniu internetu dowiedziałem się, że programiści nie przewidzieli pomijania cutscenek, animacji oraz dialogów, ponieważ nie chcieli, aby gracze przez przypadek pominęli jakieś słowo lub czynność ważną dla fabuły. Serio?! A może wystarczyłoby, aby raz odsłuchany dialog lub animacja, mógł zostać pominięty kiedy gracz ogląda go drugi raz? Nie. Trzeba obejrzeć wszystko i mam niecne podejrzenie, że opcja ta jest zaimplementowana nie z troski o gracza, a o wydłużenie czasu gry…

Uwielbiam takie stare pamiętniki

Wszystko jednak przesłania fabuła gry Syberia: the world before. Wraz z kolejnymi (niepomijalnymi) scenkami zżywałem się z bohaterkami gry, trzymając za nie kciuki. Intrygowała mnie postać z rysunku i tajemnica, którą skrywa. Jako, że to gra Benoita Sokala, w trakcie fabuły natrafiamy na nieistniejące (or isn`t?) stworzenie – tym razem na samą wielką stopę, która również jest ważna dla fabuły i pięknie wkomponowuje się w akcję gry. Finał także dał mi do wiwatu, a kończące grę animacje omal nie wycisnęły mi łez z oczu. W tamtym momencie miałem ochotę wybaczyć wszystko – kiepską grafikę, ślamazarne postaci oraz uciążliwe oglądanie tych samych animacji po kilka razy. Dziś jednak piszę tę recenzję na chłodno, niemal miesiąc po przejściu całej gry. I wiecie co? Warto. Naprawdę polecam Wam tę grę, jeśli przede wszystkim cenicie wspaniałe, angażujące historie i nie wadzi Wam nieco koślawy gameplay. Zachwycicie się muzyką skomponowaną przez Inon Zur`a, przeżyjecie kolejną wspaniałą przygodę, której nie dorównają holywoodzkie filmy.

Mów co wiesz, bo powiem KGB, żeby cię zabrali do kopalni soli na Syberii

Mimo, że łamigłówki są nieco zbyt łatwe nie tylko jak na przygodówkę, ale także jak na Syberię, to najważniejszy w tej grze jest przekaz, który dla każdego może brzmieć trochę inaczej. Jest to historia o zdradzie, utracie, walce, o tym, ile jesteśmy w stanie stłumić w sobie, aby wybaczyć. O tym, ze nigdy nie jest za późno, aby naprawić stare krzywdy. Sumienie ma wielką władzę, nie pozwala spać, a my wraz z wiekiem coraz częściej odczuwamy jego wyrzuty. Jak żyć w zgodzie z samym sobą? I innymi? Na tych i wiele innych pytań odpowiada Syberia: the world before. Jeżeli nie spotkałeś się jeszcze z ta serią, zalecam zacząć od najnowszej części za sprawą łatwego gameplayu oraz nowoczesnej otoczki. Jeśli gra cię zaciekawi, gorąco zachęcam do zapoznania się z pierwszą oraz drugą częścią, które są zjawiskowe, jak na swój gatunek. Pierwszej części EGM dał dychę, czyli najwyższą notę – lecz aby taka ocena mogła być zaprezentowana na łamach czasopisma, potrzebował jeszcze dwóch redaktorów, którzy się na to zgodzą. Nie znalazł. Ale fani przygodówek, pamiętajcie – świętej pamięci El General Magnifico, jeden z największych fanów przygodówek, który z głowy pisał poradniki i solucje do tych arcytrudnych gier – dał Syberii najwyższą notę. A to znaczy wiele.

To już koniec mojej drogi. Teraz kolej na Twoją

Ps. W tekście specjalnie nie wspominam o trzeciej części Syberii. Spuśćmy nad nią zasłonę milczenia.

Fot.: Microids

Syberia

Overview

Ocena:
6 / 10
6

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *