Osobiście uważam film Obcy: Ósmy pasażer Nostromo za jeden z najlepszych miksów horroru i science-fiction w historii kina. Jednak, jako graczowi, bardzo długo przyszło mi czekać na grę, która byłaby w stanie oddać klimat obrazu Ridleya Scotta. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zapowiedzi i zwiastuny Alien: Isolation wiedziałem, że czas oczekiwania na tę „jedyną właściwą” grę z uniwersum Obcego dobiegł końca. Pozostało mi już tylko czekać na chwilę, kiedy będę mógł chwycić pada i na własne oczy przekonać się, czy poczciwy stary xenomorph jeszcze potrafi napędzić mi stracha.
Musiały minąć całe dekady, w ciągu których ukazywały się gry oparte głównie na koncepcie filmowej drugiej części, pełne niezliczonych rzesz Alienów i tysięcy rodzajów broni pomocnej w przemienianiu ich w kwasową papkę. Od starych gier z serii Alien Breed zaczynając, poprzez kolejne części Aliens vs Predator, kończąc na najnowszym Aliens: Colonial Marines, które zostało dosłownie wgniecione w ziemię, zarówno przez krytykę, jak i graczy. W końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i wpadł na genialny pomysł – a co gdyby tak zmienić formułę i zamiast strzelanki zrobić klimatyczny survival horror? Zespołowi Creative Assembly i firmie Sega należy się odpowiednik Oscara za, nie tylko wcielenie tego pomysłu w życie, ale przede wszystkim niezaprzepaszczenie potencjału, który w nim tkwił.
Fabuła gry jest całkiem zręcznie wymyślona i możliwa do przełknięcia nawet dla największych fanatyków, dla których istnieje tylko jeden „prawdziwy” kanon. Akcja Izolacji umiejscowiona jest gdzieś między pierwszą a druga częścią filmu. Ellen Ripley już od piętnastu lat jest zaginiona, przemierzając kosmos w swojej malutkiej kapsule. Niesławna „Firma” (Weyland-Yutani) dostaje informację o odnalezieniu czarnej skrzynki z Nostromo, wysyła więc ekipę, która ma ją odzyskać ze stacji kosmicznej należącej do konkurencyjnej korporacji Seegson. W tym momencie poznajemy Amandę Ripley – dorosłą już córkę Ellen. Amanda poszła w ślady matki i również pracuje na kosmicznych frachtowcach transportujących surowce. Kiedy dostaje propozycję dołączenia do zespołu i możliwość dowiedzenia się czegokolwiek o losach matki, nie waha się ani chwili. Od tej chwili Amanda zostaje niejako oddana w nasze ręce i rozpoczyna się gra właściwa.
Obcy: Izolacja to produkt doskonały. Mamy tu wszystko, o czym marzy wielbiciel długogłowych stworów z kosmosu. Stacja kosmiczna Sewastopol, po której przyjdzie nam się poruszać przez większą część gry, doskonale odwzorowuje wizualne aspekty Nostromo – mamy tu klaustrofobiczne korytarze, czasami rozświetlane pojedynczymi, migającymi światłami, klasyczne komputery z interfejsem rodem z ośmiobitowych platform, charakterystyczne, rozsuwane włazy do tuneli wentylacyjnych, wykrywacz ruchu, który od pewnego momentu staje się absolutnie niezbędnym urządzeniem czy zbuntowane androidy, gotowe zabić cię za to, że uciekałeś, a przecież „bieganie powoduje wypadki”. No i przede wszystkim on – Obcy, tylko jeden przedstawiciel tego śmiertelnie groźnego gatunku, polujący właśnie na ciebie, niemożliwy do zabicia. Twoją jedyną nadzieją na przeżycie jest ukrywanie się pod łóżkami i w szafkach czy chociaż znalezienie jakiegoś ciemnego kąta i czekanie w bezruchu. Wstrzymywanie oddechu, kiedy potworna sylwetka pokazuje się w szparach drzwiczek i nerwowe zerkanie na wykrywacz ruchu – przemieszcza się, jest coraz bliżej, nie, oddala się… Czy już jest bezpiecznie? Iść dalej czy jeszcze trochę poczekać? Lepiej poczekam, przecież w każdej chwili Obcy może wrócić! – mniej więcej tak wyglądały moje myśli przez dużą część rozgrywki. Starałem się ignorować notoryczne pytania żony, czy nadal siedzę w szafce, i czy w tej grze w ogóle robi się coś innego. ;) Jakby tego było mało, możliwość zapisu gry tylko w wyznaczonych, często dość mocno oddalonych od siebie miejscach wcale nie ułatwiała zadania. A świadomość, że gram już prawie pół godziny od ostatniego sejwa też nie pomagała w podjęciu decyzji o opuszczeniu bezpiecznego schronienia. Dopiero kiedy w późniejszym etapie gry zdobyłem miotacz ognia – najpotężniejszą broń, jedyną zdolną do chwilowego odstraszenia potwora – poczułem się mocny… do momentu, kiedy bardzo szybko skończyło się paliwo w miotaczu.
Cóż, słowo „izolacja” w tytule doskonale oddaje moje odizolowanie od reszty świata przez jakieś pół miesiąca, kiedy to Alien pochłonął mnie bez reszty (i to niejednokrotnie w ciągu gry).
Dodatkowym atutem jest fakt, że twórcom udało się pozyskać do współpracy całą oryginalną obsadę z Ósmego pasażera Nostromo, która tutaj powtarza swoje role, podkładając głos pod znane wszystkim postacie – z Sigourney Weaver jako Ellen Ripley na czele. Ich głosy możemy usłyszeć z rozsianych i poukrywanych po całej stacji dzienników audio. Ale to nie wszystko, bo dzięki wydanym dodatkom DLC możemy nawet wcielić się w Ellen, Parkera i kapitana Dallasa, w specjalnych misjach dziejących się na pokładzie Nostromo, mających na celu znalezienie i odizolowanie Obcego (i przy okazji nie danie się zabić).
Jest też pewna zaskakująca niespodzianka przygotowana tylko dla właścicieli konsol wyposażonych w kamerę z mikrofonem. Otóż, kryjąc się przed Obcym, trzeba być naprawdę cicho – i mam tu na myśli naprawdę, w realnym świecie. Bo kiedy siedzisz schowany w szafce i akurat zadzwoni twój telefon, albo sąsiad postanowi wywiercić kilka dziur w ścianie – Obcy to usłyszy i cię dopadnie! Niestety, funkcja ta nie działa chyba w wersji na Xbox 360, w którą miałem okazję grać, nie mogę więc opisać własnych wrażeń.
Podsumowując, Obcy: Izolacja to jedna z tych gier, które warte są każdej wydanej złotówki. A jeśli jesteś wielbicielem zjawiska, jakim jest Alien i gier z gatunku survival horror, to pozycja obowiązkowa.
This is Ripley, last survivor of the Nostromo, signing off.
Fot.: The Creative Assembly Limited, Sega