dusza

Szczere zapiski – Dariusz Dusza – „Jestem ziarnkiem piasku” [recenzja]

Rzadko zdarza mi się tak dobrze bawić przy lekturze muzycznej biografii. Chyba występuje u mnie pewne zmęczenie materiału, bowiem większość tego typu pozycji wydaje się być pisana na jedno kopyto, niejednokrotnie byle jak, bez polotu, zacięcia. Dlatego właśnie sięgam chętnie po książki takie jak autobiografia Jestem ziarnkiem piasku. Jej autor, Dariusz Dusza, opowiada o swoim rock’n’rollowym życiu w sposób lekki, momentami wręcz nonszalancki, zupełnie jakby to były wspomnienia najlepszego przyjaciela, a nie napuszona biografia gwiazdy rocka.

Wielu z czytelników w tym momencie zastanawia się pewnie, kim jest Dariusz Dusza, że postanowił napisać własną biografię? Na pewno nie jest to osoba z pierwszych stron muzycznych czasopism i mam wrażenie, że sam artysta niespecjalnie dąży do tego stanu. Dariusz to przede wszystkim doskonały muzyk, uznany gitarzysta i autor fantastycznych tekstów. W czasach PRL w kręgach punkowych wsławił się działalnością w zespole Śmierć Kliniczna, lecz dopiero rok 1984 przyniósł przełom w karierze Duszy, kiedy zasilił zespół Ireneusza Dudka, stając się tym samym autorem tekstów dla jego piosenek. To właśnie Dariusz Dusza napisał słowa do legendarnych piosenek takich jak: Au sza la la la czy Och, Ziuta. Z czasem okazało się, że z pisarskich usług Duszy zaczęli korzystać inni, jak chociażby Dżem, Cree, Michał Urbaniak, Bracia. Dusza współpracował z Irkiem Dudkiem aż do 2016 roku, nie zapominając jednak o innych polach aktywności muzycznej. Od kilku lat, z niemałym powodzeniem, Dariusz prowadzi punkowy skład Redakcja.

Ktoś uparty znowu może powiedzieć: No dobrze, dorobek ma imponujący, ale czy to jest materiał na biografię? Oczywiście, że jest. Ostatnio łapię się na tym, że gdy wybieram polskie pozycje z tego gatunku, to staram się, aby one jak najgłębiej sięgały w czasy PRL. Dlaczego? Powiem szczerze, że ten okres w historii polskiej muzyki mnie fascynuje. Wspaniałe jest to, że pomimo wszechobecnej szarości i pozornego zamknięcia na świat masa młodych ludzi chwytała za instrumenty i mikrofony i zaczynała grać, tworząc niejednokrotnie wielkie dzieła – niezależnie od niszy i gatunku.

W tym całym szaleństwie, w Gliwicach, odnalazł się doskonale Dariusz Dusza, zakładając Śmierć Kliniczną, który to skład miał swój triumf na jednym z Jarocinów. Zresztą nagrania, które pozostały po zespole, świadczą, że był to skład ze sporymi możliwościami i niebanalnym podejściem do komponowania, łącząc w jedną całość punk, jazz i reggae. Trochę szkoda, że panowie dłużej ze sobą nie pograli, ale pewna efemeryczność ówczesnych zespołów wydaje się jak najbardziej typowym zjawiskiem dla tamtych czasów, bowiem zmiany wśród zbuntowanej młodzieży ówczesnego PRL-u były dynamiczne i dzisiaj, z perspektywy, może się wydawać, że rządził tym wszystkim chaos.

Ale tak nie było, czego dowodzi biografia Dariusza Duszy. Muzyk chronologicznie opowiada o swoim życiu – począwszy od dzieciństwa w Gliwicach, przez pierwsze sceniczne kroki z Śmiercią Sceniczną, aż po barwne opowieści z czasów, gdy przemierzał Polskę wzdłuż i wszerz z Shakin’ Dudi. Nie należy się dziwić, że muzyk poświęcił najwięcej miejsca na okres PRL, bo za czasów III RP kariera muzyka nieco wyhamowała, zmusiła, jak sam przyznał, do podjęcia normalnej pracy zarobkowej. Dariusz jest szczery na łamach swojej książki, nie pudruje, nie upiększa, momentami mówi, jak było, a bywało różnie. Ta biografia pokazała mi życie muzyka rockowego z nieco innej strony, bardziej ludzkiej, przyziemnej – w oddzielnych podrozdziałach Dariusz opowiada o codziennych aspektach życia rockmana – trwaniu w trasie koncertowej, kontaktach z mediami, pracy nad tekstami do piosenek czy nawet graniu prób po piwnicach i tworzeniu odpowiedniej, oczywiście punkowej, stylówy. Dusza opowiada o życiu zawodowego muzyka od kuchni, zdecydowanie nie jest gwiazdorem, a twardo stąpającym po ziemi mężczyzną, który po prostu w życiu zaliczył kilka wzlotów i upadków.

Książka jest też fantastycznym obrazem życia w parszywym PRL-u. Z jednej strony komuna, robotnicze protesty, mroczny okres stanu wojennego. Z drugiej strony ludzie znacznie bardziej bliscy i przyjaźni sobie niż w czasach nam współczesnych. Na pewno fascynuje mnie to, jak młodzi ludzie potrafili łączyć się w skupiska, jak zbierali się wokół konkretnej idei, zainteresowań, fascynacji. Zresztą Darek ochoczo opowiada o swojej załodze, o wyprawach na Jarocin, o tym, jak tworzyły się towarzyskie kręgi wokół sali, w której Śmierć Kliniczna odbywała swoje próby. Teraz tego nie ma, jesteśmy przyspawani do smartfonów, tabletów, laptopów. Niby spotykamy się z przyjaciółmi, ale mam wrażenie, że brakuje w tym wszystkim szczerości, autentyczności.

Jestem ziarnkiem piasku czyta się fantastycznie również dlatego, że zilustrowana jest olbrzymim materiałem zdjęciowym. Wydawnictwo Zima wydało książkę na papierze kredowym i praktycznie co druga strona okraszona jest ciekawą fotografią. Momentami nieco to przypomina kronikę, momentami układ tekstu poprzez nieregularne rozmieszczenie zdjęć wydawać się może chaotyczny, ale mimo wszystko materiał zdjęciowy zdaje się tworzyć oddzielną narrację. Od dzieciństwa Duszy, po czasy najnowsze. Nie będę ukrywał, że najcenniejsze są te zdjęcia sprzed lat.

Na tylnej stronie okładki autor przewrotnie zachęca do wykrzyczenia słów: To naprawdę świetna książka. Przed lekturą wydawało mi się, że Dariusz może mieć problemy z przerośniętym ego, co jest zasadniczo typowe dla muzyków rockowych, lecz lektura Jestem ziarnkiem piasku spowodowała u mnie odmienne zdanie w tej kwestii. To nie jest rzecz wybitna i najlepiej napisana, ale jest po prostu szczera, fascynująca, trafiająca w czuły punkt każdej osoby, która interesuje się polskim rockiem.

Fot.: Wydawnictwo Zima

dusza

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *