Szczęśliwy Lazzaro to droga, która prowadzi nas przez historię włoskiego kina, zawierając przy tym wszystko to, co najlepsze. Alice Rohrwacher, scenarzystka i reżyserka pochodząca z Toskanii, w swoim nowym dziele wyświadcza ogromną przysługę włoskim filmowcom minionej epoki. Widoczna jest tu obecność Franciszka, kuglarza bożego, Roberta Rosselliniego, czuć zapach industrialnych przedmieść, które przemierza Giuliana (Monica Vitti) w Czerwonej pustyni Michelangelo Antonioniego, w powietrzu unosi się aura Luchino Viscontiego i jego rybaków z Ziemia drży, by w końcu skojarzyć biednych i wyzyskiwanych rolników Inviolaty z robotnikami Gorzkiego ryżu Giuseppe De Santis’a. Widząc Szczęśliwego Lazzaro, również Federico Fellini miałby nie lada gratkę – być może w postaci tytułowego Lazzaro dostrzegłby cień swojej Gelsominy z La Strady? Film, który 8 marca wchodzi do polskich kin dzięki Aurora Films, Głos Kultury miał przyjemność objąć patronatem medialnym.
Alice Rohrwacher serwując widzom dwugodzinną ucztę dla oka i zmysłów, pokazała po raz kolejny, że jest znakomitym filmowcem współczesnych Włoch. Jej wcześniejsze dzieła- zarówno ciepło przyjęte na Festiwalu w Cannes Ciało niebieskie, jak i Cuda opowiadające o sielskim dorastaniu na włoskiej prowincji i będące jednocześnie hołdem dla ojca reżyserki, udowadniają, że mamy do czynienia z niezwykłym talentem o wielkiej wrażliwości, w którym drzemie duch dawnego pokolenia. Szczęśliwy Lazzaro jest potwierdzeniem tej tezy – na zeszłorocznym Festiwalu w Cannes otrzymał nagrodę za najlepszy scenariusz. Była to nagroda zupełnie zasłużona, ponieważ Szczęśliwego Lazzaro chłonie się niczym najlepszą powieść.
Akcja pierwszej połowy filmu rozgrywa się w surowej, włoskiej wiosce, w której panuje system feudalny. Jej mieszkańcy uprawiają tytoń, soczewicę oraz inne dobra należące do Markizy Alfonsiny De Luna. Nadzorowani i wciąż poganiani nie otrzymują wynagrodzenia ponieważ są przekonani o swych narastających długach, których nie są w stanie spłacić. Reżyserka szybko wyprowadza nas z błędu – film dzieje się bowiem w czasach współczesnych, a w dowód na to na ekranie pojawiają się samochody, telefony komórkowe, walkman. Ten fakt sprowadza nas na ziemię – mamy do czynienia z czymś nie do końca obcym i nieznanym, jak w filmach włoskiego neorealizmu. Są to bowiem czasy, na które mamy wpływ, bo w nich żyjemy. Gdy w Inviolacie pojawia się teraźniejsza policja wyzwalająca ludzi, na myśl przychodzą skojarzenia z Konopielką Witolda Leszczyńskiego, która podobnie mówi o zacofaniu ubogiej wiejskiej społeczności, która przede wszystkim boi się zmiany. Ofiarowanie ludziom wolności nie jest równoznaczne ze szczęściem. Życie w mieście nie wygląda wcale lepiej niż w Inviolacie; ludzie nadal zmuszeni są kraść, walczyć o przetrwanie, żyć w ubóstwie, pozostają wyrachowani, cyniczni, smutni. Konfrontując ustrój panujący w Inviolacie z wyzwoleniem i współczesnością, dochodzimy do przygnębiającego wniosku – niezależnie od okoliczności to człowiek zabija Dobro.
Metaforą wspomnianego Dobra jest Lazzaro (ekranowy debiut Adriano Tardiolo), chłopak o wielkich dobrodusznych oczach. Bezinteresowny, piękny i szczery z dziecięcą ufnością wykonuje polecenia wszystkich, którzy go o to poproszą. To człowiek, któremu obca jest zemsta i wyrachowanie, nie definiuje on zła, mimo tego że przez większość czasu go doświadcza. Gdy na swojej drodze spotyka Tancrediego (Luca Chikovani/Tommaso Ragno), żyjącego w świecie wyobraźni syna Markizy De Luna, który również wykorzystuje go – do upozorowania własnego porwania – buduje z nim dziwny rodzaj więzi. Od tej pory jego życie zmienia się na zawsze. Czas nie ima się Lazzaro, a wraz z pojawieniem się nowego uczucia, będącego iluzją przyjaźni i nadziei, opowieść nabiera znamion baśni. Lazzaro to uosobienie staroruskiego świętego odmieńca – jurodiwi, który żyjąc w ubóstwie i nędzy, uznawany jest za kogoś uświęconego. Reżyserka za pomocą tej kreacji w subtelny sposób próbuje przekazać widzom, że Dobroć to od zawsze świętość, którą należy czcić i pielęgnować. Niestety bardzo łatwo jest ją również stracić.
Niewątpliwym plusem prócz inspiracji klasycznymi filmowymi dziełami w przypadku Szczęśliwego Lazzaro jest wykorzystanie folkloru Włoch. Za pomocą wspaniałych kostiumów z epoki, kreacji aktorskich i obyczajów panujących w Inviolacie reżyserka ze szczególną pieczołowitością oddaje klimat dawnej włoskiej prowincji. Pod kątem technicznym również jest to dzieło wielkie – malarskie kadry Hélène Louvart przypominają płótna Vincenta Van Gogha czy twórczość Henriego Rousseau. Dwoistość, którą stosuje reżyserka – serwując nam klasyczne filmowe elementy połączone ze światem współczesnym – daje wrażenie nowatorskości, przy jednoczesnym poczuciu dobrze znanych motywów. Oszczędność i inteligencja, z jaką Alice Rohrwacher gromadzi skarby przeszłości i wplata je w nowe sytuacje, w przypadku Szczęśliwego Lazzaro sprawdzają się znakomicie. To film zawierający symbolikę i postacie, o których można mówić bardzo wiele. Do niemałej ilości dzieł filmowych, prócz tych wymienionych przeze mnie, można by go również porównać. To historia baśniowa i gorzka, mówiąca o prawdach objawionych. To także głębokie kino społeczne mówiące o współczesnym człowieku zdominowanym przez pieniądz i zysk, w którym nie ma miejsca na bezinteresowność i czyste Dobro. To jednocześnie europejskie kino artystyczne najwyższej klasy, które z całą pewnością można polecić, dlatego idźcie do kina!