Tajemnica Góry Umarłych – Kholat [recenzja]

Kholat to eksploracyjna gra z elementami survival horroru, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z 1959 roku, które przeszły do historii jako Tragedia na przełęczy Diatłowa. Twórcy tego tytułu, niezależne polskie studio IMGN.pro, obiecali otwarty świat gry, nieliniowy gameplay i niesamowitą atmosferę. Postanowiłem sprawdzić, jak wywiązali się z tej obietnicy.

W styczniu 1959 roku dziesięcioosobowa wyprawa narciarska studentów Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Swierdłowsku (dziś Jekaterynburg) wyruszyła pod przewodnictwem Igora Diatłowa i przewodnika Siemona Zołotariowa w kierunku szczytu Otorten. Planowana trasa była trudna, szczególnie zimą. Wszyscy uczestnicy wyprawy mieli duże doświadczenie w tego typu ekspedycjach i byli doskonale przygotowani na warunki panujące zimą w północnej części Uralu. Diatłow planował wyprawę do Arktyki i wyprawy jak tę na Otorten traktował jako trening. Pociągiem dotarli do wioski Iwdiel w obwodzie sierdłowskim 25 stycznia, następnego dnia ciężarówka zawiozła ich do osady Wiżaj, najdalej wysuniętego przysiółka w okolicy. Po noclegu, 27 stycznia, wyprawa ruszyła w ostępy. Po pierwszym dniu marszu, jeden z uczestników Jurij Judin, zachorował i był zmuszony zawrócić do Wiżaju. Jak się okazało, został jedynym, który przeżył. Trzy dni później, wyprawa dotarła, maszerując wzdłuż rzeki, do granicy piętra wysokogórskiego, gdzie założyła niewielki schron z żywnością na drogę powrotną, po czym ruszyli dalej. Złe warunki atmosferyczne zmusiły ich do zmiany planów. Wieczorem 1 lutego zamiast rozbić obóz na przełęczy, znaleźli się na wschodnim zboczu góry Kholat Syakhl (w jęzku miejscowego plemienia Mansów nazwa góry oznacza “Górę Umarłych”, a sąsiedni szczyt Otorten “Nie idź tam”), którą początkowo zamierzali ominąć. Wobec pogarszającej się pogody postanowili rozbić obóz i poczekać na lepsze warunki.

k1

Ekspedycja miała powrócić do Wiżaju najpóźniej 12 lutego. Diatłow obiecał przesłać znajomym telegram o powodzeniu wyprawy. Gdy 20 lutego po uczestnikach wyprawy wciąż nie bylo śladu, na żądanie rodzin uczelnia zorganizowała ekspedycję ratunkową. Gdy 26 lutego ekipa ratunkowa odnalazła namiot uczestników wyprawy, stało się jasne, że nikt nie przeżył. Ciała uczestników odnajdywały się w małych grupach aż do 4 maja. Jedyne, co wiadomo o wydarzeniach z nocy między 1 a 2 lutego, to fakt, że uczestnicy ekspedycji w panice uciekli z namiotu, w większości niekompletnie ubrani, rozcinając boczną ścianę namiotu od wewnątrz i uciekając w stronę lasu ponad pół kilometra dalej, gdzie zastała ich śmierć. Część umarła z wychłodzenia na niemal dwudziestostopniowym mrozie. Część ciał miała jednak potężne obrażenia i zmiażdżone kości. Jeden z uczestników miał wydłubane oczy, inna dziewczyna – wyrwany język. Śledztwo i prace komisji nie przyniosły efektów, w rejonie nie stwierdzono obecności innych osób. Oficjalnie za przyczynę śmierci uczestników ekspedycji Diatłowa uznano “działania nieznanej siły”.

Wydarzenia te przeszły do historii jako Tragedia na przełęczy Diatłowa i w ciągu kolejnych lat obrosły w różnorakie hipotezy i teorie spiskowe dotyczące przyczyn śmierci studentów. Były głosy, że słysząc hałas, studenci przestraszyli się nadciągającej lawiny. Inne hipotezy sugerowały atak Mansów, którzy nie zawsze tolerowali obcych przechodzących przez ich terytorium, śmierć na skutek wojskowych testów czy ćwiczeń, ze względu na fakt, że część ubrań uczestników wyprawy wykazywała wysoką radioaktywność. Bardziej fantastyczne wersje zakładały, że za śmierć studentów odpowiadają infradźwięki, kosmici czy Menk – syberyjski “człowiek lasu”, czyli rosyjski Yeti.

Fabuła gry Kholat, o której będę pisał, opiera się właśnie na wydarzeniach z 1959 roku. Twórcy gry, niezależne studio IMGN.pro po przedstawieniu powyższej historii w nieco skróconej wersji – w elegancki sposób w prostym wstępie, w którym w roli narratora wystąpił Sean Bean – stawiają nas na peronie dworca w Iwdiel. Wyruszając dalej, do głównej lokalizacji, w dzikie, zaśnieżone góry, miałem już w głowie długą listę pytań. Jeśli zdecydujecie się zagrać w Kholat, sami przekonacie się, że uzyskanie na nie odpowiedzi nie jest rzeczą prostą ani przyjemną. No ale kto instaluje survival horror, oczekując przyjemności?

k2

Rozgrywka jest bardzo minimalistyczna, a opcji jest naprawdę niewiele. Możemy iść, biec przez kilka sekund, kucnąć. Bohater nie potrafi skakać, co miejscami potrafi być na prawdę frustujące. Widok mamy z pierwszej osoby. Nasz bohater wzorem hollywoodzkich asów, nie musi zdobywać pożywienia ani martwić się zamarznięciem (już widzę, jak ludzie tworzący modyfikacje dorwą się do tej gry). Najważniejszym elementem jest nawigacja. Gra nie ma w tym względzie litośći, nie rzuca podpowiedzi, nie wymaga na nas liniowego poruszania się określoną trasą. Rozpoczynamy w na wpół zasypanym śniegiem namiocie, z kompasem, mapą i latarką – i to jest całe nasze wyposażenie, na cały czas gry. Nie znajdujemy żadnego nowego ekwpunku, nie jesteśmy w nic uzbrojeni. Podstawą rozgrywki jest samodzielna eksploracja. Fabułę, odpowiedzi na dręczące nas pytania i kolejne punkty odkrywamy dzięki znajdowanym co jakiś czas dziennikom i notatkom, nieco na wzór Alana Wake’a. Walka praktycznie nie istnieje. Nasz bohater nie ma się czym bronić, jego jedyną odpowiedzią na zagrożenie może być wylącznie ucieczka i ukrycie się. Miłe jest to, że przeciwnik w takiej sytuacji nie jest głupi i odnajdzie nas, jeśli ukryci za skałą nie wyłączyliśmy latarki. Otwarty świat, możliwość nieograniczonej eksploracji i brak podpowiedzi przywodzą na myśl dawne czasy, gdy twórcy gier nie traktowali graczy jak bandy upośledzonych kolekcjonerów osiągnięć i zakładali, że potrafią poskładać samodzielnie fakty i nie wyłączają myślenia po wepchnięciu płyty do napędu i przeklikaniu “dalej”. Nie możemy sami tworzyć zapisów gry, jedyną opcja są zapisy w checkpointach – odnalezionych namiotach i notatkach.

k3

Największym atutem Kholat jest niesamowita, fantastycznie zbudowana atmosfera. Twórcy nie sięgają po typowe, tandente straszaki z gatunku nagle wyskakujących znikąd potworów. I to chyba właśnie sprawia, że atmosfera przenika gracza aż do kości. Wyskakujące z szafy potwory, zombiaki i nekromorfy w wentylacji można bardzo szybko oswoić. Podsycany w odpowiedni sposób lęk przed nieznanym jest dużo trudniejszy do opanowania. Może właśnie dlatego czasem w moim pokoju robiło się dość zimno, w gorącą i parną lipcową noc. Groza budowana jest tutaj w przemyślany, nieśpieszny sposób. Sama początkowa dezorientacja, brak aktywnej pauzy sprawiają, że każde dłuższe zatrzymanie wydaje się niebezpieczne. Nie bez znaczenia jest również otoczenie, w którym się znajdujemy. Zasypany grubą warstwą śniegu las, dzikie góry, tajemnicze światła na odległych szczytach, wyłaniające się z mgły lub zamieci totemy nieznanego kultu i pozostałości po obecności armii czerwonej, doskonale podkreślone przez rewelacyjną pracę oświetlenia. Mimo tego, że niejednokrotnie przyszło mi się zgubić lub krążyć po lokacji, wyszukując jakiegoś punktu orientacyjnego, otoczenie nigdy nie wydało mi się monotonne. Widoki robią wrażenie od początku do samego końca gry. Spalony las lub ogromne drzewo, porzucone gdzieś w śniegu narty, totemy i stare wiszące mosty sprawiają naprawdę niesamowite wrażenie.

k4

Pierwszorzędna jest oprawa audio i ścieżka dźwiękowa. Muzyka autorstwa Arkadiusza Reikowskiego będzie mnie prześladowała jeszcze długo, szczególnie, że przy tworzeniu niektórych utworów, w tym “głównej” piosenki brała udział, znana z bardzo podobnych klimatem utworów z serii Silent HillMary Elizabeth Mcglynn.

Przejście gry zajmuje jakieś cztery do sześciu godzin, zależnie od naszej orientacji w terenie. Nie trzeba odnaleźć wszystkich notatek, żeby ukończyć główny wątek. Tytuł nie uniknął oczywiście większych i mniejszych wpadek. Nie wszystkie tekstury wyglądają pięknie, niektóre wręcz zupełnie przeciętnie. Mniej uważny gracz pewnie nie wyłapie tych drobiazgów na tle fantastycznie zrobionych efektów pogodowych. Nawet przy mocnym sprzęcie, zdarzają się bardzo poważne spadki wydajności. Fani akcji, pluszowego horroru z wyskakującymi maskotkami czy fani serii Stalker i Metro 2033 skuszeni “ruskim klimatem” będą zawiedzeni. Kholat oferuje stonowane, powoli rozwijające się śledztwo i rozgrywkę wymagającą dużo zaangażowania. Zombie nie ma. Rozwalania mutantów granatnikiem też nie.

Podsumowując, Kholat to ciekawy, zdecydowanie wart uwagi tytuł na rynku gier indie, adresowany zdecydowanie do dojrzałych, cierpliwych graczy. Drobne niedostatki techniczne fantastycznie nadrabia w tej pozycji atmosfera i oprawa, głównie dzięki znakomitej muzyce Reikowskiego i narracji Seana Beana (w polskiej wersji językowej występują Andrzej Chyra i Mirosław Zbrojewicz, ale tej opcji nie testowałem – z założenie raczej omijam polski dubbing nawet w polskiej produkcji). Grę można zakupić zarówno na Steam jak i w wersji pudełkowej, co dziś jest już raczej standardem. Tak więc, jeśli jesteś fanami horrru, mieliście dreszcze, słysząc o historii wyprawy Diatłowa, nie boicie się wysokich wymagań sprzętowych – zdecydowanie powinniście sięgnąć po Kholat. Tajemnica Góry Umarłych wciąż czeka, żeby ją odkryć.

Fot: kholat.com

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *