Drzorn

Taniec na linie – Drzorn – „Reborn” [recenzja]

Drzorn to dobitny przykład na to, że jeden człowiek potrafi wiele. Muzyka na płycie, którą zdobi dziwaczna grafika, momentalnie wprowadzająca mnie w stan wewnętrznego niepokoju, nie jawi się jako nowatorska czy wybitnie oryginalna, ale człowiek ukrywający się pod nazwą Drzorn tak mądrze sobie to poukładał, dopasował klocki do siebie, że całość wypadła zaskakująco dobrze.

Za szyldem Drzorn kryje się niejaki Nikolaus Vuckovic. Powiem szczerze, że do momentu nastawienia płyty w odtwarzaczu nie słyszałem ani sekundy muzyki austriackiego muzyka. Nikolaus ma za sobą staż w bandach takich jak Devanic, Moriturus i Pendragon. Aktualnie jego portfolio jest ograniczone do projektu Drzorn, w którym wiedeńczyk zajmuje się wszystkim oprócz śpiewu – płyta Reborn jest po prostu wyłącznie instrumentalna.

Wydawca, czyli Via Nocturna, zapowiada Drzorn jako death metal, lecz początek Reborn zachęca do powiedzenia sobie pod nosem: „nie ze mną te numery…”, bowiem otwierający płytę 001 jawi się jako klasyczny, nieco progresywny, faktycznie wysokooktanowy heavy metal. Na przestrzeni całej płyty death metalowy ciężar zostaje połączony z heavy metalowym polotem i energią. Jako że płyta jest instrumentalna, ton kolejnym kompozycjom nadają riffy i melodie, co niewątpliwie zbliża Drzorna do szwedzkiej szkoły melodyjnego death metalu.

Zasadniczo płyta Reborn przy dokładnym wsłuchaniu się, to swoisty metalowy miszmasz. Vuckovic potrafi spod swoich palców wysmażyć kąśliwy, iście thrash metalowy riff (Fliegenschiss), aby kilka utworów później zaskoczyć soczystym, grooviastym tematem w utworze Weihnachtslied, a riffy, chociażby w kawałku Play The Game, wydają się być stworzone na półwyspie skandynawskim w połowie lat dziewięćdziesiątych, natomiast początkowe gitary w utworze Schnurtanz zdają się korzeniami sięgać do najlepszych tradycji NWOBHM. Mogę coś w tym stylu napisać o każdym z kawałków, co jest zgoła pozbawione sensu, lecz faktycznie płycie Reborn brakuje trochę stylistycznego umocowania  w jednym, konkretnym gatunku, bo momentami do albumu wkrada się pod tym względem chaos.

DRZORN - 001 [Official Track]

Płyta kipi mnogością riffów, tempo nieustannie się zmienia, a jedna melodia goni kolejną, wcale nie gorszą. I tutaj kolejny delikatny zarzut. Momentami się w tym wszystkim gubiłem, niełatwo mi do niektórych kawałków przypisać konkretny muzyczny temat czy melodię, wszystko się stapia w jedną całość, co trochę rzutuje na ostateczną ocenę płyty. Szkoda, że Drzorn nie pokusił się chociażby o brzmieniowe zmiany w poszczególnych trackach, co mogłoby płytę całkiem poważnie urozmaicić, czego dobitnym przykładem są nieco post-rockowe momenty w Traegerhosen – nie będę ukrywał, że plumkanie, które Drzorn w tym kawałku zafundował, wyszło tej kompozycji zdecydowanie in plus. Z drugiej strony jest to debiut, nagrany własnymi środkami, więc nie będę przesadzał z krytyką w tym aspekcie.

No dobrze, ktoś spyta, skąd moje marudzenie, skoro we wstępie napisałem, że płyty słucha się po prostu dobrze? Ponieważ ostatecznie, pomimo pewnych wad, niedociągnięć tudzież potknięć, Reborn to kawałek solidnej, wpadającej w ucho muzyki, która pomimo gatunkowego ciężaru powinna przypaść do gustu każdemu, kto lubi ostre, gitarowe dźwięki. To chyba dobra rekomendacja, prawda?

Fot.: Via Nocturna

Drzorn

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *