Tár to przede wszystkim film o wielkości. O wielkości artysty i jego geniuszu, o wielkości w kontekście władzy i ludzkiej pychy. W końcu jest to również film o współczesnych problemach, narcyzmie i stopniowym upadku człowieka, który mimo wszystko zdaje się nie zauważać swoich potknięć. Todd Field powraca po szesnastu latach przerwy, serwując nam niejednoznaczny Tár z fenomenalną rolą Cate Blanchett. Tár zdobył sześć nominacji do tegorocznych Oscarów, Złotego Globa dla Cate Blanchett w kategorii Najlepsza aktorka w dramacie oraz nagrodę BAFTA także dla najlepszej aktorki.
Film opowiada historię wybitnej kompozytorki Lydii Tár, która jako pierwsza w historii kobieta dyrygentka przewodzi największej niemieckiej orkiestrze. Już w pierwszych minutach poznajemy bohaterkę, która w wywiadzie jawi się nam jako postać niezwykle inteligentna, posiadająca ogromną wiedzę na temat swojej profesji, pełna dowcipu, zorientowana we współczesnych trendach. Zdaje się ulubienicą zarówno prowadzącego, jak i publiczności. Niestety wraz z biegiem fabuły okazuje się, że każdy medal ma dwie strony. Lydia jest bardzo apodyktyczną i bezwzględną kobietą, której nie wolno się przeciwstawiać. Im dalej brniemy w jej historię, tym więcej mrocznych tajemnic odkrywamy, a wraz z nimi niemoralne, egoistyczne, a jednocześnie toksyczne posunięcia bohaterki. Jej cechą wyróżniającą jest brak empatii, który zastępuje chwilowymi namiętnościami, raniąc przy tym ludzi dookoła. Można powiedzieć, że Lydia mimo ogromnego talentu i mistrzostwa w swojej dziedzinie to manipulantka, która nie cofnie się przed niczym, by ochronić swoje dobre imię i trwać w iluzji, którą sobie wykreowała.
Z drugiej jednak strony reżyser trafnie obrazuje zjawisko zwane kulturą unieważniania, czyli odsunięciem w cień osoby, z powodu jednego fałszywego kroku lub odrębnego zdania. W pewnym momencie taka osoba przestaje się liczyć, całe jej dotychczasowe osiągnięcia stają się nieważne, a grono odbiorców uznaje, że nie jest ona dalej warta uwagi, bez żadnej próby zrozumienia oraz wyjaśnienia tematu. Todd Field celnie stawia obok siebie te dwie postawy, z jednej strony zimną, zdolną do manipulacji dyrygentkę, z drugiej osobę, mimo wszystko w pewien sposób skrzywdzoną. Są to raczej dwie skrajności niż próba oceny. Daje nam to ogromne pole do własnej interpretacji, stawia raczej pytania, niż udziela jednoznacznych odpowiedzi, nie możemy bowiem jasno odpowiedzieć na pytanie, czy Lydia Tár to do cna zła osoba. Reżyser pozostawia również kolejne pole do refleksji, mianowicie: czy można oddzielić sztukę i wybitność od człowieka, który owe dzieła tworzy? Dzięki temu konstruuje bardzo złożony obraz psychologiczny postaci, w której Cate Blanchett odnajduje się doskonale, a reżyser jest niejako narratorem nakreślającym widzowi istotę sztuki oraz twórcy.
Podejrzewam, że można pokusić się o stwierdzenie, iż film nie byłby tak wybitny, gdyby nie znakomita kreacja aktorki. Niemal każda emocja zostaje zagrana perfekcyjnie, a już doznaniem samym w sobie jest obserwowanie Cate Blanchett dyrygującej orkiestrą. Aktorka jest profesjonalna w każdym calu, przez ponad dwie godziny pojawia się w prawie każdej scenie, niemniej – film nie jest ani przez moment nużący, a wręcz przeciwnie, angażuje nas i wciąga w krąg nieoczywistości. Nagrody bez wątpienia zasłużone i tylko pozostaje niedosyt, że Blanchett nie udało się w tym roku zdobyć Oscara.
Tár to kino zmuszające do refleksji, z którym warto się zaznajomić. Nie jest to jednak film dla wszystkich, nie doświadczymy tu bowiem rozrywki ani komedii. Jest to raczej studium psychologiczne postaci, która mając wszystko, brnie w sytuację bez wyjścia, której musi w końcu stawić czoła.