Dredge

Co się kryje w głębinach? – Black Salt Games – „The Dredge”

Symulatorów łowienia mamy mnóstwo, a w grach MMORPG czy symulatorach survivalu łowienie to jedna z podstawowych czynności zdobycia składników do craftu lub po prostu przeżycia. The dredge bierze wszystko, co najlepsze, w prostych minigrach dotyczących wędkowania i w sieci ciągnące się za statkiem wplata mitologię Cthuhlu. Czy można chcieć czegoś więcej? 

Nawiedzona posiadłość czy dom dziwaka?

Miałem przyjemność zapoznać się z The dredge już ponad rok temu, kiedy to zostało przedstawione w formie dema na kolejnym festiwalu Steam next fest i już wtedy wiedziałem, że będzie to dobra gra, choć przyznaję, że zapomniałem o niej. W pewnym momencie pomyliłem ją nawet z inną grą znajdującą się w Xbox game pass traktującą o… łowieniu i rozwijaniu swojego foodtrucka. Po dwóch godzinach rozgrywki dopiero zorientowałem się, że coś mało tego Cthuhlu i atmosfery grozy, w zamian szykowałem tacosy i wypływałem w morze nałapać ryb w cukierkowej grafice. Szybko się otrząsnąłem i jak tylko zauważyłem, że produkcja Black Salt Games miała w końcu swoją premierę, łamałem się dość krótko i zakupiłem swój egzemplarz. I wiecie co? To jedna z najbardziej wciągających gier tego roku. Choć krótka. Za krótka!

Nad bagnami rzadko wschodzi słońce…

The Dredge opowiada historię rybaka, który rozbija się we mgle u wybrzeża małej wyspy. Nasza łódź jest w strzępach, wita nas podejrzanie zadowolony z siebie burmistrz, a także cała plejada ciekawych, ponurych postaci żywcem wyjętych z opowiadań H.P. Lovecrafta. Okazuje się, że w wodach żyją dziwne, zmutowane ryby, a nocami kolorowe, nienaturalne światła skrzą się na wodzie. Poprzedni rybak zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Chcąc zabrać się za naprawę swojej łajby oraz zarobienie kilku groszy, musimy wypłynąć w archipelag na nieznane wody, zajmując się połowem kilkudziesięciu gatunków ryb. Łowienie polega na kilkunastu różnych minigrach, zależnie od gatunku, na który polujemy. W międzyczasie naprawiamy i ulepszamy łódź, wypływamy coraz dalej, zakładając pułapki na kraby, łowiąc siecią, oraz przeszukujemy wraki statków, kryjące materiały do ulepszeń statku, którym się poruszamy. W to wszystko jest wpleciona prosta fabuła każąca nam podążać za tajemniczymi artefaktami w głębinach i wykonywać serię zadań dla jednego z mieszkańców wyspy.

…ale jak już wzejdzie, to jest na co popatrzeć.

Podczas podróży trafimy na cztery osobne obszary różniące się biomami. Oprócz zwykłych przybrzeżnych terenów łowieckich w The dredge kotwicę zapuścimy na bagnach w stylu tych luizjańskich, wodach wulkanicznych (?), a także na oceanie. Do każdego z nich musimy wybrać odpowiedni sprzęt, gdyż zwykła wędka na nic zda nam się na bagnach, a łowienie siecią na pełnym oceanie nie przyniesie nam nic, poza pęcherzami na dłoniach. Na to wszystko musimy zarobić, sprzedając ryby podzielone na trzy kategorie – zwykłe, złote, szczególne okazy oraz zmutowane, przerażające osobniki, za które kupiec zaoferuje nam najwięcej pieniędzy. Gatunków do złapania jest kilkadziesiąt i to właśnie na poszukiwaniu poszczególnych będzie polegała cała zabawa i pchanie fabuły do przodu.

Mechanika łowienia łączy się tutaj z tetrisem – miejsca w ładowni zawsze jest za mało

Rozgrywka jest tak hipnotyzująca, że za pierwszym posiedzeniem spędziłem w niej bite sześć godzin, nie zważając na pierwszy, ciepły dzień wiosny za oknem. Z dnia zrobił się wieczór, a ja uciekałem przed skrzydlatymi potworami, które polowały na złowione przeze mnie ryby oraz wyciągałem kolejne składniki z wraków leżących na dnie morza, aby ulepszyć moją małą krypę. Tutaj mam jednak największy zarzut co do rozgrywki – to progres, który jest co prawda wyważony przez całą grę, ale… po ukończeniu gry okazało się, że odkryłem dopiero połowę ulepszeń, a gra już się zakończyła! Nie zbudowałem najlepszego statku, nie miałem najlepszej sieci ani pułapki na kraby, gdyż wykonałem wszystkie zadania (wcale nie rushując) i po prostu po zebraniu reliktów gra poinformowała, że zaraz koniec. Mógłbym wtedy oczywiście nałapać ryb, zebrać gotówkę, ulepszyć ostatecznie wszystkie moje sprzęty, lecz to nie ma żadnego sensu, gdyż The dredge nie oferuje żadnej finałowej walki z bossem, samo zebranie wszystkich fioletowych artefaktów można uznać za jej zakończenie i na gracza czeka jedynie krótka cutscenka. Trochę mało jak na grę za ponad sto złotych, zwłaszcza że ukończyłem ją w zaledwie siedem (sic!) godzin. Kiedy myślałem, że gra się dopiero rozkręca, ta się zakończyła… Można oczywiście to wydłużyć przez zadania poboczne, których znowu nie ma tak wiele i polegają na łapaniu rzadkich okazów. Mnie takie zapychacze nie satysfakcjonują i widać, że są włożone na siłę, aby podbić czas rozgrywki, ponieważ bez najlepszego sprzętu nie złapiemy najrzadszych okazów. Ja odpuściłem, jeżeli ktoś lubi maksować tytuły, to zapewne licznik dobije do 10, 15 godzin rozgrywki.

Gdzie ta keja i gdzie jest ten jacht…

Dopiero po ujrzeniu napisów końcowych olśniło mnie, że fabuła w The dredge była płytka jak przybrzeżne rafy mijanych archipelagów, a sama atmosfera horroru sprowadzała się do tego, że podczas nocy trzeba było uważać na spotkania z niemilcami, gdyż nasza łajba wytrzymuje zwykle dwa, trzy ciosy i czeka nas odrodzenie w ostatniej przystani, do której przybyliśmy. Nie czułem zapowiadanego strachu ani przez chwilę, jedynie zaś irytację, kiedy podczas łowienia z głębi wyzierała paszcza potwora, skutecznie niszcząca mój mały statek i musiałem od nowa wypływać w morze. Nie zrozumcie mnie źle – The dredge to bardzo wciągająca gra z doskonałą mechaniką łowienia i przykuwa do ekranu jak magnes, lecz sama gra jest o połowę za krótka na dzisiejsze standardy i bardzo chciałbym jeszcze popływać po archipelagu… Jeśli byłby w tym jakiś cel.

… gdzie ta koja wymarzona w snaaaaach.

Grafika prezentuje się zachęcająco, chyba że ktoś ma uczulenie na lowpoly. Mnie nie przeszkadzała, szarobure kolory świetnie komponowały się z otoczeniem, nadając całej grze klimatu jak z powieści H.P. Lovecrafta. Może nie ma ryboludzi, ale też jest zaje****ie. Podsumowując, The dredge to świetna gra, która widocznie musiała zostać wydana nieco za szybko. Widać tu potencjał i na dwadzieścia godzin rozgrywki, choć z drugiej strony gra mnie nie zmęczyła swoją powtarzalnością i może było to zamierzone przez twórców. Mimo wszystko za tę cenę zaledwie siedem do dziesięciu godzin rozgrywki brzmi dość nędznie i lepiej poczekać na jakąś promocję, aby zapoznać się z tym tytułem.

Nie ufajcie nikomu

Fot.: Black Salt Games

Dredge

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *