Wyludnione ulice, worki śmieci blokujące chodnik, zniszczone szyldy, ponure twarze mieszkańców – pierwsze wrażenie nie obiecuje wiele po miasteczku, do którego zabiera nas Ken Loach. Wydawałoby się więc, że nie jest to miejsce, do którego ktokolwiek chciał się sprowadzić; prędzej chciałoby się z niego uciec. Jednak syryjscy uchodźcy liczą na to, że będzie to dla nich bezpieczny azyl, z dala od wojny, która toczy się w ich kraju. Reżyser w The Old Oak zderza ze sobą zdesperowanych uciekinierów ze zrezygnowanymi lokalsami, którzy w nowo przybyłych widzą zagrożenie ich status quo. Tylko czy naprawdę o taki stan rzeczy warto wznosić sztandar i wzywać do walki? Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym, a film na polskie ekrany wprowadza Aurora Films.
Pierwszy kontakt obydwu grup nie wychodzi najlepiej – nabuzowani złością (i chyba podekscytowani tym, że coś się w ich mieście w końcu dzieje) młodzi mieszkańcy anonimowego miasteczka rzucają obelgi w kierunku autobusu pełnego uchodźców. W wyniku sprzeczki Yara, która później będzie głosem moralnym przez cały film, zostaje brutalnie sprowadzona na ziemię, gdy jeden z tutejszych niszczy jej aparat. Od razu zatem w twarz dostajemy wyraźny kontrast między ksenofobicznymi mieszkańcami a pragnącymi spokoju uchodźcami. Wśród nich znajdują się kobiety, dzieci i mężczyźni w średnim wieku. Unikają dalszej konfrontacji, głównie dzięki pomocy Tommy’ego Joe Ballantyne’a (na którego wszyscy wołają TJ), który zdaje się początkowo jedynym sprawiedliwym wśród lokalsów. Należy on do starej gwardii tego miasteczka, a jako właściciel jedynego działającego pubu The Old Oak często stoi w centrum wydarzeń – chociaż nic tu się właściwie nie dzieje, od kiedy zamknięto kopalnię. Ken Loach poprzez kolejne slajdy zdjęć przytacza nam historię tego miejsca i nie będzie to jedyny raz, kiedy sięga po najprostsze środki wyrazu.
The Old Oak to analiza społeczeństwa miejsc, których z pewnością jest wiele. Upadające zakłady przemysłowe to wyrok śmierci dla tego typu miasteczek, co pozostawia trwały ślad w ludziach. Stali bywalcy pubu wciąż wspominają czasy pracy w kopalni, a także tego, co stało się z ich miasteczkiem po jej zamknięciu. Trwają w takim stanie marazmu już od wielu lat i wydaje się, że jedyną przyjemność czerpią z narzekania. Dzieci i młodzież są znudzone, nie mają żadnej formy rozrywki czy aktywności, która pozwoliłaby im się rozwijać. Wychowują się więc na tych samych zgredów, którzy pewnego dnia będą pełnić wartę w tytułowym pubie, sącząc piwo za piwem. Nie można się więc dziwić, że frustracja jest w nich ogromna, gdy widzą wręczane uchodźcom paczki z żywnością i przyborami pierwszej potrzeby. TJ stara się przemówić do rozsądku swoim kolegom, przypominając, że ludzie ci uciekli przed wojną, jednak jego argumenty trafiają w próżnię.
Gdy już wydaje się, że The Old Oak będzie tylko pasmem eskalacji niechęci mieszkańców miasteczka do uchodźców, Ken Loach wykonuje nagły fikołek fabularny i właściwie, nie wiedząc kiedy, sprawia, że znaczna część miasteczka zaakceptowała nowo przybyłych i chętnie spędza z nimi wolny czas. Tylko kilku maruderów w pubie wciąż nie jest w stanie zaakceptować nowych ludzi, chociaż na ich oczach dokonują się zmiany, które mają szansę ożywić ich martwy dom. Perspektywa Loacha jest tutaj zbyt naiwna, ale domyślam się też, że miało to pokazać, iż nowe życie mogą uzyskać nie tylko uciekający przed wojną uchodźcy, ale również nieszczęśliwi mieszkańcy. W ten sposób tylko kilku z nich staje się tymi niesympatycznymi Angolami, którzy wolą gnić we własnej zgniliźnie i narzekać na los, popijając piwo, niż skorzystać z szansy, jaką jest zastrzyk nowych ludzi.
Kwestia uchodźców od wielu lat jest to palący temat w Europie Zachodniej, a w związku z wojną na Ukrainie również i u nas możemy obserwować różne nastawienie ludzi do tak delikatnej kwestii. Odbiór Zielonej granicy pokazał nam, jak trudny jest to temat. The Old Oak nie jest prowokującym filmem, chociaż podejrzewam, że wśród sceptyków po seansie nie dojdzie do zmiany światopoglądowej, zwłaszcza po wysłuchaniu trochę zbyt sztucznych monologów Yary na temat wojny, idealnego społeczeństwa i szczęścia. To jednak film na tyle uniwersalny, że każdy z nas może się zastanowić, czy warto jest dać szansę na drugie życie – zarówno sobie, jak i komuś.