thesis

Proroctwo – Thesis – „Z dnia na dzień na gorsze” [recenzja]

Thesis niedawno wznowili swój drugi album Z dnia na dzień na gorsze. I bardzo dobrze, ponieważ ta muzyka powinna trafić do jak największej ilości osób, bowiem jest tego warta.

Z dnia na dzień na gorsze pojawiło się na rynku w 2014 roku, z miejsca zyskując sobie przychylność recenzentów i, co najważniejsze, fanów. Warszawski zespół, który powstał w 2007 roku, mając na koncie już debiut (Channel 1) i dwie EP (Acoustic Music EP 1 i Fates EP 2), zaskoczył wszystkich mocnym, intensywnym materiałem, zaśpiewanym dodatkowo w języku polskim. Na Z dnia na dzień na gorsze za mikrofonem zadebiutował ponadto Kacper Guguła, którego sugestywne, inteligentne teksty idealnie współgrają z jego niskim, a zarazem potężnym głosem.

Fakt wznowienia Z dnia na dzień na gorsze cieszy mnie podwójne, bo świadczy to o tym, że w przypadku Thesis daleko jest do sytuacji rodem z dziejów zespołów takich jak Division by Zero, który to po nagraniu dwóch bardzo dobrych płyt, po zmianach personalnych, po prostu zawiesił swoją działalność. Podobnych przykładów mogę wymienić jeszcze kilka, a świadczą one o tym, że na naszym poletku bywa często bardzo trudno, szczególnie dla tych, którzy nie boją się robić ambitnej muzyki.

Thesis na swoim drugim długogrającym dziele postawili na klimat, mrok i znaczne przeciwieństwa w swoich kompozycjach. Tak jest od samego początku. Sprężenia gitar, nieokreślone bliżej dźwięki witają słuchacza w kawałku Jedno słowo, aby z czasem przejść w spokojniejsze, aczkolwiek nacechowane ciężarem gatunkowym, o czym świadczy gęsta, przestronna gra perkusisty Pawła Stanikowskiego. W tych momentach Thesis najłatwiej porównać do szwedzkiej Katatonii, aczkolwiek im nastrojone nisko gitary częściej dochodzą do głosu i zwiększa się ich intensywność, tym szybciej porównania się kończą i Thesis stają się po prostu sobą. Podobnie jest w przypadku Ze szkła – słychać w tym kawałku dalekie echa Riverside. Świetnie te zabawy dynamiką robią kompozycjom Thesis. Nie ma w tym wszystkim krzty nudy, moim ulubionym momentami są te, gdzie po kanonadzie całego zespołu następuje powrót do spokojniejszej gry, podczas której moje bębenki uszne łagodzi momentami wręcz natchniony głos Kacpra Gugały.

Thesis "Jedno Słowo" (z płyty "Z Dnia Na Dzień Na Gorsze")

Są też kawałki, gdzie Thesis ani przez chwilę nie dają czasu na wytchnienie, jak utwór tytułowy, którego pesymistyczny tekst okazuje się dzisiaj zaskakująco proroczy… Skąd oni wiedzieli, co się święci? Bujający, z gęstą grą basu, mający przez to sporo groove’u Dzisiaj godnie kończy płytę po piętnastominutowym kolosie, jakim okazała się kompozycja zatytułowana Dziesięć kłamstw. Trzeba przyznać, że Thesis nie bawią się w półśrodki i wymagają od słuchacza maksimum zaangażowania i skupienia. Zespół powoli, mozolnie tka nitka po nitce całą kompozycję. Każdy motyw i dźwięk zostaje dokładnie zagrany, ma swój czas, aby wybrzmieć w głośnikach, zanim pojawi się kolejna część składowa całości. Warto być cierpliwym, bowiem momentami robi się wręcz magicznie, szczególnie gdy pojawia się saksofon, na którym gościnnie zagrał Taduesz Cieślak. Nie muszę ukrywać, że ten instrument z miejsca przywołuje skojarzenia z King Crimson. W Dziesięciu kłamstwach zespół ponownie po mistrzowsku wachluje intensywnością brzmienia, na zasadzie przeciwieństw, które lubią się przyciągać. A dodając do tego sugestywny tekst, dosadny, krytykujący wiarę i religię, doskonale zinterpretowany przez Kacpra Gugałę? Miniarcydzieło pokazujące, że Thesis potrafią doskonale utkać dłuższą formę bez popadania w dłużyzny i nudę.

Naprawdę godna polecenia płyta. Mam nadzieje, że zespół zmierza już do nagrania i wydania kolejnego albumu.

Fot.: Thesis

thesis

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *