TOP 10 najlepszych serialowych premier 2018

W przeciągu kilku ostatnich lat świat dosłownie stanął na głowie. Na przywódcę największego mocarstwa wybrano pomarańczowego klauna, Polska okazuje się być lekkoatletyczną potęgą, muzyk zdobywa literackiego Nobla, a dwaj prezydenci zwaśnionych od lat krajów spotykają się po raz pierwszy od czasu wypowiedzenia sobie wojny, blisko siedem dekad temu. Nie wszystkie ze zmian to zmiany dobre, istnieje jednak dziedzina, która z każdym kolejnym rokiem zawiesza sobie poprzeczkę jeszcze wyżej i ponownie udaje jej się ją przeskoczyć. Mowa tu o telewizji, a konkretnie serialach telewizyjnych. Niegdyś uważane za coś gorszego, wyśmiewane, na które aktorzy z tak zwanej wyższej półki spoglądali z pobłażliwym uśmiechem. Jednakże rok 2018 to już nie czasy Dynastii czy Domku na prerii, a setki nowych produkcji, o angaż w których walczą największe gwiazdy światowego kina. I tak, nikomu się nie przywidziało – telewizyjne premiery tego roku liczy się w setkach. I to właśnie na nich, na najnowszych produkcjach, skupiał się będzie niniejszy tekst. Rzecz jasna nie jest to stricte dziesięć najlepszych seriali roku, bowiem znakomitych kontynuacji doczekały się chociażby This is us, Dobre miejsce czy niezrównana Atlanta, jednak dzisiejsza lista składać się będzie wyłącznie z produkcji, które zadebiutowały na ekranach w zbliżającym się ku końcowi roku bieżącym. Zaznaczam przy okazji, iż kolejność zestawienia nie jest przypadkowa, a obok tytułu polskiego, w nawiasie, znajdziecie tytuł oryginalny (chyba że oryginalnym jest polski, lub polskiego jeszcze nie ma) oraz nazwę stacji/ platformy odpowiedzialnej za produkcję lub dystrybucję danego serialu w Polsce.

10. Mała doboszka (The Little Drummer Girl – AMC/ Canal+)

Dzisiejsze zestawienie zaczynamy od produkcji, która nie miała prawa przypaść mi do gustu, a jednak – jak widać – cuda się zdarzają. Dlaczego od początku podchodziłem do serialu AMC z rezerwą? Ano dlatego, że będąca ekranizacją powieści pióra Johna le Carré Mała doboszka to kino (literatura) szpiegowskie, na myśl o którym dostaję wysypki. Tymczasem dzieło, którego dystrybucji nad Wisłą podjął się Canal+, potrafi wciągnąć nawet takich malkontentów jak ja.

O czym opowiada The Little Drummer Girl? To trzymająca w napięciu historia młodej aktorki imieniem Charlie, wciągniętej do współpracy z izraelskim Mosadem. Kobieta ma posłużyć za przynętę, która umożliwi schwytanie groźnego palestyńskiego terrorysty. Jak to jednak w tego typu historiach bywa – wkrótce sprawy zaczynają się komplikować.

Najlepszą rekomendacją niech będzie dla Małej doboszki sam fakt znalezienia się na liście najlepszych seriali u faceta, który jeszcze rok temu popukałby się w czoło, gdyby ktoś powiedział mu, że tego rodzaju produkcja znajdzie się w dziesiątce jego zdaniem najlepszych telewizyjnych premier. Dodatkowo na uwagę zasługują także kreacje aktorskie w wykonaniu Florence Pugh czy znanego chociażby z Kształtu wody, Michaela Shannona.

Mała doboszka | serial w reżyserii Park Chan-wooka | zwiastun CANAL+


9. Bodyguard (Netflix)

Na przełomie października i listopada bieżącego roku Brytyjczycy oszaleli!!! Na punkcie czego? Nowego serialu z Richardem Maddenem w roli głównej. Młody Wilk, Robb Stark, syn Eddarda z Gry o tron powstał niczym Feniks z popiołów w kolejnym wcieleniu. Prawdopodobnie nie będzie to najbardziej pamiętny Bodyguard w historii małego bądź dużego ekranu (Pamiętamy Whitney!), jednak jest na co rzucić okiem. Tytułowemu ochroniarzowi na imię David. Nazwisko? Budd. Ściślej rzecz ujmując: sierżant David Budd, weteran wojny w Afganistanie. Grany przez Maddena wojak zostaje przydzielony jako osobisty ochroniarz brytyjskiej minister do spraw wewnętrznych; problem jednak w tym, iż sierżant Budd nie podziela poglądów swojej zwierzchniczki. Czym może poskutkować współpraca upartej pani polityk z borykającym się z zespołem stresu pourazowego ochroniarzem? Tego dowie się każdy, kto poświęci sześć godzin życia na przygodę z Bodyguardem.

Czy warto? Zdecydowanie tak, choć trzeba przyznać, że w pewnym momencie serial notuje delikatną obniżkę formy. Na szczęście pod koniec wszystko wraca na właściwe tory, a te prezentuje już pierwszy, pełen napięcia odcinek. Aktorstwo stoi tu na całkiem przyzwoitym poziomie, a na szczególne brawa zasługuje nie kto inny jak rzecz jasna Richard Madden, którego kreacja bywa momentami nieco „drewniana”, odrobinę zbyt sztywna. Z drugiej zaś strony mówimy przecież o byłym żołnierzu, a obecnie ochroniarzu, więc właściwie wszystko się zgadza. Bodyguard to nie serialowe szczyty, jednak nie zawiedzie się ten, kto da mu szansę.

Bodyguard | Oficjalny zwiastun [HD] | Netflix


8. Ostre przedmioty (Sharp Objects – HBO)

Mały spoiler: w niniejszej „topce” tylko trzy tytuły nie są ekranizacjami powieści. Jeden już za nami, natomiast Ostre przedmioty… nie są żadnym z pozostałych. Amerykańska pisarka Gillian Flynn znana jest głównie za sprawą trzeciej (i póki co ostatniej) ze swych książek – Zaginionej dziewczyny (udanie przeniesionej na duży ekran przez Davida Finchera). Zadebiutowała jednak kilka lat wcześniej powieścią Sharp Objects, do której prawa zakupiło HBO, dając nam jednego z największych faworytów wszelkich możliwych telewizyjnych nagród w tym roku. Ostre przedmioty to historia Camille Preaker (świetna Amy Adams, niemal murowana zwyciężczyni w kategorii „Najlepsza aktorka”) – dziennikarki z trudną przeszłością, która wraca do rodzinnego miasteczka, aby napisać artykuł o morderstwie dwóch dziewczynek, jakie miało tam miejsce.

Powrócę może na chwilę do Gillian Flynn i wyznam, że… uwielbiam jej książki! Panuje w nich mroczny, ponury, duszny klimat, który uwielbiam. Nie da się jednak ukryć, że debiutanckie Sharp Objects to chociażby ze względu na brak doświadczenia, najsłabsze dzieło autorki z Kansas City. Tymczasem omawiana właśnie ekranizacja… jest najlepszą ze wszystkich trzech, jakich do tej pory doczekały się utwory Flynn. Wszystko, czym przesiąknięta jest proza Amerykanki, aż kipi z ekranu podczas seansów serialu sygnowanego znakiem HBO. Jest szaro, odpychająco, swego rodzaju brzydota aż bije po oczach! Numer osiem dzisiejszego zestawienia to pozycja, której warto poświęcić czas, jednakże sam muszę przyznać, iż przekonałem się do niej za drugim podejściem. Trochę wstyd, ale najważniejsze to uczyć się na błędach ;).


7. Patrick Melrose (HBO)

Ponownie ekranizacja. Ponownie taka, która, jak mówi wielu, przewyższa literacki pierwowzór (w tym przypadku jego autorem był niejaki Edward St Aubyn). I aż sam nie wierzę, że to piszę: z naprawdę udaną główna rolą aktora, którego najzwyczajniej w świecie nie trawię. Benedict Cumberbatch, bo o nim mowa, to facet, który ZA KAŻDYM RAZEM, gdy widzę go na ekranie, powoduje u mnie dreszcze. I to bynajmniej nie z gatunku tych przyjemnych dreszczy. Nawet zachwalanego przez niemal wszystkich Sherlocka nie dałem rady zmęczyć, właśnie przez jego osobę. I oto pojawia się jako tytułowy Patrick Melrose i… kupuje mnie całkowicie! Ktoś mógłby w tym momencie zapytać: Kimże jest ten cały Patrick Melrose? Posłużę się serialowym opisem dystrybutora: Uzależniony od narkotyków mężczyzna udaje się za Ocean po trumnę zmarłego ojca. W Nowym Jorku odżywają traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa spędzonego w południowej Francji. No i właściwie jest to opis jak najbardziej zgodny z prawdą. Jako widzowie, na przestrzeni zaledwie pięciu odcinków otrzymujemy przekrój kilkudziesięciu lat z życia tytułowego bohatera – od wczesnego dzieciństwa po pełną dojrzałość (ostatnie przedstawione wydarzenia sięgają na wiele lat po odebraniu trumny z Nowego Jorku). To historia, która naprawdę chwyta za serce, i muszę Cumberbatchowi oddać, co jego – zagrał rewelacyjnie, a emocje odgrywanej postaci aż kipiały z ekranu! Ciężka to opowieść. Nawet bardzo ciężka. Warta jednak poświęconego na jej poznanie czasu.


6. Ślepnąc od świateł (HBO)

Jedyna produkcja znad Wisły w tegorocznym TOP 10, a zarazem największy (medialnie) wygrany tego roku w Polsce tytuł, czyli Ślepnąc od świateł. Wygrani mogą czuć się także zarówno Krzysztof Skonieczny – reżyser przedsięwzięcia, w którego mało kto wierzył, oraz Jakub Żulczyk – współscenarzysta, a także autor literackiego pierwowzoru. Kto przez ostatnie kilkanaście tygodni żył w igloo i nie wie, temu spieszę z krótkim opisem fabuły. Ślepnąc od świateł to wycinek z życia Kuby (w książce bohaterowi na imię Jacek) – warszawskiego dilera kokainy. Nie jest jednak Kuba byle chłystkiem czy tępym dresiarzem handlującym prochami. Pomimo specyficznej „pracy”, która wbrew pozorom nie jest wcale łatwym chlebem, ma swoje zasady, jest skrupulatny, pewny siebie i ostrożny. Pech chce, że na niespełna tydzień przed Wigilią w ręce dilera wpada tajemnicza torba ze sporą ilością gotówki, jak i samych narkotyków; niedługo później zaś losy bohatera krzyżują się z niejakim Dariem – gangsterem starej daty, który właśnie zakończył odsiadkę.

Przyznam się bez bicia – nie jestem fanem polskiego kina (może poza… Bareją); nie przepadam również za kinem gangsterskim, zwłaszcza w rodzimym wydaniu. O dziwo, w dziele Skoniecznego i Żulczyka nic nie wygląda na udawane, płytkie czy nijakie. Nie jest to tania kalka dzieł zza Oceanu. Akcja toczy się w tempie bardziej niż zadowalającym, a każdy z poszczególnych bohaterów jest „jakiś” na tyle, że trudno mi kogokolwiek specjalnie wyróżnić (choć gdybym miał to zrobić, to wbrew obiegowej opinii, nie wskazałbym na Jana Frycza w roli Daria, a na Roberta Więckiewicza, w roli Jacka – „zaopatrzeniowca” Kuby oraz dawnego przyjaciela bohatera granego przez Frycza). Nie da się ukryć, że niektórych co bardziej wrażliwych widzów odstraszyć może wulgarny język, uważam jednak, że jeśli szczerze opowiadamy gangsterską historię z narkotykami w tle, która rozgrywa się w Polsce, to pewne słowa, uważane powszechnie za niecenzuralne, muszą się po prostu pojawiać. Co tu dużo mówić? Nic tylko przyklasnąć temu, że dożyliśmy czasów w których nasze, polskie produkcje mogą śmiało konkurować, jeśli nie z amerykańską, to z pewnością z europejską czołówką.

Przeczytaj także:

Recenzja serialu Ślepnąc od świateł
Wielogłos dotyczący powieści Ślepnąc od świateł

Wielogłos dotyczący pilotażowego odcinka serialu Ślepnąc od świateł


5. Obsesja Eve (Killing Eve – BBC/ HBO)

Przyznam szczerze, iż pozycja Obsesji Eve na niniejszej liście jest zaskoczeniem dla mnie samego. Kiedy przygotowywałem się do napisania tego tekstu, spisałem sobie tytuły wszystkich tegorocznych seriali wartych odnotowania. Wyszło ich trzynaście (trzy tytuły, które nie trafiły do zestawienia, znajdziecie pod koniec tekstu). Następnie wybrane dziesięć zacząłem subiektywnie układać według własnego upodobania. Zacząłem od najlepszego, później numer dwa, numer trzy, cztery i… i kiedy spojrzałem na pozostałe w puli tytuły, okazało się, że to właśnie Killing Eve widziałbym pod piątką. Skąd zaskoczenie u mnie samego? Ano stąd, że serial ten nie jest właściwie ani wybitny, ani ambitny, nie płynie z niego żadna życiowa mądrość, nie jest głęboki, w zasadzie nie wyróżnia się niczym znaczącym. Na dobrą sprawę, wszystkie tytuły, które znajdują się na niższych niż Obsesja Eve pozycjach, to tytuły bardziej ambitne. Co więc wywołało we mnie taką słabość do tej produkcji? Niesamowita frajda, lekkość i fakt, że to po prostu świetna rozrywka! Killing Eve sklasyfikowane jest jako thriller, a żeby być bardziej konkretnym, jest to thriller poniekąd szpiegowski, czyli – o zgrozo – gatunek którego NIENAWIDZĘ i omijam zawsze szerokim łukiem! Tymczasem fenomenalna gra aktorska, tempo akcji oraz niestandardowe poczucie humoru (tak, osobiście podpiąłbym ten serial pod komedię) sprawiły, że co tydzień siedziałem jak na szpilkach w wyczekiwaniu na kolejny odcinek, który – jak dobrze wiedziałem – da mi 40 minut czystego funu!

No, ale pytanie – o czym opowiada cała ta Obsesja Eve? Skupcie się, choć wyjaśnienie nie będzie skomplikowane. Otóż po świecie podróżuje sobie niejaka Villanelle (w tej roli FANTASTYCZNA i OGRABIONA z branżowych nagród Jodie Comer), która okazuje się być… płatną zabójczynią. Pewnego dnia na jej trop wpada porucznik Eve (tak, ta Eve z tytułu) Polastri (nie mniej świetna, znana chociażby z Chirurgów, Sandra Oh). No i tak to sobie leci: jedna zabija, drugą próbuje ją złapać. Niby proste, prawda? A i owszem, jest prostsze niż dwa plus dwa. Mało tego, twórcy serialu nawet nie próbują nas oszukiwać, bo choć poszukiwania zabójczyni odbywają się na serio i generalnie rzecz biorąc, wszystko tu jest na serio, Villanelle nie zadaje sobie nawet trudu, by zacierać odciski palców, gubić trop i tym podobne. Co rekompensuje niedociągnięcia (celowe lub nie)? Niesamowite tempo oraz gra aktorska. W RECENZJI mojego skromnego autorstwa przeczytacie jakiś milion komplementów pod adresem dwóch głównych aktorek, jednak uwierzcie – ten milion to wciąż za mało. Nie wiem też, jak inaczej polecić wszystkim Obsesję Eve, powiem więc krótko – ten serial to czysty fun!


4. Nawiedzony dom na wzgórzu (The Haunting of Hill House – Netflix)

Tuż poza podium tegorocznego serialowego zestawienia ląduje Nawiedzony dom na wzgórzu, czyli współczesna adaptacja klasycznej powieści Shirley Jackson pod tym samym tytułem, opowiadająca o piątce rodzeństwa, które wychowało się w najsłynniejszym nawiedzonym domu Ameryki. Nieoczekiwana tragedia zmusza ich do ponownego zmierzenia się z demonami przeszłości. Opis wydawałoby się sztampowy, prawda? Nic bardziej mylnego, bowiem udaje się Mike’owi Flanaganowi (twórca chociażby Oculus) tchnąć w jeden z najbardziej wyeksploatowanych horrorowych motywów nowe życie. Rzecz jasna, jak to w tego typu produkcjach bywa, muszą znaleźć się klasyczne jump scares, które na fanach gatunku prawdopodobnie wielkiego wrażenia nie zrobią (choć przyznaję z ręką na sercu, iż na mnie zrobiły, taki bowiem ze mnie masochista, że uwielbiam horrory… bo boję się je oglądać). Siłę tego serialu stanowi to, czego nie widać na ekranie, to poczucie niepokoju, które gdzieś tam „wyczuwa się w powietrzu”. Prawda jest taka, że więcej tu dramatu niż scen grozy, a sama historia to opowieść nie tyle o nawiedzonym domu, co o całkiem popapranej rodzince. Trzeba też szczerze oddać, że to także historia bardzo dobrze zagrana, co w kinie grozy nie jest raczej normą. Na uwagę zasługuje również nietypowy styl, bowiem pierwsza połowa sezonu to praktycznie te same wydarzenia pokazywane z perspektywy kolejnych członków rodziny, później natomiast… a zresztą, co będę Wam mówił? Obejrzyjcie sami. Naprawdę warto!


3. Kidding (HBO)

Pozycja niemal na samym szczycie telewizyjnych nowości bieżącego roku przypada Kidding – serialowi będącemu zarówno spektakularnym, jak i skromnym powrotem na ekrany Jima Carreya. Znany głównie z ról komediowych w produkcjach takich jak Maska, Głupi i głupszy czy też Ave Ventura: psi detektyw Carrey wiele razy próbował zerwać łatkę śmieszka. Kilkukrotnie robił to z powodzeniem, chociażby w Truman show czy Człowieku z księżyca, jednak dla milionów widzów na zawsze pozostanie komikiem, który mimiką i, bądź co bądź, dosyć prostymi żartami, bawił do łez. Tym razem Kanadyjczyk trafił na plan serialu, w którym odgrywa prawdopodobnie rolę życia, wcielając się w pewnym sensie w… samego siebie. Głównym bohaterem Kidding jest bowiem Jeff, znany jako Pan Pickles – legendarny prezenter dziecięcych programów telewizyjnych. Mężczyzna stanowi wzór do naśladowania zarówno dla najmłodszych, jak i ich rodziców, którzy wychowali się na jego programach. Pan Pickles to uosobienie dobroci i mądrości życiowej, który w oczach całego świata jest niedoścignionym ideałem. Niestety życie prywatne bohatera nie wygląda wcale różowo – w chwili, gdy poznajemy Jeffa, ten próbuje przetrawić śmierć jednego z synów oraz odejście żony do innego faceta. Wszystko to, pomimo autentycznie wrodzonej dobroci oraz wiary w drugiego człowieka, potęguje w granej przez Carreya postaci frustrację oraz gniew, którym ujście próbuje dać w swym telewizyjnym show. I choć rzeczywiście czasami prowadzi to do sytuacji zabawnych, a sam serial sklasyfikowany został jako komedia, śmiem twierdzić, że nie ma obecnie w telewizji bardziej przygnębiającej rzeczy. Za każdy dobry uczynek Picklesa, życie odpłaca mu dwoma kopami w tyłek! I choć być może niektórych powyższy opis zniechęcił, zapewniam, że po omawianą tu propozycję warto sięgnąć, bo to prawdziwa serialowa perełka tego roku (z prawdopodobnie najlepszym zwiastunem…)!

Przeczytaj także:

Zakurzony projektor #1: Truman Show


2. Homecoming (Amazon Studios)

Na miejscu drugim serial, który równie dobrze mógłby znajdować się pod jedynką – i tak też należy go traktować. Jest to również najwyżej notowana nowość niebędąca ekranizacją, a także show, którego… nie emituje w tej chwili żadna polska telewizja (dostępny jest na stronie internetowej platformy Amazon Studios). Homecoming to też dwa potężne w branży filmowej nazwiska; pierwszym jest twórca genialnego Mr. Robot (czołowa telewizyjna premiera 2015 roku) – Sam Esmail, drugim jedna z najbardziej rozpoznawalnych aktorek na Ziemi, zdobywczyni Oscara, kilku Złotych Globów oraz masy innych wyróżnień – Julia Roberts.

Trudno niestety opisać fabułę, by nie psuć przyszłym widzom zabawy, bowiem Homecoming to serial z zagadką lub, będąc bardziej dokładnym, serial, w którym wiemy, że „coś jest nie tak”, ale dopiero z czasem dochodzimy do sedna. Co można zdradzić? Właściwie niewiele i zdaję sobie sprawę, że opis ten prawdopodobnie nie powali na kolana, jednak więcej po prostu nie mogę. Tak więc krótko: serial opowiada o Heidi Bergman (w tej roli oczywiście Roberts), opiekunce społecznej, która pomaga wrócić do życia byłym żołnierzom po służbie. Cztery lata później Bergman jest… kelnerką w podrzędnym barze.

Główne pytanie brzmi zatem: co się stało, że po czterech latach od zasiadywania w nowoczesnej rządowej placówce Heidi podaje znudzonym turystom kawę i kawałek placka? Brzmi niezbyt kusząco, prawda? Tymczasem – UWAGA, mały spoiler – nie ma w całym TOP 10 serialu, który wciągałby tak bardzo jak Homecoming! To produkcja z gatunku tych, gdzie po obejrzeniu jednego odcinka natychmiast trzeba włączyć kolejny, by sprawdzić, co stanie się dalej; to serial z gatunku tych, dla których zarywa się noce. I uwierzcie – wiem, co mówię. Wpływ na taki, a nie inny, odbiór ma kilka czynników. Pierwszy to oczywiście aktorstwo i wyróżnić można tu nie tylko Julię Roberts, ale i chociażby znanego z Shameless Jerremy’ego Allena White’a, Stephana Jamesa czy Bobby’ego Cannavale. Kolejny powód to tajemnicza, a zarazem mroczna, aura spowijająca całą produkcję. Serial ten kręcony jest bowiem w bardzo specyficzny sposób, stylowany na wzór tych z lat 90. ubiegłego wieku (porównania do Twin Peaks narzucają się same, gdy patrzymy na ekran). Mało tego – akcja toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych: „wcześniej”, czyli w roku 2018, oraz „obecnie” – cztery lata później, przy czym sceny „teraźniejsze” celowo zostały zwężone. Dlaczego? To kolejne pytanie, na które odpowiedź znajdziecie w dziesięciu półgodzinnych (formuła zaledwie 30-minutowych odcinków to kolejny atut) epizodach, których oglądanie – i dam sobie za to uciąć obie ręce – sprawi niesamowitą frajdę! Polecam z czystym sumieniem Homecoming, numer dwa dzisiejszego zestawienia, choć jeśli mam być szczery, serial ten nie widnieje pod jedynką tylko dlatego, że to ostatnia z obejrzanych przeze mnie nowości i głupio było pod wpływem impulsu zmieniać ustalonego wcześniej zwycięzcę.

Homecoming Season 1 - Official Trailer | Prime Video

Przeczytaj także:

Recenzja 1. sezonu serialu Mr. Robot

Wielogłos o 2. sezonie serialu Mr. Robot


1. Genialna przyjaciółka (L’amica geniale – HBO)

W moim subiektywnym rankingu najlepszych serialowych premier 2018, pierwsze miejsce bezapelacyjnie zajmuje omawiana już przeze mnie oraz Iwonę Genialna przyjaciółka – produkcja, która równie wielu widzów zachwyci, co odrzuci. Kolejna w niniejszym zestawieniu ekranizacja kolejnego cyklu powieściowego, tym razem autorstwa Eleny Ferrante, to propozycja, która – co by nie mówić – skierowana jest bardziej ku żeńskiej części telewidzów. Sugeruje to poniekąd już sam tytuł, a specyfika serialu dopełnia formalności. I właśnie to stanowi powód, dla którego nie wszystkim L’amica geniale przypadnie do gustu. Miłośnicy wartkiej akcji oraz częstych, drastycznych twistów fabularnych, nie mają tutaj niestety czego szukać. Siłą włoskiego serialu jest jego klimat, na który składają się pojedyncze, często powolne ujęcia poszczególnych bohaterów bądź środowiska, w którym żyją – biednej dzielnicy Neapolu przełomu lat 50. oraz 60. ubiegłego stulecia. Na brawa zasługuje tutaj właściwie wszystko – od pojedynczych kadrów, przez fenomenalną grę aktorską (zarówno postaci głównych jak i drugo-, czy nawet trzecioplanowych), po fantastycznie wręcz oddanego ducha minionych lat. Nie jest to produkcja dla fanów szybkich samochodów, komediowych gagów czy też akcji w stylu Agenta 007; Genialną przyjaciółkę trzeba czuć. Aaa, byłbym zapomniał… o czym to serial? Najprościej byłoby powiedzieć „o dość specyficznej przyjaźni”, pozwolę sobie jednak zacytować opis dystrybutora: Kiedy nagle z życia sześćdziesięcioletniej Eleny Greco znika jej najbliższa przyjaciółka, kobieta zaczyna opisywać historię ich wieloletniej przyjaźni. Akcja serialu toczy się w niebezpiecznym i jednocześnie magicznym Neapolu na przestrzeni ponad 60 lat. Elena stara się rozwikłać tajemnicę zniknięcia swojej przyjaciółki Lily, która była jej powiernicą, a zarazem największym wrogiem.


Fot.: Netflix, HBO, Canal+, Amazon Studios

 

Serialami, którym z różnych przyczyn nie udało się trafić do zestawienia (choć również warto je obejrzeć), są: Odpowiednik, Maniac oraz The End of F****** World

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *