tranzyt

Bilet w jedną stronę – Christian Petzold – „Tranzyt” [recenzja]

Christian Petzold to dziś jedno z najbardziej znaczących nazwisk w niemieckiej kinematografii, którego kolejne tytuły znajdują się w agendach Berlinale. Interesuje go to, jak tryby wielkiej historii odciskają swoje niszczące piętno na losach indywidualnych jednostek. Barbara jest jednym z nielicznych tytułów, które podejmują wątek moralnego niepokoju w Niemieckiej Republice Demokratycznej, zaś Feniks dotykał holakaustowej traumy. Tranzyt jest na tym tle dziełem wyjątkowym, choćby od strony formalnej. Film miał swoją premierę 3 maja 2019 r. Dystrybutorem tytułu jest firma Aurora Films, zaś Głos Kultury objął obraz niemieckiego reżysera patronatem medialnym.

Unikatowość Tranzytu polega na czymś, czego wcześniej w kinie nie obserwowałem, a sprowadza się do wiernego przeniesienia tekstu żydowskiej lewicowej pisarki Anny Seghers opublikowanego po raz pierwszy w 1944 r., we współczesne realia – tak od strony opowieści snutej przez narratora (w finale jego perspektywa deklamowana w trzeciej osobie wydaje się być zaskakująca), jak i odnośnie do ścieżki dialogowej. Nie jest zatem ekranizacja filmowa jakąś formą współczesnej wariacji na tematy drugiej wojny światowej, ale dosłownym odczytaniem tekstu. Odkodowanie tej metody nie jest prostym zadaniem i wymaga od widza pewnego skupienia, ale też podstawowego historycznego backgroundu w zakresie sytuacji w okupowanej przez Niemców Francji w trakcie drugiej wojny światowej, skoro obraz ten nie został nam dany, a świat przedstawiony wyzuto z kostiumu epoki, posługując się współczesnymi prezentacjami różnych lokalizacji w tym kraju.

Tematem filmu jest uchodźcza tułaczka młodego Georga, który w ostatniej chwili wydostaje się z zajętego przez nazistów Paryża, a następnie kieruje się ku Marsylii, by tam wsiąść na statek do Meksyku. Tytułowy tranzyt odnosi się do wiz, które musi po drodze zdobyć w licznych placówkach konsularnych, by dostać się do celu swojej podróży. Konstrukcja opowieści, zakładająca przenikające się warstwy czasowe, wymagała ogromnej scenariopisarskiej biegłości i w tym zakresie oczekiwania zostały spełnione.

Zapewne intencją twórcy, poprzez zastosowanie takiego niecodziennego zabiegu narracyjnego, było nakreślenie pewnej ambitnej metafory o powtarzalności historii, w której odtworzeniu ulegają wciąż te same szlaki migracyjne, a jednocześnie oddanie nastroju przestraszonego zaszczutego uchodźcy. Poprzez wspomnianą introspekcyjność opowiadania rezultat ten udało się w dużej mierze osiągnąć bez uciekania się do plakatowej publicystyki.

Oczywiście nie bez znaczenia jest w tym kontekście wątek przybrania tożsamości innej osoby jako jedynej strategii przetrwania. Wspominanie w tym miejscu o szczegółach perypetii głównego protagonisty byłoby spoilerowaniem. Wskażę zatem tylko tyle, że także w tym zakresie największe wrażenie robi na mnie literackość obrazu rozlewająca się w kadrze, a będąca efektem owego wspomnianego mechanizmu definiującego strukturę opowiadania, przez co film, mimo dramatycznego napięcia wynikającego z zacieśniającej się pętli, ma pewną paradoksalną lekkość. Całość ma w sobie coś z paranoicznej atmosfery osaczenia typowej dla kina Romana Polańskiego. Jest jednak przede wszystkim intrygującym ćwiczeniem stylistycznym.

 

tranzyt

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *