Wojownicy rozpaczy

Trzy piątki – Greg, Hermann – „Comanche – 2 – Wojownicy rozpaczy” [recenzja]

Wojownicy rozpaczy to drugi tom komiksowej serii Comanche, której tytuł wzięty został od imienia właścicielki rancza „Trzy Szóstki”, na które trafia tytułowy bohater części pierwszej, Red Dust. Głównym bohaterom, a także tym, z którymi zdążyliśmy zapoznać się niemal pod koniec komiksu, nie dane jest pożyć w spokoju. Po licznych przeciwnościach losu, które wiązały się z budową kolei przecinającej ranczo Comanche, wszystko miało pójść jak z płatka, a ranczo w końcu miało zacząć na siebie zarabiać. Tymczasem kobieta, wieloletni pomocnik i przyjaciel rodziny Ten Gallons, Red Dust i dwójka nowych pracowników muszą zmierzyć się z kolejnym wrogiem, ale tym razem nie będzie to – jak miało to miejsce w tomie pierwszym – zwyczajna i stereotypowa walka dobra ze złem.

Ranczo „Trzy Szóstki” w końcu zaczęło stawać na nogi. Po posusze, jaką zafundowały tej ziemi i jej właścicielce czarne charaktery, którym zależało wyłącznie na własnych korzyściach i z całej siły pragnęli wygnać kobietę i jej pracowników, wszystko wydaje się zmierzać ku dobremu. Oczywiście niemała w tym zasługa tajemniczego przybysza, Reda Dusta, który zawitał na ranczo w pierwszym tomie, pomógł Comanche rozprawić się z bandziorami i… został na dobre. W Wojownikach rozpaczy powracamy na „Trzy Szóstki” w zasadzie kilka chwil po tym, jak opuściliśmy je, kończąc lekturę poprzedniej części. Comanche, Red Dust, stary, poczciwy Ten Gallons, a także dwa nowe nabytki rancza – czarnoskóry Toby i młodziutki Clem – powracają do czytelników pełni werwy i szczęśliwi. Kolej, o którą tyle krzyku było w tomie Red Dust (jego recenzję znajdziecie tutaj), przyniesie ranczu same korzyści – poprowadzenie torów do Arrow Creek zajmie budowniczym jakieś osiem miesięcy, w ciągu których „Trzy Szóstki” będą dostarczały mięso zmęczonym fizyczną pracą i wygłodniałym robotnikom. Comanche pozostały już ostatnie centy, więc taki obrót spraw jest wyjątkowo korzystny i szczęśliwy. Jednak scenarzysta Greg nie byłby sobą, gdyby już na pierwszych stronach nie położył porządnej kłody pod nogami naszych bohaterów. Kiedy więc właścicielka rancza i jej przyjaciele i pomocnicy zacierają ręce na myśl o dochodach ze sprzedaży mięsa bydła, na ranczo przybywa niespodziewanie grupa Czejenów. Ich obecność jest tym dziwniejsza, że podpisali oni traktat, który nie pozwala im opuszczać rezerwatu. Grupie Indian przewodzi Stojący Koń, syn Trzech Kijów, a więc wodza Czejenów – dla Tena Gallonsa jasne jest więc, że przybyszy nie sprowadza błahostka bądź kaprys. Okazuje się, że Indianie opuszczając rezerwat, nie byli pierwszymi, którzy nie dotrzymali warunków traktatu – to biali pierwsi nie wywiązali się z jego postanowień, a efektem tego jest to, że Czejenowie zostali praktycznie pozbawieni żywności. Zamierzają więc… skonfiskować bydło z rancza „Trzy Szóstki”, które przeznaczone jest do wyżywienia robotników budujących tory do Arrow Creek. Comanche nie może sobie pozwolić na stratę bydła, ale również Stojący Koń nie zamierza odpuszczać. Wydaje się więc, że sytuacja jest patowa.

wojownicy-1

Wszystko rozstrzygnie się jednak w obozie Czejenów, do którego Comanche i Red Dust pojadą, by uniknąć nieporozumień i spróbować wyjaśnić zaistniałą sytuację. Czy Indianie zakpili sobie z nich i chcą po prostu ich obrabować? A może wina nie leży po ich stronie i to prawda, że dostawy żywości gwarantowane przez traktat od wielu dni nie docierają do rezerwatu? Czy Comanche i Red Dust są bezpieczni wśród ludzi Trzech Kijów? I co w tym czasie zmalują pozostawieni na ranczu Toby, Clem i Ten Gallons? Czy niechęć wielu ludzi do rancza odezwie się i tym razem? Spotkanie z komiksem zapewnia nie tylko odpowiedzi na te pytania, ale także czas spędzony ze świetnymi ilustracjami Hermanna, wartką akcją i postaciami, które zdążyły już wyraźnie zaznaczyć swoje charaktery w poprzednim tomie.

Podobnie jak w części Red Dust, także i tutaj rysunki świetnie oddają charakter komiksu. Cienkie linie i niewielka ilość czerni pozwalają Hermannowi na oddanie wielu szczegółów, które przy tak intensywnej i energicznej opowieści są po prostu niezbędne. Zarówno scenariusz, jak i grafika, nie pozostawiają ponadto wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z pełnokrwistym Dzikim Zachodem, z ludźmi, którzy mogą być naprawdę niebezpieczni i naprawdę szybcy. Kolejne kadry nie sprawiają wrażenia płaskich, dużo się na nich dzieje, a wzrok czytelnika nie przejeżdża jedynie od jednego dymka do drugiego, tylko na długo zatrzymuje się, obserwując plansze – przyglądając się rysom konkretnych postaci, studiując ich mimikę, a także podziwiając krajobrazy – błękitne niebo, spaloną słońcem ziemię, zielone drzewa. Hermann konsekwentnie używa kolorów, dlatego nie zaskoczą nas one po lekturze poprzedniej części. Są żywe, jak przystało na Dziki Zachód, jednak w swej intensywności pozostają stonowane, co tworzy świetny efekt – żywych, ale nie przejaskrawionych rysunków. Artysta świetnie oddaje również klimat różnych miejsc naznaczonych osobowością mieszkańców, kulturą i tradycją, co w Wojownikach rozpaczy możemy zaobserwować, kiedy Comanche i Red Dust przybywają do obozu Czejenów. Pióra, wigwamy, sieć zmarszczek na twarzy wodza, dym z ognisk – to wszystko zostało stworzone tak, że ani przez moment nie tworzy wrażenia parodii, co lubi się zdarzać w komiksach. Natomiast niezwykłą drobiazgowość rysownika widać także na tych kadrach, które pokazują budowę torów dla Żelaznego Konia – na te obrazki można patrzeć naprawdę długo, podziwiając precyzję i wyobraźnię Hermanna. Mam również wrażenie, że twarze głównych postaci – przede wszystkim Comanche i Reda Dusta zostały bardziej dopracowane, są o wiele ładniejsze i delikatniejsze, niż to miało miejsce w pierwszym tomie cyklu.

wojownicy-2

Pędząca w zawrotnym tempie akcja, szczegółowe rysunki, poczucie humoru… a jednak nie to w Wojownikach rozpaczy wydaje się być najważniejsze, lecz tematyka, jaką ostatecznie podejmuje Greg w drugiej części cyklu o właścicielce rancza „Trzy Szóstki”. Autor w ogromnym stopniu porusza kwestię segregacji rasowej, a raczej równości pomiędzy sercami bijącymi pod powłokami o różnych kolorach skóry. Czarnoskóry Toby zatrudniony na ranczu to pierwszy krok scenarzysty w tym kierunku i pod koniec tomu Red Dust nie mogliśmy się spodziewać, że wszystko zostanie skierowane właśnie w tę stronę. Co ważne, nie wyszło ckliwie czy patetycznie, a na drobną refleksję, wypowiedzianą wprost, o równości ludzi, autorzy pozwalają sobie dopiero pod koniec komiksu, a i to wypada niezwykle świeżo, naturalnie i stanowi idealne dopełnienie ostatniego kadru. Wojownicy rozpaczy dają nam również jako taką orientację, jeśli chodzi o przybliżony czas, w jakim dzieje się akcja komiksu. W pewnym momencie bowiem pada z ust człowieka stojącego po jednej ze stron konfliktu zdanie:

Dobrzy Indianie to martwi Indianie! Tak mawiał Custer.

A, jak wiemy z historii lub z przypisu albo (tak jak ja) z powieści Mały Wielki Człowiek (zainteresowani powieścią Thomasa Bergera znajdą jej recenzję tutaj) ppłk. George A. Custer dowodził żołnierzami w bitwie przeciwko Indianom północnoamerykańskim, która znana jest jako bitwa nad Little Bighorn. Ta natomiast wydarzyła się w roku 1876, a ponieważ Custer zginął w tej bitwie, a czas przeszły nie jest użyty przypadkowo – wiemy na pewno, że akcja komiksu dzieje się po roku 1876.

Seria Comanche to – co po dwóch tomach można powiedzieć już z pełną świadomością – okraszona dawką humoru i świetnymi rysunkami opowieść brutalna i niepokojąca. Hermann i Greg wykreowali świat Dzikiego Zachodu, w którym pełno jest złych postaci, bijatyki i bitwy są na porządku dziennym, a agresja, która płynie w żyłach ludzi, nie potrzebuje wiele, by znaleźć ujście. Tutaj każdy (no, prawie każdy) dba wyłącznie o własne cztery litery, pozwalając złu i brzydocie rozprzestrzeniać się po ciele, duszy i dalej – po świecie. Na szczęście czytelnik obserwuje to wszystko z rancza „Trzy Szóstki”, na którym panują nieco inne zasady niż wszędzie dookoła. Tam tworzy się mała, lecz wyjątkowa społeczność, dla której zasady (często bezsensowne i okrutne) panujące poza obszarem rancza nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Dlatego obok zła, nienawiści i agresji pojawia się światło i ciepło. Świetnym zabiegiem było to, aby Wojownicy rozpaczy nie ukazywali kolejnej walki dobrych ze złymi. Tym razem wróg nie był płaski, a jego działania nie były podyktowane brakiem moralności czy zawiścią. Tym trudniejsze okazało się dlatego zadanie, przed jakim stanęli Comanche i Red Dust – zmierzyć się z tym, co im zagraża, lecz samo również jest zagrożone. Tym bardziej interesująca więc okazała się lektura. Ciekawe, co też scenarzysta zgotuje mieszkańcom „Trzech Szóstek” w kolejnym tomie. W oczekiwaniu na Wilki z Wyoming daję drugiemu tomowi zasłużone Trzy piątki.

wojownicy-3

Fot.: Wydawnictwo Komiksowe

Wojownicy rozpaczy

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *