Trzy po trzy #27: Ulubione tytuły dzieciństwa

Bardzo często książki, które czytamy w dzieciństwie, kształtują już nasz literacki gust – świadomie bądź nie. Jednym dzieciom podobają się bardziej historie z księżniczkami i rycerzami, inne wolą kota w butach. Miłosne historie, historie o przyjaźni, przygodowe zwroty akcji, walka dobra ze złem – to wszystko i jeszcze wiele więcej możemy spotkać w literaturze dziecięcej. Naszymi pierwszymi wskazówkami literackimi byli rodzice, dziadkowie oraz inne wspaniałe osoby, które dbały o naszą wyobraźnię i wzbogacanie słownictwa, i obdarowywały nas książkami. Jakie książki najbardziej zapadły nam w pamięć? Czy wpłynęły w jakiś sposób na nasz gust czytelniczy? Przekonajcie się sami! Patrycja, Martyna i Wiktoria zapraszają Was w niesamowitą podróż do ulubionych dzieł ich dzieciństwa. Martyna wspomina nie tylko o książkach!

Wiktoria Ziegler:

Dzieci z BullerbynAstrid Lindgren

Może zacznę od książki, z którą mam pierwsze wspomnienia. To moje najwcześniejsze literackie doświadczenie. Wieczorne czytanie i ja jako kilkuletnia słuchaczka, która nie potrafi jeszcze czytać. Ale to nic! Potrafi słuchać, potrafi marzyć i snuć niesamowite historie – na razie w głowie. Myślę, że to wystarczająco, by być dobrą, dziecięcą słuchaczką. Co wieczór mama czytała mojemu bratu i mnie Dzieci z Bullerbyn – magiczną opowieść o gromadce wesołych dzieci mieszkających w Szwecji. To maleńka miejscowość, w której nie sposób się nudzić, a szczególnie w takim towarzystwie. Lasse, Bosse, Lisa, Olle, Britta i Anna potrafią zamienić każde szare popołudnie w egzotyczną przygodę. Do dzisiaj pamiętam, jak bardzo zapragnęłam być w takiej grupie. Obudziło się we mnie wtedy pragnienie takiej ogromnej przyjaźni, bo przecież bohaterów było kilkoro – wszyscy wspaniali i oryginalni. Lisę lubiłam najbardziej, ponieważ była główną bohaterką i równocześnie narratorką, to ona zapraszała nas do swojego świata. Według planów swoich przyjaciół Lisa ma wyjść za Ollego – bo przecież tak ustalili. Dziecięca logika jest wspaniała. Wspólne łowienie raków, nocowanie na sianie, poszukiwanie skarbów – to jedynie wycinek rzeczywistości urwisów z Bullerbyn. Nie pamiętam wielu szczegółów, ale dobrze pamiętam to uczucie wewnętrznego ciepła, kiedy mama brała do ręki rozwalającą się już książkę (pochodziła jeszcze z jej dzieciństwa!) i zabierała nas do Bullerbyn.

 

Pippi Pończoszanka – Astrid Lindgren

Myślę, że można wywnioskować, że moja mama bardzo lubiła Astrid Lindgren. I to prawda! Dlatego też Pippi u nas nie mogło zabraknąć. W zasadzie tytuł, który podałam, jest chyba najbardziej rozpowszechniony, ale moje wydanie nosiło tytuł Pippi Langstrumpf (inne tłumaczenie to: Fizia Pończoszanka). Pippi to prawdopodobnie pierwsza silna kreacja literacka kobiety, jaką poznałam (oczywiście nie byłam tego świadoma). Ale od samego początku fascynowała mnie 9-latka, która zamieszkała bez dorosłych (sic!) wraz ze swoimi przyjaciółmi – małpką Nilssonem i koniem – zamieszkała w wielkiej willi. Jej mama umarła, a tata – kapitan Pończocha – pływał po morzu. Pippi znakomicie dawała sobie ze wszystkim radę – pamiętam nawet fragment, że smażyła sama naleśniki, co dla mnie było szczytem umiejętności, bo nie dość, że to niesłychanie praktyczna zdolność, to na dodatek te naleśniki były tak pięknie opisane w książce! Bohaterka idealna, ot co. Oprócz tego pamiętam również bardzo wzruszające momenty podczas lektury – tutaj już samodzielnej – wtedy, kiedy Pippi uświadamiała sobie, że już nigdy nie zobaczy mamy, i wtedy, kiedy najzwyczajniej w świecie czuła się samotna. Więcej oczywiście było śmiechu, zabawy i przygód, ale były też łzawe momenty, rzadko, bo rzadko, ale były. Zapomniałam dodać, że Pippi miała totalnie gdzieś, co inni pomyślą sobie o jej wyglądzie – najczęściej nosiła skarpety nie do pary, długie – do kolan (hipsterka!) i dwa warkoczyki. Włosy miała rude. Tak sobie teraz pomyślałam, że Pippi i Ania (z Ani z Zielonego Wzgórza) stworzyłyby piękną relację. Zwojowałyby świat, serio.

Przeczytaj także:

Recenzja filmu Młodość Astrid (opowiadającego o Astrid Lindgren)

Pan Samochodzik – Zbigniew Nienacki

Chcąc uporządkować jakoś chronologicznie moje ulubione książki z dzieciństwa, nie mogę zapomnieć o pierwszym kryminale w życiu, czyli o Panu Samochodziku. To również pozycja czytelnicza z dzieciństwa mojej mamy – jako że na półce stały prawie wszystkie części, to po prostu naturalnie po nie sięgnęłam. Jakież to były emocje, ile strachu, ile fascynacji. W ogóle odkryłam wtedy dreszczyk emocji w literaturze, znalazłam odpowiedź, po co czyta się zagadkowe historie. I co najważniejsze – wtedy – podczas czytania 12 tomów Pana Samochodzika uświadomiłam sobie, co to znaczy literacki eskapizm, czyli jak uciec od rzeczywistości w niezwykły świat bohaterów. Bardzo polubiłam tytułowego bohatera, czyli pana Tomasza – nietuzinkowego kustosza, który był właścicielem amfibii (sic!). Oprócz tego miał detektywistyczną smykałkę, był bardzo uczciwy, kulturalny i zawsze zależało mu na prawdzie. Polski Indiana Jones wypisz wymaluj. Na tyle polubiłam pana Tomasza, że w gimnazjum napisałam kontynuację jego przygód w formie opowiadania – takie mieliśmy zadanie na języku polskim. I tym oto sposobem pan Tomasz jako niezwykle mądry mężczyzna, ale i przedstawiciel cnót moralnych – jakkolwiek to brzmi – do dziś jest zapisany w moim sercu.


 Patrycja Słodownik:

Bajarka opowiada. Zbiór baśni z całego świata Maria Niklewiczowa 

Bajarka opowiada to zdecydowanie książka mojego dzieciństwa, w której można znaleźć baśnie pochodzące z wielu odległych krain. Znajdują się w niej opowiadania m.in. z Turcji, Rumunii, Rosji, Skandynawii czy Japonii. Co ciekawe, każda z nich jest oznaczona także stopniem trudności odnoszącym się do zrozumienia prezentowanych treści. Pozwala to Rodzicom z łatwością dopasować bajkę do wieku i zdolności poznawczych dziecka.
Uwielbiałam jako mała dziewczynka słuchać, a potem sama czytać o odległych krainach, dzielnych księżniczkach, mądrych wezyrach, pomysłowych smokach czy też walecznych zwierzętach. Często utożsamiałam się z postaciami, o których czytałam. Dodatkowo uczyłam się dzięki nim świata, ludzkich zachowań, podejmowania decyzji, odwagi. Każda historia przenosiła mnie do innej magicznej i niezwykłej rzeczywistości, w której było tyle niezwykłych miejsc do odkrycia, że śmiało mogę powiedzieć, że dzięki nim odbywałam swoje pierwsze podróże. Ulubione baśnie: O dobrym przewoźniku i dwóch siostrach rusałkach, Cztery szklane paciorki, Lilia wodna, Kopciuszek Barani kożuszek
Na uwagę zasługują także przepiękne ilustracje wykonane przez Marię Orłowską-Gabryś, które zdecydowanie ułatwiały odbiór tych cudownych opowieści.
Jeżeli nie znacie tej pozycji, koniecznie musicie to nadrobić ;).

Mały Książę   Antoine’a de Saint-Exupéry

Książka, którą poznałam w dzieciństwie, do której wracam od czasu do czasu w dorosłym życiu. Na początku mojej przygody z tą pozycją widziałam tylko małego chłopca, który podróżując po różnych planetach, poznaje coraz to nowe, ciekawe postaci, a i tak na końcu wraca do kapryśnej Róży. Pilot w tamtym czasie był dla mnie jedynie biernych słuchaczem, którego znaczenie poznałam w dorosłym życiu. Mały Książę wówczas jawił mi się jako książka przygodowa :).
W miarę upływu czasu zaczęłam dostrzegać jej drugie dno ;) naukę odpowiedzialności za drugą istotę, walkę ze swoimi słabościami, różne oblicza miłości, wrażliwości czy też powolne poznawanie samego siebie.
Autor w piękny sposób pokazuje różnice w odbiorze świata przez dzieci i dorosłych. Podkreśla fakt, że podczas dojrzewania tracimy zdolność do czystej radości, wiary w dobro czy abstrakcyjnego myślenia. Każdy z nas zna to z autopsji. Tylko od nas zależy, w jaki sposób będziemy postrzegać otaczającą nas rzeczywistość.
Mały Książę jest dla mnie dziełem ponadczasowym, które czytane kilkukrotnie zawsze odkrywa przede mną nowe treści, a niektóre cytaty każdy z Czytelników zna chyba na pamięć ;) Dobrze się widzi tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu; Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś; Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.

Nowe niezwykłe historyjki o zwierzętach praca zbiorowa

Niezwykła gratka dla najmłodszych Czytelników, dla których walory rysunkowe też mają ogromne znaczenie ;). Jedna z pierwszych lektur, z której pamiętam przede wszystkim piękne rysunki przedstawiające głównych bohaterów m.in.: pieska Puszka, bociana Macieja, Kotka, Kosmatka, Wąsatkę i Kitkę, myszkę Drapkę.
Każda króciutka historyjka w cudowny sposób pozwala Dziecku identyfikować się z puchatymi, słodkimi zwierzątkami, które czasami są kapryśne, złe, roztargnione, wesołe czy smutne. Bywają też takie postaci, które nie słuchają rodziców, przez co niestety wpadają w tarapaty. Pomoc Przyjaciół, Rodziny w takich momentach uczy młodych Czytelników, że z każdej opresji można wyjść i się dzięki niej czegoś nauczyć :).
Jest to cudowny sposób nauki poprzez zabawę wspólne czytanie z dziećmi rozwija niesamowicie wyobraźnię i oczywiście miłość do książek :).


 Martyna Michalska:

Książki stanowiły ogromną część mojego dzieciństwa i nie jestem w stanie wskazać akurat trzech lektur z tego okresu, które były dla mnie szczególnie istotne. Dlatego też chciałabym wymienić nie tylko książki, ale również inne dzieła popkultury, które były dla mnie ważne, które jako dziecko uwielbiałam i które do tej pory darzę sporym sentymentem.

Kayah i Bregovic Kayah, Goran Bregovic

Pod koniec lat 90. i na początku lat 2000 w Polsce zapanowała dziwna moda na przaśny pop folk. Kapele takie jak Brathanki czy Golec uOrkiestra zdobywały rzesze fanów nawet wśród osób, którym do tej pory z folkiem nie było po drodze. Pewnie dlatego, że ów gatunek mieszany był wówczas z solidną dawką popowych brzmień, czyniąc go bardziej przystępnym słuchaczom. Zupełnie inaczej rzecz się miała w przypadku płyty, o której piszę. Mimo że garściami czerpie z bałkańskiego folku, przaśności w niej nie ma ani grama, a i tak sprzedała się w ponad 700 tysiącach egzemplarzy, zapisując się wielkimi literami w muzycznej historii Polski. Już jako dzieciak wszystkie teksty znałam na pamięć, nie do końca je rozumiejąc. Podśpiewywałam Caje Sukarije, tańczyłam przy utworze Prawy do lewego i, po prostu, dobrze się bawiłam, słuchając kasety, raz po raz przewijanej i puszczanej od nowa. Jednak ta płyta nie została tylko w dziecięcym okresie mojego życia. Od momentu wydania nie ma roku, żebym jej nie przesłuchała przynajmniej kilka razy, oczywiście już z zupełnie innym odbiorem. Doceniam adaptacje muzyczne znanych bałkańskich melodii, niesamowite teksty napisane przez Kayah i muzykę skomponowaną przez orkiestrę Bregovica (swoją drogą nie tylko – swoje palce w jej powstaniu maczali obecni muzycy zespołu Zakopower). To dla mnie najważniejsze i robiące na mnie nieskończenie ogromne wrażenie dzieło muzyczne, które, jestem pewna, zostanie ze mną do końca mojego życia.

Seria książek o Ani z Zielonego Wzgórza – Lucy Maud Montgomery

Nie pamiętam już, kiedy mama pierwszy raz przeczytała mi książkę o Ani, ale pamiętam, że od tej pory przeczytanie choćby fragmentu książki przed snem było obowiązkowe. Od razu polubiłam tę rudowłosą dziewczynkę, żądną przygód i miłości, o nieskończonej wyobraźni. Sama wyobrażałam sobie pełne łąk i kwiatów okolice Avonlea i marzyłam, żeby choć na chwilę się tam przenieść. Ania stała się dla mnie małą bohaterką, często tak bliską, bo popełniającą mnóstwo gaf, ale przepełnioną zachwytem dla całego świata, szacunkiem do drugiego człowieka i marzeniami, pomimo trudów, których nie szczędziło jej życie. Po latach Ania wróciła do mojego życia za sprawą serialu, dzięki czemu na nowo przypomniałam sobie te chwile z dzieciństwa, kiedy z wypiekami na buzi zapoznawałam się z kolejnymi przygodami rudowłosej mieszkanki Zielonego Wzgórza. Z pewnością jest to książka, która obecnie również jest w stanie porwać dziecięce serca, a to za sprawą uniwersalnych i pięknych wartości, o których już wcześniej pisałam, i przygód, które śledziło się z ogromną ciekawością.

Rayman 2: The Great Escape – studio Ubisoft

Czy ktoś jeszcze pamięta tego sympatycznego stworka? Ja jak najbardziej, wszak w dzieciństwie przegrałam wiele godzin, próbując pomóc mu uratować swoją przyjaciółkę Ly, przedzierając się przez kolejnych popleczników Brzytwobrodego i zbierając przy okazji żółte kuleczki zwane lumsami. Małą mnie zachwycała rewelacyjna grafika gry i niesamowita grywalność tej platformówki, która przyciągała do komputera na długie godziny. Jakiś czas temu próbowałam wrócić do tych wspomnień, na nowo zagłębiając się w grę. I, niestety, nie da się ukryć, że gra się bardzo zestarzała i choćby grafika w obecnych czasach pozostawia wiele do życzenia, jednak te kilkanaście lat temu to było naprawdę coś. Po Raymanie były też inne gry, które zajmowały gros mojego czasu – kultowe Heros 3, Warcraft 3: Frozen Throne, Settlersi, Simsy czy Kapitan Pazur, jednak to właśnie Rayman jako pierwszy spowodował, że zainteresowałam się tym rodzajem rozrywki. I nie miałabym nic przeciwko temu, aby Ubisoft (lub jakiekolwiek inne studio) odświeżył ten tytuł, zapewniając znowu godziny niesamowicie wciągającej zabawy.

Write a Review

Opublikowane przez

Wiktoria Ziegler

Zastanawia się, pyta, poszukuje sensu.

Patrycja Słodownik

Uwielbia spędzać czas na czytaniu książek z gatunku: thriller, horror, kryminał. Kocha mocne wrażenia, intrygi, tajemnice oraz niejednoznaczne postaci. Nie pogardzi książkami o rozwoju osobistym, w myśl zasady, że człowiek uczy się o sobie przez całe życie. Wolny czas spędza także w kinie i teatrze. Nie lubi nudy, więc stara się wycisnąć życie jak cytrynę!

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *