Trzy po Trzy #28 – Na te pocałunki czekaliśmy

Dziś Walentynki, Święto Zakochanych, a dla niektórych po prostu zwykły dzień w roku (i nie mamy na myśli tylko singli). Z tej okazji postanowiliśmy wskrzesić dogorywający ostatnio na naszym portalu cykl Trzy po Trzy i opowiedzieć Wam o najbardziej wyczekiwanych przez nas pocałunkach w popkulturze. Założymy się, że kiedy tylko pada ten temat, przychodzi Wam do głowy chociaż jeden taki całus – czy to filmowy, czy to serialowy, czy też książkowy – na który fani czekali bardziej niż sami nawet zainteresowani. A kiedy rozmawiać o pocałunkach, jak nie właśnie dzisiaj, 14 lutego? Nie dość, że dzień mamy, jaki mamy, to jeszcze zimową temperaturę warto podkręcić i przypomnieć sobie te sceny, kiedy zarówno bohaterom, jak i widzom zrobiło się gorąco… albo po prostu ciepło na sercu. Ania, Karolina i Sylwia przedstawiają po trzy tytuły, a więc i trzy pary, których pocałunków nie mogliśmy się doczekać. Na niektóre czekaliśmy bardzo długo, inne przyszły nieco szybciej. Wszystkie jednak wzbudziły emocje i wynagrodziły czekanie. 

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Scarlett i Rhett

Przeminęło z wiatrem

O relacji wybuchowej Scarlett O’Hary i aroganckiego Rhetta Butlera rozpisywano się już od premiery książki Margaret Mitchell w 1936 roku. Ekranizacja, która ma już ponad osiemdziesiąt lat (1939), również budziła emocje – wszak to tym pocałunkiem uwiecznionym na plakacie wabiono widzów do kin. Każdy chciał zobaczyć posępnego Clarka Gable’a całującego śliczną Vivien Leigh. No bo kto by nie chciał? Pocałunki na dużym ekranie wzbudzały wówczas niemałą sensację, często bywały zakazane, więc ten zakazany owoc zawsze smakował najlepiej. I tak widzowie w kinach kiedyś, a także ci oglądający już być może dziesiąty raz Przeminęło z wiatrem, czekali na ten moment, kiedy to Rhett chwyta mocno Scarlett, wyznając jej z uporem, że chce ją pocałować tak, jak nikt inny wcześniej i być może nikt inny później. Mówi: Powinnaś być całowana – często i przez kogoś, kto wie, jak. Ta scena aż iskrzy, ma w sobie jakąś moc i być może jest jedną z najlepszych takich scen w ogóle. Być może Scarlett nie kochała Rhetta tak, jak Rhett kochał Scarlett, ale ich romans uchodzi za najbardziej zapadający w pamięć w historii kina, a ich pocałunek za jeden z tych, na które się czeka.

Rachel i Ross

Przyjaciele

Kulminacja zdarzeń, która doprowadziła do pierwszego pocałunku serialowych Rachel i Rossa jest przezabawna i pełna gagów, ale także wystawiła cierpliwość widzów Przyjaciół na dużą próbę. Ta serialowa para od samego początku mocno się przyciągała i widzowie kibicowali Rossowi Gellerowi, który kochał Rachel Green od czasów jej szkoły średniej. Kiedy więc pojawiła się ona w Central Perk ubrana w suknię ślubną i oznajmiła, że uciekła sprzed ołtarza, stało się jasne, że w Rossie odżyją uczucia. Był to dopiero pierwszy odcinek serialu, jednak zanim doszło do romantycznych uniesień i kulminacyjnej sceny, minął cały sezon i spory kawałek kolejnego, a scenarzyści dwoili się i troili, aby pogmatwać budzącą się romantyczną relację dwójki bohaterów. Ale o to przecież chodziło! Zbulwersowani fani Przyjaciół nie dowierzali, kiedy pojawiła się postać Julie i mocno namieszała w życiu uczuciowym Rossa. W odcinku siódmym sezonu drugiego – Ten, w którym Ross się dowiaduje – przecieramy oczy ze zdumienia, śmiejemy się i wzruszamy, kiedy Rachel nagrywa się Rossowi i przyznaje do uczuć, które dla niego ma. Rachel zapomina o wiadomości i następnego dnia odsłuchuje ją w towarzystwie… Rossa. To jedne z najśmieszniejszych momentów Przyjaciół, ale także pełne napięcia dla zbudowanej miłosnej relacji tych uwielbianych przez wielu bohaterów. I sama już scena pocałunku tych dwojga w zamkniętej już kawiarni przeszła do historii serialowych pocałunków, jak jedna z najbardziej emocjonujących i wzruszających.

Hermiona i Ron

Harry Potter i Insygnia Śmierci

Ron Weasley i Hermiona Granger to bohaterowie, którzy są z niektórym z nas niemal od dziecka. Poznaliśmy ich w pierwszej odsłonie przygód Harry’ego Pottera – Harry Potter I kamień filozoficzny. Jednak byli wtedy jedenastoletnimi dziećmi, które przybyły do Hogwartu, pobierać magiczne nauki i szkolić się na przyszłych czarodziejów. Ich relacje w siedmiu tomach odsłon o Potterze ewoluowały od dziecięcego zakolegowania po nastoletnią miłość, ale po drodze także mieli wiele wzlotów i upadków. Pamiętam też, że obstawiałam mimo wszystko, że to Harry będzie chłopakiem Hermiony, a nie poczciwy rudy Weasley, ale to autor ma ostatnie zdanie i Rowling rozegrała to inaczej, niż większość fanów by sobie tego życzyła. Jak już dowiedzieliśmy się, że Harry zakochał się w Ginny Weasley, zaczęliśmy obstawiać, czy Ron faktycznie będzie z Hermioną. Długo się na to nie zapowiadało, bohaterowie mieli po drodze wiele sprzeczek, przykrych sytuacji, wypominania sobie nawzajem innych relacji. Oj, długo im było ze sobą nie po drodze. W ostateczności pocałunek bohaterów, którzy przekonali się nawzajem o swoim uczuciu, inaczej wyglądał w książce, a inaczej w filmie – Harry Potter i Insygnia Śmierci cz.2. Różnic jest dość dużo, a wersja książkowa podoba mi się bardziej, więc skupię się na niej. Ron i Hermiona spotykają się w kuchni skrzatów i po prostu się całują, bez zbędnego dramatyzmu, po prostu do tego dojrzeli, a bohaterowie chcą sobie wybaczyć. W melodramatycznej scenie filmowej jest zbyt dużo niekonsekwencji i „ta miłość” Hermiony i Rona wypadła mi jakoś sztucznie.

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Ania i Gilbert

Ania, nie Anna

Po pierwsze długo czekałam na taką ekranizację Ani z Zielonego Wzgórza (lub, idąc w ślad za najnowszym tłumaczeniem: Anne z Zielonych szczytów), która nie tyle nawet mi się spodoba, ile mnie od siebie nie odepchnie. Natomiast Ania, nie Anna to serial, w którym się zakochałam, zrealizowany moim zdaniem perfekcyjnie, choć tak mocno momentami różniący się od ukochanej książki. Co do samego pocałunku natomiast…Niby człowiek wiedział, czego oczekiwać, a jednak nie do końca. Niby wiedział, że tych dwoje, wedle literackiego pierwowzoru, musi w końcu się pocałować, ale jednak nie wiedzieliśmy, kiedy i jak to nastąpi, poza tym zostaliśmy pozbawieni tej stuprocentowej pewności pochodzącej z książek, bo jednak scenarzyści Ani, nie Anny momentami dość mocno odbiegają od twórczości Lucy Maud Montgomery. To wydarzenie poprzedzone zostało niemal wszystkimi etapami, przez jakie może przechodzić relacja dwojga ludzi. Przecież mieliśmy tu najpierw zaciekawienie, potem nienawiść (co prawda dziecięcą, ale jednak), szacunek, przyjaźń, a w końcu miłość. Na ich pocałunek musieliśmy czekać do samego końca serialu. DO SAMEGO KOŃCA. Czyli do ostatniego odcinka trzeciego sezonu. Istna katorga! Ania Shirley i Gilbert Blythe to jedni z moich ulubionych bohaterów, jedna z moich ukochanych par. Czekałam więc na ten ich pocałunek w zupełnej nowej odsłonie jak na szpilkach. Ale kiedy wreszcie się doczekałam, satysfakcja była taka, jak powinna być. Zwłaszcza że, mimo iż serial się skończył, ja widziałam przed nimi te wszystkie szczęśliwe chwile. No i sama scena pocałunku. Jak na tak młodych ludzi zrealizowana perfekcyjnie – bez nadęcia, bez nadmiernej poetyckości. W punkt, po prostu w punkt.

Pam i Jim

The Office

Myślę, że ten pocałunek, a raczej oczekiwanie na niego, osiągnęło ten sam stopień zniecierpliwienia i wręcz troski widzów, co wspomniane przyciąganie Rachel i Rossa. U Pam i Jima z The Office sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, bo przecież Pam od początku serialu miała narzeczonego, z którym wydawała się („wydawała się” – to dobre sformułowanie) szczęśliwa. Jednak chemia między nią a Jimem, biurowym kawalarzem, który swój czas w pracy dzielił pomiędzy niewinne flirty z Pam a robienie kawałów Dwightowi, była tak silna, że widz odpalał każdy kolejny odcinek z niezmąconym niczym przekonaniem, że to w końcu nastąpi. Zresztą nic w tym dziwnego, bo te dwie postaci wydawały się też z całego serialu najbardziej sympatyczne i po prostu stworzone dla siebie. Patrzenie na to, jak Jim bez słowa znosi czułości między obiektem swoich uczuć a niejakim Royem, było męczarnią zarówno dla niego, jak i dla nas. Kiedy zatem ów pocałunek w końcu doszedł do skutku, w dwudziestym drugim odcinku drugiego sezonu, musiało być emocjonująco. I było, z całą pewnością, tym bardziej że w przeciwieństwie do Rossa i Rachel nie był on początkiem ich wspólnej przyszłości. Ten ich pierwszy pocałunek z początku miał być jednocześnie gorzkim pożegnaniem ich niedoszłej wspólnej przyszłości. Mina Jima, przypominająca minę pozostawionego na deszczu szczeniaka, była naprawdę druzgocąca. To nieprawdopodobne, że jakieś relacje wykreowane na potrzeby serialu czy filmu potrafią w nas wzbudzić tak autentyczne emocje. Ten odcinek i ta scena były długo wyczekiwane przez fanów, bardzo, bardzo długo. Ale twórcy serialu to prawdziwe kreatury i tuż po nim, na zejście się ukochanych bohaterów, kazali czekać kolejnych wiele, wiele odcinków, stawiając między nimi, po tym pierwszy pocałunku, jeszcze wyższy mur. No potwory! Potwory.

PS Oczywiście można się spierać i upierać, że pierwszym pocałunkiem był ten, kiedy zamroczona alkoholem Pam obdarzyła Jima buziakiem podczas rozdania nagród Dundies, ale szanujmy się – nie o taki pocałunek walczyliśmy.

Daphne i Simon

Bridgertonowie

Przyznaję, że Bridgertonowe to takie moje guilty pleasure, i choć z początku miałam jako o ostatnim, napisać o pocałunku Wade’a i Zoe z serialu Hart of Dixie, wybrałam jednak właśnie Daphne i Simona. Powodów jest kilka, ale wśród nich także ten prozaiczny, bo po prostu Hart of Dixie widziałam wieki temu, serial ten nie jest dostępny na żadnej platformie streamingowej (a wielka szkoda, chętnie wróciłabym do Bluebell kolejny raz!), a historia tych dwojga była skomplikowana i nie chodziłoby mi o pierwszy ich pocałunek, a o ten w pełni świadomy uczuciowo, natomiast pamięć mnie zawodzi i musiałabym ten tekst poprzedzić seansem przynajmniej całego pierwszego sezonu. Padło więc na Daphne i Simona, co wydaje się wyborem przede wszystkim aktualniejszym. W hicie Netlixa, który swego czasu królował na pierwszym miejscu oglądalności, dwie główne postaci, Daphne i Simon, przypominają nieco inną znaną parę – Elizabeth Bennett i pana Darcy’ego z Dumy i uprzedzenia. Na początku wrogo do siebie nastawieni, w czasach, kiedy subtelny pocałunek budził publiczne zgorszenie… Aktorom świetnie udało się zagrać napięcie, przyciąganie i pragnienie. Ich pierwszy pocałunek, który ma miejsce w czwartym odcinku, być może następuje całkiem szybko w porównaniu z poprzednimi wymienionymi, ale oczekiwanie i wspomniane już napięcie zostały podkręcone do maksimum. W dodatku sam pocałunek szybko zaczyna być dość intensywny i ujawnia żądzę dwojga bohaterów. Myślę, że usatysfakcjonował wszystkich, którzy nie mogli się go doczekać. A wiem, że takich widzów było sporo.

Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się sztuką, ze szczególnym naciskiem na film. Stoi na czele Koła Naukowego Krytyki Teatralnej i Filmowej UW. Miłośniczka długich, inspirujących rozmów oraz nocnych podróży samochodem pustymi ulicami miast. W wolnym czasie jeździ na rolkach, gotuje i podróżuje.

Joanna Chyłka i Kordian Oryński

Chyłka

Na pierwszy pocałunek tej pary czytelnicy musieli czekać prawie dwa lata. Remigiusz Mróz bez skrupułów trzymał w niepewności fanów Chyłki i Kordiana, stopniowo podsycając emocje. Do pierwszego pocałunku pomiędzy nieposkromioną prawniczką i jej aplikantem dochodzi dopiero w piątym tomie – Inwigilacji. Autor serii o Joannie Chyłce latami grał na emocjach swoich czytelników. Uczucie pomiędzy wspomnianą parą rodzi się już w pierwszym tomie – prawnicy wielokrotnie udowadniają, że zależy im na sobie nawzajem, a chemia między nimi wyczuwalna jest z daleka. Mróz często doprowadza do sytuacji, gdy bohaterów niewiele dzieli od pocałunku, jednak napięcie znika równie szybko, jak się pojawia. Dlatego scena, podczas której dochodzi do pierwszego zbliżenia pomiędzy Joanną i Kordianem, jest ogromnym zaskoczeniem. I choć nie był to romantyczny pocałunek, bo doszło do niego podczas kłótni, z pewnością jest spełnieniem marzeń wszystkich fanów tej osobliwej pary.

Jo Wilson i Alex Karev

Grey’s Anatomy

Grey’s Anatomy było wiele romansów, ale moim ulubionym (oczywiście obok Dereka i Meredith) jest związek Alexa Kareva i Jo Wilson. Wszystko zaczęło się, gdy Jo – stażystka w Grey Sloan – zaczęła flirtować z Alexem, aby ten pozwolił jej asystować przy operacjach. Początki ich relacji były skomplikowane i czysto formalne. Jednak wspólnie spędzone chwile na oddziale pediatrii i traumatyczne przeżycia z przeszłości sprawiły, że pomiędzy tą dwójką zaczęło rodzić się uczucie. Najpierw oboje trzymali się na dystans, ze strachu przed kolejnym rozczarowaniem miłosnym. Ostatecznie Alex wyznaje Jo miłość — w odpowiedzi dostając namiętny pocałunek od ukochanej. Scena pierwszego zbliżenia pomiędzy tą parą została przedstawiona w bardzo romantyczny sposób. Za oknem szalał sztorm, nastrój był mroczny i intrygujący, a w tle słychać było All of me w wykonaniu Johna Legenda. To scena, na którą z pewnością czekała większość fanów Grey’s Anatomy.

Heloise i Marianne

Portret kobiety w ogniu

Film Celine Sciammy to niesamowita opowieść o miłości i relacji pomiędzy dwiema kobietami. Marianne – XVIII-wieczna portrecistka przybywa do francuskiej Bretanii, aby namalować portret Heloise, która w niedalekiej przyszłości ma zostać wydana za mąż. Między kobietami rodzi się więź. Nie jest to gwałtowne uczucie, pełne żaru i uniesień. Żar pożądania pomiędzy kobietami rodzi się delikatnie, poprzez drobne gesty, wzajemne spojrzenia czy przyspieszony oddech. Romantyczne wyobrażenia przysłaniają okrutną rzeczywistość — ich uczucie może trwać tylko kilka dni. Reżyserka nakręciła film w bardzo subtelny i delikatny sposób, sprawiając, że widz odbywa uczuciową podróż wraz z bohaterkami i wraz z nimi odczuwa emocje. Długie wymiany spojrzeń, prawie niewidoczne uniesienia kącików ust czy gesty wykonywane dłońmi sprawiają, że widzowie z niecierpliwością oczekują pierwszego pocałunku Marianne i Heloise. Emocjom podczas pierwszego zbliżenia towarzyszy odrobina tajemnicy, co wyzwala jeszcze większe emocje w odbiorcach. Pierwszy pocałunek wykreowany przez Celine Sciammę zapada w pamięć i sprawia, że odbiorcy stają się głodni uczuć pomiędzy głównymi bohaterkami.

Fot.: Netflix, ABC, Gutek Film

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Karolina Krawczuk

Studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się sztuką, ze szczególnym naciskiem na film. Stoi na czele Koła Naukowego Krytyki Teatralnej i Filmowej UW. Miłośniczka długich, inspirujących rozmów oraz nocnych podróży samochodem pustymi ulicami miast. W wolnym czasie jeździ na rolkach, gotuje i podróżuje.

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *