kultowe książki

Trzy po trzy #8: Kultowe książki, których fenomenu nie rozumiemy

W ósmej odsłonie cyklu Trzy po trzy postanowiliśmy odejść od tematów z pozytywnym wydźwiękiem. Nowy rok zaczniemy od kręcenia nosem, marudzenia i wytykania wad w dziewięciu powieściach, które sprzedały się w setkach tysięcy egzemplarzy i ogólnie są uznawane za kultowe, świetne, rewelacyjne, a my – choć staraliśmy się z całych sił – najzwyczajniej w świecie nie jesteśmy w stanie zrozumieć ich fenomenu. Niektóre z podanych tu tytułów Was zaskoczą, jeszcze inne wręcz zaszokują, ale wydaje nam się, że znajdą się też takie wybory, którym przytakniecie ze zrozumieniem. Jest wielce prawdopodobne, że będziecie również zdziwieni, że zabrakło w niniejszym zestawieniu takich “hitów” jak 50 Twarzy Greya czy Zmierzch. Stwierdziliśmy jednak, że postawimy na nieoczywiste wybory. Jesteśmy oczywiście niezmiernie ciekawi również, fenomenu których powieści Wy nie jesteście w stanie zrozumieć. A tymczasem zapraszamy do lektury.


Patryk Wolski:

bastionStephen King – Bastion

King napisał książek od groma i oczywistym jest, że z tak dużym zasobem trudno sprawić, aby wszyscy fani byli ze sobą zgodni – zwykle mówi się o kilku najlepszych książkach, aby wśród bardziej zagorzałych kingowców nie wywołać pierwszych objawów wścieklizny. Bastion jest jedną z tych pozycji, którą wymienia się jednym tchem wśród najlepszych powieści Stephena Kinga. I wtedy szlag mnie trafia, bo nie jestem w stanie w żaden sposób zaakceptować takiego wyboru. Rozumiem, że w zamyśle autora ta książka miała być monumentalną powieścią postapokaliptyczną, w której odwieczna walka dobra ze złem, czarnego charakteru i garstki porządnych ludzi, znów będzie miała miejsce, a czytelnik z emocji nie będzie mógł usiedzieć na miejscu. Oddać Bastionowi muszę to, że zaczyna się wybornie: początek książki (Kapitan Trips) to wyśmienita lektura, niestety sprowadzająca na totalne manowce i wodolejstwo. W pewnym momencie od nawału postaci i ich durnych problemów mieni się w oczach, a kulminacja jest dla mnie tylko dowodem na to, że King po prostu przeholował. Ba, w Pamiętniku rzemieślnika autor sam przyznał, że podczas pisania Bastionu utknął w miejscu i nie miał pomysłu na popchnięcie akcji do przodu – i niestety to w powieści również widać, ponieważ od tej chwili robi się w niej coraz dziwaczniej, aż dochodzimy do jednego z najbardziej kontrowersyjnych zakończeń w kingowej bibliografii. Pocieszam się świadomością, że są fani Stephena Kinga, którzy podzielają mój pogląd na temat tej książki; nie zmienia to jednak faktu że wciąż się dziwię, iż ta książka jest tak bardzo wychwalana.

miecz shannaryTerry Brooks – Miecz Shannary

Będzie fajnie, mówili. Fantasy z najwyższej półki, przekonywali. Król Tolkien uchyliłby kapelusza z szacunki, zapewniali. A juści! Jeśli miałbym wskazać tytuł, który ze wszystkich stron obwieszczany jest klasyką gatunku i od napisów „bestseller” przegrzewa się Windows, a tak naprawdę okazuje się być żałosnym chwytem działu PR, to właśnie Miecz Shannary powinien dostać oślizgły laur zwycięstwa. Po tej książce naprawdę straciłem wiarę w gatunek fantasy i przez ładnych kilka miesięcy miałem obawy przed sięgnięciem po jakikolwiek tytuł z tej półki. Jeśli jesteście fanami twórcy Władcy pierścieni, możecie bardzo szybko znienawidzić Terry’ego Brooksa za jego literacką kleptomanię. Jego flagowa powieść, która obrosła w ogromną bibliografię, to istna kalka dzieł Tolkiena i już od premiery niejedna osoba zarzucała mu plagiat. Opowieść o sierocie-wybrańcu, który jako jedyny może zdobyć artefakt i zniszczyć zagrażające światu Zło, wybierając się w Długą i Niebezpieczną Wędrówkę, to historia nie tyle naiwna, co po prostu nudna. Brooks nie potrafił mnie zauroczyć, zaciekawić i wciągnąć do własnego, ubogo wykreowanego świata, jego bohaterowie to jakieś nieporozumienie, a wielki finał przywitałem z radością – wreszcie koniec! Prędzej mi ręce, nogi i wrażliwe narządy uschną, niż sięgnę po kolejny tom.

kroniikiAndrzej Pilipiuk – Kroniki Jakuba Wędrowycza

Znacie to uczucie, kiedy poznajecie nową osobę, miło Wam się rozmawia, łapiecie ze sobą dobry kontakt, po czym on(a) mówi, że jest fanem Justina Biebera? Podobnie się czuję, gdy ktoś zaczyna mnie przekonywać, że Andrzej Pilipiuk jest w dechę pisarzem, a seria o Jakubie Wędrowyczu to czysta rozkosz i przezabawna lektura*. Gdy nie jestem na tyle leniwy, aby udać się na jakiś konwent, zawsze dziwię się, że ten autor wypełnia za każdym razem sale po brzegi. Tłumy, rzesza wręcz ludzi siada nawet na schodach, aby posłuchać Pilipiuka. Może i jego poboczne twory byłyby bardziej znośne, może leżący na półce zbiór opowiadań okazałby się lepszym wyborem, ale przemóc się nie mogę – jego literackiego fenomenu ni w ząb pojąć nie mogę. To, że on sam prześmiewczo nazywa siebie grafomanem nie pozwala mi przymknąć oka na to, że Kroniki Jakuba Wędrowycza były po prostu fatalne. Jakby to powiedział Komisarz Ryba: moja żona miała na drugie: pomyłka. Pomyliłem się, myśląc, że się pośmieję przy lekturze bestsellerowego pisarza fantasy, bo jego humor jest rynsztokowy i do bólu prosty, tak samo jak główny bohater. Stary pijak i bimbrownik, który jednocześnie jest najlepszym egzorcystą, ghostbusterem i zabójcą wszystkiego, co nadnaturalne? Ani trochę tego nie kupuję, książka już dawno wyleciała z mojej półki i nie sądzę, abym kiedykolwiek dał jeszcze szansę Pilipiukowi – dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.

*Kiedyś zresztą zdarzyła mi się sytuacja, że siedziałem z kumplem w barze, a obok nas umościła się urokliwa niewiasta, która w pewnym momencie usłyszała naszą wymianę zdań o polskiej fantastyce, a gdy w końcu rzuciłem się na Andrzeja Pilipiuka i jego Wędrowycza, kobiecina nie wytrzymała i rzuciła, że Wędrowycz jest fajny, że niesłusznie się czepiam. Po krótkiej dyskusji dziewczę przyznało mi rację, że humor jest prostacki, opowiastki nijakie, mimo to wciąż twierdziła, że Wędrowycz jest fajny. Mogę tylko pogratulować Andrzejowi Pilipiukowi wiernych fanów :).


Magdalena Kurek:

buszujący w zbożuJ.D Salinger – Buszujący w zbożu   

Tak tak, wiem co teraz myślicie. Jak na tej liście mógł znaleźć się Buszujący! To jakieś nieporozumienie! Przecież to najważniejsza powieść anglojęzyczna! Przetłumaczona na większość języków nowożytnych! Manifest młodzieżowy! No dobrze, ale przyznajcie się tak szczerze, kiedy ostatni raz ją czytaliście? Jestem pewna, że jako nastolatkowie i później już do niej nie wracaliście, prawda? Otóż j,a będąc latem w domu rodzinnym, postanowiłam ją „odkurzyć”. I niestety pierwotna, młodzieńcza euforia minęła… Od samego początku trudno mi było przebić się przez męczącą narrację. Irytowało mnie zachowanie Holdena, który wszystkich wokół uważa za głupszych od siebie, nieustannie ich ocenia i narzuca swój punkt widzenia, który uważa za jedyny słuszny. Łatwo jest bowiem wytykać innym wady i przywary, trudniej jest spojrzeć na siebie. Męczyła mnie arogancja i wieczne niezadowolenie głównego bohatera, mimo iż  dotyka on istotnych problemów związanych z światem dorosłych takich jak hipokryzja czy konformizm. Drażniły mnie powtarzające się bardzo często zwroty typu: „słowo daję”, „nie żartuję”, „mówię poważnie”, „bez żartów”.  Bohater kreujący się na myślącego outsidera, z każdą stroną tracił w moich oczach.  Ponadto brakowało mi punktu zwrotnego. To, co wzbudzało głośną dyskusję kilkadziesiąt lat temu, dziś już nie wywołuje takich emocji. W obecnych czasach kontrowersji nie budzi już jakże wulgarny język (jak fuck, goddam) czy lekceważenie wartości moralnych, nawiązywanie do seksualności, jak również promocja alkoholu i papierosów. Holden Caulfield, nastolatek zbuntowany bez widocznego powodu, stał się inspiracją dla współczesnej popkultury oraz biblią dla psychopatów i szaleńców. Wszak  Mark David Chapman, zabójca Johna Lennona, w dniu zamachu miał przy sobie egzemplarz Buszującego w zbożu i traktował go jako własne zeznanie. Bez wątpienia łatwej polubić i zrozumieć tę postać będzie osobom młodym, ponieważ jej zachowania, myśli i odczucia charakteryzują okres młodzieńczego buntu, o którym książka właśnie opowiada, jak również o szukaniu swojej własnej drogi. Faktem jest, że najbardziej lubimy tych bohaterów, z którymi możemy się utożsamić. Myślę więc, że trzeba trafić na odpowiedni moment, aby ją czytać.

sekretRhonda Byrne – Sekret

Od pewnego czasu nasze społeczeństwo „lubuje” się w poradnikach – zwłaszcza psychologicznych i motywacyjnych. Szukamy w nich rad, jak mamy być szczęśliwsi, bardziej kreatywni, lepiej zorganizowani itd. Publikacja Sekret idealnie wpasowała się w trend ostatnich lat i stała się książkowym must have. Kupowano ją nie tylko dla siebie, ale również dla najbliższych. Cóż, również ja uległam modzie i postanowiłam poznać skrywaną dotąd tajemnicę. Przyznać trzeba, że wydawnictwo odrobiło lekcję z marketingu. Zawartość książki kreowana jest jako mistyczna, tajemnicza i lekko niedostępna. Zagadkowy tytuł, piękna, ozdobna okładka (pieczęć jak w starych księgach), wygodny format – oto, co widzimy na pierwszy rzut oka. Zawartość jednak rozczarowuje. Dostajemy do rąk książkę, którą można streścić w jednym zdaniu: myśl pozytywnie, a przyciągniesz to, co chcesz. Tytułowa tajemnica, to nic innego jak doskonale nam znana siła pozytywnego myślenia, choć przedstawiona w nowy, lekko baśniowy sposób. By sekret zadziałał, należy najpierw wyznaczyć sobie cel i bardzo intensywnie o nim myśleć, a wtedy spełnią się wszystkie nasze marzenia. Każdy z nas ma je inne: jedni wizualizują sobie nowe  mieszkanie, dobrą pracę, zdrowie, drugą połówkę, egzotyczną podróż itd. Czy samo przywoływanie rzeczy nam drogich i wytęsknionych wystarczy? Czy choroby możemy uleczyć samą siłą myśli? A może za jej pomocą jesteśmy w stanie zakończyć konflikty zbrojne? Mam spore obiekcje. Prawda jest taka, że samo myślenie nie wystarczy. Bo chyba każdy z nas wie, jak działa efekt placebo. A na podobnej zasadzie działa właśnie sekret przyciągania. Według mnie czytelnik nie poznaje żadnej tajemnicy, mimo iż autorka podpiera się znanymi nazwiskami takimi jak choćby Einstein czy Roosevelt, które mają jedynie uwiarygodnić historię i zadziałać jak magnes. I co tu dużo kryć, siła przyciągania (tym razem żądnych szczęścia ludzi) działa!! Z lekkim przerażeniem czytałam też niektóre jej fragmenty, jak choćby: Jedynym powodem, dla którego ludzie nie mają pieniędzy  jest to, że sami blokują ich napływ swoimi myślami czy Jeśli widzisz cos w swoim umyśle, wkrótce będziesz miał to w swoim ręku. Bez komentarza zostawię też modlitwy, które mamy kierować do wszechświata, brzmiące jak proza Paulo Coelho. Cóż, jedni kończą poradnik rozczarowani, a inni za jej pośrednictwem zmieniają swoje życie. Jedną rzecz należy Sekretowi przyznać: bez względu na to, czy wierzymy w jego cudowne działanie, czy nie, z pewnością dojdziemy do wniosku, że powinniśmy w życiu starać się myśleć optymistycznie.

masłowskaDorota Masłowska – Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną

Przyznam się od samego początku, że kompletnie nie rozumiem zachwytu nad twórczością tej pani, mimo że jej powieść obyczajowa była nominowana do paszportu Polityki i została laureatką nagrody publiczności Nike 2002. Kontrowersyjna, odważna i impertynencka – to najczęściej pojawiające się w recenzjach epitety. Młodziutka wówczas autorka została okrzyknięta odkryciem ostatnich lat. Z jednej strony jej proza stanowi pewne novum literackie, z drugiej nic sobą nie reprezentuje poza kpiną ze stereotypów, otwartością i rytmicznym, dosadnym językiem. Osobiście uważam, że mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią. A czytelnik musi uważać, by nie oszaleć. Chociażby z nagromadzenia artystycznie popsutej polszczyzny w monologu (niekończącym się zresztą) głównego bohatera, który czytając, aż chce się poprawić! Ale wówczas trzeba by było zredagować całą książkę, bo niestety ma się wrażenie wielkiego bełkotu, którego, myślę, nie tylko ja nie rozumiem. Narrator – 20-letni dresiarz zwany Silnym wypowiada się wprost karygodnie i niezrozumiale. Zdania wielokrotnie złożone, które z siebie „wypluwa” trzeba czytać kilka razy, by zrozumieć ich „sens”. Czytelnicy, bądźcie gotowi na swoistą mieszankę wybuchową: pomieszania seksu z miłością, miłości z nienawiścią, litości z seksem, seksem z amfetaminą (najważniejszą kobietą tej książki) itd. Czy prozę Doroty Masłowskiej można zaliczyć do dobrze wypromowanego produktu czy też fenomenu? W czym tkwi tajemnica jej sukcesu? Ciężko jednoznacznie stwierdzić. Jedno jest pewne, budzi skrajne emocje (od oburzenia, szoku, konsternacji, aż po nagłe i niezrozumiałe zainteresowanie oraz ciekawość) i nikogo nie pozostawia obojętnym. Osobiście oceniam książkę jako bardzo niskich lotów, zresztą jak i pozostałe publikacje autorki. Brakuje ciekawej treści, kunsztu i przesłania. Jej lektura nie dostarczyła mi ani przyjemności, ani satysfakcji, choć de gustibus non est disputandum. Pochwalić mogę jedynie za odwagę, absurd, cynizm i nihilizm. Choć napis UWAGA!CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ mógłby pojawić się na okładce.


Mateusz Cyra:

ojciec-chrzestny-b-iext24053920Mario Puzo – Ojciec Chrzestny

W tej chwili prawdopodobnie większość z Was puka się po głowie z niedowierzaniem. Jak to?! To przecież kultowa pozycja, przełomowe dzieło, dzięki któremu Puzo przebił się do świadomości czytelników na całym świecie, powstały obsypane nagrodami ekranizacje (które swoją drogą uważam za tylko przeciętne, mimo to stawiam je wyżej niż powieść), a ja wrzucam Ojca Chrzestnego w zestawienie, w dodatku stawiając je na pierwszym miejscu? Sęk w tym, że dla mnie to jest powieść słaba, nudna jak niedzielny rosół i jak widzę niebotycznie wysoką ocenę na najważniejszych portalach literackich, to nie mogę wyjść z podziwu. Powieść Puzo nie urzekła mnie w zasadzie niczym. Fabularnie nie było żadnego “łał”, perypetie rodziny Corleone w niczym mnie nie zainteresowały, a tytułowy Ojciec Chrzestny jest dla mnie postacią co najwyżej naszkicowaną. Puzo miał dobry pomysł wyjściowy, ale podczas lektury nie mogłem wyzbyć się przekonania, że gdzieś po drodze zmarnował potencjał. Zresztą – jeśli powiem, że najbardziej zajmujące były dla mnie wątki z podstarzałym, niespełnionym aktorem to uzyskacie pełny obraz. Dotychczas nigdy opowieść o mafii nie była dla mnie tak nudna, jak właśnie u Mario Puzo. Do tego ten przykry styl, który tak mnie męczył, że książka wpędziła mnie w kryzys czytelniczy. Przez całą lekturę nie opuszczało mnie wrażenie, że facet pisał to w ogromnym pośpiechu i na kolanie. Podsumowując: jeśli porównać Ojca chrzestnego do włoskiej kuchni – czułem się, jakbym dostał rozwodniony, kilkudniowy sos pomidorowy ze słoika z rozgotowanym, ciapowatym makaronem i imitacją sera. Jedna z najsłabszych książek w moim życiu. Puzo będę omijał najszerszym możliwym łukiem i chyba już pozostanę antyfanem na długie lata.


marsjanin ( wer
Andy Weir – Marsjanin

Kolejny “wielki” tytuł, który może i istnieje w świadomości mas od całkiem niedawna, ale zdążył wywołać niezły szum, zyskać rangę niekwestionowanego bestsellera, doczekał się ekranizacji (której nie miałem okazji oglądać, dlatego nie wypowiem się, jak wypada na tle dość słabej powieści). Właśnie od niezwykłej popularności Ojca Chrzestnego, licznych poleceń i zachwytów niemal z każdej strony, zacząłem uważać na wszelkie bestsellery, traktując je bardziej jak ciekawostkę, której warto od czasu do czasu się przyjrzeć, wybadać grunt, odczekać aż opadnie pierwsza fala bezkrytycznych “achów”, niż sięgać po nią i ponownie się naciąć. W przypadku Marsjanina coś mi mówiło, że ile bym nie czekał, to powieść i tak okaże się byle jaka, ale zwyciężyła ochota na survival na obcej planecie. I cóż mogę powiedzieć? Andy Weir z pewnością wiedział, co robi, o czym zresztą świadczy ilość sprzedanych egzemplarzy (a jest ich naprawdę sporo). Generalnie Marsjanin z pewnością miał i będzie miał swoich odbiorców, którym nie przeszkadzają fabularne durnoty, rozwiązania rodem z mokrego snu Michaela Baya oraz którzy tęsknią za latami świetności MacGyvera. Niestety poza warstwą rozrywkową (która mnie specjalnie nie bawiła) powieść Weira jest słabiutka. Począwszy od jej irytującej przewidywalności, na kompletnie niewiarygodnym głównym bohaterze kończąc. No i ten survival, którego tak naprawdę nie ma. Bo jak tu w ogóle przeżywać jakiekolwiek emocje, jeśli Mark Watney ich nie ma podczas niemal 18 miesięcy spędzonych na Marsie? Powtórzę się teraz, ale nie dość, że nie potrafimy się wczuć w kłopoty Marka, to jeszcze po jakimś czasie jego perypetie zwyczajnie zaczynają nużyć, a kibicować mu nie można, bo i tak z góry wiadomo, że żadna krzywda go nie spotka. Ja wiem, że Marsjanin to pozycja czysto rozrywkowa i nie ma się co doszukiwać poziomu Stanisława Lema, ale jeśli kogoś tak kiepsko skonstruowany główny bohater zadowala, to przeraża mnie niski próg wymagań czytelników.

jezdziec-miedziany-b-iext3219577Paullina Simons – Jeździec Miedziany

Kolejny tytuł, którego popularności nie potrafię zrozumieć. Zdaję sobie sprawę, że może paść argument, że to literatura kobieca i nie podoba mi się tylko dlatego, że jestem facetem. Tyle tylko, że jest sporo tytułów tego gatunku, które są świetne, czego o pierwszym tomie cyklu Jeździec miedziany powiedzieć nie można. Powieść Simons zawiera w sobie emocje, które głównie będą oddziaływać na panie, dla których największą pożywką są polskie seriale lub książki, w których roi się od głębokich uczuć spisanych w niezwykle banalny i przesłodzony sposób. I nie byłoby w tym pewnie nic złego, gdyby nie fakt, że autorka osadziła fabułę w Związku Radzieckim w czasach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Zastanawiacie się pewnie, co jest w tym takiego złego, przecież temat interesujący i raczej niezbyt eksploatowany w dostępnej nam literaturze. Otóż podstawowe problemy tkwią w słabym przygotowaniu autorki bądź w jej znikomej wiedzy na temat II Wojny Światowej oraz sytuacji w Rosji w latach 1941-1945. Cudownym uproszczeniem, które nie miałoby prawa istnieć, jest choćby fakt, że Aleksander pisząc listy do swojej ukochanej Tatiany, za nic ma obowiązującą cenzurę, władzę ZSRR oraz samego Stalina. Dziwnym trafem listy nie przechodzą przez wspomnianą cenzurę, a Aleksander ma się dobrze, mimo negatywnego stosunku do państwa, w którym przyszło mu żyć. Tego typu głupot było w Jeźdźcu miedzianym sporo (siejący postrach czołg, który zgodnie z historią powstał dopiero rok po opisywanych przez autorkę wydarzeniach czy jedwab, do którego dostęp miała Tatiana). Jednak najbardziej rzuca się w oczy znikająca obrączka Aleksandra, na co zwrócił uwagę nawet wydawca, dodając przypis w odpowiednim miejscu. Rażący błąd logiczny, który w ogóle nie powinien mieć miejsca. Do wad, które wymieniłem doliczyć należy niezbyt dobrą kreację głównej bohaterki, której zachowania są kompletnie niewiarygodne i irytujące oraz ponad sto stron, w których Paullina Simons popuściła wodze fantazji i opisuje jak Tatiana i Aleksander uprawiają seks. Jak dla mnie to propozycja dla wytrwałych i zdecydowanie przereklamowany tytuł i nijak pasuje mi do kategorii „kultowe książki”.

Fot.: Lampa i Iskra Boża, Albatros, Replika, Nowa Proza, Fabryka Słów, Świat Książki, Akurat

kultowe książki

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

4 Komentarze

  • Filmy z serii Ojciec Chrzestny kiepskie? Niespotykane kalumnie!

  • Kiepskie to faktycznie zbyt ostre słowo, aczkolwiek ilość błędów (niektóre naprawdę rażące) dyskwalifikuje w moim mniemaniu „Ojca chrzestnego” jako film tak dobry, jak jest ogólnie oceniany.

  • Patryk, w 100% podzielam Twoje zdanie na temat Wędrowycza ;).

  • Masłowska, Sekret i Buszujacy w zbożu- w punkt Magda Kurek! Podzielam zdanie. Z Marsjaninem i Paulina Simons także sie zgadzam,dobra robota.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *