pokora

Człowiek znikąd – Szczepan Twardoch – „Pokora” [recenzja]

Na tę książkę czekałam dosyć długo, a z czasem rosły moje oczekiwania wobec niej. Szczepan Twardoch w swojej najnowszej książce pt. Pokora zabiera nas nie tylko na Górny Śląsk – do swojej lokalnej ojczyzny, do Berlina kipiącego rewolucyjnymi okrzykami, ale przede wszystkim zabiera czytelnika do erupcji wspomnień głównego bohatera – Aloisa Pokory. Przecież większość akcji ma swoje miejsce w umyśle Aloisa, a umysł ten poprzez wspomnienia doprowadza nas do konkretnych wydarzeń, osób, miejsc i rozmów. Przed Państwem Alois Pokora – syn górnika, student filozofii w Breslau, buchalter, oficer odznaczony Krzyżem Żelaznym, ani Niemiec, ani Polak, ani komunista, ani narodowiec. W dwóch słowach: człowiek znikąd. 

Czas akcji w powieści jest silnie uwarunkowany wydarzeniami historycznymi, których znajomość jest istotna, by zrozumieć sens akcji (wspomnienia z okopów I wojny światowej, powstanie Spartakusa, powstania śląskie, plebiscyt). Wchodzimy w opowieść o wygłodniałej bestii, o zgniłym cielsku Behemota, składającym się z malutkich komórek – żołnierzy. Zostajemy wrzuceni w sam środek bitwy, w sam środek wojny. Bohater-narrator, bo Alois równocześnie jest narratorem, jak i głównym bohaterem powieści, wprowadza czytelnika w swoją historię od środka, techniką in medias res. Dosadnie opowiada o brudnym okrucieństwie wojny, o walających się kikutach, braku nadziei i pożerającej śmierci. Jednak w tych okopowych wspomnieniach pełnych smrodu, jęków i przekleństw pojawia się również wspomnienie enigmatycznej i nieskazitelnej Agnes, która góruje nad wszystkim i jest ponad wszystko, przy niej nie liczy się nawet wojna.

Alois Pokora pochodzi ze śląskiej, wielodzietnej rodziny. Od dziecka obserwuje styranego pracą i życiem ojca, który nienawidzi swojego życia, a także całego świata. Nie jest on bierny w swojej nienawiści, ponieważ robiąc na złość światu, płodzi jak najwięcej dzieci. Młody Alois – Lojzik – przygląda się temu i coraz więcej zaczyna rozumieć. Widzi, że jego los jest już z góry zaplanowany, patrzy na swoich braci, którzy tak samo jak ojciec harują w kopalni, nie mając w zamian za trudną pracę ani odpowiednich pieniędzy, ani należytego szacunku. Lojzik już od początku jawi się jako delikatny i wrażliwy przyszły intelektualista zupełnie niepasujący do swojej tradycyjnej, górnośląskiej rodziny. Dostaje niespodziewaną szansę od losu, a raczej od księdza Scholtisa, który proponuje finansowanie nauki młodego Pokory w gimnazjum w Gleiwtiz. Jak można się domyślić, świat Aloisa odwraca się do góry nogami, wyrywa się on ze śląskiej wsi głodny nowego, lepszego świata. Jak się jednak okaże, ten nowy świat wcale nie jest lepszy, ale zły i bezwzględny – jak zwykł mawiać tatulek.

Od tej pory życie bohatera staje się polem walki, a on sam chciałaby być homo militans, jednak staje się tylko pośmiewiskiem w szkole, bo przecież słowiański akcent można rozpoznać od razu w jego kalekiej niemczyźnie, workiem do znęcania się przez Chłopaczysko czy wzbudzającym litość biednym synem górnika. Jest po prostu nikim. Tutaj zarysowuje się właściwie główna problematyka całej powieści, czyli poszukiwanie tożsamości Aloisa, jego przezroczystość i wynikający z tego konformizm. Bo przecież nasz Lojzik zaciągnął się do wojska jako ochotnik, by z dumą móc służyć kajzerowi, ale ten sam Lojzik szkolił spartakusowców i pozował do zdjęcia wraz z Różą Luksemburg i Karlem Liebknechtem, co więcej później bez sprzeciwu przystał na to, by jego pracodawca zapisał go do Niemieckiej Narodowej Partii Ludowej. Konformizm? Brak znajomości polityki? Moim zdaniem wybory Aloisa z polityką nie miały za wiele wspólnego, one znajdywały w niej tylko ujście

Nigdy nie będę tego wiedział, nie ma dla mnie powrotu dla tego świata, obcy we własnym domu, wyrwany rodzinie, klasie społecznej i wrzucony w inną, do której nigdy nie będę przynależał.

Klasy społeczne to kolejna historia rozdarcia naszego bohatera – uczy się w gliwickim gimnazjum, by być kimś lepszym, ważniejszym niż jego ojciec, z drugiej strony jest otoczony synami wysoko postawionych rodzin i wie, że nigdy im nie dorówna. Symbolami wewnętrznego rozdarcia tożsamości są nawet znajomość z transseksualną Baronessą oraz pierwsze erotyczne doświadczenia z bliźniętami Salmakis, które wybierają sobie płeć w zależności od swoich zachcianek. I wreszcie polityka, na której polu „próbuje” różnych możliwości, sprawdza siebie. Wydaje się, że najlepiej czuje się podczas powstania Spartakusa, gdzie może dać upust swojej złości na uprzywilejowanych mieszczan, którzy go dręczyli. Rewolucyjne hasła równości łączą się z jego poczuciem niższości i całą serią upokorzeń, jakie zafundowało mu życie. Wybiera przeróżne drogi polityczne, ale cały czas jest rozdarty.

Mało tego, istotna jest również postać tajemniczej Agnes, którą bezpośrednio czytelnik poznaje dopiero pod koniec powieści. Pośrednio, bo poprzez wspomnienia Aloisa, spotykamy ją już w pierwszym akapicie pierwszego rozdziału. To oczywiście nie przypadek. Podczas całej dotychczasowej tułaczki Lojzika – jego politykowania na różne sposoby, jego wszechobecnego rozdarcia – tylko ta enigmatyczna kobieta wydaje się jedyną stałą wartością. Od samego początku kreowana jest we wspomnieniach bohatera jako donna angelicata, iście anielska pani, dama serca. Z każdą kolejną stroną pojawiają się rysy na jej nieskazitelnym, Aloisowym portrecie, w jej kreację wkrada się XIX-wieczna femme fatale, kobieta-modliszka pożerająca mężczyznę. Ale to nic, to zupełnie nic, dla Aloisa nadal stanowi przedmiot uwielbienia. To do niej kieruje większość swoich myśli, wszystkie wyznania – nawet podczas małżeństwa z Emmą, to przed Agnes wstydzi się w myślach. Szkoda tylko, że prawdziwa Agnes ma mało wspólnego z Agnes, którą  bohater wykreował w swoich myślach. Całował jej stopy, jej pantofle, wykonywał niewolniczo rozkazy, wydawał całą pensję na prezenty. Ale czy nie w takim świecie się urodził? W świecie, którym on – Alois Pokora, syn biednego, górnośląskiego górnika ma być pokorny (bo jego nazwisko wydaje się nieprzypadkowe) i posłuszny. W świecie, w którym wszystko zdeterminowane jest pochodzeniem i z tego świata nie sposób się wyrwać.

Genialnym zabiegiem Szczepana Twardocha w warstwie języka powieści jest miszmasz językowy, który oddaje klimat historyczny Śląska. Dlatego niektóre wypowiedzi są w języku niemieckim, pojawiają się także zdania w dialekcie śląskim (nazywanym przez Aloisa rozwodnionym polskim, Wasserpolnisch). Obecna jest również charakterystyczna forma adresatywna, świadcząca o najwyższym stopniu honoryfikatywności, czyli śląskie trojenie – mówienie do osób najstarszych, do księdza – czyli zgodnie ze śląskimi wartościami są to osoby, którym należy się największy szacunek – w 3. osobie liczby mnogiej (oni) np. Tatulek siedzą przy stole. To oczywiście żaden błąd, tylko regionalna, śląska odmiana, dla mnie składnik realizmu językowego w powieści.

Pokorze można by pisać i pisać, bo Pokora wciąga, magnetyzuje, skłania do refleksji, uczy (sic!), ale oczywiście tak nienachalnie uczy, pokazuje czytelnikowi skutki historii, ale nie takie w skali maksymalnej, ale indywidualne skutki, które widzimy poprzez życie Aloisa. Choć oprócz jednostkowego spojrzenia na Ślązaka, wydaje mi się, że Alois jest równocześnie uniwersalnym symbolem całego Śląska, jest synekdochą śląskiej ziemi zmiennych dziejów, śląskiego rozdarcia, braku stałości. Historia Aloisa Pokory wydaje się metaforyczną historią Śląska i zapytaniem o tożsamość Ślązaków. Na pytanie: kim jest Alois?, odpowiedziałabym, że jest Ślązakiem, po prostu. Ani Niemcem, ani Polakiem. Tylko i aż Ślązakiem i myślę, że to wystarczy.

Fot.: Wydawnictwo Literackie

pokora

Write a Review

Opublikowane przez

Wiktoria Ziegler

Zastanawia się, pyta, poszukuje sensu.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *