Mimo że od premiery filmu Twój Vincent minęło już pół roku, a po drodze zdążył przegrać oscarowy pojedynek z Coco, obraz Doroty Kobieli i Hugh Welchmana nadal budzi emocje. Teraz ta niesamowita malowana animacja ma szansę trafić do jeszcze większego grona odbiorców, bowiem od 6 kwietnia możemy cieszyć się nią we własnym domu, za sprawą wydanego przez Agorę DVD. W związku z tym postanowiłem skorzystać z okazji i odświeżyć sobie film, który tak bardzo zachwycił mnie w kinie, jednocześnie sprawdzając, czy jego odbiór nie ulegnie zmianie na małym ekranie, w domowym zaciszu.
Po premierze kinowej, Twoim Vincentem zachwycała się już Małgosia w swojej recenzji, teraz ja dorzucę swoje trzy grosze. Koncepcja Doroty Kobieli była naprawdę ambitna – stworzyć pierwszą w historii pełnometrażową animację, w której każdy kadr to ręcznie namalowany obraz. I to namalowany nie byle jak, ale zachowując styl i ducha Van Gogha! Wydawało się to niemożliwe i, jak sama reżyserka przyznała w wywiadzie, gdyby miała realizować swój pomysł samodzielnie, zajęłoby jej to jakieś osiemdziesiąt lat. Na szczęście z pomocą przyszedł Hugh Welchman, a zaraz za nim producenci, sponsorzy i cała armia artystów, którzy zajęli się mozolnym malowaniem dziesiątek tysięcy kadrów. Dzięki temu czas realizacji skrócił się do zaledwie siedmiu lat, a efekt końcowy przerósł wszelkie oczekiwania.
Sama fabuła Twojego Vincenta, jeśli na chwilę zapomnieć o jego wizualnej otoczce, nie jest rewolucyjna ani odkrywcza, lecz mimo tego doskonale sprawdza się jako opowieść, którą z zainteresowaniem możemy poznawać, jednocześnie chłonąc ożywione dzieła Van Gogha. Akcja filmu osadzona jest jakiś czas po śmierci malarza i opowiada historię Armanda Roulina – młodego awanturnika, syna miejscowego naczelnika poczty. Pewnego dnia jego ojciec prosi go, aby osobiście dostarczył ostatni list Vincenta Van Gogha, zaadresowany do jego brata, Theo. Armand wyrusza więc w podróż po Francji, po drodze oglądając krajobrazy i spotykając postaci doskonale znane z obrazów holenderskiego artysty. W retrospekcjach poznajemy też życie malarza – powoli rodzący się geniusz, ale także zagubienie i samotność. Młody Roulin, z początku niechętny całej tej podróży, z czasem coraz bardziej angażuje się w historię Van Gogha i na własną rękę próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczego samobójstwa artysty, które po dziś dzień stanowi kwestię sporną.
Jest to opowieść oczywiście w całości wymyślona na potrzeby filmu, zainspirowana lekturą setek listów, które Vincent pisał do brata, opisując w nich swoje życie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to historia bardzo ciekawa i momentami poruszająca. No i przede wszystkim jest to audiowizualny majstersztyk, który chłonie się całym sobą. Postimpresjonistyczny styl Van Gogha doskonale uzupełnia cudowna muzyka Clinta Mansella, pozwalając się dodatkowo wczuć w przedstawiane przez twórców obrazy. Kiedy pierwszy raz oglądałem Twojego Vincenta, na początku moje oczy nie mogły ogarnąć tego, co dzieje się na ekranie, lecz kiedy już się przyzwyczaiłem, ten ożywiony postimpresjonistyczny świat połknął mnie w całości. Zwyczajnie nie sposób nie docenić ogromu pracy włożonej w ten film, nawet jeśli fabularnie nie każdego przekonuje. Na uwagę zasługuje też świetnie dobrana obsada – zanim bowiem artyści zaczęli malować poszczególne kadry, nagrano materiał filmowy z żywymi aktorami, na podstawie którego później powstała animacja. Dzięki temu, w twarzach bohaterów obrazów Vincenta dostrzec możemy znajome rysy Roberta Gulaczyka (świetnie odgrywającego centralną postać tej historii), Douglasa Bootha, Saoirse Ronan, Chrisa O’Dowda czy doskonale znanego wszystkim fanom Gry o tron Jerome’a Flynna.
Twój Vincent oczywiście najlepiej wypada na dużym ekranie kinowym, ale w domowych warunkach nie traci wcale tak dużo. To nadal ten sam film, który wciąż powoduje wizualny zachwyt, a dzięki jakości HD dostrzec można nawet więcej szczegółów lub wcisnąć pauzę i podziwiać kadr, który szczególnie nam się spodobał. Dodatków w wydaniu DVD nie ma co prawda zbyt wiele (krótki Making of i wywiad z reżyserką), ale za to płyta wydana jest w formie książeczki pełnej pięknych kadrów z filmu. Obraz Kobieli i Welchmana to produkcja, do której zdecydowanie warto wracać i ja sam zapewne zrobię to jeszcze nie raz.
Moja ocena: 8/10
Fot.: Next Film, Agora S.A.