No cóż… Tym razem światowy pop niczym mnie nie zaskoczył. Poza chlubnymi wyjątkami, nie dostałem w ubiegłym tygodniu niczego, co przyspieszyłoby mi bicie serca. Honor mainstreamu wybroniły dwie kobiety – Alice Glass i Tori Amos. Poziom reszty propozycji pozostawia wiele do życzenia. Mam nadzieję, że za tydzień będzie lepiej. Miłego odsłuchu i do zobaczenia!
Alice Glass – Without Love
+ (pop wysokiej jakości)
Była członkini duetu Crystal Castles powraca jako całkowicie niezależna, solowa artystka. Jej najnowsza propozycja brzmi jak nieco bardziej wygładzona i dopieszczona wersja dokonań z przeszłości. Po punkowej zadziorności nie ma już śladu, ponieważ zastąpił ją apetyt na przyczepiające się do ucha melodie. Na szczęście Alice Glass nie zapomniała, za co ją wszyscy kochamy, i doprawiła ten singiel cudownie niepokojącą apatią, kreując synth-popowy odpowiednik American Psycho.
Tori Amos – Up The Creek
+ (pop wysokiej jakości)
Indiańskie mądrości ludowe opakowane w wyjątkowo atrakcyjną formę. Trochę folkowej wrażliwości, trochę syntezatorowego pulsu, trochę instrumentalnej wirtuozerii. Czekam na więcej.
The Horrors – Something To Remember Me By
+/- (pop średniej jakości)
Kolejny współczesny przykład rewiwalizmu kolorowej estetyki lat osiemdziesiątych. Prawie siedem minut brzmi naprawdę przyjemnie, ale bądźmy szczerzy – ciągnie się to wszystko jak flaki z olejem. The Horrors wymarzyli sobie syntezatorową epopeję, lecz ich ograniczona kreatywność lepiej sprawdza się w krótszych formach. Let It Happen Tame Impali zjada ten numer na śniadanie.
Rae Sremmurd – Perplexing Pegasus
+/- (pop średniej jakości)
Ulubieńcy polskiej publiczności wciąż nie potrafią doskoczyć do poziomu swoich dwóch najgłośniejszych singli. Niby wszystko się zgadza – melancholijno-złowieszczy bit prowokuje do mimowolnego gibania głową, a aroganckie wersy rzeczywiście wywołują uśmiech. Problem w tym, że hip-hopowe środowisko celebruje wszechwładnych bogów, zaś duet z Missisipi to tylko bojowi śmiertelnicy.
Destroyer – Sky’s Grey
– (pop niskiej jakości)
Bezpłciowy, nachalny pastisz skierowany do dwóch grup odbiorców: ludzi bez gustu i ludzi bez wyobraźni. Takie drętwe snuje obrzydzają muzyczny postmodernizm.
A$AP Ferg – Nasty (Who Dat)
– (pop niskiej jakości)
Członek A$AP Mob wraz z kultową już grupą Migos, proponują utwór z ligi okręgowej trapu. Oczywisty do bólu podkład, w duecie z okropnym pseudorefrenem to dopiero początek koszmaru, albowiem zwrotki teoretycznie największych twardzieli na dzielni nie mają w sobie ani grama charyzmy. Miała być orgia w nocnym klubie, a wyszedł podwieczorek zakończony partyjką w „bingo”.