Tylko zwierzęta nie błądzą

Wszyscy kłamią – Dominik Moll – „Tylko zwierzęta nie błądzą” [recenzja]

Enigmatyczne i niejednoznaczne tytuły zawsze wzbudzały moją ciekawość. Czy mówią bezpośrednio, jaka będzie fabuła filmu, czy powinniśmy doszukiwać się głębszego sensu? Jest to tylko metafora, a może reżyser chce zamknąć koncept swojej produkcji w kilku kluczowych słowach? Tylko zwierzęta nie błądzą, zdanie twierdzące podkreślające fakt, coś, co wiemy i jest dla nas logiczne. A jednak dwie godziny spędzone przed niebieskim ekranem wystarczyło, aby te cztery wyrazy przeobraziły się w wielogodzinną dyskusję z samą sobą o tym, czy faktycznie „tylko zwierzęta nie błądzą”, czy jest tam schowane drugie dno, bardziej filozoficzne, lub może to ja przesadzam. Lecz chyba w tym tkwi źródło dobrego filmu – nie zostawić nas obojętnymi, pustymi. I to właśnie zrobił Dominik Moll.

Głos Kultury objął film od Aurora Films  patronatem medialnym. Produkcję dziś zobaczycie w kinach, natomiast od jutra będzie dostępna na platformie mojeekino.pl 

Jak przekonuje nas sam opis filmu, głównym punktem całej produkcji jest nagłe zniknięcie w trakcie burzy śnieżnej. Jak się okazuje, jest to tylko czubek góry lodowej tego, co przygotował dla widzów Dominik Moll. Po kilku minutach widzimy, że produkcja Tylko zwierzęta nie błądzą nie posiada głównego bohatera. Zamiast tego skupia się na pięciu różnych postaciach, które poniekąd są ze sobą połączeni, a nawet przyczynili się do zaginięcia Evelyn. Każdy z nich ma swoje za uszami, o czym nie wypada mówić. Chociaż czy można ich winić za chęć wyrwania się z tej ponurej rzeczywistości? Nagle okazuje się, że mają ze sobą wiele wspólnego, pomimo tych tragicznych wydarzeń, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.

Tylko zwierzęta nie błądzą przypomniało mi, za co tak kocham kino europejskie. Francuska produkcja odzwierciedla to, czego dość często brakuje hollywoodzkim hitom, które zapominają, że bogata plejada efektów specjalnych i świetnych makijażystów nie zawsze przemawia za filmową jakością. Ekranizacje europejskie zawsze wydawały mi się bardzo swojskie, domowe, prawie „sąsiedzkie”. Brak makijażu zaraz po przebudzeniu, ubrania z drugiej ręki lub włosowy chaos na głowie – wszystko to składa się na niemalże serdeczną naturalność, jakby film był kręcony niedaleko nas, z udziałem naszego sąsiedztwa. Sprawia to, że film staje się nam bliższy, czego często brakuje amerykańskiej przesadzie. W tym przypadku Dominik Moll pokazuje nam obraz wiejskiej, codziennej Francji.

Film nie skupia się na losach jednej osoby. W zamian za to przedstawia nam kulisy zaginięcia wspomnianej Evelyn z punktu widzenia pięciu bohaterów, nieświadomych konsekwencji swoich (czasami przedziwnych) decyzji. Reżyser umiejętnie przeskakuje z jednej historii do drugiej, wprowadzając widza w jeszcze większe osłupienie. Bawi się nami, podając wskazówki jak na tacy, by po chwili odkryć kolejne karty, które tylko bardziej namieszają. Ukazują się przed nami nowe ślady, a wraz z następną opowieścią widzimy, że każdy z bohaterów prowadzi drugie, bardziej grzeszne, życie. Całość przeobraża się w wyśmienitą ucztę dla duszy i umysłu, mimo że reżyser niejednokrotnie wprowadza masę chaosu.

Dominik Moll niejednokrotnie zmusza nas do refleksji nad obecnym życiem. Kto wie, może każdy z nas znajdzie cząstkę siebie w którymś z bohaterów? Moje serce w pewnym momencie zabiło z rozpaczy wobec Michela, mimo że z początku wzbudzał we mnie jedynie obrzydzenie. Z pozoru wyprany z emocji i „małżeńskiego zaangażowania” do złudzenia przypomina stereotypowego pana w średnim wieku, który mieszka z żoną jedynie z przyzwyczajenia. Gdzieś w sercu obwiniałam go za wygaśnięcie tej iskierki miłości i partnerskiego zaangażowania, a patrząc na jego posturę, można by rzec, że zrezygnował również z samego siebie. Jednak, jak się okazuje, „współlokatorska” relacja małżonków ma źródło swojego upadku po obu stronach. Wiecznie spracowany Michel jedynie pragnął kobiecej uwagi i uznania, które otrzymywał od swojej internetowej przyjaciółki. Chociaż ta znajomość wydaje się z początku toksyczna, do mężczyzny wróciła dzięki niej odrobina życia, której ewidentnie mu brakowało od bardzo wielu lat. Nie zgodziłabym się ze stwierdzeniem, że ta internetowa znajomość z jego strony miała seksualny charakter. Raczej Michel był spragniony zainteresowania i uwagi. Co się stało? Tego już musicie dowiedzieć się sami.

W filmie można po prostu zginąć, wręcz długo się topić, szukając ostatecznej deski ratunku, która wyciągnęłaby nas z odmętów układanki Dominika Molla. Nie tylko z powodu wciągającego thrillera, ale przerażającej wizji, że mamy więcej wspólnego z nieszczęśliwymi bohaterami, niż może nam się wydawać. Reżyser bawi się nami, zwodzi, rzuca nam wskazówki, aby po chwili rzucić na wszystko zupełnie nowe światło. Jednocześnie pokazuje nam współczesną rzeczywistość, tak bardzo znajomą, lecz wciąż zupełnie obcą. Wszystko to osadzone jest w zimowym obrazie Francji, która pozostawi chłód nie tylko na naszej skórze, lecz również i w sercach. Wspaniała uczta dla wielbicieli thrillerów i nie tylko. Chcecie bezpośrednio poczuć, jak to jest, gdy ktoś wodzi was za nos i celowo wprowadza w błąd? Proszę bardzo – film Tylko zwierzęta nie błądzą robi to wyśmienicie.tylko zwierzęta nie błądzą


Przeczytaj także:

Wielogłosem o filmie Tony Halik

Tylko zwierzęta nie błądzą

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *