Ukraina! 5. Festiwal filmowy [relacja – część czwarta]

Truizmem jest powtarzanie w dzisiejszych czasach, że pandemia zmieniła wszystko, przy czym jeśli chodzi o kinomanów, to zmieniła sposób percepcji filmów i wyraźnie wpłynęła na ich podaż, w szczególności, jeśli chodzi o dostępność repertuaru w placówkach kinowych, które stały się jednymi z pierwszych ofiar kryzysu. Organizatorzy piątego (jubileuszowego, ale w tych okolicznościach niefortunnego) Ukrainy! Festiwalu filmowego (w tym roku także pod symptomatycznym szyldem U!FF) zdecydowali się na wariant hybrydowy (modny w ostatnim czasie termin), przy czym wersja stacjonarna odbywała się w stołecznym kinie Iluzjon w dniach 21 – 28 X 2020 r. oraz w Lublinie w dniach 4 – 6 XII 2020 r. (upadate: z uwagi na ostatnie decyzje rządu niestety ta replika została odwołana) z zachowaniem wszelkich standardów reżimu sanitarnego, zaś w internecie w dniach 2 – 9 listopada 2020 r. Polecam Waszej uwadze tę inicjatywę przybliżającą kinematografię naszego sąsiada, z którym łączy nas tak wiele, a w szczególności obecność znaczącej mniejszości ukraińskiej w Polsce. Głos kultury objął patronat medialny nad tą imprezą.

Czarny kruk; reż. Taras Tkaczenko; Ukraina;

Początek tego specyficznego westernu (easternu?) jest nawet obiecujący i przypomina mi wręcz otwarcie Nienawistnej ósemki Quentina Tarantino. Nawet przy uwzględnieniu faktu, że porównanie to jest nieco na wyrost, to jednak otwarcie mogło zapowiadać, jakkolwiek by to zabrzmiało w kontekście filmu historycznego, pewną kampową zabawę przemocową formą filmu. Niestety, im dalej, tym gorzej. Patetyczna narracja, wspierana przez tandetny komentarz z offu definiujący nadto i tak wszystko to, co widać na ekranie, siermiężne efekty specjalne, w tym w szczególności pirotechniczne, nieudolne aktorstwo oraz niekonsekwencje fabularne, nie pozostawiają dobrego wrażenia. Nie wiadomo nawet właściwie, kto ma być tutaj głównym bohaterem, a co więcej do pewnego momentu niezorientowany w meandrach ukraińskiej dwudziestowiecznej historii widz nie wie nawet, kim jest ów mityczny Czarny Kruk, mimo nachalnego epatowania oklepaną symboliką na każdym kroku. Tym, co jednak razi, jest jednostronny wizerunek bolszewików jako absolutnego zła. Niestety także poznawczo ten propagandowy obraz nie daje dostatecznej wiedzy na temat okoliczności powstania Kozaków przeciwko czerwonoarmistom i tego, czym w istocie była tzw. Chłodnojarska republika funkcjonująca na części terytorium Ukrainy w latach 1919-1922.

Numery, reż. Oleh Sencow; Ukraina/Polska/Czechy/Francja;

Same okoliczności powstania tego filmu zasługują na odrębny dokjument i mam nadzieję, że takowy kiedyś powstanie. Sposób realizacji świadczy też o biegłości reżysera, który zrealizował ten dystopijny obraz (trzeba przyznać uczciwie, że we współpracy z krymskotatarskim twórcą Achtemem Seitabłajewem), przebywając w łagrze i komunikując się z ekipą poprzez pisane przez siebie listy, gdzie przekazał wszystkie decyzje, tj. począwszy od wyboru obsady przez akceptację projektów scenografii aż po szczegółowe wskazówki dotyczące tempa i stylu gry aktorskiej, a to wszystko przy braku możliwości zapoznania się z jakąkolwiek informacją zwrotną w formie video, co zakrawa na absurd, mając na względzie audiowizualny charakter sztuki filmowej. Całość robi imponujące wrażenie, mimo że przypomina jednak teatr telewizji, a to z uwagi na fakt, że fabuła została w całości zrealizowana w atelier. Na szczęście Numery nie są doraźnym obrazem totalitarnej paranoi, ale opowieścią abstrakcyjną i wysoce umowną. Nie jest to zatem bieżąca reakcja reżysera na pobyt w rosyjskim więzieniu. Można wręcz w pewnych miejscach dojść do wniosku, że filmwiec idzie wręcz w tej alegorii zbyt daleko. Z drugiej jednak strony zabieg ten pozwala na szereg skojarzeń, inspiracji i interpretacji. Sencow staje wręcz – uwzględniając różnice co do formy – obok największych twórców filmowych, takich jak Andrzej Żuławski, zaś Numery, zwłaszcza odnośnie do ostatniej zaskującej odsłony, przypominają wręcz legendarny tytuł Na srebrnym globie.

Blok filmów animowanych

To zaskakujące, jak kreatywna potrafi być współczesna ukraińska animacja, oferując w bloku, który wciąż jest dostępny w elektronicznej formule festiwalu, różne formy tej sztuki. Poza silnie lokalnym teledyskiem opisującym w zabawnej i intensywnej tak od treści i kolorów formie w ciągu 5 minut historię Ukrainy, wszystkie pozostałe filmy są na tyle uniwersalne, że można je oglądać bez kontekstu. Wyborna jest zwłaszcza luźna adaptacja prozy Franza Kafki pod tytułem Metamorfoza, ale też Surogat czerpiący z całego dorobku kina grozy. W ogóle, mniej lub bardziej świadomie, większość tych krótkich form, nawiązuje do tematu opanowania człowieka przez obcą istotę, idealnie wręcz w ten sposób, dostosowując się do obecnych czasów.

U 311 Czerkasy, reż. Tymur Jaszczenko; Ukraina/Polska;

Film, który wygrał w tym roku  nagrodę publiczności w trakcie stacjonarnej edycji festiwalu, to rodzaj kina wojennego, które dość przewrotnie dystansuje się od kanonów gatunku. Nie ma tu spektakularnej batalistyki, przemocy, zaś bohaterem pozostaje zbiorowo załoga ukraińskiego trałowca, który w trakcie aneksji Krymu zostaje zablokowany na jeziorze Donuzław połączonym z Morzem Czarnym. Reżyser skupia się raczej w oszczędnej formie na analizie nastrojów marynarzy i śledzeniu ich wyborów moralnych na szczęście nie popadając przy tym w patetyczną parapatriotyczną egzaktację.

W naszej synagodze, reż. Ivan Orlenko; Ukraina;

Trudno jest cokolwiek mówić o tej wyśmienitej krótkometrażówce, która jest jednym z największych moich prywatnych odkryć w tym roku, nie zdradzając fabuły, a przede wszystkim tego, jak precyzyjnie rozwijana opowieść zmierza do przerażającego finału, dopiero tamże ujawniając okrutny kontekst geograficzny, historyczny i czasowy. Całość czerpie z kanonów kina grozy, w tym z niemieckiego niemego ekspresjonizmu, ale też i dodatkową zaletą jest fakt, że dialogi w całości są wypowiadane w języku jidysz, co wzmacnia wiarygodność dzieła.

Fot.: Ukraina! 5. Festiwal filmowy;

 

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *