Rok 2020 będzie niezapomniany – z tym stwierdzeniem trudno się kłócić. Na szczęście jednak nie zapamiętamy go wyłącznie ze względu na pandemię, strajki, odwołane koncerty, premiery i załamanie gospodarki. Nawet w takim roku udało nam się bowiem znaleźć ukojenie w kulturze, która nie zawiodła nas kolejny raz. Tym bardziej że ze względu na przymus siedzenia w domu mieliśmy o wiele więcej czasu zarówno na lekturę książek, jak i na nadrabianie zaległości serialowych i filmowych. Mieliśmy czas na rozkoszowanie się czasopismami, podcastami, audycjami radiowymi. Słuchaliśmy także płyt muzycznych, a niektóre z nich bezpośrednio opowiadają o roku 2020. Zapraszamy zatem do lektury ulubieńców tego dziwnego, niespokojnego 2020 roku. Sprawdźcie, jakie tytuły zawładnęły sercami naszych redaktorów! Może i Was zachęcimy do sięgnięcia po niektóre z nich.
Mateusz Cyra
Rok 2020 w moim serduszku, na moich słuchawkach i w mojej głowie zdominował Eminem. Pamiętam, jak siedemnastego stycznia jechałem o szóstej rano do pracy autobusem, gdy odpaliłem Spotify, a tam na pierwszej stronie ogromna czerwona okładka i informacja „New Eminem’s Album!”. Sekundę później już słuchałem pierwszej piosenki… a reszta jest tak naprawdę historią. Mam za sobą 10 943 przesłuchania Eminema w 2020, co stanowi 52% słuchanej przeze mnie muzyki w tym roku.
To pokazuje skalę tego, jak bardzo ten album przypadł mi do gustu. W zasadzie przyznam się do tego, że przez ten krążek w zeszłym roku zupełnie odpuściłem cykl „Aktualnie na słuchawkach”, ponieważ przez pierwsze pół roku od premiery Music To Be Murdered By byłem pod takim wrażeniem i wpływem tej muzyki, że nie byłem w stanie skupić się na niczym innym na dłużej niż kilka przesłuchań. Nie będę się w tym miejscu rozpisywał na temat samego albumu, ponieważ Eminem jest artystą z gatunku „kochasz albo nienawidzisz” i jeśli ktoś już słuchał i lubi, to pewnie moje zdanie niczego nie zmieni. Analogicznie w przypadku osób, które nie przepadają za Eminemem. Dla mnie też pod względem muzycznym rok 2020 był chyba najlepszym, ponieważ w styczniu wyszło Music To Be Murdered By, natomiast w grudniu Music To Be Murdered By – Side B. Dodając do tego cztery piosenki gościnne, dało to łącznie 40 nowych utworów w wykonaniu Marshalla Mathersa! To jeden z nielicznych plusów pandemii.
Wiktoria Ziegler
Myślę, że ekranizacja książki Szczepana Twardocha pt. Król to dobra okazja, by albo przypomnieć sobie fabułę, albo wreszcie przeczytać Króla. Król to opowieść o antysemickiej, acz żydowskiej, brudnej, gangsterskiej Warszawie w latach 30. Szczepan Twardoch w wywiadach przyznał, że spędził długie godziny nad lekturą ówczesnej prasy. Nawet okładka Króla wygląda jak fragment starej gazety z charakterystycznymi rubrykami. Autor zaprasza czytelników do gangsterskiego półświatka rządzonego przez niejakiego Kuma Kapilcę i Jakuba Szapirę. Obaj wydają się w pewnym sensie warszawskimi królami, których obawiają się zwykli, warszawscy śmiertelnicy. Zbierają haracze, biją się, zabijają, chadzają do burdelu Ryfki i starają się jakoś żyć w tej podłej Polsce. Szczepan Twardoch oczywiście wplata w fabułę kawał istotnej historii – polskiego antysemityzmu (getto ławkowe czy numeru clausus) czy Berezy Kartuskiej (Miejsce Odosobnienia, do którego trafiało się bez wyroku sądu). Twardoch pisze o Żydach silnych i walczących, a czasem nawet królujących (jak wskazuje nam tytuł), to inna, rzadka perspektywa żydowskiego bohatera. Narracja jest niesztampowa – jak to bywa u Twardocha – niekompletna, czasem niewiarygodna i jak się później może okazać – nieprawdziwa. To nie wszystko! 6 listopada miała miejsce premiera Króla w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego. A więc apel do wszystkich, którzy zabierali się do lektury, ale jakoś im nie wyszło: zobaczcie, jacy aktorzy będą grali dane postaci (chyba że wolicie niespodzianki, ale uprzedzam: można się przejechać i w wyobraźni stworzyć sobie zupełnie inną postać), czym prędzej przeczytajcie Króla i rozkoszujcie się ekranizacją – wyłapujcie niuanse, zmiany (dobre lub złe), Wasze ulubione wątki. Smacznego!
Anna Sroka-Czyżewska
Rok 2020 był rokiem spod znaku pandemii, ale myślę, że gdyby na niego spojrzeć tylko ze strony popkulturowej, to okazałoby się, że rok ten był czasem rewelacyjnych seriali, filmów, ale także sięgania po literackie zaległości. Z czasem okazało się też, że wydawcy powrócili do pracy i w drugiej połowie roku zasypali nas wieloma świetnymi premierami. Moich kulturalnych podsumowań czas start!
Jeśli ktoś zapytałby mnie, jaki najlepszy serial widziałam w minionym roku, bez wahania odparłabym – Mr. Robot. W ubiegłym roku obejrzałam czwarty i ostatni sezon tego wielopłaszczyznowego serialu o genialnym hakerze (Rami Malek), zmagającym się z własnymi demonami. Jest to serial rewelacyjny od pierwszego do ostatniego odcinka, a ostatni sezon jeszcze utwierdza w fakcie, że zamysł Sama Esmaila był dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Korporacje rządzące światem, osamotniony genialny programista, walka dobra ze złem, szary i ponury współczesny Nowy Jork – a do tego niesamowity splot fabularny, który wraz z ostatnimi minutami finału serialu wgniatają w fotel, przerażają i wywołują łzy wzruszenia.
Wśród najlepszych seriali, które oglądałam, są także Unorthodox – czysto emocjonalny i surowy w odbiorze obraz, który przedstawia historię młodej żydówki, żyjącej w ortodoksyjnym społeczeństwie Żydów w Nowym Jorku. Zmuszona do małżeństwa młodziutka Esther pragnie wyrwać się z więzów reguł, które narzucają jej religia i świat, w którym dorastała. Są to zaledwie cztery odcinki, ale do bólu poruszające, które celują w pokazanie świata, który gnębi – fanatyzm religijny i chore, urągające godności tradycje.
Nie mogło zabraknąć także hitu końcówki roku, a mianowicie produkcji Gambit Królowej. Ciekawy i szalenie wciągający serial to przede wszystkim rozrywka w pełnym tego słowa rozumieniu – tak jak angażują nas rozgrywki sportowe, tak samo mocno angażuje oglądanie rozgrywek szachowych, w których bierze udział ich królowa, Beth Harmon (Anya Taylor-John). Genialna młoda szachistka, którą naznaczyła tragedia z dzieciństwa oraz życie w samotności i uzależnieniu. Jest to serial zrealizowany z pasją, z którą spotykamy się podczas oglądania najlepszych filmowych dramatów. Kostiumy, scenografia, dynamika akcji oraz rewelacyjna muzyka to składowe, które wpływają na to, że Gambit Królowej ogląda się świetnie. Nie można zapominać też o Marcinie Dorocińskim, który wciela się w szachowego arcywroga głównej bohaterki.
Rok 2020 należał również do czasu literackich odkryć i literackich powrotów. Jednym z takich powrotów jest Powtórnie narodzony, który zrobił na mnie ogromne wrażenie w filmowej adaptacji z Penelope Cruz (Powtórnie narodzony z roku 2012). Powieść Margaret Mazzantini jest jedną z najlepszych pozycji na temat wojny jugosłowiańskiej, ale też dotyka tematu utraty nadziei w bardzo okrutnym znaczeniu. To powieść, która na wskroś porusza duszę czytelnika i zostawia po sobie ślad smutku, w którym żyje główna bohaterka. To ona właśnie jest naszymi oczami, kiedy podążamy ulicami dawnego i dzisiejszego Sarajewa – tego zburzonego wojną miasta, niegdyś tętniącego nadzieją i życiem. Nie jest to książka o miłości w takim dosłownym znaczeniu, jeśli już to o miłości trudnej, miłości macierzyńskiej, ale głównie to powieść o obezwładniającej brutalności wojny.
Małgorzata Kilijanek
Za nami dość wyjątkowe 366 dni roku 2020. To czas, w którym życie wielu z nas wywróciło się do góry nogami, przez kolejne miesiące starając się zapanować nad błędnikiem. We wszelkich podsumowaniach warto jednak skupiać się na tym, co dobrego się – mimo pandemii – wydarzyło, aby zauważyć, że pamiętny 2020 nie był złożony z samych katastrof (mam nadzieję, że nikt temu nie zaprzeczy).
W moich ulubieńcach roku znalazły się tytuły, o których wspominałam już wcześniej we wpisach z cyklu Ulubieńcy miesiąca i wydaje mi się, że to kulturze zawdzięczam to, co najlepsze w ostatnich miesiącach. Przybliżając je w chronologicznej kolejności obcowania z nimi – w lutym udało mi się przebrnąć przez zakamarki florenckich muzeów i za najwspanialsze doświadczenia z tego miasta (poza wybitną pizzą i obłędnym tiramisu) uważam przyglądanie się posągowi Dawida Michała Anioła i Wenus w morskiej pianie Botticelliego. Niektóre wieczory w minionym roku umiliły mi godne polecenia produkcje serialowe: Fleabag (recenzja tutaj), After Life, Killing Eve (moją recenzję sezonu drugiego znajdziecie tutaj, a trzeciego – tutaj), Gambit Królowej.
Ubolewałam nieco nad brakiem festiwali muzycznych, ale udało mi się uczestniczyć w warszawskiej odsłonie festiwalu filmów dokumentalnych Millennium Docs Against Gravity, którego program pełen był wyjątkowych produkcji. Polecam obecnie skorzystanie z serwisu VOD festiwalu, sama obejrzałam na nim to, czego nie udało mi się podczas spędzania całych dni w kinach. Garść poleceń znajdziecie w mojej festiwalowej relacji.
Za ulubione płyty uważam kojąco-uzależniającą Home Hani Rani (o której więcej napisałam w recenzji), poruszającą After The Great Storm Ane Brun oraz nagrania Nicka Cave’a z londyńskiego Alexandra Palace, stanowiące zapis solowego występu fortepianowego artysty z czerwca (Idiot Prayer: Nick Cave Alone at Alexandra Palace).
Treści podcastowe, które z chęcią polecałam (i wciąż polecać zamierzam), to przede wszystkim Dział Zagraniczny, czyli wydarzenia na świecie, o których w polskich mediach słychać niewiele, albo wcale i Radio Książki – wspaniałe rozmowy z pisarkami i pisarzami prowadzone przez Michała Nogasia, których w 2020 roku ukazało się 41, a kobiety były gościniami lub współgościniami 28 z nich! Kolejne wartościowe słuchowiska to: Nie wiem Filipa Springera, w którym autor pyta mądrych ludzi o to, czego nie wiedzą, Raport o stanie świata Dariusza Rosiaka – autorski przegląd najważniejszych wydarzeń politycznych, społecznych i kulturalnych oraz K3 – autorski podcast Dariusza Bugalskiego, stanowiący kontynuację tego, co robił między innymi w Trójce: Moją pasją – i misją – jest tworzenie społeczności, by podjąć próbę sprostania wyzwaniom kryzysu: niepewności, chaosowi, lękowi. – opisuje misję K3 sam dziennikarz. O trójkowym przewrocie wspominać chyba nie trzeba, choć warto przyznać, że wynikło z tego coś dobrego (to, że nie wynikło tam, gdzie przede wszystkim powinno, to już druga sprawa).
Pół roku 2020 spędziłam na zasłuchiwaniu się w audycjach Radia Nowy Świat. Pół roku, ponieważ pierwszą jego audycję wyemitowano 10 lipca 2020 roku, a cały proces powstawania radia dział się na naszych oczach – od ogłoszenia wizji przedsięwzięcia, przez wsparcie słuchaczy, zbiórki na Patronite, po premierowy odsłuch. Szczególną sympatią darzę poranne Nowe Świty z Maciejem Orłosiem, Beatą Grabarczyk, Katarzyną Kasią, Grzegorzem Markowskim i Klaudiuszem Slezakiem, piątkowe Poranne Manny Wojciecha Manna i Mariana (który swą tożsamość już zdradził; kto wie, ten wie), Miłomuzomanię Kingi Krasuskiej (ach, te playlisty złożone z ulubionych utworów!), Bon ton Agnieszki Lipki-Barnett, Deliberatorium Beaty Grabarczyk i Klaudiusza Slezaka, audycję Czytał Michał Nogaś – wiadomo czyją, Małą Kawę oraz Bez kolejki Wojciecha Manna, Muzykę Poważną Krzysztofa Grabowskiego, Piosennik Andrzeja Poniedzielskiego, Nie tylko hip-hop Mateusza Andruszkiewcza, Nowy Świat po południu Michała Poryckiego i Zamach na dziesiątą muzę Zbigniewa Zamachowskiego. Czy wymieniłam prawie całą ramówkę? Być może… :).
W minionym roku zaczytywałam się głównie w treściach naukowych, ale w przerwach towarzyszył mi Czuły narrator, czyli zbiór esejów Olgi Tokarczuk, wywiady Michała Nogasia w Z niejednej półki, Szachinszach Ryszarda Kapuścińskiego (dla odświeżenia treści). Ulubieńcami literackimi są dla mnie również niezmiennie czasopisma – ze swoimi reportażami, opowiadaniami i esejami, a przede wszystkim „Pismo. Magazyn opinii”, „Kwartalnik Przekrój” i „Magazyn Książki Gazety Wyborczej” czy też specjalne wydania „Tygodnika Powszechnego”. To w nich zaczytywałam się w każdej możliwej chwili, zarówno w wydaniach fizycznych, jak i cyfrowo.
Magdalena Machała
Większość wolnego czasu w minionym roku poświęciłam Netflixowi i HBO, nadrabiając serialowe zaległości. I choć w całym swoim życiu nie zobaczyłam tylu świetnych produkcji, ile przez tych ostatnich dwanaście miesięcy, gdybym miała wybrać jedną rzecz, która rozświetliła mi 2020 rok, byłby to esej Słodko-gorzki eros Anne Carson w przekładzie Renaty Lis. Trudno byłoby mi wskazać na polskim rynku wydawniczym podobną książkę. Dla mnie Carson, po kilku miesiącach obcowania z nią, wciąż pozostaje nieporównywalna. Być może właśnie ta nowość jest tym, co pociąga i urzeka czytelnika już na samym początku, ale nie tylko o nią chodzi, bo pisarka do perfekcji opanowała rozmaite sposoby uwodzenia swoich odbiorców. Wyobraźcie sobie, że znajdujecie książkę, w której Virginia Woolf spotyka się z Safoną, Flaubertem, Kafką, Platonem, Homerem i kilkoma innymi pisarzami i pisarkami. W której drobiazgowe, mistrzowskie analizy tekstów literackich wykładowczyni greki stanowią punkt wyjścia do opowieści o tym, jak kochali starożytni Grecy, jak kochali bohaterowie literaccy – Emma Bovary czy Anna Karenina – i o tym, jak kochamy my sami. Bo choć z każdej analizy wiersza, powieści, dramatu i tekstu filozoficznego pisarka wysnuwa trochę inne wnioski, pisze o miłości/pragnieniu/pożądaniu przede wszystkim jako o doświadczeniu uniwersalnym. Kiedy już wreszcie będziecie trzymać tę książkę w rękach, otwórzcie i czytajcie – niech Wam rozświetla 2021. Koniec zachwytu.
Sylwia Sekret
W tym roku nie musiałam się długo zastanawiać, tym bardziej że z tytułem, o którym chcę Wam opowiedzieć, zapoznałam się pod koniec roku, nie musiałam więc ani szukać w pamięci, ani upewniać się, czy to dobry wybór. Miasto niedźwiedzia, powieść Fredrika Backamana, autora takich dzieł jak Mężczyzna imieniem Ove, Pozdrawiam i przepraszam czy Britt-Marie tu była, zawładnęła moim sercem totalnie. Czytając ją, wzruszałam się, płakałam, zastanawiałam nad kondycją nie jednego człowieka, nie społeczności opisanej w książce, a całej ludzkości. Takie dzieła rzadko się zdarzają i nieczęsto mnie trafiają się aż takie emocjonalnie, kulturalne przeżycia. Pamiętam, że podczas oglądania jednego z epizodów serialu Ania, nie Anna przytrafiło mi się coś podobnego – to nie było krótkotrwałe wzruszenie obecne na czas konkretnej sceny czy odcinka, ale emocje, które rozrywały mnie od środka na długo po tym, jak skończyłam oglądać. Miałam wtedy ochotę płakać nad losem każdego, kto został skrzywdzony, niezrozumiany, odtrącony. Nad życiem, każdego, kto podczas zimna nie miał jak się ogrzać, i każdego, komu zabrakło pieniędzy na jedzenie, każdego, komu nie pozwolono kochać tak, jak chce i kogo chce. I podczas lektury Miasta niedźwiedzia towarzyszyło mi coś podobnego. A także na długo po niej. To opowieść o miłości, przyjaźni, niesprawiedliwości, zbiorowemu przyzwoleniu na nią… O tym, że nie potrafimy ochronić naszych dzieci. O pięknie i budującej sile sportu. Ale także o okrucieństwie sportu i jego niszczycielskiej sile. Szczegółowo rozpisałam się już o dziele Backmana w recenzji, którą znajdziecie TUTAJ. Nie mogłam się doczekać, by sięgnąć po kontynuację, zatytułowaną My przeciwko wam. A kiedy już po nią sięgnęłam, szybko odrzuciłam, postanawiając zrobić sobie jeszcze chwilę przerwy. Bo po kilku pierwszych stronach już byłam emocjonalnie rozkruszona, a wiedziałam, że teraz potrzebuję czerpać z lektur raczej ukojenie niż rozedrganie. Miasto niedźwiedzia to mój niekwestionowany ulubieniec roku 2020. Fenomenalna powieść napisana przez fenomenalnego pisarza, który kolejne zdania tworzy nie tyle ze słów, ile ze znajomości ludzkich wzruszeń. Prawdziwa, okrutna i wspaniała – taka jest ta powieść. Mój ulubieniec.
Fot.: Wydawnictwo Sonia Draga, HBO, Wydawnictwo SIC!, Shady Records