ulubieńcy października

Ulubieńcy miesiąca: październik 2022

Grudzień już puka do drzwi, trzaska mrozem i bieli się w całkiem bliskiej oddali śniegiem, a my nieco spóźnieni dzielimy się z Wami naszymi Ulubieńcami miesiąca. Październik 2022 zapisał się jak zwykle w naszej redakcji kilkoma tytułami, które umilały nam jesienne poranki, południa, popołudnia i wieczory (a czasem także i noce). Nie zabrakło seriali, znalazło się miejsce dla gry komputerowej, jak również podcastu. Sprawdźcie koniecznie, częstujcie się, a jeśli i Wam przypadną te tytuły do gustu — polecajcie dalej!

Gosia Kilijanek

Gosia Kilijanek

W październiku udało mi się nadrobić kilka odcinków jednego z ulubionych podcastów, czyli audycji dr Joanny Podgórskiej w newonce.radio. Asia uzyskała tytuł doktora nauk biologicznych w dyscyplinie biochemia, jest konsultantką naukową oraz autorką publikacji naukowych i popularnonaukowych, monografii czy też artykułów o tematyce medycznej i dietetycznej. Odkryciami naukowymi i licznymi poleceniami dzieli się też na swoim instagramowym koncie @drjoanpodgorska oraz blogu https://www.joanpodgorska.com/. W jej audycji znajdziecie liczne nowinki ze świata neurobiochemii i wskazówki dotyczące tego, jak żyć lepiej, zdrowiej i fajniej.

Całkiem Fajna Audycja by Podgórska Ogólnie to skarbnica wiedzy w bardzo przystępnej formie rozmów ze specjalistami różnych dziedzin. W odcinku O boostowaniu mózgu Asia opowiada o adaptogenach, nootropach i suplementach stosowanych przez sportowców, które wpływają na poprawę koncentracji, pamięci oraz zdrowia emocjonalnego. W rozmowie z psycholożką i psychoterapeutką behawioralną Martą Cieślą porusza temat neuroróżnorodności i ADHD, kojarzącego się z wiecznie wiercącym się chłopcem, a mogącego dotyczyć każdego i każdej z nas. Z biolożką molekularną Karoliną Karabin badaczka zastanawia się nad tym, czym jest stres i jak chroniczne stresowanie się wpływa na nasz organizm, a Mistrz Zen Joeng Hye (Andrzej Piotrowski) tłumaczy jej na antenie, dlaczego umysł zen porównuje się do lustra i czym jest buddyzm. Wszystko to w towarzystwie poleceń książkowych i muzycznych.

Podgórska to nasza polska wersja Hubermana (The Huberman Lab Podcast bardzo cenię i również niezmiennie polecam), zarażająca entuzjazmem do neuronauki i dzieląca się niesamowicie ciekawymi naukowymi doniesieniami. Chociaż sama naukowe zagadnienia uznaję za codzienność, myślę, że wspomniane treści są na tyle przystępne, że nie wymagają wiedzy z zakresu biologii i pokrewnych jej nauk, by zostać z radością pochłonięte i wcielone w życie. Każdy odcinek wart jest przesłuchania (i zanotowania licznych fragmentów), a kolejne – wyczekiwania.

 

 

 

Anna Sroka-Czyżewska

Anna Sroka-Czyżewska

Miniserial Netflixa w reżyserii Avy DuVernay był pierwszym, który przyszedł mi do głowy w kontekście naszego zestawienia ulubieńców miesiąca. I choć październik zachwycił mnie już Wielką wodą, to o niej pisałam pokrótce we wrześniowej odsłonie. Miałam więc niebywałe szczęście trafić na kolejny dobry, a nawet bardzo dobry serial wśród wielu średniaków od Netflixa. Wśród zapowiadanych premier listopada już podejrzewam (a przynajmniej taką mam nadzieję) kto będzie moim ulubieńcem, ale o tym na razie ciii… przekonamy się za miesiąc. 

Jak nas widzą to niewątpliwie dobry, aczkolwiek mam wrażenie, że nieco zapomniany miniserial (jest z 2019 roku), który jest całkiem sprawnie nakreślonym dramatem społecznym, ale także filmem sądowym, co do którego nie mam wątpliwości, że zapadnie niejednemu widzowi w pamięć. Mimo pewnych nierówności, nie tylko umiejętności odtwórców głównych ról („młodsza ekipa” moim zdaniem spisała się lepiej), ale także rozłożenia napięcia w poszczególnych odcinkach, serial oglądało mi się wyśmienicie. Był to niezwykle mocny przekaz emocjonalny, który do dziś przecież jest tematem aktualnym, gdyż sprawy niesłusznie oskarżonych wypływają raz po raz, szokując opinię publiczną (jak w przypadku uniewinnionego Tomasza Komendy, ale nie tylko). Dlatego też, oprócz tej aktualności i tego, że narracja sięga do naszych serc i próbuje je wyżąć jak mokrą szmatkę, serial sprawia wrażenie dobrze opowiedzianej historii sprzed lat, po której można wysnuć wiele refleksji. Śledztwo, sądowy dramat, ale także niezwykle dobrze odwzorowane realia samej końcówki lat osiemdziesiątych w Nowym Jorku, które splamione były przemocą i konfliktami na tle rasowym. Dlatego też sprawa gwałtu na młodej biegaczce zawładnęła umysłami Amerykanów, którzy za wszelką chcieli znaleźć winnego lub winnych tej okrutnej przemocy. I kiedy piątka młodych czarnoskórych chłopaków napatoczyła się policji, jej przedstawiciele nie mieli zbytnio wyobraźni, aby szukać prawdziwego sprawcy, lecz robili wszystko, by szybko zamknąć kogokolwiek. Jak nas widzą czasem przesadnie dramatyzuje, pomija wątki i troszkę spłyca to, co działo się już współcześnie, ale mimo to, to skupienie się na emocjach i dramacie głównych bohaterów wychodzi na tyle dobrze i przekonująco, że serial ten gorąco polecam.

Mateusz Norek

Mateusz Norek

Bardzo podoba mi się, jako graczowi pecetowemu, coraz większa tendencja wydawania gier Playstation na komputery stacjonarne. Kiedyś byłoby nie do pomyślenia, by tytuły ekskluzywne pojawiły się gdziekolwiek poza macierzystą konsolą, tymczasem dziś możemy na PC zagrać w takie marki jak God of War, Horizon czy Days Gone. I właśnie ten ostatni tytuł niesamowicie pochłonął mnie w zeszłym miesiącu. Co ciekawe, nie wyczekiwałem jego portu na komputery; kiedy oglądałem zwiastuny kilka lat wstecz, wyglądał dla mnie po prostu w porządku. Sięgnąłem po niego trochę przypadkiem, po prostu szukając czegoś w klimatach apokalipsy zombie.

Teraz, po kilkudziesięciu godzinach rozgrywki, śmiało mogę dołączyć do sporego grona głosów, które uważają, że Days Gone to tytuł niesamowicie niedoceniony, który nigdy nie zyskał należytej popularności i nie doczekał się kontynuacji. Pod płaszczykiem dość prostej mechanicznie rozgrywki trzecioosobowej w otwartym świecie kryje się naprawdę wciągająca historia. Całość zaczyna się od sztampowego wybuchu tajemniczego wirusa, rozdzielenia ukochanych osób i prób przeżycia w apokalipsie, gdzie często od krwiożerczych zombie większym zagrożeniem są inni ludzie. Fabuła z biegiem czasu staje się jednak coraz ciekawsza, ale historię śledzi się z przyjemnością od samego początku, dzięki niesamowicie dobrze napisanym postaciom. Główny bohater, motocyklowy włóczęga  Deacon St. John, to świetny protagonista, którego charakterność i cynizm świetnie oddał aktor Sam Witwer. Reszta obsady nie odstaje poziomem i barwni bohaterowie to jeden z najmocniejszych atutów gry.

Nie chcę rozwodzić się za dużo o samej rozgrywce, napiszę więc tylko, że miło jest zobaczyć otwarty świat, którego mapa nie jest obsypana milionem znaczników i zamiast powtarzania na okrągło podobnych aktywności, gra bardziej nastawiona jest na misje fabularne. Graficznie Days Gone to najwyższa półka, gra miejscami potrafi wyglądać naprawdę przepięknie, a na jeszcze większe uznanie zasługują animacje zombie, szczególnie kiedy mamy do czynienia z wielkimi hordami  –  walka z nimi jest jednym z najciekawszych elementów samej rozgrywki. 

 

Magda Przepiórka

Magda Przepiórka

 

Inaczej być nie może. W tym miesiącu pora napisać o Rodzie smoka. Bałam się tego serialu, bałam się, że to będzie typowa jazda na popularności Martinowskiego świata przedstawionego, byle załapać jak największą oglądalność, byle się opłaciło. Pierwszy odcinek obejrzałam po czasie, gdy w sieci zaczęły pojawiać się pozytywne, choć nieco tą pozytywnością zaskoczone opinie. Włączyłam. Zobaczyłam. Spodobała mi się młoda obsada, powolne prowadzenie narracji i spokojne wprowadzenie w zupełnie nową historię. Nie jestem fanką książek George’a R.R. Martina, więc zarówno do Gry o tron, jak i Rodu smoka podchodziłam bez literackiego wglądu za kulisy. 

I co z tym Rodem smoka? Ano dobrze, chwilami nawet bardzo dobrze jest. Brak tu jednoznacznego podziału na tych dobrych i złych, a raczej mamy tu do czynienia z różnorakimi szarościami — do czego zdążyła nas już przyzwyczaić Gra o tron. To, co podoba mi się w Rodzie smoka bardziej, to podejście do budowania historii oraz przywiązanie do szczegółów. Fabuła skupiona jest — przynajmniej jak na razie — na mniejszej grupie postaci, co pozwala zachować jako taką jedność miejsca i akcji. Doskonałe są też sceny rozgrywające się w małych, zamkniętych przestrzeniach, skupiające się na słownych i często niedosłownych potyczkach pomiędzy jedną a drugą postacią. Mniej interesują mnie bardziej dynamiczne sceny, które raczej wybijają z tego specyficznego, gęstego i przepełnionego niedopowiedzeniami klimatu. Widać, że za Ród smoka odpowiadają osoby, które w tę produkcję wpakowały sporo serca, nie tylko surowej kalkulacji. A co do obsady… Choć Emma D’Arcy i Olivia Cooke świetnie prowadzą swoje bohaterki, to nie sposób nie wspomnieć o ich poprzedniczkach wcielających się w młodsze wersje. Milly Alcock (z całego serca polecam serial Upright, w którym występuje ta Australijka — oparty na prostym schemacie, doskonale zagrany, autentyczny, życiowy i trafiający w samo serducho) i Emily Carey doskonale poradziły sobie we wprowadzającym nakreśleniu tego duetu i muszę przyznać, że trochę żal, że tak szybko się z nimi pożegnaliśmy. A ulubiona bohaterka? Na ten moment księżniczka Rhaenys w wykonaniu Eve Best — co za rola! Najlepsza scena? “Przemarsz” Viserysa oraz familijne spotkanie przy stole z ostatnią próbą pogodzenia zwaśnionej rodziny w bezbłędnym ósmym odcinku.

 

Klaudia Rudzka

Klaudia Rudzka

Październik to bez wątpienia czas, kiedy aura za oknem sprzyja eksplorowaniu odłożonych „na później” filmów, seriali, książek. W moim przypadku takim tytułem był film Memories w reżyserii Katsuhiro Ôtomo, który jest odpowiedzialny za takie dzieła jak Akira i Tensai Okamura, twórcy między innymi Neon Genesis Evangelion oraz Cowboy Bebop: Pukając do nieba bram. Memories to film z 1995 roku, współcześnie nieco zapomniany w przeciwieństwie do wyżej wymienionych klasyków. Składa się on z trzech odrębnych części stanowiących niepowiązane ze sobą historie. Pierwszą z nich jest Magnetic Rose opowiadająca historię dwóch astronautów, którzy trafiają do uniwersum stworzonego ze wspomnień śpiewaczki operowej; druga historia, Stink Bomb, traktuje o  konsekwencjach złych decyzji oraz nieodpowiedzialnych badaniach naukowych, trzeci film, Cannon Fodder, to z kolei opowieść o mieszkańcach, których celem życiowym jest strzelanie z armat umiejscowionych na dachach budynków. Każda z wyżej wymienionych około 40-minutowych historii niesie ze sobą inne przesłanie oraz symbolikę, ale nie będę teraz  zagłębiać się w ich analizę  –  niech każdy, kto skusi się na seans, podąży za swoją własną interpretacją. Myślę, że cyberpunkowe Memories, wspaniale narysowane z zapadającą w pamięć muzyką i intrygującą fabułą przypadnie do gustu niejednemu fanowi anime. Pomimo że Memories w 2022 roku może już nie imponować jak dawniej, to bez wątpienia jest to pozycja, z którą warto się zapoznać. 

 

Jakub Pożarowszczyk

Jakub Pożarowszczyk

Najpierw szybki przegląd premier płytowych października. Queensrÿche opublikowali najbardziej udaną płytę (Digital Noise Alliance) z Toddem La Torrem za mikrofonem. Nie skłamię, jeśli napiszę, że to najlepszy jakościowo materiał Amerykanów od czasów Promise Land (1994). Dobitnie to świadczy o tym, że Geoff Tate był przez lata hamulcowym formacji. Inni weterani, czyli The Cult znowu nagrali dobry, aczkolwiek krótki i treściwy album (Under the Midnight Sun) nawiązujący do ich najlepszych czasów. Red Hot Chili Peppers wydali już drugą płytę w tym roku  –  Return of the Dream Canteen. Znowu popełnili błąd z czasów Stadium Arcadium. Zabrakło odpowiedniej selekcji materiału. Z klasyków warto odnotować powrót Skid Row. Powrócili z niezłym, aczkolwiek nic niewnoszącym nawet w ich własną historię LP The Gang’s All Here. No i powiedzmy sobie szczerze: bez Sebastiana Bacha to jednak nie to samo. Co jeszcze w październiku się działo? Warto odnotować nowe dzieła od Simple Minds, a-ha i Arctic Monkeys, którzy urzekli mnie swoim The Car, stylistycznie bliższemu latom siedemdziesiątym niż nowej rockowej rewolucji z początku XXI wieku. 

Jednak moje czarne jak smoła serce skradło warszawskie power trio Wij. Rok temu ujawnili się albumem Dziwidło, brzmiącym cudownie oldschoolowo, stoner-doom metalowo. Zresztą sami twierdzą, że grają proto-metal. Ich stylistyka jest wypadkową Black Sabbath, Saint Vitus, Candlemass i Kyuss. Jednak to, co ich wyróżnia, to wspaniały wokal Tuji Szmaragd i nieobecność gitary basowej, której brak rekompensuje brzmienie gitary barytonowej niejakiego Palca, co daje Wijowi niewątpliwą oryginalność i świeżość. Dziwidło mi się podobało, trochę narzekałem na produkcję, niemniej zauważyłem olbrzymi potencjał w tej kapeli. Dopiero jednak tegoroczna EP-ka Przeklęte wody spowodowała, że Wij oplótł mnie mocą własnego talentu. To raptem cztery kawałki na czele z fantastycznym, bardziej hard rockowym niż doom metalowym, odjechanym, diablo przebojowym Narwalem oraz świetnym coverem Type o Negative  –  Wilczym Nowiem. Za to kończący EP  –  Metabunkier to popis całego składu: cudowny, sabbathowy riff gitary, bluesowy feeling perkusji, Tuja wchodząca na ekstremalnie wysokie rejestry głosu oraz tekst z pogranicza surrealizmu i science fiction. Pozornie jest to przepis na katastrofę. Wij jednak z tego zrobił małe arcydzieło. Czekam niecierpliwie na pełną płytę, której premiera będzie już w 2023 roku.

Sylwia Sekret

Sylwia Sekret

 

Pierwsze dwa sezony nie porwały mnie jakoś wybitnie. Lubiłam ten serial, ale nie powiem, żebym pałała do niego jakąś szczególną miłością albo w zniecierpliwieniu czekała na kolejny sezon. Derry Girls to serial nietypowy, trzeba mu to przyznać, i nie każdemu się spodoba, a już na pewno nie każdego rozśmieszy, a jest to jednak serial komediowy, choć z obyczajowym, dramatycznym sznytem, w dodatku z niebagatelnym tłem historycznym. Kiedy siadłam do seansu trzeciego sezonu, nie spodziewałam się niczego konkretnego. Pomyślałam, że miło będzie wrócić do bohaterek, ale nic więcej. I nie wiem sama, czy trzeci sezon był wyjątkowo dobry, czy po prostu ja dopiero przy trzeciej odsłonie przekonałam się do jego konwencji i specyfiki, ale połknęłam dostępne odcinki w okamgnieniu, bawiąc się przy tym znakomicie. Mało tego  –  wzruszałam się również i to całkowicie szczerze, co było dla mnie samej zaskoczeniem. Trzeci sezon Derry Girls to kolejne zwariowane przygody przyjaciółek i kuzyna jednej z nich, żyjących w Derry w Irlandii Północnej, w dodatku pod koniec XX wieku, kiedy to obszar ten targany był konfliktem etnicznym. Konflikt ów był tłem dla wydarzeń z dwóch poprzednich sezonów, natomiast zakończył się porozumieniem wielkopiątkowym podpisanym w Belfaście w 1998 roku, które to porozumienie i dylematy z nim związane towarzyszą naszym bohaterom i bohaterkom w sezonie trzecim  –  niestety, wszystko na to wskazuje  –  że ostatnim. Idealne wyważenie czasami dziwnego humoru z dramatem rozgrywającym się dookoła dorastających młodych ludzi, przed którymi dopiero stoją najważniejsze w życiu decyzje, zaowocowało świetnym sezonem, który oglądało się rewelacyjnie. W jednym z odcinków pojawił się gościnnie nawet Liam Neeson. Derry Girls w pełen humoru, ale mądry sposób pokazuje, że nawet w najbardziej niepokojących, niepewnych, dziwnych i naznaczonych konfliktami czasach  –  ludzie nadal pozostają ludźmi. Życie po prostu musi toczyć się dalej, hormony w nastolatkach nadal buzują, przyjaźnie się rozwijają, zakochani się zakochują i nic tego nie powstrzyma. Jest to zarówno zaskakujące, jak i piękne zarazem. A także warte poszanowania i zrozumienia, zwłaszcza teraz.

Derry Girls to świetny, trochę nietypowy serial, który powinien przypaść do gustu tym, którzy lubią nieco dziwaczne seriale i mają dość przedramatyzowanych seriali young adult. A trzeci sezon był absolutnie najlepszy, dlatego bezkompromisowo zasłużył na miano ulubieńca miesiąca.

Fot.: Netflix, Wij, Bend Studio, newonce.radio, HBO Max

ulubieńcy października

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Magda Przepiórka

Psychofanka Cate Blanchett, Dario Argento, body horrorów Davida Cronenberga, Rumuńskiej Nowej Fali i australijskiego kina. Muzyka to beztroskie, ale i mocniejsze polskie brzmienia – przekrój dekad 70/80 – oraz aktualne misz-masze gatunkowe w strefie alternatywy. Literacko – wszystko, co subiektywnie dobre i warte konsumpcji, szczególnie reportaże podróżnicze. Poza popkulturą miłośniczka wojaży wszelakich.

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *