styczeń 2021

Ulubieńcy miesiąca: Styczeń 2021

Styczeń 2021 roku to taki miesiąc, który chyba wszyscy zapamiętamy niezbyt dobrze. Wpłynęło na to wiele rzeczy – od decyzji rządzących, które bezpośrednio wpływają na nasze życie, przez pandemię, a na pogodzie kończąc, bo choć biel za oknem cieszy oko, to skutecznie również utrudnia życie, a wielu z nas marzy się już soczysta, ciepła wiosna. Umilamy więc sobie ten niezbyt przychylny czas dobrą muzyką, przy której albo zapominamy o tym, co nas drażni, albo wręcz przeciwnie – razem z muzykami wyładowujemy swój gniew, wykrzykując go. Zakopujemy się pod kocem z dobrą książką, zapominając o mrozie na zewnątrz. Wskakujemy w zmyślone światy i zanurzamy się w całkiem innych problemach postaci z gier i filmów – tak bardzo innych, że dzięki nim na chwilę zapominamy o własnych. Kultura jest naszą ucieczką i naszym pocieszycielem. Wyciąga do nas pomocną dłoń, nie zważając na to, że musi ją wysunąć spod ciepłego koca, narażając się na zimny powiew rzeczywistości. Słowem – trwa przy nas i nie zawodzi. A my cieszymy się z tego, co daje, i czerpiemy garściami z przyjemności i mądrości, którymi nas raczy. I chcemy także dzielić się tym z Wami. Sprawdźcie więc, co tym razem zyskało u naszych redaktorów miano ulubieńców miesiąca. Czym otulił nas styczeń 2021?


Sylwia Sekret

Co prawda zaczęłam tej płyty słuchać pod koniec stycznia, ale robiłam to na tyle często, że niesprawiedliwym byłoby, gdybym nie umieściła jej w tym zestawieniu, zwłaszcza że nic innego tak długo i tak przyjemnie nie towarzyszyło mi w minionym miesiącu. Całej Góry Barwinków słuchałam bardzo dawno temu, w zamierzchłych czasach studiów, a potem jakoś o tym zespole zapomniałam. Aż tu któregoś styczniowego dnia, kiedy już nie wiadomo było, czego słuchać, mąż powiedział: rzuć jakimiś nazwami zespołów, których dawno nie słuchałaś, zobaczymy, czy i jakie płyty od tamtego czasu wydali. Pomyślałam: Oszalał. Ale brnęliśmy w ten pomysł i po kilku zawodach (bo okazało się, że większość z tych zespołów, które zaproponowałam, nie wydała nic), bam! – sukces, trafiony zatopiony, mamy to! Odpaliliśmy krążek Sposoby od Całej Góry Barwinków właśnie i na początku było po prostu przyjemnie. W ucho wpadła mi jedna, potem dwie piosenki. A potem okazało się, że cały album jest bardzo przyjemny, świetnie się go słucha, wpada w ucho, nie sposób (nomen omen) go nie nucić, a niektóre teksty są naprawdę ciekawe. Na razie moimi faworytami są tytułowe Sposoby, przeokropnie chwytliwy kawałek Tylko dla nas (który możliwe, że skradł moje serce między innymi ze względu na moje polonistyczne wykształcenie), Szmerc (jakiś taki bardzo aktualny dziś, mimo że album ukazał się w 2018 roku) i humorystyczny (ale jakże prawdziwy) utwór Jedno mniej. A! I jeszcze Mina! Dzięki Sposobom zaświeciło jakoś tak więcej słońca, lepiej mi się biegało, a dodatkowo przypomniały mi się studenckie czasy. To zdecydowanie mój ulubieniec stycznia. I obawiam się, że lutego też.

Cała Góra Barwinków - Szmerc - (official video)


Mateusz Cyra

Mój ulubieniec stycznia będzie dość nietypowy. Nie chodzi bowiem o jeden, konkretny tytuł, a bardziej o fakt, że udało mi się w tym miesiącu wyjść z takiego marazmu, który odbierał mi chęci do obcowania z jakąkolwiek popkulturą. Na samą myśl, ile tego wszystkiego jest i ile każdego dnia dochodzi – czułem się przytłoczony. Zwłaszcza w zestawieniu tego z faktem, że nie starczyłoby mi kilku żyć, żeby to wszystko ogarnąć, a nie starczy mi życia, żeby ogarnąć wszystkiego, co mnie interesuje. I jakoś tak trwałem sobie w takiej blokadzie paradoksu, bo z jednej strony blokowało mnie to, że jest tyle dzieł popkultury na świecie, a z drugiej strony przecież właśnie chęć poznania tego wszystkiego zapędziła mnie w kozi róg. W końcu jednak pogodziłem się sam ze sobą i podjąłem kilka ważnych decyzji, które pozwoliły mi obrać cel. Zamiast miotać się po kilkunastu grach miesięcznie i niekończeniu żadnej, postanowiłem, że 80% mojej uwagi poświęcę na przejście Wiedźmina 3: Dziki Gon wraz z dodatkami. I prawdopodobnie to właśnie gra CD Projekt Red jest tym tytułem, na który bym finalnie postawił w kontekście ulubieńca miesiąca. Grałem sobie tyle, na ile pozwalał mi czas wolny i nagle pod koniec miesiąca okazało się, że znacząco popchnąłem porzuconą niegdyś fabułę do przodu, a licznik nabił ponad 22 godziny grania. Skończyłem cały Novigrad, przeszedłem główny i najważniejsze wątki poboczne w Skellige i teraz zwiedzam Kaer Morhen, szukając elementów zbroi wilka, bo postanowiłem, że mój Geralt będzie nosił zbroję swojego cechu wiedźmińskiego. 

Zostawiając już gry – w duży dół wprawiła mnie ilość filmów, które obejrzałem w 2020 roku. 71 tytułów to mój najgorszy wynik od momentu, w którym zapisuję sobie ilość obejrzanych filmów. I znowu – na początku mnie to zmroziło, postanowiłem jednak nie narzekać, nie jęczeć, ale zacząć faktycznie oglądać. I mój wolny czas w styczniu dzieliłem tak naprawdę między granie w Wiedźmina 3 a oglądanie filmów. Licznik zatrzymał się na jedenastu filmach, co uważam za piękny wynik w odniesieniu do mizernego 2020. Czy było coś szczególnie godnego uwagi? Dwie produkcje: Tramps z 2016 roku – niszowa perełka Netflixa, będąca takim swoistym filmem na poprawę nastroju oraz Po godzinach z 1985 w reżyserii Martina Scorsese, który w tej produkcji mocno nawiązywał do stylistyki Lyncha. 

Tramps | Official Trailer [HD] | Netflix

 

Myśleliście, że zapomniałem? Wolne żarty! Do listy ulubieńców muszę oczywiście dodać teledysk Eminema do piosenki Higher. To drugi singiel promujący płytę Music To Be Murdered By (Side B) z końcówki 2020 roku. Rewelacyjny czarno-biały klip stanowi kolejny w karierze Eminema hołd wobec rapera LL Cool J’a, a dodatkowo jest to jeden z moich ulubionych utworów na płycie, siłą rażenia przypominający ‘Till I Collapse z 2002 roku. 

Eminem - Higher (Official Video) Explicit


 

Anna Sroka-Czyżewska 

Bez wahania jestem w stanie wybrać ulubieńca tego miesiąca – jakże urokliwego i mroźnego stycznia, który daje nam nadzieję na dużo lepszy i spokojniejszy rok. Wybrałam sobie kilka lektur, ale bez wątpienia najlepszą z nich okazała się debiutancka powieść Marty Knopik Czarne miasto. Śląsk i jego historia, bogaty folklor i nutka realizmu magicznego, a dodatkowo skąpane to wszystko w jakiejś onirycznej wizji autorki. To samo by mnie może nie skłoniło do uznania wyjątkowości tej powieści, ale urzekł mnie język i literackość opowieści, urok słów i obrazów, dzięki którym autorka pokazała swoją wizję świata. Światem tym jest miasto, czarne jak węgiel wydobywany spod ziemi i jak sadza, która spada z nieba niczym płatki śniegu. W mieście tym mieszka rodzina Wandy, jej córki, zwane siostrami Bebe, oraz ukochany mąż-przyjaciel. Żyją w wielkim mieszkaniu, o wysokich sufitach i wielu zakamarkach, ciemnym i napełnionym historią – lecz nie ich. Powoli jednak przejmują krewnych, powoli dogadują się z tym wielkim mieszkaniem i rok za rokiem staje się to życie już tylko ich. Metaforyczna opowieść o rodzinie Bobrów to tylko jeden z wątków snutej przez Martę Knopik historii. Dotyka ona w Czarnym mieście tematów uniwersalnych, nie tylko tych dotyczących Śląska – jego przeszłości, przemian, kultury i odrębności. Przede wszystkim temat bycia kobietą, odnajdywania się w swojej roli i w swoim życiu, a także w życiu bez mężczyzn jako głowy rodziny, bez ojca i bez męża. Proza Marty Knopik jest przystępna, uniwersalna i poetycka, a sama historia jest bogata w znaczenia, które powoli wydobywamy na powierzchnię.


Jakub Pożarowszczyk

Początek roku w muzyce przeważnie dla mnie jest momentem, gdy nadrabiam zaległości z poprzedniego roku. Otóż nie tym razem. W mojej banieczce sporo się działo. Therion nagrał najlepszą płytę (Leviathan) od 2007 roku, jednak powiedzmy sobie szczerze, że to nie było zbyt trudnym zadaniem, mając na uwadze ostatnie dokonania Szwedów na czele z beznadziejnym Beloved Antichrist. Steven Wilson coraz bardziej ucieka z szufladki progresywny rock i eksploruje klimaty elektroniczno-popowe przy okazji serwując najgorszą płytę w swojej solowej karierze (The Future Bites – recenzję znajdziecie tutaj). Niestety za zmianą stylu nie poszła jakość, do jakiej nas przyzwyczaił lider Porcupine Tree. Kolejny gigant progresywnego rocka – Steve Hackett powrócił do klasyczno-barokowych klimatów, serwując fanom wyborną płytę Under A Mediterranean Sky. Wyborną, pod warunkiem, że jest się fanem artysty z płyt Tribute (2008) czy Bay of Kings (1983). Mój ulubieniec stycznia 2021 ujawnił się światu pod koniec stycznia i zupełnie nie ma nic wspólnego z ugrzecznionym art rockiem.

Ludzie będący na szczytach władzy znowu dostarczyli nam pod koniec stycznia porcję negatywnych emocji. Chodzi mi rzecz jasna o opublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W takich momentach często sięgam po muzykę, która jest w pewnym sensie katalizatorem dla mojego wewnętrznego gniewu. W to wszystko idealnie, niestety, wpasowała się nowa płyta legendy polskiego punk rocka – Dezertera – Kłamstwo to nowa prawda. Piszę celowo „niestety”, bo jestem przekonany, że trio Grabowski/Matera/Chrzanowski zdecydowanie nie są zachwyceni tym, co się dzieje wokół nas, we współczesnej Polsce. I dają tego dobitny wyraz w doskonałych, krótkich, aczkolwiek esencjonalnych dla punk rocka w jego najlepszym wydaniu kompozycjach oraz w tekstach Krzysztofa Grabowskiego, który celnie i boleśnie punktuje problemy naszego grajdoła, jak problem z pedofilią w kościele w utworze Dzień dobry, dzień zły (Najpierw niechciany dotyk/Obleśne pocałunki/Zawsze uzasadnione/Bo przecież Bóg tak chciał/Tak się zaczyna piekło/Tak się zaczyna gwałt). Grabowski porusza ponadto to problem szumu informacyjnego, fake newsów i kłamliwej propagandy (Kłamstwo to nowa prawda). Krypto-faszyści w sejmie w postaci posłów Konfederacji? Im się też dostaje w utworze Brunatny (Prawda jest okrutna/Kolor brunatny/Jest kolorem gówna). 27 minut, 10 kompozycji, czysty, szczery, zaangażowany punk rock niebiorący jeńców. Martwi mnie tylko jedno. Że tak ważna płyta pod względem przekazu nie wyjdzie poza punkową banieczkę. Mam nadzieję, że ta muzyka dotrze do jak największego grona odbiorców, bo moim zdaniem zdecydowanie Dezerter, mimo że mamy początek lutego, nagrał najważniejszą płytę w 2021 roku.

Dezerter - Dzień dobry, dzień zły (official lyrics video)


styczeń 2021Natalia Trzeja

Tak jak wyżej wspomniał już Jakub, styczeń „fenomenalnie” obfitował w negatywne emocje. Jakby rocznica pandemii, zamknięcie w czterech ścianach, niemożność odwiedzenia bliskich za granicą, masowe protesty, bankructwa i niezliczone fake newsy nie wystarczyły, aby dobić większość polskiego społeczeństwa. Jednak grupa facetów w garniturach, pod banderą „W imię Ojca i Syna(…)” postanowiła dopiec nam jeszcze bardziej (bo czemu nie?), publikując wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Ostatni rok, jak i początek bieżącego, nie należą do najprzyjemniejszych (wręcz ultrabeznajdziejnych), szczególnie dla osób wysoko wrażliwych. Z tego też powodu, trudno było mi wybrać mojego styczniowego ulubieńca, wręcz ta polsko-pandemiczna chandra prawie uniemożliwiła mi czerpanie radości z jakiejkolwiek formy kultury. „Prawie”, bo jednak w tym styczniowym przygnębieniu udało mi się wygrzebać jedną perełkę, która zasługuje na miano ulubieńca miesiąca.

Styczeń upłynął mi w rytm melodii soundtracku do gry Ori and the Will of the Wisps autorstwa Garetha Cokera (który pracował również przy produkcji Ori and the Blind Forest). Chociaż, obecne czasy nie za bardzo nas rozpieszczają, to spokojna i bajkowa melodia Ori and the Will of the Wisps posiada wartości niemal terapeutyczne i wyciszające. W natłoku egzaminów, stresu i kolejnych pandemicznych obostrzeń Gareth Coker przeniósł mnie na chwilę do innej rzeczywistości, co niejednokrotnie potrafiło uspokoić moje zszargane nerwy. Kompozytor wykreował naprawdę wyjątkową ścieżkę dźwiękową, która nie tylko pomoże nam zatracić się w wirtualnym świecie gry Ori and the Will of the Wisps, ale stanowi też wyjątkową pozycję na rynku muzycznym, począwszy od duchowej A Yearning for the Sky, po waleczną Hornbug, kończąc na wzruszającej Ori, Embracing the Light. 

Nie jest to muzyka do sprzątania czy gotowania obiadu, ale do delektowania, rozkoszowania się bajkowymi nutami i zatopienia się w każdym następującym po sobie dźwięku. Do leżenia na łóżku przy zapalonej świeczce, w towarzystwie psa leżącego na kolanach, kieliszka wina i spoglądania na śnieg sypiący za oknem. Ja udaję się na swoją muzyczną terapię, a was zostawiam w akompaniamencie Now Use the Light, We Want to See!
Enjoy!

Now Use the Light, We Want to See!


styczeń 2021Klaudia Rudzka 

Jak pisała Natalia, styczeń nie był zbyt optymistycznym miesiącem. Tak wyczekiwane wejście w nowy rok można uznać za pewnego rodzaju falstart, jednak nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu wierzyć, że będzie lepiej. A jeśli mówimy o wierze, to gorąco polecam lekturę, na którą trafiłam w styczniu. Jest to książka autorstwa Tomasza Kwaśniewskiego pod tytułem W co wierzą Polacy? Śledztwo w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch… wydawnictwa Znak, traktująca o polskim rynku usług magicznych, jego historii oraz współczesnej kondycji. Autor z reporterskim zacięciem oraz odrobiną niekrytego sceptycyzmu opowiada o swoich spotkaniach z polskimi wróżkami, horoskopach oraz bardzo dobrze prosperującej wierze w amulety i magiczne rytuały zapewniające na przykład rzucenie palenia. Bardzo przystępnie napisana i dość lekka publikacja pozwala nam zanurzyć się w domach i gabinetach wróżbitów i wróżek, doświadczyć egzorcyzmów oraz dowiedzieć się więcej o uwięzionych duchach miasta, ukazując, jak bardzo silna jest moc sugestii oddziałująca – co dostrzegamy na przykładzie autora – nawet na najbardziej racjonalne umysły. Momentami bawi oraz wprawia w konsternację, nie zdajemy sobie  bowiem sprawy, jak wielu z nas wierzy w nadprzyrodzone i dlaczego tak się dzieje. 

 


Małgosia Kilijanek

Tegoroczny styczeń – na wpół ciepły, na wpół mroźny – sprzyjał zasłuchiwaniu się w nagrania koncertowe, pozwalając nostalgicznie westchnąć i pomyśleć: kiedyś to były czasy. Do Londynu pozwolił mi przenieść się Ry Cuming, australijski muzyk znany jako RY X, oraz towarzysząca mu na scenie London Contemporary Orchestra. Nagrania z października 2019 roku w Royal Albert Hall przywołują wspomnienia z występów na żywo artysty, hipnotyzują i wzruszają. Jak przyznał sam Ry, aranżacje te odmienne są od pierwotnych wersji, a do nabrania przez nie finalnego kształtu przyczyniły się lata grania i zaangażowania, rozwijające się improwizacje oraz eksperymenty z orkiestrą. Drżący, surowy głos w otoczeniu minimalistycznych dźwięków, stworzył niepowtarzalną atmosferę intymności, wrażliwości i melancholii, a Sweat, Howling, Shortline, The Water nigdy nie wybrzmiały lepiej. Jeżeli nie mieliście okazji zapoznać się z tą płytą, nie zwlekajcie – jest pełna ciepła, wyjątkowych emocji oraz piękna.

22 stycznia ukazał się za to piąty album studyjny Still Corners – The Last Exit, łączący w sobie dream popowe brzmienia z desert noir. Eteryczny wokal Tessy Murray snuje w nim opowieści o amerykańskich wydmach, autostradach i duchach, a kroku dotrzymuje jej z gitarą Greg Hughes. Płyta nagrana częściowo podczas pandemii, nie wydaje się innowacją w dyskografii duetu, ale przywołuje coś znanego i uzależniająco przyjemnego. Pozwala wyruszyć w podróż, której (prawdopodobnie) nic nie ogranicza.

Singlem z Polski, któremu mogę przyznać miano ulubieńca miesiąca, jest za to What If duetu Youth Novels, po którego wysłuchaniu głos Ani Babrakowskiej nie pozwala łatwo o sobie zapomnieć. Można uznać go też za klamrę kompozycyjną mojej wypowiedzi, gdyż z RY X utwór łączy odpowiadający za miks Chris Allen, współpracujący z Cumingiem.

Youth Novels - What if (lyric video)

 

 

Fot.: ZIMA, Wydawnictwo lira, Mystic, Moon Studios, Znak


Przeczytaj także:

Ulubieńcy 2020 roku

styczeń 2021

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Natalia Trzeja

Piszę, więc jestem. I straszę w horrorach. Bu.

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *