Najnowszy tom wydawanego przez Egmont cyklu DC Deluxe zabiera nas w przekrojową podróż przez twórczość jednego z najbardziej charakterystycznych artystów amerykańskiego komiksu. Mike Mignola, bo o nim mowa, to twórca, który kojarzy się czytelnikom przede wszystkim z wykreowaną przez siebie, bestsellerową serią Hellboy. To właśnie Mignola jest faktycznym ojcem „piekielnego chłopca”, lecz zanim ów czerwony osobnik zagościł na komiksowych stronach wydawanych przez Dark Horse Comics, jego twórca spędził sporo czasu, rysując dla DC, gdzie współtworzył przygody ich sztandarowych bohaterów. Esencję tego okresu prezentuje album Uniwersum DC według Mike’a Mignoli.
Zbiór rozpoczyna czterozeszytowa miniseria, gdzie główną rolę odgrywa niejaki Phantom Stranger – jedna z najbardziej enigmatycznych postaci w uniwersum DC, której polscy czytelnicy mogą nie kojarzyć prawie wcale. W historii z 1987 roku Mignola wraz ze scenarzystą, Paulem Kupperbergiem, zabierają nas do samych czeluści piekielnych (jak widać, już od najwcześniejszych dzieł, Mike zafascynowany był tym tematem), gdzie tytułowy Widmowy Przybysz próbuję zapobiec końcowi świata, wywołanemu przez demonicznego Eclipso. Abstrahując od samego scenariusza, historia ta doskonale pokazuje, jak na przestrzeni lat rozwinął się warsztat Mignoli. W opowieści o Phantom Strangerze gdzieniegdzie dostrzec można to, z czego rysownik słynie najbardziej, jednak nadal trudno tutaj wyczuć charakterystyczny styl znany z jego późniejszych dzieł. Widać za to sporą fascynację Frankiem Millerem (niektóre kadry są narysowane w taki sposób, że gdybym nie wiedział, że ich autorem jest Mignola, to w ciemno postawiłbym na Millera).
Następnie dostajemy współtworzoną ze słynnym Johnem Byrnem, czteroczęściową historię The World of Krypton, zabierającą nas w zamierzchłą przeszłość rodzimej planety Supermana. Byrne w tym czasie dźwigał na swoich barkach reboot historii tego najsłynniejszego superbohatera (czyli Człowieka ze stali – historię, od której w Polsce zaczęła się seria o Supermanie), a Świat Kryptona był swego rodzaju spin-offem, który brytyjski artysta tylko pisał, rysowanie zaś pozostawił młodszemu, nie mniej utalentowanemu koledze. Kolejne historie stanowi zbiór kilku zeszytów z regularnych serii poświęconych Człowiekowi ze stali, które w dalszym ciągu w jakiś sposób nawiązywały do historii Kryptona (fragmenty jednego z nich, zatytułowanego Wspomnienia z przeszłości Kryptona, zostały u nas wydane również przez TM-Semic).
Po Supermanie czeka nas krótki przerywnik w postaci opowiastki z serii o Potworze z bagien, w której Mignola połączył siły z Neilem Gaimanem. Następnie przechodzimy do Mignolowskiej wersji drugiej ze sztandarowych postaci DC – Batmana. Zaczynając od chyba najbardziej kultowego Sanctum (czyli kolejnej historii, którą fani TM-Semic znają doskonale), gdzie styl Mignoli jest już „tym stylem”, najbardziej kojarzonym z jego nazwiskiem. Mroczne, pełne kontrastów i pozbawione cieniowania rysunki, groza inspirowana Lovecraftem wylewająca się z niemal każdego kadru – to klimat, w którym Mignola czuje się jak ryba w wodzie. Pamiętam, że kiedy w dzieciństwie pierwszy raz zetknąłem się z tym zeszytem, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Czytając go teraz, wciąż czułem echa tej przesiąkniętej strachem atmosfery, dlatego bardzo cieszy mnie, że Sanktuarium znalazło się w tym albumie.
Zbiór kończy, wydana w 2005 roku, niewielka historyjka, będąca swego rodzaju humorystycznym hołdem złożonym złotym latom Batmana (kiedy to mrok nie wylewał się jeszcze z każdego kadru, a przeciwwagę dla poważnego Człowieka Nietoperza stanowił kolorowy Robin). W historii Gdyby człek z gliny powstał poznajemy genezę Clayface’a – zmiennokształtnego przeciwnika Mrocznego Rycerza, który w wersji Mignoli przedstawiony został jako nieco głupkowaty koneser sztuki. Całość albumu dopełnia, rozsiana po całym tomie, galeria okładek stworzonych przez Mignolę.
Nie wszystkie historie zawarte w Uniwersum DC według Mike’a Mignoli trzymają równy poziom (co nie jest oczywiście winą samego Mignoli, tylko współpracujących z nim scenarzystów), niemniej jednak jest to świetny przekrój twórczości amerykańskiego artysty, pokazujący, jak bardzo rozwinął się na przestrzeni lat, zanim jeszcze zaprezentował nam Hellboya i wszystko, co z nim związane. Album będzie niewątpliwie gratką dla miłośników DC, a momentami sentymentalną podróżą dla tych, którzy wychowali się na zeszytówkach wydawanych przez TM-Semic w latach 90.
Fot.: Egmont