VHS Nostalgia

VHS Nostalgia #2: „Cobra” (1986)

W ramach drugiego odcinka VHS Nostalgii i mojej podróży w czasie przez pełne akcji filmy z kaset video z lat 80. i 90. chciałem zabrać Was na nieco bardziej ponurą wycieczkę niż w przypadku Commando. W tamtym tekście wspominałem, że to właśnie ta produkcja ze Schwarzeneggerem była moim pierwszym filmem, który widziałem na domowym magnetowidzie. Drugim, nagranym na tej samej kasecie, była zaledwie o rok młodsza Cobra (1986), w której główne skrzypce grał największy rywal Arnolda z tamtych lat – Sylvester Stallone. Poczciwy Sylwek był już w tym czasie pierwszoligową gwiazdą, mając za sobą cztery części Rocky’ego i dwie części Rambo. Rola porucznika Cobrettiego miała na zawsze zostać jedną z tych trzech najbardziej kojarzonych z aktorem (mimo że Cobra nie doczekała się żadnego sequela).

Stallone jednak nie tylko zagrał główną rolę w Cobrze – napisał także scenariusz (co, jak wiemy, nie jest mu obce – jest scenarzystą wszystkich swoich najważniejszych filmów). Odpuścił sobie jednak stołek reżysera, na którym zasiadł George P. Cosmatos, z którym Sly miał przyjemność współpracować zaledwie rok wcześniej, przy okazji drugiego Rambo. Cobra nie była typowym akcyjniakiem, stawiającym na niekontrolowaną rozwałkę w stylu Commando czy właśnie przygód Johna Rambo. Była to bardziej rasowa sensacja z elementami kryminału i thrillera, której klimatem bliżej do oryginalnego Życzenia śmierci (1974) z Charlesem Bronsonem czy wcześniejszego filmu Stallone’a – Nocnego jastrzębia (1981). Zapewne niewiele osób wie, że jest to adaptacja (bardzo luźna) książki Pauli Gosling zatytułowanej A Running Duck (niestety niewydanej u nas). Sylvester starał się tym filmem zwrócić uwagę na rosnącą, bezsensowną falę przemocy zalewającą Stany Zjednoczone, jednocześnie tą przemocą epatując i kreując bohatera, który wziął sobie do serca powiedzenie o tym, że ogień zwalcza się ogniem.

Dość jednak tego wstępu. Czas wrzucić kasetę w odtwarzacz i lecimy z tą Cobrą!

Lektor zaczyna od najważniejszego komunikatu – w roli głównej: Sylvester Stallone. I od razu wiadomo, z jakim filmem mamy do czynienia.

Pierwsza fala nostalgii zalewa już na samym początku, kiedy widzimy duże zbliżenie na perłową kolbę pistoletu, na której nadrukowany jest wizerunek kobry.

Dłoń w czarnej rękawiczce wyciąga broń z kabury, kierując lufę prosto na nas.

W tle beznamiętny głos Stallone’a informuje:

W Stanach Zjednoczonych co 11 sekund ma miejsce włamanie. Kradzież z bronią w ręku co 65, a przestępstwo z użyciem przemocy co 25 sekund. Morderstwo co 24 minuty. Codziennie popełnianych jest 250 gwałtów.

Broń wypala, a w stronę widza leci rozpędzona kula, która zamienia się w wielki napis COBRA, na tle czerwonego horyzontu, zza którego wyłania się postać jadąca na motocyklu. W międzyczasie widzimy jakichś dziwnych ludzi potrząsających siekierami w opuszczonym magazynie, a tajemniczy motocyklista dociera do celu: sklepu spożywczego. To zdecydowanie podejrzany typek – kozia bródka, ciemne okulary, długi płaszcz i zimowa czapka na głowie. Pozory nie mylą i gość na środku sklepu, spod płaszcza, wyciąga shotguna i zaczyna strzelać.

Szybko na miejscu zjawia się policja, próbując negocjować z bandytą, który zdążył wziąć już zakładników. Facet jest wyraźnie szalony, bo zaczyna zabijać swoich więźniów, a policja nie wie, co robić, sięga więc po środek ostateczny. SWAT? Gwardia narodowa? Nic z tych rzeczy, jeden z detektywów rzuca tylko wiele znaczące:

Wezwijcie Cobrę!

I wszystko jest jasne.

Niedługo potem na miejsce dociera klasyczny samochód – czarny Ford Mercury Monterey z 1950 roku (z tablicą rejestracyjną głoszącą: AWSOM 50), po czym wysiada z niego ON!

Buty kowbojki ze stalowymi klamrami, skórzana kurtka, czarne rękawiczki, na nosie lustrzane okulary lotnicze, a w kąciku ust zapałka. Jednym słowem: porucznik Cobretti (czyli nasz poczciwy Sylvester Stallone), który niezwłocznie wkracza do akcji.

Wchodzi do sklepu tylnym wejściem, przemyka między półkami i odwraca uwagę bandyty, rzucając puszkę piwa Coors (z której wcześniej nonszalancko pociągnął spory łyk, w niezbyt wyszukany sposób lokując produkt reklamowy).

Kilka strzałów i skoków między regałami później, Stallone ma już psychola na muszce i nawiązuje się między nimi konstruktywny dialog:

[Bandzior, celując w zakładniczkę]: Mam bombę! Zabiję ją! Wysadzę ten kramik!

[Cobretti]: Nie krępuj się i tak nie robię tu zakupów.

Po wymianie jeszcze kilku uprzejmości Stallone wypowiada nieśmiertelne:

Jesteś chorobą, a ja lekarstwem.

Po czym likwiduje psychola celnym rzutem nożem, poprawiając kilkoma strzałami z pistoletu. Sytuacja została opanowana, ludzie uratowani, a cały ten wstęp miał na celu ukazanie porucznika Cobrettiego jako skutecznego i bezwzględnego gliniarza, który nie waha się użyć siły, nawet jeśli nie podoba się to opinii publicznej i jego kolegom po fachu.

Dalej przechodzimy do nieco spokojniejszej sytuacji, kiedy Cobra jedzie swoim samochodem retro, w tle mając palmy, zachód słońca i pop-rockową piosenkę. Ale nawet w takiej sytuacji nietrudno o kłopoty, jeśli jest się Sylvestrem Stallone. Nasz bohater parkując, siłą przestawia samochód kolesi, którzy blokują mu miejsce parkingowe. Kolesie trochę się rzucają, ale szybko przekonują się, z kim mają do czynienia i zostają spacyfikowani.

Cobretti wrócił do swojego mieszkania odpocząć po kolejnym ciężkim dniu łojenia tyłków przestępcom. W ramach relaksu czyści broń, oglądając kreskówki i zajadając zimną pizzę. Bajki zamieniają się w wiadomości, które informują, że w mieście grasuje seryjny zabójca, tym samym nakreślając nam główny wątek tego filmu. Następnie mamy przejście na owego zabójcę, który z pończochą na głowie atakuje bezbronną kobietę za pomocą siekiery i charakterystycznego noża z kolczastym uchwytem.

Kolejnego dnia, uparty kapitan policji nie chce przydzielić Cobrettiego do sprawy, ten na to filozoficznie stwierdza tylko, że teraz pozostaje im tylko czekać na kolejne morderstwo. Co zresztą szybko się dzieje. Okazuje się też, że zabójca nie jest jeden (choć prym wiedzie tutaj psychopata z toporną gębą Briana Thompsona, noszący klimatyczną ksywkę Nocny Rzeźnik), lecz jest to cała organizacja, a właściwie sekta, nazywająca siebie Łowcami (to ci, których widzieliśmy już na początku filmu, jak potrząsali siekierami w magazynie). Tym razem jednak świadkiem morderstwa jest przejeżdżająca obok kobieta, którą okazuje się znana modelka Ingrid (w tej roli Brigitte Nielsen).

W następnej scenie mamy okazję poznać ją lepiej w trakcie seksownej sesji zdjęciowej, przeplatanej scenami z Cobrettim i jego partnerem, sierżantem Gonzalesem, którzy chodzą po ulicach i przesłuchują ludzi. W tle słychać kolejny pop-rockowy hit tamtych lat, Angel of the City.

 

Po sesji Ingrid zostaje zaatakowana na parkingu podziemnym przez zabójców, którzy ją wyśledzili. Przeszkadza im niespodziewanie ochroniarz, który przypłaca to własnym życiem, lecz dzięki temu Ingrid udaje się uciec. Trafia do szpitala, gdzie przesłuchują ją Cobretti i Gonzales. W międzyczasie poznajemy dość istotny fakt – w szeregach policji znajduje się policjantka, Nancy, która działa razem z sektą Łowców, pragnących zaprowadzić nowy porządek na świecie. Lecz na ich drodze niespodziewanie stanęła Ingrid, która widziała twarz Nocnego Rzeźnika i jest w stanie go zidentyfikować. Morderca naiwnie myśli, że zmiana koloru włosów sprawi, że jego charakterystyczna morda stanie się mniej rozpoznawalna, więc tak przeobrażony udaje się do szpitala z niecnymi zamiarami.

Tymczasem Cobretti w domu, w pocie czoła przegląda kartoteki policyjne w poszukiwaniu twarzy z portretu pamięciowego, podczas gdy zabójca, w przebraniu sprzątacza (którego wcześniej sprzątnął) zaczyna grasować po szpitalu. Stallone szybko orientuje się, że coś jest nie tak, gdy w jego mieszkaniu napada na niego kilku drabów. Jako że jest to dla niego tylko chwilowa przeszkoda, po rozwiązaniu tego problemu, z piskiem opon rusza na pomoc Ingrid. Kobiecie w tym czasie po raz kolejny udaje się cudem uniknąć śmierci z rąk Rzeźnika, który przy okazji, skoro już tam jest z nożem, urządza sobie krwawą jatkę.

Po tych dramatycznych wydarzeniach Stallone zabiera roztrzęsioną Ingrid do bezpiecznej kryjówki, nie wie jednak, że jego poczynania śledzi Nancy, zdradziecka policjantka. W związku z tym droga do schronienia przeradza się szybko w pościg samochodowy, połączony ze strzelaniną, w trakcie której Cobretti pozbywa się niemal połowy przeciwników (i to w dość spektakularny sposób), ostatecznie jednak kończy się to kasacją jego pięknego, zabytkowego samochodu.

Skutkiem powyższego jest gorąca debata na posterunku, której finałem jest pozwolenie Cobrettiemu, z niewiadomych przyczyn, na zabranie Ingrid do kryjówki, do której nie udało im się wcześniej trafić (czyli mówiąc krótko – jeżdżenie z nią po mieście w charakterze przynęty). Zacieśnia to więzy między porucznikiem a kobietą i przy okazji poznajemy niezwykle męskie imię Cobry, który zwie się Marion.

Stallone, jego partner Gonzales, Ingrid i Nancy – zdradziecka policjantka (którą również przydzielono do tej sprawy) – ostatecznie lądują w motelu, Cobra jednak zaczyna coś podejrzewać, obserwując Nancy wykonującą tajemnicze telefony. W związku z tym nasz bohater będzie już gotowy na przybycie złych gości, dosłownie wyjmując granaty na stół. Jego zbrojenie się w żadnym razie nie przeszkadza w rodzącym się flircie między Ingrid a Cobrą i oboje szybko lądują w łóżku (co raczej nie powinno nikogo zaskoczyć).

Kolejna fala nostalgii w scenie, kiedy Cobretti, w ramach dozbrajania się, składa swój kultowy pistolet maszynowy z celownikiem laserowym.

Nad ranem pod motel podjeżdża cała banda Łowców na motorach, Cobra jest jednak gotowy na ich przyjęcie. Rozpoczyna się oblężenie i nieustająca strzelanina, w której ranny zostaje Gonzales. Cobrettiemu i Ingrid udaje się uciec furgonetką, a motocykliści podążają w ślad za nimi, ginąc jeden po drugim, eliminowani systematycznie przez Stallone’a.

Ostateczne starcie rozgrywa się w budynku huty (niczym Terminator 2, który ani chybi zgapił ten pomysł od Cobry). Terroryści giną jak kaczki, zdejmowane po kolei przez Cobrettiego. Aż w końcu zostaje tylko największy zakapior – Nocny Rzeźnik! Między dwójką śmiertelnych wrogów nawiązuje się niezwykle ciekawy pojedynek słowny:

[Nocny Rzeźnik]: Nie strzelisz, świnio! Zabójstwo jest wbrew prawu, musisz mnie aresztować. Nawet ja mam swoje prawa. Zaaresztuj mnie! Uznają mnie za szaleńca. Sądy są wyrozumiałe.

[Cobretti]: Ale ja nie. Tu kończy się prawo, a ja zaczynam.

Po czym dwójka panów przechodzi do rękoczynów. A po wyczerpującej walce, pojedynek siłowy, podobnie jak słowny, wygrywa oczywiście Stallone, nabijając Rzeźnika na hak zawieszony na łańcuchu, który zaciąga go prosto do pieca, gdzie płonie żywcem.

Schwarzenegger w tym momencie na pewno skwitowałby to jakimś celnym one-linerem, typu: poopalaj się trochę. Niestety Stallone nie jest aż tak błyskotliwy i obserwuje całą sytuację w milczeniu.

Wszyscy Łowcy nie żyją, ukochana bohatera została uratowana i wszystko skończyło się happy endem. Kumple gliniarze gratulują Cobrettiemu dobrej roboty, a sam Cobra, wraz ze swoją kobietą, odjeżdża na motocyklu w kierunku horyzontu.

Wchodzą napisy końcowe, a w tle słychać kolejny obciachowy, pop-rockowy hit (stworzoną specjalnie na potrzeby filmu piosenkę Voice of America’a Sons – Theme from Cobra).

Dziękuję za uwagę.


Cobra

 

Tytuł: Cobra

Tytuł oryginalny: Cobra

Reżyseria: George P. Cosmatos

Scenariusz: Sylvester Stallone

Gatunek: Sensacyjny, kryminał

Rok produkcji: 1986

W rolach głównych: Sylvester Stallone, Brigitte Nielsen, Brian Thompson, Reni Santoni, Andrew Robinson

Ocena: 6/10

 

 

Fot.: Warner Bros.

VHS Nostalgia

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

2 Komentarze

  • „Wchodzą napisy końcowe, a w tle słychać kolejny obciachowy, pop-rockowy hit (stworzoną specjalnie na potrzeby filmu piosenkę Voice of America’a Sons — Theme from Cobra).”

    Autor tego gniota pisanego jest obciachowy, to pewne.

    • Autor gniota dziękuje za konstruktywną krytykę. :)

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *