orlando

List miłosny à rebours – Virginia Woolf – „Orlando”

Virginia Woolf – z pewnością znakomitej większości czytelników nie trzeba przedstawiać figury jednej z najbardziej rozpoznawalnych pisarek brytyjskiego modernizmu. Jej twórczość, szeroko komentowana przez licznych krytyków i badaczy literatury, nieustannie porusza: u jednych wzbudza zachwyt, innych bulwersuje. Dziś, ponad 80 lat po śmierci pisarki, można śmiało powiedzieć, że nie ma osoby, która choćby ze słyszenia nie kojarzyłaby przynajmniej jednego tytułu Woolf – Pani Dalloway czy Do latarni morskiej. Jest jednak powieść, która pomimo żywego zainteresowania ze strony badaczy pozostaje nieco w cieniu innych utworów Woolf. Powieścią tą jest oczywiście Orlando, która to przez wiele lat traktowana była jako nie do końca „pełnoprawne” dzieło autorki.

Istotnie, Orlando może nastręczać problemów zarówno badaczom, jak i czytelnikom, począwszy od próby zaklasyfikowania tego dzieła. Sam koncept, jak na normy czasów, w których tworzyła Virginia Woolf, wypada nieco osobliwie oraz wymyka się ramom gatunkowym. Bohaterem jest elżbietański dworzanin, Orlando, który pewnego dnia budzi się ze snu jako kobieta. Skąd taki pomysł? Nie sposób nie wspomnieć tutaj o burzliwej, acz krótkiej relacji będącej genezą Orlanda. To właśnie ten element, romans z Vitą Sackville-West, stanowi klucz do powieści i nieustannie fascynuje kolejne pokolenia czytelników. Orlando jest odbiciem Vity, a z korespondencji pisarki jasno wynika, że obdarzyła swojego bohatera wieloma cechami kochanki. Powieść zatem nie bez kozery bywa określana mianem „listu miłosnego”, nie ma tam jednak ckliwości czy egzaltacji, jest za to zaczepność, dezynwoltura i humor. Aby prowadzić czytelnika przez kolejne czterysta (sic!) lat życia szlachcica, Woolf obiera konwencję biografii (czy też w kunsztownym tłumaczeniu Tomasz Bieronia „żywotopisu”) mającej „wiernie” zrelacjonować życie tytułowego bohatera, by po kilkudziesięciu stronach przyznać, że w „manuskrypcie była dziura tak wielka, że wszedłby w nią palec”. Widać zatem, że sama autorka wskazuje na żartobliwy tenor utworu. Woolf pozwala sobie na liczne dwuznaczności, dobrze zawoalowane, ale sugestywne i łatwo wyczuwalne. Nie wiadomo jednak, ile z tych zaszyfrowanych żartów udało się trafnie zinterpretować, a ile pozostanie na zawsze między  Sackville-West a  Woolf – tego zapewne nie da się ustalić. Niemniej, wpisuje się to w nieuchwytny urok Orlanda.

Ujęta w tekście przestrzeń czterystu lat nie ogranicza się jedynie do metamorfozy samego Orlanda, ale obejmuje również kontekst społeczno-kulturowy, w którym przychodzi mu w danym momencie funkcjonować. To dla Woolf okazja do snucia rozmaitych refleksji – począwszy od spojrzenia na literaturę i jej kanony w poszczególnych wiekach, przez fascynację Orientem aż po wiktoriański ideał kobiety. Powieść naszpikowana jest licznymi odniesieniami historycznymi i literackimi, których nagromadzenie może być nieco przytłaczające. Te nawiązania są jednak wyrazem wszechstronnego wykształcenia Woolf w zakresie literatury, historii oraz kultury antycznej.

Choć początkowo natężenie humoru w powieści Orlando jest znaczne, a sama autorka w listach deklarowała, że traktuje historię jako „żart”, im bliżej końca, tym bardziej patetyczna staje się narracja. Przeczucie czegoś złego, może końca romansu z Vitą, a może czegoś znacznie gorszego? To również pozostanie na zawsze w sferze domysłów. Z pewnością warto jednak zanurzyć się w tym eklektycznym świecie i samemu doświadczyć metamorfozy Orlanda.

Fot.: Wydawnictwo Literackie

orlando

Overview

Ocena
6 / 10
6

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Wesołowska-Basista

Z wykształcenia jestem romanistką. Mieszkam w Krakowie, a sercem w Zagrzebiu :) Pochłaniam książki i czekoladę, popijając kawą. Czytelniczo od kliku lat przechodzę fazę realizmu magicznego i nic nie zapowiada zmiany.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *