W sidłach rozrywki – Melanie Raabe – „Pułapka” [recenzja]

Każdy, kto ma ochotę przeczytać tę recenzję i znajduje się w grupie ludzi zawyżających statystyki czytelnictwa w naszym kraju (czyli chociaż w miarę regularnie sięga po książkę dla przyjemności), powinien najpierw odpowiedzieć sobie szczerze na jedno pytanie – czy przeszło mu kiedyś przez głowę, że sam byłby w stanie napisać dobrą powieść, potencjalny bestseller? Oczywiście nie da się tego zweryfikować, jednak myślę, że w większości przypadków padłaby odpowiedź twierdząca; większość z Was/nas, choć raz pomyślała, że poradziłaby sobie z tym zadaniem. No i tak też (twierdząco) musiała pewnego dnia odpowiedzieć sobie na powyższe pytanie laureatka Deutscher Kurzkrimi-Preis (rok 2011, za opowiadanie Die Zahnfee), wszechstronnie utalentowana niemiecka aktorka, dziennikarka i blogerka, Melanie Raabe. Dlatego też po kilkuletniej przerwie od czasu zdobycia nagrody postanowiła powrócić do pisarstwa na serio, debiutując w 2015 pierwszą powieścią, zatytułowaną Pułapka, która właśnie ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Zanim jednak książka pojawiła się w księgarniach nad Wisłą, znalazła się na listach bestsellerów w wielu innych krajach. Mało tego, wystarczy wspomnieć choćby o tym, że jeszcze przed wydaniem tej powieści (gdziekolwiek), sprzedano prawa do jej ekranizacji. Na dzień dzisiejszy wiadomo już, że ekranizacja Pułapki rzeczywiście powstanie, a za projekt odpowiedzialna będzie nominowana (za film Carol) do Oscara, Phyllis Nagy. NAJGORĘTSZA PREMIERA 2016 ROKU! – tak debiutancki thriller Melanie Raabe rekomenduje brytyjski magazyn „Elle”; zresztą, całą kampanię promocyjną omawianej powieści można określić jako imponującą i zakrojoną na szeroką skalę. Czy rzeczywiście jest to debiut aż tak udany? Czy naprawdę mamy tu do czynienia z najgorętszą premierą roku? A przede wszystkim – czy sidła zastawione przez młodą pisarkę pozwolą jej podbić serca czytelników na całym świecie, czy też cała ta otoczka i napompowany medialny balon to promocja przereklamowanego gniota, stanowiąca swego rodzaju… pułapkę?

Linda Conrads to literacki pseudonim jednej z najbardziej poczytnych autorek na świecie, której każda kolejna powieść sprzedaje się jak świeże bułeczki, a zachwytom krytyków, jak i zwykłych czytelników, nie ma końca. Wpływ na powodzenie dzieł pisarki ma nie tylko jej niepodważalny talent do tworzenia historii i przelewania ich na papier, smaczku dodaje również aura tajemniczości, jaka towarzyszy autorce bestsellerów. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które wiedzą, jak wygląda, czy też gdzie mieszka; nie udziela wywiadów, nie uczestniczy w spotkaniach z fanami, a w notkach wydawniczych każdej z jej książek widnieje zdjęcie zrobione z oddali, w dodatku z profilu. Linda Conrads, a właściwie Linda Michaelis, od jedenastu lat nie postawiła nogi poza progiem swej luksusowej willi.

Wbrew pozorom, ograniczenie do zera kontaktów z mediami i czytelnikami nie jest celowym zabiegiem, sprytnym planem pisarki, by zwiększyć swą popularność. Linda jest chora. Na co? Nie wiadomo. Brukowce i Internet huczą od plotek na temat tożsamości oraz zagadkowej choroby popularnej autorki, nikt jednak nie zna prawdy, nawet najbardziej zaufane osoby, jakimi są dla Lindy jej wydawca Norbert oraz pomoc domowa  – łamane przez asystentka – Charlotta, która odwiedza naszą bohaterkę w jej pięknej posiadłości, by przynieść zakupy, podlać kwiaty w ogródku czy zająć się pupilem pisarki, psiakiem Bukowskim (tak, nazwanym na cześć Charlesa Bukowskiego). Nikt także nie ma pojęcia o tym, że dwanaście lat wcześniej brutalnie zamordowana została siostra pisarki, Anna, a ona sama przez kilka chwil stała niemal twarzą w twarz z mordercą, którego do tej pory nie udało się ująć. Zamkniętą we własnym świecie Lindę od lat dręczą koszmary, w których główną rolę odgrywa morderca przyprawiający naszą bohaterkę o łzy i zimne poty. I tak żyłaby sobie dalej dręczona poczuciem winy i bezsilności, gdyby pewnego dnia z całkowitego zaskoczenia nie zobaczyła twarzy, która prześladowała ją latami… w telewizji! Ni stąd ni zowąd oglądająca serwis informacyjny Linda zamiera w niedowierzaniu, kiedy na ekranie w roli telewizyjnego reportera rozpoznaje JEGO. Po otrząśnięciu się z przypłaconego wymiotami, trwającego kilka godzin szoku, bohaterka wpada na jedyny w jej mniemaniu pomysł, który pomoże jej zdemaskować mordercę siostry i poznać motywy zbrodni sprzed lat. Postanawia napisać nową powieść dokładnie opisującą wydarzenia feralnej w skutkach nocy, a w ramach promocji książki ma zamiar udzielić pierwszego od lat wywiadu. Jako rozmówcę ma zamiar zaprosić… chyba sami wiecie już kogo. Linda zastawia pułapkę.

No dobrze, co więc sprawia, że debiut Melanie Raabe w dłuższej formie prozatorskiej rzeczywiście może zostać uznany za powieść przebojową, a co z kolei stanowi jego słabsze strony? Przede wszystkim zacząć należy już od samego, jakże trafnego tytułu, który z jednej strony naturalnie nawiązuje do planu, jakiego podejmuje się Linda, z drugiej kapitalnie oddaje to, od czego młoda Niemka zaczyna, wprowadzając nas w swoją historię, czyli alienację głównej bohaterki żyjącej latami w luksusowym domu, swojej własnej pułapce. Drugą i najważniejszą zaletą Pułapki jest prosty, a zarazem niezwykle wciągający styl, jakim posługuje się pani Raabe. Urodzona w Jenie pisarka co prawda nie powala oryginalnością pomysłu, pisząc książkę w książce, której główną bohaterką jest bestsellerowa autorka, jednak powieść czyta się jednym tchem! Język jest prosty i od pewnego momentu widać już, że powieść ta nie zbawi świata z uwagi na zauważalne jednak błędy debiutantki, a mimo to nie można się oderwać! No i tak jest przez trzy czwarte książki, wtedy bowiem następuje może nie tyle obniżenie lotów, co po prostu rażące wręcz pójście na łatwiznę. Prawie wszystko w tej powieści spełnia standardy czytelniczego hitu i dla wielu Pułapka takim hitem będzie, osobiście nie mogę jednak przeboleć tego, jak z naprawdę bardzo fajnego pomysłu wyjściowego i zgrabnie prowadzonej akcji w pewnym momencie Melanie Raabe postanawia sobie nagle jakby odpuścić, idąc najprostszą z możliwych dróg. Jest w tej książce jeden bardzo ważny moment, którego rzecz jasna nie zdradzę, w którym akcja i postrzeganie bohaterów zmienia się, a autorka pokazuje swój potencjał, sprawia, że czytelnik uświadamia sobie, że stać Niemkę na coś zaskakującego. Dlatego też lekkie rozczarowanie powoduje fakt, że kiedy czekamy na wielki finałowy twist fabularny, na to „WOW!”… ono po prostu nie nadchodzi.

Jak ocenić ten debiut? Raczej nie będzie to „Najgorętsza premiera roku”, nawet w swoim gatunku. Jest to jednak książka bardzo sprawnie napisana, która z całą pewnością znajdzie grono wiernych fanów. Nie da się jednak nie zauważyć kilku wad. Choć jest to „tylko” thriller, czyli powieść wpisana w najpopularniejszy chyba obecnie gatunek, od początku czyta się ją świetnie, ma spory potencjał, dlatego tym bardziej szkoda, że po skończeniu lektury należy ją traktować wyłącznie w kategoriach miłej odskoczni, przerywnika od czegoś poważniejszego. Gdybym miał porównać Pułapkę do jakieś innej powieści, która zrobiła wokół siebie taki szum, to byłaby to Dziewczyna z pociągu autorstwa Pauli Hawkins (recenzję tej książki, autorstwa mojej redakcyjnej koleżanki, znajdziecie tutaj). Nie mówię tu oczywiście o samej treści, ponieważ obu historii nie łączy (fabularnie) nic, chodzi raczej o sam styl jej napisania, o to, że jest to całkiem niezła rozrywka, jednak tylko rozrywka. Zdaję sobie sprawę, że od takiej literatury nie powinno się w zasadzie wymagać niczego więcej, jednak nieco razi to, że w obu przypadkach, a zwłaszcza w odniesieniu do dzieła Melanie Raabe, można było wycisnąć z bardzo dobrego pomysłu coś więcej, zwłaszcza kiedy widzi się, że autorka książki ma talent, umie pisać i umie wciągnąć czytelnika w opowiadaną historię. Pułapka nie powaliła mnie na kolana, a mogła. Nie zmienia to jednak faktu, że lektura tej powieści sprawiła mi frajdę i na dwa dni udało się jej oderwać mnie od szarej codzienności. Już chociażby za to, pomimo błędów, mogę Pułapkę polecić, a sam z chęcią zapoznam się z następnymi dziełami młodej autorki. Ma dziewczyna talent, musi go tylko doszlifować.

Fot.: Wydawnictwo Czarna Owca

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *