warsaw gun

Warto być upartym – Warsaw Gun – „Gonokoki” [recenzja]

Warszawska kapela Warsaw Gun to wybitny dowód na to, że należy być konsekwentnym w tym, co się robi. Owa konsekwencja prędzej czy później przyniesie pożądane owoce. Warsaw Gun nagrywali album Gonokoki aż… dwadzieścia dwa lata. Upór godny pochwały, szczególnie że ta płyta to spory kawałek solidnego, inteligentnego, melodyjnego, rock’n’rollowego grania.

Lepiej późno niż wcale. Chociaż muszę brutalnie przyznać, że polski rynek fonograficzny nie stałby się uboższy, gdyby Warsaw Gun nie zdecydowaliby się w końcu na wydanie swojej pierwszej płyty. Gatunkowo zespół kursuje w stylistyce w naszych warunkach do cna wyeksploatowanej i ogranej do znużenia. Jeśli ktoś potrzebuje porównania Warsaw Gun do jakiegoś bardziej znanego, współczesnego przedstawiciela sceny, to wydaje mi się, że najtrafniejsze będzie ono do kapeli Koniec Świata. Z tym że kiedy Warsaw Gun stawiali pierwsze kroki, to Koniec Świata nie był jeszcze w planach.

Gonokoki to trzynaście utworów, które pokazują twórczość Warsaw Gun na przestrzeni wszystkich lat istnienia zespołu, z naciskiem na lata dziewięćdziesiąte, co zresztą sugeruje książeczka dołączona do płyty. Przekrój stylistyczny jest też dosyć szeroki, dlatego powyższych porównań nie należy brać zbyt dosłownie. Otwierający płytę utwór Wszystko na Sprzedaż brzmi niczym wyjęty z co mocniejszych momentów w dorobku Republiki; szczególnie z formacją Ciechowskiego kojarzy się ostry riff w połączeniu z charakterystycznym brzmieniem fortepianu. Niestety, Warsaw Gun ten kawałek zabijają środkową melorecytacją.

Często klawisze napędzają utwory, powodując, że mają one lekko barokowy posmak, jak w Balu, co zresztą świetnie koresponduje z tekstem, który wydaje się być krytyką na odizolowane od rzeczywistości wyższych sfer życia towarzyskiego. Cezar z jednej strony jest lekki, rock’n’rollowy, z drugiej strony mamy żwawe ska. Koryfeusze, Rewolucja Błoto to natomiast punkowe jazdy, które niestety w wykonaniu Warsaw Gun wypadają dosyć topornie. Za to delikatny, z urokliwymi partiami gitar Katabas ma niewiele wspólnego z rockiem w ogóle. Panowie lubią zgłębić się w też w klimaty reggae, jak w Bogowie nad nocami, który chyba trochę zaskakująco okazał się moim faworytem na Gonokokach. Ten bardzo klimatyczny kawałek oparty został na interesującej melodii gitary i trzeba przyznać, że wokalista Maciej Gunner chyba najlepiej wypada w takiej konwencji.

WARSAW GUN - Całujcie wy mnie wszyscy! [official]

Powiem szczerze, że muzycznie jest dosyć średnio. To płyta czwórki przyjaciół, którzy postanowili zrealizować swoje odwieczne marzenie i mam wrażenie, że momentami można było lepiej się przyłożyć do samej realizacji. No trudno, ale dobre wrażenie pozostawiają po sobie teksty. Napisane prostą, lecz nie prostacką polszczyzną, pełne inteligentnych porównań i spostrzeżeń, niejednokrotnie gorzkich i trafnie opisujących naszą szarą, momentami pozostawiającą wiele do życzenia rzeczywistość. Co zaskakujące, niektóre okazały się po latach niezwykle trafne, mimo że od ich napisania minęło blisko dwadzieścia lat. Przykład? Chyba najlepszym będzie liryk do Rewolucji: Wielki umysł, wielki wódz/wprost boskość w ludzkim ciele/nasz ojciec uwolniwszy czas/wprowadzi w życie swe idee. Z czymś Wam się, Drodzy Czytelnicy, kojarzy? Nie wątpię…

Naprawdę miło, że Gonokoki zostały nagrane i wydane po tylu latach. Nie jestem pewien, czy każdy słuchacz będzie czerpał radość z słuchania płyty Warsaw Gun. Ale chyba najważniejsze jest to, że ten album w ogóle powstał. I tego gratuluję zespołowi i życzę, aby z kolejnym uwinęli się szybciej.

Fot.: Fonografika

warsaw gun

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *