zbawienie _na_sand_mountain

Wędrówka przez mrok ku światłu – Dennis Covington – „Zbawienie na Sand Mountain” [recenzja]

Literatura religioznawcza w Polsce nie wypracowała jak dotąd angielskiego odpowiednika snake handlers czy snake handle churches. Spotykamy się więc z określeniem poskramiacze wężów lub ludzie od węży. Niezupełnie jednak odpowiada to temu, co ma miejsce podczas tych jakże oryginalnych nabożeństw. Najbardziej trafnym wciąż pozostaje chyba neologizm wężownicy. Autor książki Zbawienie na Sand Mountain postanowił znaleźć odpowiedzi na pytania: Jak to jest brać węża do ręki? Czy czuje się wówczas coś specyficznego i irracjonalnego? Czy człowiek jest w stanie zapanować nad wężem? Co czuje człowiek ugryziony przez grzechotnika? I jak to jest otrzeć się o śmierć? Z własnej woli związał się blisko z wężownikami. Podczas spędzonego wspólnie czasu nauczył się ich podziwiać i szanować za wiarę. Kilka razy sam wziął węża do ręki. Jego wiara się umocniła, ale wątpliwości także. Teraz tajemnicą nie było, jak oni to robią, co robią, ani nawet jakie to uczucie. Tajemnicą było, dlaczego to robią i czemu to ma służyć. O tym właśnie jest ten reportaż.

Do dziś jadowite węże zabiły przynajmniej siedemdziesiąt jeden osób uczestniczących w nabożeństwach religijnych, podczas których dotykano węże. Ale ofiar może być znacznie więcej. Dewey Chafin – jeden z szafarzy nabożeństw –  został ukąszony aż sto siedemnaście razy!! Wydaje się to niemożliwe, a jednak. Cóż trzeba przyznać, że albo miał niezwykłego pecha, albo niezwykłe szczęście, w zależności od tego, czy przeżył ukąszenia by dać się znowu pogryźć, uważa się za szczęście.

Zacznijmy jednak od początku – skąd wzięła się praktyka brania na nabożeństwa jadowitych węży. Według wierzących rozwinęła się niezależnie na płaskowyżu Sand Mountain, mniej więcej w 1912r. i należy ją przypisać byłemu kaznodziei baptystów, Jamesowi Millerowi. Podobno mieszkańcy Appalachów mieli zejść na niziny, gdzie zorientowali się, że otacza ich wroga i jałowa pod względem duchowym kultura. W takich miejscach jak Newport w Tennessee czy Sand Mountain w Alabamie doznali wstrząsu. Stawili opór. Gdy opadli z sił, zwrócili się do Ducha Świętego. Po czym włożyli dłonie w ogień i zaczęli pić truciznę. Kolejnym krokiem było wzięcie do rąk węży. Od tego momentu trwa to do dziś. Wbrew pozorom Południe niewiele się przez ten czas zmieniło. Element wzbudzający najwięcej emocji i kontrowersji miał swoje uzasadnienie we fragmencie Ewangelii św. Marka brzmiącej następująco: Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony. A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, Węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją.

Jeśli myślicie, że widok człowieka, który „namaszczony” przez Ducha Świętego dotyka węża, przypomina ekstazę religijną – mylicie się. Autor, który był wielokrotnie naocznym świadkiem takiej przemiany, pisze: Wyraz twarzy takiej osoby, ma w sobie raczej coś  erotycznego niż boskiego. (…) Podobieństwo jest nieprzypadkowe. Tym co wycofuje się pierwsze podczas ekstazy, jest jaźń. Człowiek zmuszony jest się poddać. Ludzie, którzy biorą węże do rąk, są święcie przekonani, że oto otrzymują Ducha Św. Cóż, pozostaje to jedynie w gestii głębokiej wiary. Bo religia to wszak wiara w niewytłumaczalne.

Skąd się wzięła religia wężowników dokładnie? Podstawa jest chrześcijańska. Z metodyzmu narodził się najpierw ruch uświęcony. Z ruchu uświęconego wywodzi się Kościół Zielonoświątkowy. Z charakteryzującej oba te ruchy wiary w znaki i dary Ducha wywodzili się ci, którzy wzięli do ręki węże.

Warto jednak wspomnieć coś o samych wężach. W Stanach Zjednoczonych żyją dwie rodziny jadowitych węży i przedstawiciele obu występują w części Południa. Pierwsza o nazwie Elapiade, do której należą kobry, mamby i inne śmiercionośne węże starego świata, reprezentowane przez koralówki: wschodnie i zachodnie. (…) Ich jad to neurotoksyna, która atakuje centralny system nerwowy, przede wszystkim: oddychanie i bicie serca. Do drugiej jadowitych wężów zaliczyć możemy Crotalidare, to grzechotnikowate: grzechotniki i miedziogłowce. Ich ofiary umierają na skutek krwotoku wewnętrznego, wstrząsu kardiogennego albo niewydolności nerek i oddychania.

Węże służą nie tylko do praktyk religijnych, ale też do zabójstwa. Jeśli myślicie, że kaznodzieje w tym wyznaniu są dalecy od ciężkich grzechów i przewinień, to niestety czeka Was rozczarowanie. Wszędzie znajdziemy zarówno ludzi prawych, jak i bezwzględnych. Przykładem niech będzie aresztowanie i proces Glenna Summerforda. Oskarżony został o morderstwo żony Darlen. Jej dramat rozegrał się w szopie za ich domem przy Barbee Lane. To tutaj Glenn trzymał swoje węże, w sumie siedemnaście, zamknięte w drewnianych klatkach. (…) Od wielu dni Glenn był w pijackim amoku. Robił żonie karczemne awantury, oskarżając ją o liczne zdrady. Sceny zazdrości pewnego razu skończyły się biciem i ciągnięciem za włosy. W końcu przystawił jej do skroni pistolet i kazał włożyć rękę do jednej ze skrzyń z gadami. Grzechotnik diamentowy ugryzł ją. Oprócz tego upokorzył ją, sikając na nią, a potem jechał jak szalony drogą nr 72, grożąc, że wrzuci ją do rzeki. Krzyczał: Musisz umrzeć. Gdy wrócili jednak do domu, kazał napisać jej list pożegnalny do syna. Uciekła tylko dzięki temu, że alkohol zamroczył winowajcę i ten zasnął. To dało jej szansę wezwania pomocy. Odeszła od męża, ale i od kościoła wężowników. Glenna skazano na dożywocie.

To właśnie ten głośny proces sprawił, że Dennis zainteresował się wężownikami. Kto wie, czy to nie Bóg przysłał go tam, by napisał o procesie Glenna, a w końcu dowiedział się właśnie tego?

Fot.: Czarne 

zbawienie _na_sand_mountain

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *