Śmierć w gaju oliwnym

Węzeł florencki – Marco Vichi – „Komisarz Bordelli. Śmierć w gaju oliwnym” [recenzja]

Komisarzu Bordelli, kopę lat! Przyznać się muszę bez bicia, że po paru miesiącach rozłąki stęskniłem się za panem jak za zimną lemoniadą w duszny, upalny dzień. Tym bardziej cieszy mnie, że znowu mogę uścisnąć komisarzowi dłoń i stwierdzić, że nic się pan nie zmienił – wciąż palicie jak smok, nie odmawiacie również znamienitych posiłków i dobrego alkoholu. A te kobiety… Ja wiem, nie jest łatwo. Ale ta nowa sprawa, z którą musiał się pan zmierzyć, aż przyprawiła mnie o ciarki. Dobrze, że ten pański znajomy, Marco Vichi, wszystko skrzętnie zapisał, bo inaczej nie dałbym wiary. Już sam tytuł roboczy Śmierć w gaju oliwnym sugeruje, że nie miał pan najspokojniejszej wiosny.

Poprzednia historia z pańskiego życia bardzo mnie zainteresowała, toteż pan komisarz sam rozumie, że nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności – chociaż z sielanką ma to niewiele wspólnego. Owszem, w przeciwieństwie do tych mrocznych smutasów z północy Europy, u pana pojawia się pomimo tych wszystkich okropieństw radość z życia i czerpanie przyjemności z małych rzeczy, takich jak jedzenie czy miłe towarzystwo. Lecz mimo to, w ciemnościach wciąż czai się zło, które od dawien dawna znajduje przytulny kąt w ludzkiej duszy. Tym bardziej proszę przyjąć moje wyrazy współczucia, komisarzu Bordelli, za tak stresującą pracę. Nie dość, że pański przyjaciel zginął w tym przeklętym gaju oliwnym, to jeszcze, żeby tego było mało, w pańskim regionie pojawił się szaleniec zabijający małe dziewczynki. Zakichana sprawa, chociaż przyznać się muszę z zażenowaniem, że wciągnęła mnie od pierwszej chwili. Rozwiązywany zresztą przez pana węzeł florencki w postaci niewyjaśnionej zbrodni to coś, co przykuję uwagę żądnych wrażeń czytelników.

Przyznać się również muszę, że ta kryminalna opowieść trzymała mnie w niepewności aż do ostatnich stron. Swoją drogą, bardzo utalentowany człowiek z tego Marca Vichi – nie dziwię się, że powierzył mu pan zapisanie swojej historii. Literat z niego dobry, więc Śmierć w gaju oliwnym czytało mi się wyśmienicie. Powiem więcej, ucieszyłem się, że ten cały Vichi skupił się nie tylko na pańskim życiu zawodowym, ale również nie szczędził opisów wszelakich spotkań ze śmietanką towarzyską we Florencji. Znałem oczywiście tak wspaniale nakreślone osobistości jak Totò, Bottę, Rosę czy Dantego, które autor naszkicował już w Mordercy, którego nie było, więc miło było dowiedzieć się, co u nich słychać. Lecz nawet tak mało znaczące epizody, jak ten z irytującą panią Capecchi, były miłym dodatkiem do lektury, który każe mi wyciągnąć wniosek, że Marco Vichi bardzo polubił pańskie opowieści i nie szczędzi w swej okrytej morderstwami relacji momentów bardziej frywolnych. I nie mógłbym zapomnieć oczywiście o pańskim asystencie, młodym Pirasie, który tym razem wpadł w sidła miłości, z czego nie omieszkał komisarz sobie pofolgować; widać, że wasza relacja opiera się na obopólnym zrozumieniu, chociaż nie jest on w stanie zaakceptować pańskiego nikotynowego nałogu. Mimo to stanowicie sympatyczny duet policjantów, do którego trudno nie poczuć sympatii.

Kończę już tę dygresję o kompanach komisarza, bowiem nie za to chciałem podziękować przede wszystkim. Śmierć w gaju oliwnym to naprawdę dobry, klasyczny kryminał, którego rozwiązania zagadki nie przewidziałem aż do samego końca, gdy pan komisarz połączył wreszcie rozrzucone poszlaki i znalazł niezbity dowód na winę zbrodniarza. A sam pan przyzna, że okoliczności były niesamowite – w końcu w grę zaangażowały się mroczne duchy przeszłości, które straszyły Europę podczas drugiej wojny światowej. Przywołało to oczywiście pańskie wspomnienia z linii frontu, gdy brał pan udział w walkach z oprawcami – zarówno te retrospekcje, jak i przelane na papier rozterki miłosne utrzymują mnie w przekonaniu, że jest pan, komisarzu Bordelli, człowiekiem wrażliwym i – przepraszam, że to powiem wprost – trochę rozczarowanym życiem. Niezrozumiałe zbrodnie zaś, których jest pan świadkiem, jedynie przekonują pana, że nasz świat to okrutne miejsce. A Marco Vichi również tego nie szczędzi czytelnikowi, dzięki czemu jego proza żyje własnym życiem – wiem, że to zabrzmi komicznie, ale równie dobrze mógłby być pan fikcyjnym tworem literackim!

Jak pan komisarz pewnie się domyślił, Śmierć w gaju oliwnym, czyli drugi tom serii oznaczonej pańskim nazwiskiem, przypadł mi do gustu i liczę na to, że rychło ukażą się w Polsce kolejne niesamowite historie z florenckiej ziemi. Ponieważ do mojego kraju niektóre opowieści przychodzą z opóźnieniem, wiem skądinąd, że Marco Vichi już dawno spisał kilka następnych przygód komisarza Bordellego. Proszę się spodziewać ode mnie w najbliższej przyszłości kolejnego listu, bowiem nie wyobrażam sobie, abym miał pominąć kolejną wciągającą historię z pańskiego żywota, która przez sprawnego pisarza została ujęta w klamry klasycznego kryminału, gdzie przede wszystkim liczy się wyrazistość postaci (w tym, oczywiście, samego protagonisty), jak i zagadka, która trzyma w niepewności aż do samego finału.

Fot.: Wydawnictwo Albatros

Śmierć w gaju oliwnym

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Świetna recenzja, komisarz Bordelli byłby bardzo zadowolony :) Mnie też bardzo spodobał się drugi tom powieści – chyba nawet bardziej niż pierwszy.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *