Brudno, wściekle, nieokiełznanie. Chyba te trzy słowa najlepiej podsumowują najnowszą muzykę brazylijskich heavy/speed metalowców z Whipstriker. Ich trzecie dziecko, zatytułowane Only Filth Will Prevail, jest dowodem na to, że w metalowym podziemiu, a dokładniej w jego oldschoolowej części, nadal pojawiają się materiały, na których warto zawiesić ucho, aby nie zapomnieć, na czym polega prawdziwe, szczere, organiczne heavy metalowe granie.
Zresztą Whipstriker nie jest świeżakiem na scenie ostrego grania. Kapela powstała w 2010 roku w Rio de Janerio i na swoim koncie ma 2 LP (Crude Rock 'n’ Roll z 2010 roku i trzy lata późniejszy Troopers of Mayhem) i dziesiątki, dosłownie, dziesiątki splitów i demówek. Tak więc jak na krótki staż jest to dorobek całkiem imponujący, chociaż nie ukrywam – niełatwym zadaniem jest obadanie wszystkiego, co wypuścili spod swoich rąk muzycy Whipstriker, ale to nic, bowiem najnowszy LP Only Filth Will Prevail jest idealnym materiałem na początek poznawania tej brazylijskiej kapeli.
Whipstriker nie bawi się w półśrodki, upiększanie brzmienia i bieganie za trendami. Ich surową, nieokiełznaną muzykę należy postawić pośrodku pomiędzy Motörhead z okolic LP Overkill a pierwszą trójką Venom. Jest prosto, nieskomplikowanie, lecz zdecydowanie nie prostacko. Nie tylko „aby do przodu” zasuwa Whipstriker, lecz niejednokrotnie ucho wychwyci chwytliwy riff albo porywającą, rozdzierającą solówkę gitary, czego dobitnym przykładem może być już otwierający płytę Wainting For Doomsday. Riff od samego początku napędza kawałek, a środkowe solówki są klasą samą w sobie.
Brazylijczycy nie boją się odejść od death’n’rollowego brzmienia, ku brudnemu, dalekiemu od pompatyczności, a zdecydowanie ociekającemu krwią i zagładą speed metalowi. Mowa tutaj o porywającym Nuclear Metal Blood, z rozszarpującymi słuchacza, precyzyjnymi riffami. Innym przykładem jest świetny, z kotłującymi gitarami Death Vigilance. Ktoś może sobie pomyśleć, że Whipstriker umie tylko gnać do przodu, nie potrafiąc zagrać w średnim tempie. I tutaj zaskoczenie w postaci klasycznie heavy metalowego Flames of Hate. Oczywiście głos wokalisty, będący połączeniem barw Lemmy’ego i Cronosa powoduje, iż absolutnie nie zapominamy, z jakim zespołem mamy do czynienia.
Cieszy mnie to bardzo, że w roku 2016 powstają takie materiały. Rad jestem, że one gdzieś przebijają się ponad zalew dziesiątek tysięcy kapel, które grają czyściej, nowocześniej i ogólnie rzecz biorąc – podążają ku trendom. Whisptriker absolutnie nic w swoim gatunku nowego nie wymyślił i raczej nie wymyśli. Muzycy nawet nie próbują czegoś specjalnego zrobić w tym kierunku. Brazylijczycy biorą po prostu instrumenty do rąk, starając zabrzmieć najmocniej, zagrać najszybciej, przy okazji komponując kilka kawałków, które wpadną w ucho, a nad gitarowymi riffami będziemy kiwać z uznaniem głowami. O to, jak sądzę, chodziło. (4/5)
Fot.: Goatprayer Records