Wielkie kłamstewka na podstawie powieści Liane Moriarty zaskoczyły każdego, kto spodziewał się mdłego, babskiego serialu o snobach z kalifornijskiego miasteczka. Zamiast błahej historii o pięknych i bogatych kobietach, powstał trzymający w napięciu thriller obyczajowy. A finał pierwszego sezonu okazał się prawdziwym majstersztykiem. Doskonały montaż, aktorstwo, muzyka… trudno doszukać się tu jakichkolwiek wad. Wieść o realizacji drugiego sezonu wzbudziła więc różne emocje. Z jednej strony – radość, że nie rozstajemy się jeszcze z brawurowo zagranymi postaciami. Z drugiej – obawę, czy nie okaże się rozczarowujący na tle pierwszego. I oto w lipcu dostaliśmy możliwość skonfrontować swoje oczekiwania z rzeczywistością.
Co się wydarzyło w Monterey?
Przypomnijmy, jak to się zaczyna. Jane Chapman (Shailene Woodley) świeżo po przeprowadzce do Monterey wiezie syna Ziggy’ego do szkoły. Poznaje matki innych dzieci – Madeline (Reese Witherspoon) i Celeste (Nicole Kidman). To one jako pierwsze okazują jej życzliwość, zwłaszcza gdy Ziggy zostaje oskarżony o agresję wobec koleżanki z klasy. Matką dziewczynki jest nikt inny, jak Renata Klein (Laura Dern), władcza businesswoman, która trzęsie całym miastem. Dalej poznajemy małomiasteczkowe konotacje, rodzinne sekrety i osobiste demony. Dzięki wplecionym w bieg wydarzeń futurospekcjom z zeznań mieszkańców miasteczka, widz już wie, że dojdzie do jakiegoś zabójstwa. Kto zginie, z czyjej ręki i dlaczego, okaże się dopiero w ostatnim odcinku. O 1 sezonie miniserialu Wielkie kłamstewka w superlatywach wyrażała się już Martyna, o czym przeczytacie tutaj.
Tych, którzy w ogóle nie widzieli jeszcze drugiego (lub co gorsza, żadnego) sezonu, odsyłam na HBO GO. Od tej pory następują spoilery, więc uciekajcie szybko nadrabiać zaległości! Już? To kontynuujmy.
Życie po tragedii
Okazuje się, że śmierć Perry’ego jednoczy kilka kobiet, od tej pory zwanych przez miejscową społeczność “piątką z Monterey”. Po krótkiej naradzie wszystkie decydują się zachować dla siebie szczegóły tragedii. Jad wspólnej tajemnicy niszczy od środka życie każdej z nich, negatywnie rzutując na relacje rodzinne, zdrowie, karierę, codzienność. Wszystko, czego dotkną, zdaje się obracać w ruinę. I tu mamy przyjemność oglądać niesamowite kreacje wszystkich pięciu aktorek: (wspomniane wyżej Kidman, Witherspoon, Woodley, Dern oraz Zoe Kravitz). Najpiękniej oczywiście zbudowano na zasadzie kontrastu duet dwóch przyjaciółek: Madeline i Celeste. W pierwszą – temperamentną, głośną i przebojową wciela się Reese Witherspoon. Postać tej drugiej – opanowanej, dystyngowanej i delikatnej bardzo przekonująco zbudowała Nicole Kidman. W drugim sezonie pojawia się jeszcze jedna, dominująca postać kobieca – Mary Louise, matka nieżyjącego Perry’ego. Ci, którzy do tej pory nie doceniali aktorskiego kunsztu Meryl Streep, tym razem muszą skapitulować. Stworzona przez nią Mary Louise jest w każdym calu fenomenalna i kradnie niemal każdą scenę. Wzbudza odrazę, współczucie i dyskomfort – choć Streep wcale nie szarżuje ekspresją i stawia na minimalizm.
Dość łatwo wychwycić, że w 2 serii Wielkich kłamstewek, słabą płcią uczyniono mężczyzn. Niewiele rozumieją, tchórzą przed problemami, nie radzą sobie z emocjami, są dziecinni i naiwni. I oczywiście toczą między sobą bezsensowne potyczki. To kobiety rozstrzygają o większości spraw, widzą i czują więcej, prą do przodu nawet w bagnie po kolana. A w kryzysowych sytuacjach są solidarne i bezkompromisowe. Czy ta żeńska siła przebija się też tak wyraźnie przez literacki pierwowzór Liane Moriarty? Ciekawe!
Psikusy twórców
Nie tylko bohaterki, ale i twórcy Big Little Lies to straszne kłamczuszki. Nie raz, nie dwa bardzo skutecznie i przebiegle zwodzą widza na manowce. Niemal co chwilę mamy wrażenie, że zaraz wydarzy się kolejna tragedia. I niezmiennie, w ogromnym napięciu czekamy na ten ostateczny cios.
Nie mam żalu do genialnych mistyfikatorów – jestem pod ich ogromnym wrażeniem! Rzadko komu udało się dotąd tak zgrabnie sterować moją wyobraźnią za pomocą kadrów, montażu i muzyki.
Do psikusów zaliczyłabym też zabieg w intro. W pierwszym sezonie oglądamy twarze głównych bohaterek podczas balu przebierańców (podczas którego zresztą ginie Perry). W drugim, na zasadzie analogii, pojawiają się dzieci głównych bohaterek, które są świadkami przepychanek dorosłych, a bywa, że nawet ich kartą przetargową. A czasem są po prostu małymi szatankami o niewinnych buziach.
Słowem podsumowania
Wielkie kłamstewka to bardzo ładny serial. Piękne kadry, piękni aktorzy, piękna Kalifornia. Piękna muzyka. Pięknie rozegrane poszczególne wątki. Choć zapewne nie wszystkich usatysfakcjonuje finał 2 sezonu, wielkie brawa za poprowadzenie akcji w taki sposób, że do końca czuje się niepewność i niepokój.
Niepokój zresztą czuję do teraz. Czy Wielkie kłamstewka pokazują małe prawdy o tym, że nie da się tworzyć zdrowych, nietoksycznych relacji? Że kłamstwo jest sposobem na to, by chronić tych, których się kocha? Że zawsze do wyboru jest zło lub mniejsze zło? Że każdy przez całe życie buduje grę pozorów, pod którą wszystko jest absolutnie niepiękne? Że mówiąc prawdę i unikając kłamstw, z góry jesteśmy skazani na porażkę?
Do takich właśnie refleksji prowadzi hollywoodzka produkcja HBO GO. Kto by pomyślał!
Serial obejrzycie na HBO GO