biały dzień

Wielogłosem o..: „Biały, biały dzień”

Biały, biały dzień to drugi film w reżyserii Hlynura Palmasona, który udowodnił swój talent już przy debiutanckich Zimowych Braciach. Było to kino porywające obrazem, dźwiękiem oraz atmosferą gruzu i śniegu, choć niezupełnie bez wad. Kolejne dzieło filmowego twórcy z Islandii utwierdziło nas tylko w przekonaniu, że z całą pewnością jeszcze o nim usłyszymy. Tytuł filmu zaczerpnięty został z islandzkiego powiedzenia, które głosi: „W biały, biały dzień, gdy nieba nie można odróżnić od ziemi, zmarli mogą mówić do tych, którzy wciąż żyją”. Wydawać by się mogło, iż jest ono także myślą przewodnią twórców. W tak opisanych okolicznościach dochodzi do zdarzenia, które nieodwracalnie zmienia życie policjanta Ingimundura oraz niczym skała tocząca się ze szczytu góry, wprawiając w ruch kolejne napotkane na swej drodze, doprowadza do lawiny o nieprzewidywalnych skutkach. Film ten był oficjalnym kandydatem Islandii do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy, a jego polska premiera odbędzie się 6 marca.

WRAŻENIA OGÓLNE

Klaudia Rudzka: Biały, biały dzień to kino bardzo wyważone i stateczne. Historia, którą opowiada nam reżyser, to przede wszystkim ciężka i niezwykle bolesna próba zmierzenia się z utratą ukochanej osoby. Istotny jest fakt, że reżyser pokazuje ową żałobę z perspektywy męskiej, umiejscawiając w roli głównej Ingvara Sigurðssona. Grany przez niego Ingimundur – surowy, tłumiący emocje, ale również niezwykle kochający ojciec i dziadek, stara się wdrożyć w codzienność po stracie żony. Droga, którą pokonuje, aby ostatecznie rozliczyć się z przeszłością, stawia przed nim wiele pytań. Bohater podróżuje w czasie i odnajduje przedmioty należące do ukochanej, które pozwalają mu poznać, kim tak naprawdę była… Prawda nie jest łatwa do przełknięcia, niestety bohater nie otrzymuje taryfy ulgowej od losu i z nią także musi się rozliczyć pokonując wewnętrzną drogę krzyżową.

Małgosia Kilijanek: Dzieło Hlynura Pálmasona to precyzyjnie skonstruowana opowieść o walce z samym sobą, której dokładny przebieg nie jest dostępny dla widzów. Główny bohater, jak wspomniała już Klaudia, zmaga się z przeszłością nie tylko związaną z własnymi doświadczeniami, ale także odkrywaniem faktów, o których zdaje się wolałby nie mieć pojęcia. Stateczne kadry i plan ogólny ukazują duży związek człowieka z naturą, w tym przypadku islandzką, wydają się estetyczne i przemyślane. Z pewnością obraz wraz z tłem dźwiękowym potęguje odbiór przemian emocjonalnych służących adaptacji do nowej sytuacji, nieodłącznych postaci policjanta przeżywającego stratę. Biały, biały dzień to film, w którym skutecznie budowane jest napięcie, a oglądający otrzymuje dość wyraźną możliwość dowolnej interpretacji zdarzeń i zachowań oraz dopowiedzenia sobie samemu elementów na pozór wybrakowanego szkieletu kinematograficznej układanki.

ZALETY I WADY FILMU

Klaudia: Główną zaletą nowego filmu Pálmasona jest jego poetyka i wieloznaczność. Postępujące po sobie kadry, upływ czasu przedstawiony za pomocą zmieniających się pór roku zmuszają uważnego widza do samodzielnego wyszukiwania szczegółów i ich interpretacji. Dużo tu niedopowiedzeń i sugestii, wielu rzeczy musimy domyślić się sami. Kolejną zaletą filmu jest też bez wątpienia aktorstwo. Ingvar Sigurðsson w roli Ingimundura to postać bardzo introwertyczna, a zarazem intensywna,  której szczerze współczujemy. To również za pośrednictwem owej oszczędnej kreacji reżyser obrazuje nam całą gamę ludzkich emocji: od radości, głębokiego cierpienia straty i żalu, aż po silną potrzebę zemsty. Zarówno wadą, jak i zaletą filmu jest niespieszne tempo. W trakcie drogi, którą przechodzi Ingimundur, by doświadczyć duchowego katharsis narracja jest bardzo spokojna, co może sprawić, że niektórzy zrezygnują z dalszego seansu. Podczas historii reżyser kontempluje przyrodę, zatrzymuje się na czynnościach zwykłych, pozornie bez znaczenia, co  nieco oddala nas od dramatyzmu głównego bohatera i potęguje uczucie senności. Nie należy się jednak zniechęcać, bowiem dalsza część filmu rekompensuje nam wcześniejszą powolną narrację.

Małgosia: Zacznę od wady, w dodatku pozornej, ponieważ zgodzę się z przedmówczynią. Początkowe, powolne opowiadanie filmowej historii może nużyć, dlatego lepiej po prostu nie zaczynać seansu, będąc sennym. W niespiesznym tempie rozwoju wydarzeń tkwi jednak metoda, gdyż oddaje ono dość trafnie islandzki klimat, pozwalając oglądającym na pewien rodzaj teleportacji i tworzy wyjątkowo spójną wizję całej historii. Bardzo dobre wrażenie wywarły na mnie same kadry, zarówno przedstawiające krajobraz Islandii, jak i zbliżenia na oblicza bohaterów. Pozostawienie odbiorcom pola na własne interpretacje jest znaczącą zaletą dzieła – ekranowa opowieść, tak jak i kraina gejzerów, została osnuta warstwą mgły. By przedrzeć się przez nią i znaleźć odpowiedzi na pytania towarzyszące seansowi, należy poczekać do jego zakończenia, choć nie wydaje się być ono tego gwarancją. Zaletą dramatu, podszytego cechami thrillera, jest również gra aktorska, wyważona, opierająca się w dużej mierze na mimice.

PROBLEMATYKA

Małgosia: Stracie kogoś bliskiego nieodłączne jest przeżycie żałoby, w której za Elisabeth Kubler-Ross wyróżnić można pięć etapów: zaprzeczenie, gniew, targowanie się, depresję i akceptację. Niełatwo określić, w którym z nich znajduje się Ingimundur, pewne jest za to, że nie umie się ze strasznym wydarzeniem pogodzić. Uczęszcza na terapię (choć najprawdopodobniej nie z własnej woli), remontuje dom, co wydaje się mieć również znaczenie terapeutyczne, opiekuje się wnuczką i wspiera w obowiązkach domowych swoją córkę. Nie pracuje w służbie policyjnej, jest na zwolnieniu, ale zdarza mu się odwiedzać posterunek. W pewnym momencie spada na niego dodatkowe obciążenie, w postaci informacji, potęgujące ból związany z owdowieniem, mnożące pytania, na które brakuje odpowiedzi i powodujące jeszcze większy zamęt w życiu bohatera. Rozpoczyna on śledztwo, którego efekty są nieprzewidywalne, ale dają szansę na swego rodzaju rytuał przejścia i osiągnięcie wewnętrznego spokoju. Temat śmierci pojawia się w scenariuszu niejednokrotnie, a jednym z niecodziennych ukazań tej kwestii jest zachowanie astronauty z programu telewizyjnego oglądanego przez Salkę, który wykrzykuje: Wszyscy umrzecie! Mniej dogłębnej analizie zdaje się podlegać miłość i refleksje dotyczące potrzeb wynikających z międzyludzkich relacji.

Klaudia: Biały, biały dzień to swoisty rytuał przejścia, którego doświadcza główny bohater. To historia nieprzepłakanej żałoby i tego, jak ogromne znaczenie ma życie w nieświadomości pewnych, niezmiernie ważnych spraw. Z początkowej sytuacji, w której dowiadujemy się, że Ingimundur został wdowcem, wyłania się wielowymiarowa opowieść,w której główną rolę gra tak naprawdę ludzka psychika. Niepokój, szaleństwo, smutek to tylko niektóre emocje, które towarzyszą nam podczas seansu. Sam tytuł natomiast również można rozumieć metaforycznie, bowiem biały dzień uosabia stan w jakim znalazł się bohater, a właściwie znajduje się większość z ludzi po stracie kogoś bliskiego – zawieszenie pomiędzy  żalem i tęsknotą, a przymusem dalszego codziennego, życia.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCA W PAMIĘĆ SCENA

Małgosia: Wyróżnienie jednej sceny z całego filmu jako zapadającej w pamięć to za mało. Przejmujące wydały mi się momenty dzieła, w których dziecko narażone zostało na widok lub udział w przemocy, takie, jak scena na komisariacie, kiedy Salka, wnuczka policjanta, otrzymała do ręki reklamówkę z żywą rybą czy kadry w samochodzie, w którym doszło do konfrontacji Ingimundura z zatrzymującym jego pojazd Olgeirem. Inne obrazy równie istotne pod względem zapamiętania to dla mnie przedstawienia elementów natury, szczególnie skał w sposób niejednoznaczny, ale harmonijny (droga spadającej skały).

Klaudia: Najbardziej zapadającą w pamięć dla mnie sceną była wymowna wędrówka kamienia, której siła i ogromna symbolika tkwiła w niezwykłej prostocie. To doskonały przykład poetyki obrazu, którym można kreować WIĘCEJ za pomocą niedomówień i znaków. Kolejną ważną dla mnie sceną była sama końcówka filmu, w której Ingimundur, trzymając wnuczkę na plecach, dokonuje ostatecznego rozliczenia się z samym sobą i w końcu udaje mu się pójść dalej. Reasumując, w filmie było wiele scen, które zasługują na szczególną uwagę – oprócz tych wymienionych przeze mnie powyżej na pewno ważna była także wzruszająca scena w samochodzie, gdy Ingimundur podaje dwukrotnie rękę Salce.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI 

Klaudia: Najważniejszą postacią  jest tu bez wątpienia Ingimundur. Ascetyczny, oszczędny w emocjach i słowach, pracowity i silny policjant, ojciec, dziadek – takimi cechami można opisać głównego bohatera, który z pozoru opanowany nosi w sobie ogromny ładunek, bombę, która szuka ujścia i niestety niedługo wybuchnie. Postać Ingimundura często pokazywana jest w towarzystwie wnuczki – Salki. To również kreacja zasługująca na uznanie bowiem ośmioletnia dziewczynka doskonale kontrastuje, a jednocześnie dopełnia postać głównego bohatera. Jej dziecięca wrażliwość i bezinteresowność zdają się trzymać przy życiu, dawać siłę i nadzieję pogrążonemu w żalu bohaterowi.

Małgosia: W pełni zgadzam się z Klaudią – zdecydowanie na pierwszym planie wyróżnić można postać Ingimundura, którego kompanką codzienności jest Salka. Główny bohater boryka się z doświadczeniem samotności związanej ze śmiercią żony, a psychoterapeuta Georg sugeruje mu nierozdrapywanie ran jako najskuteczniejszą metodę na uzyskanie spokoju. Nie mamy pewności, ile czasu minęło od tragicznego zdarzenia, jednak rany, które po sobie pozostawiło nie zostały jeszcze zabliźnione. Pogodzenie się z losem i zamknięcie rozdziału związanego z przeszłością uniemożliwia bohaterowi odkrycie, które wyzwala w nim niekontrolowany proces cofania się w czasie i poszukiwania rozwiązań na jego konsekwencje. Nie wpływa on pozytywnie na stan mężczyzny, gdyż objawia się krótkotrwałym nabyciem cech podobnych do tych, które charakteryzują cyklotymię czy manię psychotyczną. Postać Salki prezentuje dziecięce spojrzenie na świat, umiejętność opowiadania o emocjach (opozycja dla zachowań dziadka) oraz beztroskę. Dziewczynka również tęskni za babcią. Elín, córka Ingimundura, oprócz Salki ma młodszego syna i prawdopodobnie oddaje się zajmowaniu domem, nie pretenduje do roli istotnej dla fabuły, jednakże wyraża smutek związany z odejściem matki. Policjanci Bjössi i Hrafn wydają się przejmować losem kolegi z pracy, jednak nie są w stanie mu pomóc. Tym sposobem koło się zamyka, a wdowiec przyjmuje rolę samotnego cierpiętnika, który usilnie stara się zrozumieć otaczającą go rzeczywistość, co wydaje się nierealne.

AKTORSTWO 

Małgosia: Złożona psychologicznie kreacja tworzona przez Ingvara Eggerta Sigurðssona (Ingimundur) pojawiając się w centrum ekranu, przykuwa całkowicie uwagę oglądającego. Aktor ten prezentuje na nim wypracowany kunszt, a grana przez niego postać składa się z całej gamy emocji, od czułości po szorstkość i oschłość. Trudno oderwać wzrok od oczu Ingimundura, szczególnie w końcowej scenie. Wspomniana już przez Klaudię ascetyczność to jego główna cecha. Sam Sigurðsson ma na koncie nagrodę Wschodzącej Gwiazdy festiwalu w Cannes, ale ważną postacią na scenie kina nordyckiego jest już od około dwudziestu lat, posiadając w swej kolekcji sześć islandzkich Oscarów – Nagród Edda. Bardzo przekonująca w swej roli okazała się młoda Ída Mekkín Hlynsdóttir (Salka), natomiast reszta aktorów również sprostała scenariuszowi, choć nie miała tylu okazji do zaprezentowania własnych możliwości.

Klaudia: Szczególną i najważniejszą rolą w filmie jest rola Ingimundura. Ingvar Sigurðsson stworzył kreację, o której się nie zapomina. Znany chociażby z serialu Trapped, dostępnego na Netflixie, z całą swoją oszczędnością w mimice, gestach i słowach przekonująco i z wielkim oddaniem, stał się odzwierciedleniem człowieka, borykającego się ze stratą bliskiej osoby i skrywanych tajemnic. Aktor doskonale żongluje emocjami, począwszy od apatii i żalu poprzez furię i szaleństwo. Reżyser za pośrednictwem Sigurðssona odzwierciedla, jak cienka jest granica pomiędzy normalnym życiem, a tym, do czego człowiek jest w stanie się posunąć motywowany żalem i złością.  Ważna jest tu także wspomniana przeze mnie postać Salki, w którą wciela się Ída Mekkín Hlynsdóttir. Bezbronna i niewinna wnuczka staje się ratunkiem dla Ingimundura i jego łącznikiem ze światem zewnętrznym. Dziewczyna bardzo naturalnie wciela się w swoją postać, a jej gra jest niezwykle dojrzała.

KWESTIE TECHNICZNE

Małgosia: Produkcję cechuje wizualna surowość, prostota, ale i wirtuozeria. Zapierające dech w piersiach kadry ukazujące krajobraz Islandii są zasługą Marii von Hausswolff. Na tle wzgórz, po łąkach biegają islandzkie konie (jedyna rasa koni występująca w tym kraju, osiągają w kłębie wzrost odpowiadający kucom – od 130 do 145 centymetrów), nad drogami rozciąga się mleczna mgła, a za oknami komisariatu faluje morze. Edmund Finnis stworzył wspaniałą warstwę muzyczną, na którą składają się odgłosy natury i instrumenty smyczkowe, współgrające z obrazem. Podsumowaniem retrospekcji, które płynnie uzupełniają rzeczywiste zdarzenia, jest zaś ballada Memories Leonarda Cohena.

Klaudia: Zgadzam się z Gosią w kwestii muzyki. Idealnie komponowała się z obrazem, dopełniając całość, nie wpływając na to, jak odbieramy ukazywane na ekranie emocje. Pod kątem wizualnym Biały, biały dzień odrobinę mnie rozczarował. Blade, acz pełne głębi, zdjęcia nie oddały w moim mniemaniu satysfakcjonująco uroku Islandii. Choć być może to ja jestem nieobiektywna, porównując Biały, biały dzień z poprzednim dziełem reżysera – Zimowymi braćmi. Natomiast bardzo podobał mi się sposób, w jaki reżyser ukazywał prozaiczne czynności. Za pomocą slow motion, dynamiki  poszczególnych scen i montażu obrazy nabierały nieco odrealnionego kształtu i charakteru. Kolejnym walorem artystycznym filmu jest sposób ukazywania detali i rekwizytów. Głębokie analizowanie kamerą zwyczajnych przedmiotów codziennego użytku w zestawieniu z emocjami przeżywanymi przez Ingimundura nabierały szczególnego, symbolicznego znaczenia.

Małgosia: W kwestii kolorystyki z pewnością nie ukazała ona tego, co w Islandii najpiękniejsze i możliwe do zauważenia na najwspanialszych fotografiach tejże krainy, jednak wydaje mi się, iż bladość oraz kontrastowość wpasowały się w przejmującą tematykę filmu, intensyfikując wrażenie mroku, tajemniczości, smutku oraz częściowej beznadziei sytuacji, w której znalazł się Ingimundur.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Małgosia: Pierwsze określenia, jakie kojarzą mi się z dziełem, to niepokojące piękno i pozorna harmonia. Powolny rozwój wydarzeń, brak hiperbolizacji czy nadmiernego dramatyzowania czynią Biały, biały dzień opowieścią wiarygodną i idealnym studium nad doskonale skonstruowaną postacią mężczyzny skazanego na męczarnie spowodowane przez liczne wątpliwości i wspomnienia. W filmie ukazano pragnienie zemsty oraz jego brzemienność w skutkach, a pytanie jakie wątek ten nasuwa brzmi: czy przez zemstę równoznaczną wyrządzeniu krzywdy można dostąpić katharsis? Okazuje się, iż do autodestrukcji człowieka prowadzić może internalizacja własnych słabości, a także niechęć do pogodzenia się z najbardziej bolesną prawdą. Liczne metafory i symbolika pozwalają na nieco nieoczywiste odczytywanie mocnej oraz przemyślanej historii wyreżyserowanej przez Hlynura Pálmasona, co stanowi niebywałą zaletę filmowego dzieła.

Klaudia: Biały, biały dzień to świadectwo ogromnego kunsztu reżyserskiego Hlynura Pálmasona. Zarówno za pomocą wykreowanych postaci, jak i obrazu samego w sobie reżyser stworzył dzieło uniwersalne, opowiadające o ogromnej stracie bliskiej osoby. To bardzo dojrzały film  z dobrze napisanym scenariuszem, który daje nam ogromny ładunek emocjonalny pozornie w surowej formie. Siłą jest tu prostota i niedomówienia, które wraz z kreacją głównego bohatera tworzą niezwykle przemyślany autorski film.

Fot.: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

biały dzień

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Klaudia Rudzka

Kino w każdej postaci, literatura rosyjska, reportaż, ale nie tylko. Magister od Netflixa, redaktor od wszystkiego. Właściwy człowiek we właściwym miejscu – chętnie zrelacjonuję zarówno wystawę, koncert, płytę, jak i sztukę teatralną.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *